Tanuki-Manga

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Yatta.pl

Komentarze

6000

  • Dodaj komentarz
  • Recenzja anime
  • Avatar
    M
    imspidermannomore 22.01.2015 20:40
    tomik 3
    Grisznak napisał(a):
    Problemem numer jeden są bardzo mocno przycięte strony, gdzie niekiedy jedna trzecia dymku pozostaje niewidoczna, jak na przykład na stronie 54 czy 152.

    tomik 4
    Grisznak napisał(a):
    Nadal zdarzają się strony sprawiające wrażenie przyciętych, brakuje ich numeracji, a zdarzył się też przypadek obcięcia niemal 1/3 dymka – na stronie osiemdziesiątej piątej.

    Pojawiające się w tomie trzecim i czwartym kadry z obciętymi dymkami są raczej zabiegiem zamierzonym a nie wpadką polskiego wydania. Wszystkie wymienione w recenzjach tomików przypadki dotyczą kadrów flashbackowych, w których autor mangi wykorzystał pojawiający się wcześniej kadr i na nowo go wykadrował (np. wykonał zbliżenie) ucinając przy tym dymek występujący w pierwotnym kadrze (kadr ze strony 85 tomu 4 ma pierwowzór na stronie 62 tomu 2). Dodatkowo kadry flashbakowe są bardziej przyciemnione, zabrudzone. Porównałem stronę 85 (tom 4) polskiego wydania, z odpowiadającą skanlacji z angielskim tłumaczeniem. Sposób kadrowania w obu wydaniach się pokrywa. Tam też dymek z kwestią jest ucięty.

    Być może mangaka po prostu poszedł na łatwiznę. Być może chciał czytelnikom w ten sposób zasugerować, że nasza pamięć jest wybiórcza, oryginalne sceny z życia we wspomnieniach ulegają zatarciu, z wypowiedziane słowa również nam umykają. Być może jest to szczęśliwy zbieg jednego i drugiego. Nie jest to jednak wina polskiego wydania.
    Odpowiedz
  • Avatar
    M
    odpowiedzi: 1
    Kamcia 13.11.2013 09:36
    Proponuje poprawić, bo manga jest już zakończona i nie będzie więcej niż 4. tomy
    Odpowiedz
  • Avatar
    M
    odpowiedzi: 3
    C.Serafin 28.02.2013 18:59
    Wrażenia po dwunastu rozdziałach
    W trakcie poszukiwań surowców i źródeł energii firma Shanghai's Kyosei znajduje na dnie oceanu zaskakująco bogate złoże. Ponieważ występuje ono na głębokości aż sześciu tysięcy metrów jego eksploatacja wymaga sporego wysiłku. By ułatwić wydobycie na dnie zostaje założona specjalna baza połączona z powierzchnią przy pomocy windy, będącej istnym cudem techniki. Coś jednak idzie nie tak i w tajemniczych okolicznościach ginie cały jej kilkunastoosobowy personel. Dopiero trzy lata później rozpoczęto próbę jej ponownego uruchomienia, które okazuje się nadzwyczaj problematyczne, ze względu na utrudnianie mechanikom dostępu do niektórych jej części i liczne awarie. W dodatku morale jej pracowników jest żałośnie niskie, ze względu na prześladujące wszystkich koszmary, zwidy i bóle głowy. Nie wygląda też na to by oficjalna przyczyna tragedii sprzed lat, jaką ma być pożar, miała pokrycie w rzeczywistości. Jej prawdopodobne źródło jest o wiele bardziej niepokojące, a kolejne wydarzenia wskazują że jest coraz bliższa powtórzenia.

    Nieświadomy tego wszystkiego Kengo Kadokura oczekuje właśnie na swojego nowego szefa – Weina Chan Gou. I choć nie wywierają na sobie najlepszego wrażenia, to wygląda na to, że są na siebie (nomen omen) skazani. Pozostałe osoby, z którymi Kadokura będzie musiał współpracować też nie wzbudzają specjalnej sympatii. Nie wie jednak jeszcze, że nie będzie pracował na powierzchni, lecz w ponownie otwartej bazie. I choć mógłby w ostatniej chwili zrezygnować z podróży na dół, to konieczność spłacania sporej pożyczki wyjątkowo go do tego zniechęca. Popełnia tym samym poważny i być może ostatni błąd w życiu.

    Dalszego przebiegu zdarzeń można się w pewnym stopniu domyśleć, pod warunkiem, że ma się za sobą przynajmniej kilka horrorów utrzymanych w podobnej konwencji. Bohaterowie przenoszą się do całkowicie obcego środowiska, w którym dzień od nocy można odróżnić jedynie przy pomocy zegarka, a od którego oddzielają ich tylko grube, stalowe ściany i ulegająca ciągłym awariom skomplikowana maszyneria. W dodatku ich przebywający na powierzchni zwierzchnicy wiedzą o wiele więcej niż mówią i zdają sobie sprawę, że wysyłają ludzi na niemal pewną i okrutną śmierć. Pytanie tylko co naprawdę stało się trzy lata wcześniej i co czai się na dole?

    Jak przystało na horror lekturze towarzyszy powoli narastające poczucie tajemnicy i zagrożenia, wzmacnianie przez powolne tempo akcji stopniowo zdradzające kolejne odpowiedzi dotyczące zła czającego się w pomieszczeniach. Nie stroni jednak przed makabrą, na czele z widokiem ludzkich szczątków i deformacji ciał, choć nie są one rysowane dość dokładnie by wzbudzić większą odrazę. Zastosowano też znany chwyt, polegający na halucynacjach i opętaniach dopadających samotne osoby i czajeniu się monstrów w mroku. Zresztą samo zło tez nie jest zbyt efektowne i najczęściej przybiera formę przypominającą plamę czarnego tuszu.Wykorzystano także klasyczny motyw żywiącego się ludzkim ciałem upadłego bóstwa i przywołującego je bluźnierczego rytuału, co budzi oczywiste skojarzenie z mitologią Cluthu. Tym bardziej, że akcja rozwija się w kierunku nie mającym wiele wspólnego z horrorami gore i trupów jest stosunkowo niewiele. W dodatku powoli wyłaniający się obraz całej sytuacji wydaje się oryginalny i i faktycznie niepokojący, choć ze względu na niedużą ilość materiału w zrozumiałym języku (12 rozdziałów), na razie wolałbym go nie oceniać. W końcu akcja wciąż może pójść w kierunku w kierunku „ręki, nogi i mózgu na ścianie”.

    Tym co wyróżnia 6000 od innych horrorów są zaskakująco wiarygodne i przekonujące postacie, choć jedynie kilka najistotniejszych poznajemy na tyle by wiedzieć że na powierzchni pozostawili rodziny, domy i przyjaciół, lub że mają specjalne powody by znaleźć się w bazie. Główny bohater jest nieco zagubionym w życiu mężczyzną od dziecka przyzwyczajonym do pracy przy maszynach. Po przejęciu firmy w której pracował przez chińską korporację postanawia w niej pozostać, w przeciwieństwie do większości współpracowników. Jest nerwowy i zbytnio przejmuje się sposobem w jaki postrzegają go inni, a jednocześnie pełen wewnętrznej siły, którą okazuje w kryzysowych sytuacjach. Gdy zostanie zdenerwowany nie waha się też powiedzieć swoim przełożonym co o nich myśli, choć z zasady później tego żałuje. Jest więc „everymanem” z którym łatwo się identyfikować, a jednocześnie potrafi zaskoczyć.

    Wśród pozostałych bohaterów też jest sporo ciekawych postaci. Z tłumu szczególnie wybija się główny mechanik – Miwa Kusakabe, okazująca się zaskakująco rozsądną i praktyczną kobietą, zdolną do podejmowania trudnych decyzji i wyciągania racjonalnych wniosków nawet z bełkotu przestraszonej osoby. Co ciekawe nie jest też jedyną kobietą wśród załogi. Wrażenie robi też Wein Chan Gou, będący na pierwszy rzut oka typowym, sztywnym jak kij od szczotki i bezwzględnym karierowiczem, traktującym wszystkich z wyższością. Pomimo to ceni sobie ludzi mających dość odwagi by mu się sprzeciwić i stopniowo zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji. Oraz tego że jego przełożeni nie zawahają się by go poświęcić, więc zaczyna działać by uratować siebie, a przy okazji też innych. Pozostała część załogi bazy składa się z kilkunastu różnych osób: od mechaników, poprzez naukowców i lekarzy, po biurokratów, stanowiących razem zróżnicowaną grupę, w której można znaleźć paru ekscentryków. Jednak nawet statyści nie są jedynie mięsem służącym do rozsmarowania po ścianach, więc myślą i nie pchają się niebezpieczeństwu prosto w paszczę.

    Realistyczna kreska niczym nie zaskakuje, ale trzyma solidny poziom. Postacie można odróżnić od siebie na pierwszy rzut oka i niewiele wśród nich osób o wyidealizowanej urodzie, choć nie wyróżniają się niczym w porównaniu do innych mang. Wnętrza, poza kajutami, są zimne, monotonne i brudne co doskonale do nich pasuje.

    6000 jest tytułem ze sporym potencjałem i wszystko zależy od poprowadzenia jej akcji i rozwiązania kolejnych tajemnic. Na razie jednak wygląda na to, że Yumegari dobrze zrobiło starając się o ten tytuł i możliwe, że będzie to tytuł o klasę lepszy od Uzumaki.
    Odpowiedz
  • Dodaj komentarz
  • Recenzja anime