Tanuki-Manga

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Manga

Okładka

Oceny

Ocena recenzenta

4/10
postaci: 7/10 kreska: 6/10
fabuła: 2/10

Ocena redakcji

5/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 4,50

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 1
Średnia: 6
σ=0

Wylosuj ponownieTop 10

Ojikoi

Rodzaj: Komiks (Japonia)
Wydanie oryginalne: 2012-2014
Liczba tomów: 2
Tytuły alternatywne:
  • おじ恋
Gatunki: Romans
Widownia: Shoujo; Postaci: Łowcy nagród, Uczniowie/studenci; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Realizm

Teoretycznie – kiełkujący romans prywatnego detektywa i jego młodziutkiej asystentki, praktycznie – manga o niczym.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Arashi Sanjou, uczennica szkoły średniej, dorabia jako asystentka prywatnego detektywa, Kageyamy. Dziewczyna nie ma łatwego życia, nie z powodu prowadzonych śledztw, które są zaskakująco proste, ale z powodu szefa. Kageyama to leń i lekkoduch, większość czasu spędzający z papierosem w gębie na fotelu, a co najgorsze, niespecjalnie przykładający się do obowiązków. Mimo to jest człowiekiem sympatycznym i troskliwym, starającym się trzymać Arashi z daleka od kłopotów. Ta ciepła strona Kageyamy okazuje się niesamowicie pociągająca, gdyż bohaterka szybko zauważa, że jest on dla niej kimś więcej niż tylko pracodawcą.

Moje oczekiwania względem Ojikoi nie były duże – liczyłam na uroczy romans dwójki ludzi, którzy teoretycznie nie powinni ze sobą być. Arashi i Kageyamę dzieli bowiem nie tylko duża różnica wieku, ale i doświadczenie oraz podejście do życia (że o charakterach nie wspomnę). Chociaż Kakeru Tsutsumi stworzyła nawet niezłe postacie, całkowicie poległa na tworzeniu fabuły, którą śmiało można nazwać szczątkową. Piszę to zupełnie serio i bez cienia złośliwości – nie towarzyszymy bohaterom podczas konkretnych śledztw i wydarzeń, ale skaczemy z miejsca na miejsce, obserwując migawki z ich codzienności. Dopiero ostatni rozdział przynosi pewne zmiany i przypomina, że praca detektywa nie polega jedynie na szukaniu zaginionych psów czy młodocianych uciekinierów z domu. Mimo nagłego pojawienia się fabuły (znikającej równie szybko) nie sposób pozbyć się wrażenia, że całe sensacyjne zamieszanie ma tylko uświadomić głównemu bohaterowi, jak ważna jest dla niego młodziutka towarzyszka. Cóż, ma to jakiś sens, biorąc pod uwagę, że autorce nieszczególnie idzie udowadnianie jej „ romantycznych tez”.

Brak kryminalnego „zaplecza” nie powinien stanowić problemu, ostatecznie manga jest romansem, a nie kryminałem, ale wątek miłosny również nie istnieje! Tak naprawdę Arashi nie ma nawet pół powodu, żeby zakochać się w swoim szefie – czytelnik nie wie, co dostrzega w podstarzałym detektywie młoda i atrakcyjna dziewuszka, i jak to się stało, że jest mu tak oddana. Kageyama nie ma do zaoferowania kobiecie absolutnie nic – ani on przystojny, ani bogaty, po przebiegnięciu pięćdziesięciu metrów ledwo zipie, preferuje humor niskich lotów, pali, a wyraz „szarmancki” zapewne kojarzy mu się z jakąś egzotyczną potrawą. Od biedy można go traktować jak ojca, ale obiekt westchnień… Przykro mi, mój mózg nie ogarnia tego pomysłu, jest zbyt abstrakcyjny.

Ktoś powie „przecież miłość jest ślepa!” i w porządku, zgadzam się, ale wypadałoby to uczucie jakoś pokazać. Tymczasem mangaczka nie tylko nie potrafi przedstawić jakichkolwiek (logicznych lub nie) powodów, dla których bohaterowie mają się ku sobie – całkowicie zawodzi przy próbie pokazania rzeczonych emocji. Chociaż komiks jest w zasadzie popisem dwójki „aktorów”, wypełniających większość kadrów i toczących długie rozmowy, zupełnie nie czuć tu jakiejkolwiek chemii. Nic nie iskrzy, nie ma żadnego przyciągania, oczywiście poza wszechmocną wolą pani Tsutsumi. To poniekąd intrygujące, że całkiem sensowni i udani bohaterowie, którzy mogliby być ozdobą niejednej mangi lub uratować niejednego gniota, nie są w stanie ze sobą współgrać w tym konkretnym przypadku. Autorka wymyśliła interesujące, pełne życia jednostki, po czym postanowiła połączyć je w wyjątkowo banalny i nieprzemyślany sposób, na dodatek wrzucając w sam środek mdłej i nijakiej historii, a tym samym brutalnie mordując ich potencjał.

Arashi to prawdziwy klejnocik – nieoszlifowany i pełen naturalnego piękna. Uwielbiam bohaterki takie jak ona i z przykrością stwierdzam ich niedobór. Dziewczyna jest spokojna, uczynna i na pierwszy rzut oka nie różni się niczym od typowych nastolatek – ale jak na prawdziwą asystentkę prywatnego detektywa przystało, doskonale radzi sobie w sytuacjach kryzysowych. To zdecydowanie nie jest kolejna pusta lalka do ratowania. Arashi wybrała pracę z rozmysłem, biorąc pod uwagę ilość wolnego czasu oraz swoje umiejętności, a te potrafią zaskoczyć, gdyż bohaterce nieobce są sztuki walki, a jej kondycja fizyczna pozwala na iście kaskaderskie popisy. Przy czym autorka nie przesadziła także w drugą stronę i nie stworzyła supersilnej chłopczycy, potrafiącej rozłożyć cały gang jedną ręką. Mamy do czynienia ze zwyczajną uczennicą, która po prostu potrafi o siebie zadbać i ma świadomość, w czym jest dobra.

Na jej tle Kageyama wypada raczej nieciekawie – ot, zarośnięty, nieco żałosny detektyw, który najlepsze lata ma już za sobą, ale próbuje się popisywać przed młodszymi. Jak wspomniałam wyżej, to zdecydowanie nie jest typ mężczyzny wzbudzający poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji. Owszem, bywa uroczy w swoim niepozbieraniu, ale znacznie częściej czytelnik ma ochotę go trzepnąć. Kageyama to taki duży chłopiec, który chyba nie ma zamiaru dorosnąć, ale z uporem maniaka poucza Arashi i wbrew sobie próbuje traktować ją bardziej jak córkę niż pracownicę i co ważniejsze, ukochaną. Acz w tym względzie oddaję mu honor, gdyż dla dobra dziewczyny chowa uczucia do kieszeni i stara się ją trzymać na dystans – moim zdaniem całkiem słusznie, ponieważ tego typu związki raz, że są trudne, dwa, rzadko wytrzymują próbę czasu.

Oprócz naszej dwójki trudno znaleźć w mandze istotne postacie. Klienci agencji pozostają bezimiennymi manekinami, wypełniającymi tło. Tak naprawdę jedynymi „zauważalnymi” bohaterami drugoplanowanymi są pewien fotograf oraz była dziewczyna Kageyamy, policjantka. Nie odgrywają oni jednak większej roli, od początku do końca pozostając w tle i zupełnie nie ingerując w związek detektywa i Arashi. Gdyby ich wymazać, nikt nie zwróciłby na to uwagi.

Technicznie komiks prezentuje się przeciętnie – dużo bieli, sporo rastrów i kreska przywodząca na myśl dziewięćdziesiąt procent tytułów shoujo. Chociaż muszę pochwalić autorkę za projekty postaci – typowe, ale dopracowane, różnorodne i znakomicie oddające ich wiek. Kageyama jest facetem w okolicach trzydziestki (plus minus pięć lat) i tak też wygląda, a dodatkowe brawa należą się artystce za „wczorajszą stylizację”: trzydniowy zarost (i pan go nie goli, żeby nagle przeobrazić się w bishounena), wymięty garnitur, worki pod oczami i wszystkie inne cechy, które powinien posiadać szanujący się prywatny detektyw, wyznający „tumiwisizm” i żyjący od sprawy do sprawy. Drugą zaletą jest poprawna anatomia, a co za tym idzie, udane dynamiczne ujęcia. Kakeru Tsutsumi potrafi oddać ruch, odpowiednio rysując sylwetkę, bez uciekania się do kontrastów czerni i bieli czy abstrakcyjnych plam oraz linii. Gdybym miała wskazać największą wadę, byłyby to z pewnością bardzo ubogie tła – w większości wykonane szybko i bez pomysłu, aby tylko coś tam z tyłu było i wszechobecna biel nie rzucała się w oczy. Cóż, kolejny przeciętniak, od którego co prawda oczy nie rozbolą, ale i trudno liczyć na wyjątkowe doznania estetyczne.

Ojikoi to przykład koszmarnie zmarnowanych bohaterów. W tym przypadku zawiodło wszystko – nie można mówić o jakimkolwiek potencjale, bo niestety przy tak beznadziejnych założeniach fabularnych nawet najlepsze postacie i wybitna oprawa graficzna niewiele by pomogły. Być może mangaczka miała pomysł na historię, ale albo był zaledwie szkicem, któremu zabrakło porządnego wykończenia, albo też nie potrafi przelewać idei na papier. W efekcie otrzymaliśmy dwa diamenty tak zasypane burym i nijakim popiołem, że trudno dostrzec choćby ich zarys, że o błysku nie wspomnę. Nie polecam Ojikoi nikomu – szkoda czasu na byle co, zwłaszcza że manga nie sprawdza się także jako niezamierzona komedia. Co tu dużo mówić, nuda straszliwa, proszę Państwa…

moshi_moshi, 15 czerwca 2013

Technikalia

Rodzaj
Wydawca (oryginalny): Hakusensha
Autor: Kakeru Tsutsumi