
Komentarze
Kwiaty zła
- Re: Syndrom dnia następnego . . . : xx : 13.02.2025 12:33:44
- Nowa nitka, bo poziomy osiągają poziom absurdu : Jiri50 : 13.02.2025 05:35:55
- Re: Syndrom dnia następnego . . . : Baronowa Znaks : 12.02.2025 21:42:09
- Re: Syndrom dnia następnego . . . : Baronowa Znaks : 12.02.2025 21:33:32
- Re: Syndrom dnia następnego . . . : Jiri50 : 12.02.2025 16:36:18
- Re: Syndrom dnia następnego . . . : xx : 12.02.2025 14:47:45
- Re: Syndrom dnia następnego . . . : Jiri50 : 12.02.2025 05:33:35
- Re: Syndrom dnia następnego . . . : Baronowa Znaks : 11.02.2025 17:30:10
- Syndrom dnia następnego . . . : Jiri50 : 10.02.2025 08:30:48
- Re: Zboczony zapaszek ironii . . . : Baronowa Znaks : 8.02.2025 23:32:24
Nowa nitka, bo poziomy osiągają poziom absurdu
Cóż w kwestii pań cóś tam. W sumie można całość sprowadzić do pojedynku dwóch pań cóś tam.
Z których jedna ma aspiracje a druga doświadczenie. Oczywiście, oczywiście ta doświadczona wciągnie aspirującą na swój dobrze znany teren. Sprowadzi do swojego poziomu i pokona doświadczeniem. Można? Da się?
To nawet da się sprowadzić do poziomu haremiku z nieudacznikiem w centrum. I wtedy możemy jechać . . . na znaną melodię. Oj wy piwniczaki znowu! Jakież to słabe i żałosne.
Tylko po co? Czego chcemy nie zobaczyć?
Może tego:
„ – Wiesz Takao?. Ja już dłużej nie mogę czekać. Czuję w głębi . . . tam na dole . .. takie otępienie, że mam ochotę krzyczeć. Chciałabym żeby wszyscy na świecie zamienili się w robaki. Ja zapewne też jestem zboczona”.
Oooo ileż tu nienawiści – zwłaszcza wobec siebie. Ciekawe jak to jest w niej zakotwiczone. Chmm nie wiem ale się domyślam. Chętnie obejrzę sobie ten haczyk (nie nie nie ma c), w dalszej części.
Jedynkę właśnie kończę. Zaraz zamówię następne dwie części u ulubionych trolli.
Obserwując sposób rysowania postaci można domyślać się, że autor coś tam czuł do pierwowzoru panny. Coś co jak dla mnie najpiękniej wyraził nasz książę poetów: [link]
Ale tio chyba nie wszystko. Matko ten geniusz inteligencji emocjonalnej, tytan empatii, nasz Takao dopiero w 10 odcinku anime zaczyna się zastanawiać jak ciężko jest Sawie. Jak bardzo jest z tym wszystkim sama. No w sumie lepiej późno niż wcale.
Tak się zastanawiam czy w tej mandze to wyłącznie bohater stoi przed tą tablicą wstydu pisząc o swoim wstydzie. Autor wspomina o dziwnej dziewczynce która zawsze jadła jednego gryza bułki. I jej samotności w stadzie. No w sumie miała koleżankę która odnosiła resztę do kosza. Czyżby wstyd za odrzucenie jakie ktoś jej zaserwował wzorem reszty klasy piekło kogoś jeszcze dziś?
Starczy na dziś .. .
[link] – kto mi powie dlaczego zamieszczam ten link?
Miłego dnia.
PS. XX – te tsun cóś tam to nie odwet. Też Cię kochamy! ;-)))
Co Japończycy mają z tymi tsundere?
Podobało mi się, jak każda kolejna scena utrudnia położenie bohatera. Jak to wszystko jest przemyślane i przede wszystkim zaskakujące. Świeże. Ukochana, która wydawała się na początku nudną, idealną dziewczyną, taką jak wszystkie w podobnych seriach, pokazuje swój charakter. Sawa od początku jest agresywna i ciekawa, inna niż typ tsundere, do którego zdążyli mnie przyzwyczaić Japończycy. I główny bohater. Chociaż on dla mnie jest najmniej przekonujący z całej mangi.
Generalnie tom pierwszy był naprawdę dobry. Mówię tu o polskim wydaniu, czyli o połączeniu kilku części. Zakres czasowy mniej więcej pokrywa się z tym, co było w anime, czyli do momentu jak fabuła kliknij: ukryte kończy się zgarnięciem przez policję całej trójki z drogi na górę.
Dalsze części podobały mi się coraz mniej, zaś wydarzenia po pamiętnym festiwalu były dla mnie naciągane. Kompletnie mnie to wszystko nie przekonało. A rozczarowanie jest tym większe, że pierwszy tom rozbudził mój apetyt.
Nie wiem, od czego zacząć. Po pierwsze, odnoszę wrażenie, że autor mangi darzył Sawę sympatią. Jest to, nazwijmy roboczo, taki syndrom Chyłki, jak u Remigiusza Mroza. Mamy postać, która jest wredna, podła i ma wiele cech, mogących klasyfikować ją jako antagonistkę, ale autor serii z jakiegoś powodu ją faworyzuje i lubi. To nastawienie zdaje się rzutować na prowadzenie fabuły. Tak było w tym przypadku. Zresztą, mangaka sam wspomina w różnych komentarzach, że wzorował Sawę na swojej koleżance z gimnazjum.
Nie wiem, co Japończycy z tym mają, że tak lubią kobiece postaci, które wyzywają i traktują jak śmieci męskich bohaterów. Takie odnoszę wrażenie, bo wcześniej czytałam nowelkę „Toradora” i nie mogłam dokończyć ze względu na Taigę i jej odzywki w stronę bohatera. Tutaj jest podobnie. O co w tym chodzi? Co to za syndrom sztokholmski i gloryfikowanie przemocy? Puentą tych serii może być to, że nieważne, czy ktoś się traktuje bez szacunku, jest to usprawiedliwiane jego problemami. Można się przebić przez tę skorupę i wtedy będzie dobrze. Chociaż w tej serii nie do końca tak jest; mam świadomość, że stosuję pewne uproszczenie.
Sawa napędza fabułę i z tego względu jako czytelniczka czułam cień sympatii do niej. Natomiast odnoszę wrażenie, że autor był nieco niekonsekwentny w określaniu tej historii, albo po prostu się z nim nie zgadzam.
Kiedy myślę o tym, w jaki sposób określić relacje bohaterów, to przychodzi mi na myśl, że dobrali się jak oprawca i ofiara. Cała ta „przyjaźń” była mocno toksyczna i chciało się momentami bohaterem potrząsnąć.
Być może to jest moje czepialstwo… Jakoś to wszystko mi się nie sklejało w sensowną całość. Mamy bohatera, który jest dosyć depresyjny, empatyczny i słaby. kliknij: ukryte W gimnazjum odrzuca swoją wcześniejszą muzę, bo ma z nią mniej wspólnego niż z Sawą. Jednak, czy na pewno? Czy po prostu to uzależnienie, które można tłumaczyć stresem i dojrzewaniem?
Następnie trafia na kolejną kobietę. Z jakiegoś powodu ona przypomina mu Sawę, podczas gdy mnie jako czytelniczce zdecydowanie bardziej przypomina jego czarnowłosą ukochaną. Dziewczyna jest poukładana, spokojna, traktuje bohatera z szacunkiem. Chce się dowiedzieć, co on czuje i tak dalej. A bohater zaprezentował się jako ktoś ze skłonnością do masochizmu albo do wchodzenia w związki, w których jest upokarzany, traktowany przedmiotowo i nie na równi.
Nie umiem jakoś połączyć jego przemiany, jego tęsknoty za Sawą oraz tkwienia w przeszłości jedną nogą z byciem dobrym partnerem w normalnej relacji, z zaangażowaniem w stabilny związek. Mówiąc wprost, wydaje się, że bohater (nie pamiętam imienia) ma jakiś poważny problem, bo to, co robił dla Sawy, było nieproporcjonalnie zbyt ogromne jak na to, co otrzymywał. A otrzymywał, że tak zacytuję samą Sawę, kupę gówna.
Nie wiem do końca, jak to ująć, ale… jeżeli ta relacja z Sawą była jakąś chwilową fascynacją, to wydawałoby się, że po dwóch latach bohater już w jakimś sensie odzyska stabilność psychiczną. To tak jak z odstawieniem używki, będąc w silnym uzależnieniu. Tak się jednak nie dzieje. Ciągle nie umie zamknąć tego wątku z przyszłości. Pojawia się dziewczyna, która wydaje mi się kompletnie do niego NIE pasować. Wcześniej już odrzucił taką spokojną, miłą kobietę. A tym razem z nią nawiązuje relację.
Oczywiście, najładniejsze dziewczyny, które podobają się wszystkim, akurat interesują się mrukiem i samotnikiem, który unika spotkań.
Bohater daje dużo atencji Sawie, która podczas całej serii chyba ani razu nie potraktowała go w porządku, kierowana tylko swoim egoizmem. A wydaje się, że twórca stara się przedstawić to jako coś do zaakceptowania, „bo depresja”, bo Sawa biedna itd.
Pierwszy tom polskiego wydania to dla mnie takie mocne 9 na 10, ale reszta mi się nie podobała. Wydaje się prowadzona niekonsekwentnie.
Trzeba przyznać, że seria skłania do przemyśleń, jest angażująca, o czym świadczy chociażby tak długi komentarz, jaki zdecydowałam się napisać. Dopowiadałam sobie, że bohaterowie są tak naprawdę w liceum, bo ich zachowanie wydawało się jednak bardziej pasować wiekowo do grupy licealnej. Później idą do liceum i byłam przekonana, że są już na studiach. Zdecydowanie bardziej by mi to wszystko pasowało, gdyby tak to się właśnie rozkładało wiekowo.
Ciekawe jest to, że zmieniają fryzury na przestrzeni fabuły. Mały szczegół, ale interesujący.
Pamiętam ekranizację tej serii – dosyć niefortunną, z grafiką śniącą się po nocach, ale – teraz mogę to przyznać – jakoś dopełniającą nastroju sennego koszmaru. Chociaż ten eksperyment można zaliczyć do niewypałów, bo anime nie otrzymało kontynuacji i było raczej pośmiewiskiem, to mimo wszystko mocno zapadło mi w pamięć. I jakoś pasowało do tej historii. W mandze Sawa była zbyt urocza, śliczna, a w anime przypominała brzydulę, co dodawało jej realizmu.
"Dotknij mnie, jestem tylko człowiekiem"
Zasadniczo, wyraźne są tutaj dwie części w fabule — 1. Coś, co nazwałabym „bazą” oraz 2. Coś, co nazwałabym „Zmaganiem się z przeszłością”. Każdą z nich przeczytałam z równie dużym zainteresowaniem, lecz ono wynikało już trochę z innych czynników. Pierwszą przede wszystkim z powodu coraz bardziej zagęszczającego się nastrój sennego koszmaru. Wszystko właściwie zmierzało ku katastrofie. I chociaż z początku miałam wrażenie, że poczucie zaszczucia było trochę zbyt wyeksponowane jak na rodzaj przewinienia, to potem, z każdym kolejnym błędem głównego bohatera (bo właściwie całe jego postępowanie w tej części mogłabym tak nazwać) było jak najbardziej uzasadnione. Poza tym, rodzaj nastroju, który sugeruje, że Takao znajduje się w sytuacji „bez wyjścia” zrzucam na karb czegoś w rodzaju subiektywnej narracji — chodzi mi o to, że wydarzenia obserwujemy za jego sprawą i z jego strony. A jest to jednak uczeń gimnazjum, na dodatek „miękki” i będący życiową ofermą.
Bardzo podobało mi się ukazanie oddziaływania między sobą poszczególnych bohaterów. Głównie piję tutaj do trójkąta Nakamura‑Takao‑Saeki. Rozwój ich charakterów był stosunkowo do przewidzenia, co nie zmienia faktu, że obserwowałam to z prawdziwym zainteresowaniem. Powiedziałabym, że to, o dziwo, ostatnia z tej trójki wzbudziła we mnie największą ciekawość — jej transformacja wypadła naprawdę realistycznie. Z kolei nieco rozczarował mnie wątek Nakamury. Dokładniej to brak jakiejś próby wyjaśnienia, co tak bardzo rzutowało na jej osobowość. Być może ma to związek ze wspomnianym wcześniej faktem, że całość obserwujemy od strony Kasugi, lecz nie pogardziłabym jakąś wskazówką na temat tego, co tak naprawdę w niej siedzi. Póki co ta postać pozostaje niezrozumiała. Być może tak to właśnie miało wyglądać i niektórzy to będą uważać za zaletę. A mnie czegoś tu zabrakło.
Odczuwałam lekką obawę ze względu na zmianę nastroju w części drugiej, gdzie nie ma już patologii goniącej patologię, a następuje raczej rozrachunek bohatera z samym sobą. A jednak drugą połowę czytało mi się chyba nawet lepiej. Po eskalacji zagubienia i niedojrzałości na pierwszym etapie, tutaj już do tematu podchodzi się dojrzalej. Czuję się usatysfakcjonowana zarówno kliknij: ukryte pozytywną przemianą Takao, jak i rozegraniem wątków. Łącznie z zakończeniem.
Uważam, że to faktycznie dobra pozycja. Coś, co schodzi do tematów ludzkiego upodlenia, a jednak nie robi czytelnikowi też krzywdy. Dużym plusem jest złożoność psychologiczna i rozwój poszczególnych bohaterów. Nie ma problemu z przyswojeniem fabuły, łyka się ją właściwie błyskawicznie. Również strona graficzna faktycznie mi się podobała, nawet jeśli z początku twarze wydawały mi się zbyt nadmuchane, to potem się to poprawia.
Ja polecam. Sądzę, że warto spróbować.
zawiedziony
Po prostu wciąga
perwersja
Jedna z dziwniejszych pozycji z jakimi do tej pory się spotkałem i to dziwna nie tyle pod kątem absurdalności fabuły/humoru,oryginalności (w dobrym czy złym tego słowa znaczeniu), ale swego rodzaju perwersji. I nie mam tu na myśli golizny czy czegoś w tym stylu (bo wbrew pozorom jest tego bardzo mało i to akurat moim zdaniem bardzo dobrze), chodzi o pomysły, zachowanie i osobowości postaci.
Nie potrafię wskazać elementów (bodaj nawet jednego), które jakoś szczególnie mnie w tym tytule zachwyciły, trudno jest utożsamiać się czy choćby sympatyzować z bohaterami, trudno doszukiwać się czegoś głębszego ...
Pomimo tego czyta się to świetnie ! Dawno nic mnie tak nie wciągnęło. Czekam na więcej i zachęcam do czytania. Chociaż trudno wskazać mi „target” tej mangi, bo na prawdę gdybym przed sięgnięciem po ten tytuł przeczytał jakąkolwiek recenzję/dłuższy opis to najprawdopodobniej omijał bym to szerokim łukiem. ^^
Jeju niesamowite
Podczas pierwszych sześciu tomów akcja się szybko dzieje, a w kolejnych aż do teraz jest nieco wolniej, ale nadal manga jest bardzo dobra i ta „zmiana tempa” nie jest sztuczna.
Jakbym miała napisać coś więcej o fabule i postaciach, to bym napisała niemal to samo co Ara‑chan. A kreska jest ładna ^^
Krótko mówiąc, podobało się. I polecam, polecam,polecam!
Wow wow, dobre bardzo
kliknij: ukryte Historię rozwijającą jeden z moich ulubionych motywów w literaturze – motyw popadania w szaleństwo. Chłopak w niektórych momentach naprawdę zdaje się nie wiedzieć, co czyni, a jako że bardzo się w tę mangę wciągnęłam, dziwnie płynnie udało się wczuć w jego sytuację…
Teraz o bohaterach. Jeśli miałabym stwierdzić, który z bohaterów – nie biorąc pod uwagę warstwy wizualnej produkcji – najbardziej przypadł mi do gustu, powiedziałabym, że będzie to ojciec głównego bohatera. On jeden – w przeciwieństwie do jego matki, której z kolei nie cierpię z całego serca – starał się zachowywać zimną krew w sytuacjach, które spadły na jego rodzinę, on jeden zachowywał zimną krew kliknij: ukryte (choć oczywiście, jak to człowiekowi, czasami i jemu nerwy puściły), on też – w przeciwieństwie do matki chłopaka – starał się syna jakoś WYCHOWAĆ, zamiast biadolić, że „czy wiesz, jak ja się teraz czuję, gdzie popełniłam błąd, itp.”.
Lubię postać Nakamury. Poza walorami estetycznymi – mimo swej upiorności jest naprawdę ślicznie, kobieco narysowana – fascynuje mnie, ponieważ tak trudno jest mi ją rozgryźć. Cóż, może kolejne rozdziały mangi przyniosą jakieś odpowiedzi na dotyczące jej pytania. Przypuszczam, że wszystkie osoby śledzące mangę zadają sobie te same – dlaczego ona to wszystko zaczęła? Jakie były jej motywy?
Co do fabuły to chyba nie mam zbyt wiele do napisania, jeżeli nie chcę zdradzić za dużo – powiem tyle, że niektóre akcje głównych bohaterów przyprawiały mnie o wielkie „WTF?!”, niemniej cóż, sytuacja, od której wyszła manga, jest dość niezwyczajna, tak więc i zachowanie postaci musi takie być. Prawda?
Podsumowując, jak dotąd super, wystawiam tej mandze spokojnie ocenę 9/10, biorąc pod uwagę, że jeszcze opowiedziana w niej historia nie doszła do końca. Kto wie, może finał tej opowieści będzie godzien pełnej dychy, a może autor pójdzie na łatwiznę, albo wręcz pokręci wszystko tak bardzo, że „Aku no hana” jako całokształt nie będzie warte nawet przysłowiowego funta kłaków?