Summer Wars
Recenzja
Po ujawnieniu w końcówce poprzedniego tomu rewelacji na temat tego, kto jest twórcą Love Machine – wirusa odpowiedzialnego za chaos w wirtualnym i realnym świecie – klan Jinnouchi przeżywa poważny wstrząs. Rzeczony twórca natomiast, czyli czarna owca rodziny, przybrany syn babci Sakae, nie zyskuje tego, na czym mu najbardziej zależało, a w ostatecznym efekcie jego wybory (w ramach pewnego rodzaju czysto ludzkiej głupoty sensownie umotywowane, choć zostało to dość pospiesznie przedstawione) prowadzą do prawdziwej tragedii nie tylko w Oz, ale przede wszystkim w łonie klanu. Nim do tego dojdzie, Sakae, doceniająca Kenjiego bardziej niż on sam siebie, powierzy mu opiekę nad Natsuki, co zmotywuje go do ponownej próby stawienia czoła wirusowi, wciąż rosnącemu w siłę.
Sekundują mu w tym nie tylko Sakuma i Kazuma, ale też praktycznie cała (z pewnym wyjątkiem, który będzie mieć znaczenie dla rozwoju wydarzeń) męska część rodziny. Ponieważ w grę wchodzi honor Jinnouchich, mężczyźni nie wahają się przed niczym i działają jak znakomity zespół, wykorzystując wszystkie dostępne im, niebagatelne środki i swoje umiejętności, tak jak nauczyła ich Sakae. Tymczasem kobiety zajmują się sprawami równie ważnymi i wymagającymi uwagi, choć zupełnie innej natury. Tym, co najbardziej mi się spodobało w drugim tomie mangi, był właśnie kontrast między rozumowaniem, zachowaniami, działaniami i przede wszystkim priorytetami przedstawicieli obu płci, pokazany nie tylko w interakcjach czy komentarzach (szczególnie kobiecych pod męskim adresem), ale także subtelniej, w obrazach. Jest w tym coś głęboko archetypicznego, żeby nie powiedzieć pierwotnego, stąd pozostającego poza wszelką oceną, kto ma słuszność.
Na tym tle kolejna konfrontacja z nabierającym cech potwora z horroru Love Machine – wyzwanie rzucone mu przez odrodzonego Kinga Kazmę wspieranego przez wujków i kuzynów oraz siły sprzymierzone pod dowództwem Kenjiego – wypada w mojej opinii mniej interesująco, a bardziej stereotypowo, ale też trudno odmówić jej pewnego napięcia czy momentów zwrotnych. Takim też momentem kończy się tomik, pozostawiając bohaterów i czytelnika w tzw. zawieszeniu na krawędzi…
Graficznie tom drugi nie odbiega od poprzedniego – warsztat mangaczki jest poprawny, a nawet dobry, anatomia postaci bez dostrzegalnych błędów, twarze ładnie wyrażają emocje, tła są gęsto wypełnione, a panele dobrze rozmieszczone i czytelne. Na całość przyjemnie się patrzy i nic nie zakłóca odbioru treści mangi. Podobnie jest z warstwą językową, gdyż tłumaczenie jest jak najbardziej naturalne, onomatopeje zostały więcej niż dopieszczone rozmaitymi krojami czcionek, a korekta wyczyściła wszystko, co trzeba. Paginacja występuje raczej sporadycznie i dobrze by było, gdyby wewnętrzne marginesy były ciut szersze, ale poza tym większych zastrzeżeń do wydania jako takiego nie mam. Tomik otwierają trzy strony w kolorze (plus spis), a zamykają „special message” od autora oryginalnych filmowych projektów postaci, strona redakcyjna i dwie reklamy Waneko.
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Waneko | 2.2018 |
2 | Tom 2 | Waneko | 4.2018 |
3 | Tom 3 | Waneko | 6.2018 |