x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w polityce prywatności.
Naprawdę kawał dobrej lektury. Fabuła ciekawa, postacie charyzmatyczne, kreska śliczna. No i Dazai. Kocham gościa po prostu. Jedyny minus taki, że w miarę rozwoju akcji zarówno on, jak i reszta Agencji Detektywów schodzi na nieco dalszy plan. Ale ogólnie – miodzio.
Pomysł, aby w głównych rolach obsadzić same znane nazwiska, jest zwyczajnie genialny. Kiedy spływający rzeką niedoszły samobójca przedstawił się jako Dazai Osamu chrumknęłam a wręcz chrumkłam. Mamy tu doprawdy całą japońską klasykę, a w późniejszych rozdziałach pojawia się też klasyka zachodnia i ocieraniu łez radości nie ma wręcz końca. Aby w pełni docenić urok tego pomysłu potrzebna jest jednak chociaż pobieżna znajomość życiorysów i twórczości pierwowzorów bohaterów. To właśnie postaci są największą siłą tej historii. Wykreowano je naprawdę zgrabnie i z humorem. Ale? Ten największy plus jest też, niestety, największym minusem. Bohaterów jest zwyczajnie za dużo, strony mangi zapełnia stado indywidualności, które wchodzą sobie w drogę i zaćmiewają się wzajemnie, dając dowód prawdziwości przysłowia, że co za duzo, to niezdrowo…
Fabuła? Coś, co pierwotnie zapowiadało się na lekką komedię, szybko transformuje się w wojnę na moce Agencji Detektywistycznej – ci dobrzy, z Mafią – ci źli. A potem pojawia się jeszcze Gildia – jeszcze inni źli, których chcą zaorać wszystko. I niby obie złe organizacje mają jakieś Plany i uzasadnione Intencje, i bardzo Knują, to… w efekcie wszystko sprowadza się do prezentowania kolejnych Nazwisk i ich Mocy, co pomalutku zaczęło mnie męczyć. Początkowy entuzjazm diabli wzięli.
Jedyne co pozostaje, to cieszyć się ładną kreską i „smaczkami”, do czasu, kiedy natężenie „smaczków” zacznie mdlić.
Fabuła? Coś, co pierwotnie zapowiadało się na lekką komedię, szybko transformuje się w wojnę na moce Agencji Detektywistycznej – ci dobrzy, z Mafią – ci źli. A potem pojawia się jeszcze Gildia – jeszcze inni źli, których chcą zaorać wszystko. I niby obie złe organizacje mają jakieś Plany i uzasadnione Intencje, i bardzo Knują, to… w efekcie wszystko sprowadza się do prezentowania kolejnych Nazwisk i ich Mocy, co pomalutku zaczęło mnie męczyć. Początkowy entuzjazm diabli wzięli.
Jedyne co pozostaje, to cieszyć się ładną kreską i „smaczkami”, do czasu, kiedy natężenie „smaczków” zacznie mdlić.