Tanuki-Manga

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Manga

Okładka

Oceny

Ocena recenzenta

4/10
postaci: 2/10 kreska: 5/10
fabuła: 3/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 1
Średnia: 6
σ=0

Wylosuj ponownieTop 10

Hanakisou

Rodzaj: Komiks (Japonia)
Wydanie oryginalne: 2008-2009
Liczba tomów: 2
Tytuły alternatywne:
  • 花帰葬
Gatunki: Dramat, Fantasy
Widownia: Shoujo; Postaci: Bóstwa, Kapłani/kapłanki innych religii; Pierwowzór: Gra (otome); Miejsce: Świat alternatywny; Inne: Magia, Supermoce

Jak oszukać przeznaczenie i przy okazji ocalić świat od zagłady? Oto jest pytanie!

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Przepowiednia mówi, że za rozpętanie krwawych wojen ludzkość zostanie ukarana – kolejne opady śniegu będą początkiem niekończącej się zimy, która doprowadzi świat do zagłady. Zwiastunem końca ma być istota zwana Kuroto, zaś ostatnią nadzieją na ocalenie pozostaje młody Hanashiro, od dzieciństwa przygotowywany do roli Wybawiciela, który powinien unicestwić zapowiedzi katastrofy i uratować świat. Chłopak trenuje pod okiem opiekuna, Białej Sowy (Shirofukurou), prowadzącego również poszukiwania Kuroto, gdyż nie wiadomo, gdzie się ukrywa. Tymczasem Hanashiro, błądząc po lesie, przypadkiem trafia na tajemniczego mężczyznę i ku swemu zdumieniu odkrywa, że jego przypadkowy wybawiciel nazywa się właśnie Kuroto. Chłopak postanawia bliżej go poznać, ponieważ nie wyobraża sobie jak ten spokojny i bezkonfliktowy człowiek może doprowadzić do końca świata. Zima zbliża się nieubłaganie, a wraz z kolejnymi spotkaniami z Kuroto, Hanashiro coraz trudniej jest podjąć decyzję…

Walka z przeznaczeniem – motyw wykorzystywany wielokrotnie, nieraz do znudzenia i nieraz nieumyślnie zarżnięty przez mało wprawionych lub po prostu słabych twórców. Tym razem podany w gęstym sosie z tajemnicy, tak gęstym, że już od samego początku można mieć problem z nadążaniem za fabułą, bo ciągle ma się wrażenie, iż czegoś brakuje. Owszem, są autorzy potrafiący bezbłędnie prowadzić czytelników przez meandry historii z mnóstwem niedopowiedzeń, co jakiś czas tylko rzucając drobne podpowiedzi, podczas gdy dopiero wszystko złożone do kupy okazuje się mieć sens. Tu trzeba zadać najistotniejsze pytanie: czy fabuła Hanakisou ma sens?

Zacznijmy może od tego, że scenariusz mangi oparto na mało popularnej (jeśli w ogóle znanej szerszemu gronu w niezmierzonych czeluściach internetu) grze, podejrzewam – randkowej, jeszcze mniej znanego studia HaccaWorks*. Grać nie grałam, jednak odniosłam wrażenie, że w czasie przenoszenia historii na papier wciśnięto słonia do karafki. No dobrze, może nie był to taki ogromny słoń, raczej słoniątko, ale mimo wszystko okazało się, iż dwa tomy to zdecydowanie za mało, by w satysfakcjonujący sposób przedstawić tę opowieść.

W sumie już od samego początku wiadomo, że ze światem przedstawionym jest coś nie tak, a bohaterowie błąkają się metaforycznie bez celu. Metaforycznie, bo nie przemierzają jakichś imponujących odległości. Co prawda nie trwa to długo, ale w międzyczasie zbyt wiele się nie dowiadujemy, a gdy już na scenę wkraczają wyjaśnienia, robią to tak nagle, że robi się z tego ogromny burdel, bo wcześniej brak było jakichkolwiek zapowiedzi takiego rozwoju wypadków. Zupełnie jakby chciano zaskoczyć czytelnika, ale zrobiono to bez dawkowania napięcia, niespodziewanie rzucając go w wir odpowiedzi, które wyjęto jak królika z kapelusza.

Gdy już przyjdzie się nam zapoznać ze wszystkimi wyjaśnieniami, na jaw wychodzi, że owszem, jakiś tam pomysł był, ale bardzo ogólny, niekonkretny i niedopracowany. Bo nie mogę powiedzieć, żebym jako czytelniczka była zachwycona tym, że podstawę fabuły stanowi czyjś kaprys. Autorzy nie potrafili sprecyzować intencji sił odpowiedzialnych za obecny stan rzeczy. Ot tak, bo tak. Na pierwszy rzut oka niby wszystko jest jasne, ale wystarczy się temu bliżej przyjrzeć i już ma się wrażenie, że coś nie gra.

Wspomniałam, że pierwowzorem było „randkowiec”, a brak w głównej obsadzie pań zdaje się jednoznacznie wskazywać na przynależność gatunkową. Podejrzewam, że w założeniu manga miała zawierać wyraźny wątek shounen­‑ai, zresztą zdawać by się mogło, iż to właśnie miłość powinna motywować protagonistę do działania. Ale jeśli mam być szczera, to prócz górnolotnych słów Hanashiro, nic nie świadczyłoby o tym, że mamy do czynienia z miłością męsko­‑męską. Bo mówić to sobie każdy może, ale z żadnej strony nie padały jasne sygnały czy jakiekolwiek gesty, które miałyby świadczyć o romantycznym zabarwieniu relacji między Hanashiro a Kuroto.

Skoro już przy bohaterach jesteśmy… Miłość, namiętność i te sprawy… Wróć? Jaka namiętność? Teoretycznie można wskazać jakieś tam cechy charakteru wszystkich główniejszych postaci, ale nadal będzie się miało wrażenie, że są oni niesamowicie płytcy i bezbarwni. Posępny i cichy Kuroto kontra zdeterminowany i nieco bardziej ekstrawertyczny Hanashiro? Powiedzmy, że na siłę można to tak nazwać. Reszta, na czele z Białą Sową i opiekunem Kuroto, Czarnym Sokołem (Kurotaka), to narzędzia fabularne, które mają określoną funkcję i dwie lub trzy cechy przyklejone do czoła, by nie zostać pomylonym z manekinem. Trudno mi stwierdzić, czy ktokolwiek przekona do siebie czytelnika. Zadanie nie jest łatwe, bo przy takiej ilości dramatyzmu pozostają niezwykle bierni, a jeśli już pokazują jakieś emocje, ma się wrażenie, że są one puste. W skrócie? Bohaterowie są tak mało konkretni i konsekwentni jak sama fabuła, której umowność pozostaje zdecydowanie za wysoka.

Co kryje się za tymi ładnymi i na pierwszy rzut oka niewiele mówiącymi okładkami? W sumie nic szczególnego, bo kreskę Maki Koudy łatwo podsumować jako przeciętną, może odrobinę toporną. Projekty postaci są proste i nieco kanciaste, ale poprawne anatomicznie (na tyle, na ile mangowe ludziki mogą być realistyczne). Tła również nie są specjalnie szczegółowe, często pojawiają się rastry, które jednak nie rażą, a przynajmniej wypełniają pustkę. Sporo ich również na ubraniach, szczególnie w zastępstwie cieniowania. Dominuje wyraźny kontrast czerni i bieli bez zbędnych odcieni szarości. Ma to swoją zaletę – kadry są jasne i przejrzyste, więc nie trzeba się domyślać, co się na nich znalazło.

Czy fabuła Hanakisou ma sens? Powiedzmy, że tak. Należy jednak dodać, iż jest on nieco dziurawy, a scenariusz zbytnio uproszczony. Walka z przeznaczeniem… Czemu nie. Trzeba tylko wiedzieć z czym się walczy. Tu bohaterowie stają przed nie lada wyzwaniem, bo miałam wrażenie, że nawet autorzy nie do końca potrafili sprecyzować, o co im chodzi… Owszem, gdzieś tam coś tam majaczy i w końcu wypływa na powierzchnię, ale brakuje tu szczegółów, które mogłyby chociaż trochę całość ratować. Historia w gruncie rzeczy skomplikowana nie jest, ale nagłe przeskoki do wyjaśnień okazują się nie tyle interesujące, ile po prostu nieudane. Manga była przez to trudna w odbiorze i cóż… czego by nie mówić, zwyczajnie nudna. Początkowa tajemniczość nie wprowadzała napięcia, a kolejne wyjaśnienia wywoływały jedynie wzruszenie ramion. Całość została utrzymana w niezwykle poważnym nastroju, ale w ogóle nie potrafi obchodzić się z dramatyzmem, który tam jest, bo tak, a nie kiełkuje spokojnie. Miłośnicy zawiłych zagadek raczej nie będą zachwyceni mętnymi wyjaśnieniami, które dodatkowo podawane są w sposób mało zachęcający do dalszego czytania. Wreszcie wszyscy, którzy mają nadzieję na coś poważniejszego z wątkiem shounen­‑ai bardzo mocno się na tej mandze przejadą, bo trzeba być naprawdę zagorzałą fanką yaoi, by dostrzec tutaj jakiekolwiek ślady miłości.

Enevi, 9 września 2012

Technikalia

Rodzaj
Wydawca (oryginalny): Mag Garden
Rysunki: Maki Kouda
Scenariusz: Hacca Works