Hiroki Endo - krótkie historie
Recenzja
Jeszcze nie tak dawno temu przy okazji każdej zapowiedzi nowej mangi na naszym rynku grzmiałem, że wydawcy nawet nie starają się zaproponować czytelnikom ciekawych pozycji, a tylko dogadzają wciąż tym samym grupom odbiorców, od czasu do czasu przypominając sobie, że można by tak od niechcenia rzucić jakimś Berserkiem czy innym Itou. Tyle japońskich komiksów i nic ciekawego do czytania, poza kilkoma pozycjami, które ukazują się już od jakiegoś czasu. Ale nawet mimo ich istnienia oczekiwałem czegoś innego, czego u nas jeszcze nie było, albo pojawiło się w niedoborze. I tak oto pochłonęła mnie lektura zbioru krótkich komiksów Hirokiego Endou. Ta pozycja reprezentuje właśnie to, czego na naszym rynku brakowało i to w czasie, gdy może się wydawać, że mamy do dyspozycji więcej mang niż nabywcy są w stanie pochłonąć. Sęk w tym, że nie każdemu widzi się dokonywanie wyboru między kolejną taką‑samą‑ale‑inną opowieścią o niczym dla mało wymagającej młodzieży a Nieskazitelnym i Upragnionym Gniewkiem dla kryptofantastów.
Z twórczością autora polska społeczność mangoludów mogła zapoznać się jeszcze w czasach prehistorycznych, tj. wtedy, gdy wszyscy zaczytywali się w starym „Kawaii”. Z jednej strony błogosławieństwo, z drugiej zaś żal, bowiem Eden, czyli najsławniejsza i najbardziej ceniona praca Hirokiego Endou, ukazywała się nakładem dobrze wszystkim znanego Egmontu, który nie rozpieszczał odbiorców jakością techniczną publikacji. Mimo to, jak na owe czasy pojedynczy wolumin kosztował niemało, bowiem 18 złotych, kiedy konkurencja mieściła się w przedziale 13‑15 zł. Dzisiaj na rynku wtórnym ceny pojedynczych tomów osiągają nawet 400% pierwotnej wartości. Niewiele mniej kosztują Krótkie historie, bowiem prawie 45 złotych, co ostatnimi czasy staje się standardem w przypadku mang niszowych. Na szczęście ich zawartość zwykła rekompensować koszta.
W treści wyemitowanego nakładem J.P. Fantastica komiksu zawartych jest siedem opowieści powstałych w latach 1996‑2000. Są to: Kruki, dziewczyna i yakuza, Na pewno jest bardzo ładna, Dla nas, niewierzących w Boga, Hang, Licealistka 2000, dwurozdziałowy Peron i Chłopaki nie płaczą, narysowany specjalnie z okazji premiery japońskiej edycji zbioru. Warto też nadmienić, że w oryginale była to pozycja dwutomowa, wydawca scalił ją w jedną część, nadając jednocześnie pokaźne rozmiary. Nie mam tu na myśli formatu, typowego dla bardziej „ekskluzywnych” pozycji J.P Fantastica, a raczej grubość i wagę. Te dwie cechy napawają mnie niechęcią wobec wszelkich „omnibusów”, bowiem mam zwyczaj trzymania książek w jednej ręce, co przy wielostronicowych publikacjach w miękkiej oprawie jest bardzo niewygodne. Ponadto często łamią się one wzdłuż grzbietu, ale na szczęście opisywanej mangi ten mankament nie dotyczy.
Nie będę się rozpisywał na temat fabuły poszczególnych historyjek, bowiem lakoniczne wzmianki na ten temat nie powiedzą wiele, a mogą wręcz wprowadzić w błąd osoby niezdecydowane. Jeśli czytają one tę recenzję, to zapewniam – warto. Kupić, pożyczyć, byleby się zapoznać. Na naszym rynku nie ma w tej chwili drugiej tego typu pozycji dla dorosłego czytelnika, a najbliżej leży chyba Na dzień przed ślubem. Przy czym do odbioru twórczości Endou wymagana jest nie tylko pełnoletniość fizyczna, ale też psychiczna. Autor porusza problematykę niezdrowych z punktu widzenia społeczeństwa związków, zagłębia się w psychikę bohaterów, nie stroni od brutalności, nagości i seksu, pokazując przy okazji dużo, choć jeszcze nie tyle, by zmienić kategorię dzieła. Jestem przekonany, że czytelnicy spragnieni dobrego seinena odnajdą się idealnie w rzeczywistości kreowanej przez autora Edenu, a przy okazji powspominają nieco, bowiem telefonów z wysuwaną antenką już na ulicy nie zobaczymy. A „pagiery” to co najwyżej w pewnej sławnej wsi za Białymstokiem.
Podziw wzbudza tytaniczna praca, jaką edytorzy włożyli w wyczyszczenie i przetłumaczenie napisów w tle – reklam, bilbordów, tytułów książek i tym podobnych. W większości przypadków wszystkie potraktowano jednakową czcionką, acz pismo odręczne jest odpowiednio wystylizowane. Podobnie ma się sprawa z onomatopejami, których co prawda w komiksie nie znajdziemy aż tak wiele, lecz je również zlokalizowano, wymazując bez śladu oryginały. Kwestie i zwroty mogące trapić czytelników znalazły wyjaśnienie w formie przypisów przy kadrach.
Tłumaczenia Pawła Dybały są powszechnie uznawane za udane, acz kontrowersje dotyczące pewnych jego decyzji także się zdarzały. Na pewno jednak język w mandze jest płynny, można by rzec, że kwestie dobrze leżą w ustach bohaterów. Nie brakuje przekleństw, piosenek, pojawiają się też subtelnie wplecione w dialogi powiedzenia ze współczesnej mowy potocznej. Dziwne może się wydawać spolszczenie „sempaj”, natomiast użycie zwrotu „wpadniesz na sylwka?” w odniesieniu do ostatniego dnia w roku jest moim zdaniem nie na miejscu. Przede wszystkim widać, że miejscem akcji jest Japonia, a bohaterowie noszą japońskie imiona i nazwiska. O ile „sylwek” w odniesieniu do przełomu starego i nowego roku w naszej kulturze wziął nazwę od świętujących tego dnia imieniny Sylwestrów, tak Japończycy po prostu nie stosują tego określenia, gdyż za wielu Sylwków nie znają.
W mojej świadomości od zawsze tkwiło przeświadczenie, że mangi J.P. Fantastica cechują się najlepszą jakością techniczną spośród rodzimych wydawców. Dzisiaj oczywiście zatarły się różnice, które dekadę temu oddzielały „Dżejpief” od reszty i sztandarowe pozycje z firmy Shina Yasudy to obecnie raczej średnia półka, lecz pewne ich cechy nie zmieniły się od lat. W przypadku Krótkich historii pierwsza w oczy rzuca się głęboka i pełna czerń. Szczecińska drukarnia Kadruk nie poskąpiła tuszu, ale też nie przedobrzyła, bowiem ilustracje są wyraźne, z wieloma odcieniami szarości i dobrze oddanymi rastrami. Druk jest trwały, nie rozmazuje się pod palcami, a śnieżnobiały papier nie żółknie i nie brudzi się po kontakcie ze skórą. Na uwagę zasługuje też numeracja wszystkich stron, choć potrafi ona wędrować ze skraju kartki do grzbietu. Obecność wewnętrznych marginesów pomaga w czytaniu i nie wymusza rozkładania książeczki do granic wytrzymałości okładki. Ta jest szara od frontu i powiela ilustrację z obwoluty, tymczasem grzbiet i tył są minimalistyczne, przyozdobione jedynie figurami geometrycznymi, tytułem i logiem wydawcy. Drugą stronę obwoluty wzbogaca krótki i treściwy opis zawartości komiksu. W moim egzemplarzu skrzydełka, przyozdobione ilustracjami, nie są zgięte w odpowiednim miejscu i widać na nich wąskie paseczki frontu i tyłu obwoluty, okrywającej dosyć luźno książeczkę. Mangę otwierają dwie kolorowe ilustracje, przy czym druga to ponownie obrazek z okładki.
Więcej. Więcej tego typu mang na naszym rynku! Konieczność zarobku wcale nie oznacza, że czytelnik musi stawać przed dylematem wyboru między tym samym, ale różnie zatytułowanym. Bardzo się cieszę, że co jakiś czas wydawcy doznają przebłysków geniuszu i przypominają sobie, że nie samym jaoi1 człowiek żyje. Albo, że czasem chciałby się nieco odjaoiczyć.
- zapis zapożyczony z opisanej wyżej mangi.
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | J.P.Fantastica | 4.2015 |