Dia Game
Recenzja
Choć na to nie wygląda, Dia jest wampirem ze sporym stażem. Niestety, mimo że ma łagodną naturę i nikogo nie krzywdzi, nie może znaleźć w życiu spokoju, gdyż od lat ścigają go łowcy. W nadziei, że się od nich uwolni, ucieka daleko, aż za morze: do Japonii. Tam nieoczekiwanie znajduje schronienie w domu pewnego handlarza, Totsuki. Mężczyzna nie pyta o nic i jest w stosunku do wampira bardzo miły i opiekuńczy. Dia odwdzięcza mu się pomocą w sklepie, dzięki czemu dość szybko poznaje kulturę i obyczaje nieznanego kraju. Bardzo mu się podoba to nowe, beztroskie życie, podobnie jak nowy opiekun, jednak czy taka sielanka może trwać w nieskończoność? Śladami wampira nieubłaganie podąża łowca, ten sam, który ściga Dię od lat: Kuro. Z jakiegoś powodu nie zabił on jeszcze wampira, podobno dlatego, że ten nigdy nie uczynił nikomu krzywdy. Niemniej teraz siedzi w ukryciu i najwyraźniej spokojnie czeka, aż krwiopijca popełni błąd… Tylko czy aby na pewno tylko o to mu chodzi?
Dia Game niczym nie zaskakuje, dość łatwo można odgadnąć bieg wydarzeń już po kilku pierwszych stronach. Fabuła jest przewidywalna, bohaterowie poprawni, ale bez głębszego rysu, a kreska całkiem przyjemna dla oka. Faktem jest, że chociaż brakuje tej mandze wyraźnych zalet, nie ma ona też poważnych wad – raczej nie obraża inteligencji czytelnika, nie irytuje też i w gruncie rzeczy czyta się ją całkiem przyjemnie, chociaż znika z pamięci po kilku minutach od zakończenia lektury. Całkiem rozsądny sposób na zabicie czasu w autobusie czy też okazja, by dać szarym komórkom chwilę wytchnienia, ciesząc jednocześnie oczy ładnymi rysunkami. Jest i „mięsko” w postaci dwóch scen erotycznych, co zapewne ucieszy większość fanek gatunku. Cóż, tyle z mojej strony jeśli chodzi o krótkie podsumowanie mangi, a jeżeli ktoś czuje niedosyt, zapraszam do zapoznania się z recenzją główną Dia Game.
Początki niemal zawsze są trudne, ale jak na pierwszą wydaną mangę, wydawnictwo Ringo Ame poradziło sobie całkiem nieźle. Tak jak większość mang ukazujących się w Polsce, również ta jest zaopatrzona w lśniącą, lakierowaną obwolutę (całkiem ładną, chociaż mogącą wprowadzać w błąd co do płci głównego bohatera), która dobrze zabezpiecza tomik przed zniszczeniem. Pod spodem, co już nie takie częste, zamiast czarno‑białej wersji obrazka z obwoluty, został umieszczony krótki komiks. Pierwsza strona zawiera kolorową ilustrację, a dalej znajduje się spis treści: niestety zupełnie nieprzydatny, gdyż spośród 164. stron mangi ponumerowano jedynie siedem, a to zdecydowanie zbyt mało. Papier jest śnieżnobiały, jednak w niektórych miejscach druk przebija na drugą stronę: niektórych będzie to irytować, inni pewnie nawet nie zauważą. Samej jakości druku niewiele mam do zarzucenia, może miejscami mógłby być bardziej nasycony, ale nie przeszkadza to w lekturze. Niestety w wielu miejscach widać, że nie zachowano marginesu i naruszono strony, niekiedy dość poważnie: bardzo wiele dymków jest przyciętych, a na niektórych stronach, na przykład na początku rozdziału piątego, cięcia dosięgły nawet tekstu. Do tłumaczenia nie mam większych zastrzeżeń, czyta się je całkiem dobrze i ustrzegło się błędów. Niezbyt szczęśliwie wypadło tylko rozmieszczenie tekstu w dymkach, zwłaszcza w jednym miejscu, które część fanów bardzo rozbawiło: „I wszę… dzie”, chociaż zasadniczo błędu tu nie ma.
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Ringo Ame | 3.2014 |