Komentarze
Vampire Princess Miyu
- komentarz : TomE : 19.10.2018 13:58:37
- Re: Tłumacz : Yumi : 2.06.2014 13:14:54
- Re: Tłumacz : Grisznak : 2.06.2014 10:47:20
- Tłumacz : ukloim : 1.06.2014 23:27:37
- Nawet, nawet, ale spodziewałem się czegoś lepszego. : @leksy12 : 16.05.2012 19:23:11
- Przesada : VampireKnightRima : 9.03.2012 15:52:06
- ?! : Miyufan : 25.12.2011 15:35:24
- komentarz : alice : 30.08.2011 22:41:02
- komentarz : Okichi : 25.06.2010 07:54:21
- Kreska : Okichi : 25.06.2010 07:50:16
Tłumacz
Nawet, nawet, ale spodziewałem się czegoś lepszego.
Przesada
PS. Jestem w piątym tomie, niedługo kupie resztę. Czy ktoś wie, gdzie mogę dostać „Nową Miyu”?
?!
Nie zaciekawiła mnie Wampirza Księżniczka na papierze ,a szkoda , bo anime było udane
3/10 chociażby za kreskę
ja nie żałuje że przeczytałam vampirzyce
jak wydmuszka - piękna skorupka, pusta w środku
fabuła jest prosta jak konstrukcja cepa, nie ma w niej nic, co zaskakuje, historia nie wciąga, a określenie „horror” śmieszy niesamowicie. uderza za to przeładowanie dramatyzmu, patos podkreślany aż do znudzenia i to, na co zwróciła uwagę recenzentka – dziwny sposób prowadzenia historii, wyrwane z kontekstu, szybko nakreślone wydarzenia – wywołuje to wrażenie, że akcja w ogóle się nie rozkręca, bo ilekroć zaczyna się coś dziać – szast prast wkracza Miyu i Larva, załatwiają tego paskudnego nikczemnika i dawaj, biorą się za następnego.
co do samej Miyu – ostatni raz takie natężenie wewnętrznych rozterek obserwowałam w liceum, czytając Dziady cz.II i modląc się, aby ten przeklęty Gustaw/Konrad powiesił się w celi i żebym nie musiała się z tym użerać. nie znoszę bohaterów, którzy mają problemy przez duże P i taką traumę, że nie potrafią zapomnieć o niej nawet odgrzewając obiad. Miyu jest SMUTNA. i POSĘPNA jest. ogólnie jest TRAGICZNA – w pełnym zakresie tego słowa.
rozśmieszyła mnie jedna z uwag poniżej, dotycząca rzekomej inteligencji czytelnika wymaganej do zrozumienia Trudnej Duszy Zagubionej Księżniczki Miyu.:) osobiście uważam że przy tej mandze można spokojnie wyłączyć mózg, chyba, że…nie, nie mówcie mi, że ktokolwiek może uważać że portret psychologiczny głównej postaci jest w jakikolwiek sposób ciekawy i wiarygodny??
btw postaci epizodyczne nie są wprowadzane w literaturze tylko po to, aby czymś zająć głównego bohatera, ale zwykle z konkretnego powodu. tworzenie postaci z założenia epizodycznej nie usprawiedliwia jej wewnętrznej pustoty. W „Miyu” postaci są szablonowe, proste, nie dowiadujemy się o nich za wiele. nie są one tyle epizodyczne, co szczątkowe, podobnie jak opisywane wydarzenia.
miałam serdecznie dość tej mangi po 5 stronach, wyczuwając już ten przybijający patetyczny klimacik i dostając piany na ustach za opisywane na „odwal się” wydarzenia. zero głębi, zero sensu, zero emocji, zero czegokolwiek.
górna granica wieku dla tej mangi – 13‑14 lat, w przypadku dziewcząt wybitnie mrocznych i gotyckich – 15 lat, które lubują się w takich naciąganych klimatach, dramatyzmie, i Poważnych Problemach. mam wrażenie, że na okładce powinno być -16.starszym nie polecam, bo ani to dobre, ani prawdopodobne, ani zabawne, ani straszne. nie mogę zrozumieć osób, które piszą, że Miuy „potrafi wzruszać do łez” – albo ja jestem kompletnie nieczuła, albo ktoś jest nadwrażliwy. Szczerze, bardziej wzruszył mnie ojciec rybki Nemo z „Gdzie jest Nemo”, który szukał swojego synka po oceanach ;) „Miyu” zupełnie jak coca cola zero – zero kalorii, zero smaku. 2/10, tylko z powodu kreski – inaczej byłoby 1/10.
dziełko idealne dla pokolenia EMO, i jak rozumiem, z niego rekrutuje się większość fanów. osoby z mojego pokolenia raczej nie znajdą nic dla siebie, jako że „za naszych czasów” płakanie w kącie i czesanie włosów na boczek nie było supertrendy.
ehh, teraz jak tak patrzę, to pojechałam chyba trochę za ostro – ale naprawdę nienawidzę dorabiania na siłę głębi do takich „dzieł”. osoby, które jeszcze nie czytały w liceum romantyków pojmą moja frustrację, kiedy polonistka będzie im ukazała głębie charakteru tego cymbała Wertera :)
Hmmm
dziwna
Karen
Świetna manga, która niestety potem traci...
dosć dobra manga ...
(pomijam 1 tom ) . Rysunki są statyczne , oszczędne , po prostu bardzo eleganckie i ładne,
Fabuła- niekiedy trudna do zrozumienia , skłaniające do przymyśleń < zwłaszcza egzystencjalnych ;)> , czasami zbyt zagamtwana , ale to już taki urok tej mangi :P… Historie opowiedziane w tych dziesięciu tomikach mają zróżnicowaną tematykę – od klasycznego horroru <tom 1 > poprzez fantastykę , romans i dramat , choć motywem przewodnim są wampiry .Może dlatego nie zdążyłam się znudzić i nie zaprzestać kupna tego tytułu – a trzeba przyznać , że jest ładnie wydany – obwoluta , kolorowe strony wydane na kredowym / śliskim papierze i wyraźny druk na białych kartkach .
Podsumowując , polecam , ale tylko miłośniczkom
(bo facetom raczej się nie spodoba , chociaż od reguły są wyjątki )japońskich klimatów i horrorów z domieszką romansu , oraz dla tych którzy są estetami ładnej kreski .
Mi tam sie podoba ta manga
Zła ocena!!
;]
Manga jest fajna. Na początku kreska wydawała się ciut za „słodka”, ale w miarę czytania można się przyzwyczaić ;]
Ma swój klimat, to trzeba przyznać. Chociaż faktycznie, ciekawe co to robi w kategorii horror, Miyu to nie Alucard… >]
Prędzej gotyk/psychologiczne, jak na mnie ;)
Beznadziejna recenzja
Cóż
no cóż
Było to mniej więcej wtedy, gdy wyszły dopiero dwa tomiki. Pierwszy to graficzne nieporozumienie, ale od drugiego kreska jest o wiele bardziej dopracowana.
Lubuję się w klimatach tzw „mrocznych”, więc Miyu przypadła mi do gustu.
Nie ukrywam, że wolę jeden głowny wątek fabularny z różnymi pobocznymi, gdzie akcja dokądś zmierza, jednak urok VPM jest właśnie w tych pojedynczych historyjkach, które sprawiają, że opowieść wydaje się być krucha jak szkło.
W recenzjach trudno zachować obiektywizm. Sama dopiero zaczęłam pisać na Tanuki i walczę z nim, ale nie zawsze mi to wychodzi. A że autorka recenzji woli serie przygodowe z większą ilością akcji, no cóż wszystko jest kwestią gustu. Zresztą zawsze można napisać recenzję alternatywną. :)
Recenzentce poszło na mózg.
Z przykrością kończę komentarz.
Najbardziej japońska z mang
Zacznę od tego, że VPM nie jest mangą prostą w odbiorze. Wymaga skupienia, spokoju i, paradoksalnie, znajomości Japonii dużo większej, niż w przypadku innych mang. Nie wyobrażam sobie czytania jej w zatłoczonym autobusie czy w przerwie między zajęciami, w ten sposób na pewno nic się nie zrozumie. Miyu, czerpiąca garściami z tradycyjnej sztuki i wierzeń japońskich, oparta jest głównie na skojarzeniach i luźnych obrazach. Niczym w poezji Haiku czytelnik musi po części się domyślić, po części zdać się na intuicję by zrozumieć co w pełni autorka chciała przekazać, a często po prostu pogodzić się z faktem, że widzi tylko wycinek większej całości. W VPM fabuła nie tyle toczy się od punku a do punktu z (jak w typowym komiksie/powieści) ile płynie, lawiruje, często się powtarza zataczając kręgi dokoła jednej kwestii. Jednocześnie pełna jest niedomówień i subtelności. Pod tym względem przypomina klasyczne japońskie powieści (choćby Kojiki), gdzie ważna jest nie tyle treść, ile forma i uczucia. I tam, i w VPM fabuła często rozbita jest na dziesiątki na pozór nie powiązanych ze sobą obrazów i trzeba sporej dozy skupienia by powiązać je w logiczną całość. Miyu nie krzyczy wydarzeniami, raczej cicho szepcze, zmuszając do zastanowienia. Nie mówi o uczuciach, tyko je pokazuje. Stonowane, wyciszone, delikatne i nieodmiennie smutne. Tu nie ma szczęśliwych zakończeń, zawsze dominuje w nich zaduma, subtelna sugestia że jedno zdanie, a wszystko mogło być inaczej, żal za straconym życiem. Miyu uwodzi czytelnika, ale tylko skupionego i chcącego by go uwiodła.
Temu podporządkowana jest forma (a tej podporządkowana jest fabuła). Kto kiedykolwiek miał dłuższy kontakt z tradycyjną sztuką japońską pewnie zauważy podobieństwa. Kreska w Miyu jest w prostej linii nawiązaniem do malarstwa tuszem i kaligrafii. Tak jak one jest oszczędna, operuje linią i plamą. Oszczędne stosowanie rastrów, częste zestawienia czerni i bieli mają na celu zmusić czytelnika do skupienia się na rzeczach naprawdę ważnych. To nie jest to manga która próbuje oszołomić graficznymi fajerwerkami czy przytłoczyć ilością szczegółów, raczej pozwala na wydobycie tego co naprawdę ważne: emocji, nastroju. Dodatkowo obraz potęguje efekt płynięcia całości. To nie jest miejsce na traktaty o sztuce i estetyce Japonii, ale, upraszczając, malarstwo tuszem ma na celu wywołanie wrażeń estetycznych jak najoszczędniejszą formą (im mniej, tym lepiej). Kilka kresek musi wystarczyć do przekazania „co artysta miał na myśli”, a to czego one nie powiedzą widz powinien sam sobie dopowiedzieć, dodatkowo treść jest przyporządkowana formie. Ten sam zabieg mamy w VPM: dwie, trzy kreski ustawiają cały kadr a kilka zdań musi wystarczyć, do przekazania fabuły. Oczywiście często odbywa się to kosztem czytelności, ale to akurat jest mniej ważne. Z resztą, sama Miyu na swój sposób nam przekazuje co autorka miała na myśli tworząc tą mangę; „Mnie interesują tylko piękni ludzie” mówi w pewnej chwili, a czytelnik sam może sobie dopowiedzieć „piękni i nieszczęśliwi”.
Ważną rzeczą jest też motyw smutku nad przemijaniem piękna. Silnie skontrastowany z nieśmiertelną Miyu i Larvą, uważanymi przecież za piękne istoty!, przewija się przez wszystkie opowiadania (i całą sztukę oraz kulturę Japonii, w końcu podziwianie kwitnących wiśni ma na celu przypomnienie o kruchości i przemijalności piękna). Czytając mangę nie raz miałam wrażenie, że autorka stara się zwrócić uwagę czytelnika, zwłaszcza japońskiego, by na chwilę się uspokoił i wyciszył, czasem obejrzał się do tyłu. Taka właśnie jest manga: VPM ma być przyjemnością dla oczu oraz swoistym przypomnieniem, że warto choć na chwilę przystanąć i delektować się chwilą, i w tej roli sprawdza się doskonale.
Nie chcę przez to powiedzieć, że VPM jest arcydziełem i mistrzostwem świata. To nie jest manga o wybitnie głębokich treściach. To historia elegancka i subtelna, enigmatyczna w swojej formie, grająca na uczuciach czytelnika. Tak jak sztuka japońska kręgu dworskiego (teatr No, wspomniane Haiku czy kaligrafia) trochę zjada swój własny ogon, pod wysublimowaną formą chowając czasem bardzo proste historie, a czasem wręcz pustkę (poza wspomnianym wyżej głównym przesłaniem). Tylko, czy czasem nie warto zobaczyć czegoś pięknego tylko dla piękna? I poczytać historii opowiedzianej z ciszą i wdziękiem? Czy czasem nie jest przyjemnie poczuć się smutnym, tylko po to by potem móc wrócić do naszej zabieganej rzeczywistości? Polecam VPM wszystkim chcącym zobaczyć coś naprawdę eleganckiego. Ale uprzedzam, pełny urok tej mangi można odczuci tylko wieczorem, albo w czasie deszczu czytając ją w ciszy i spokoju.
Na koniec polecę jeszcze artbooki Narumi Kakinouchi (moim skromnym zdaniem prawdziwe majstersztyki) oraz czołówkę serii TV: ta ostatnia co prawda składa się tylko z tradycyjnej muzyki japońskiej i kilku statycznych rysunków tuszem, ale jakie to rysunki!
...
Manga nie jest przeznaczona dla wszystkich. Krew się w niej leje dość często, pożary niszczą ludzi i nieludzi. Dlatego też zyskała dopisek „horror”. Chyba nie pokazałabyś czegoś takiego siedmiolatkowi?
ojoj
Wynika to z faktu, że manga ta nie ma jednego wątku fabularnego, ciągniętego przez wszystkie tomy. Tylko czy to wada? To już zależy, ja, który fanem serialozy nie jestew, byłem z mangi bardzo zadowolony, uważam ją zresztą za jedną z lepszych, jakie u nas wydano. Szkoda tylko, że nie wydano całości.
...
Dodatkowo: w wydaniu JPFowskim ZNAJDUJĄ SIĘ kolorowe strony. Zawsze chyba 2 na początku tomu.