Drifters
Recenzja
Czwarty tomik Drifters potwierdza, że ta manga to o wiele więcej niż tylko kolejna radosna wyrzynka „tego gościa od Hellsinga”. Autor ostatecznie udowadnia, że zdecydowanie dojrzał i tworzy historię o wiele ciekawszą i bogatszą niż w swojej poprzedniej mandze. Ba, powiedziałbym, że tak kapitalne mangi jak Drifters zdarzają się naprawdę rzadko.
Po przejściu hrabiego Saint‑Germi na stronę Dryfujących bohaterowie podejmują śmiałą operację mającą na celu opanowanie stolicy Imperium. Uderzenie ma przeprowadzić niewielka grupa elfów i krasnoludów pod dowództwem Toyohisy, Nobunagi i Yoichiego, wsparta przez elitarnych wojowników hrabiego. Dobrze przygotowany plan puczu napotyka na nieoczekiwaną przeszkodę – druga strona wpadła bowiem na podobny pomysł, przez co stolica Orte staje się polem bitwy. Jednak od samego początku widać, po której stronie jest przewaga.
I wiecie co? To jest właśnie w tej mandze kapitalne. Właściwie zaraz po tym, jak zacznie się bitwa, jesteśmy bez trudu w stanie przewidzieć jej rezultat. A mimo wszystko czyta się to fantastycznie. Kolejne zagrywki bohaterów, wykorzystujących cały czas przede wszystkim własny intelekt, robią wrażenie. Tu tkwi chyba zasadnicza różnica w stosunku do Hellsinga. Tam bohaterowie walczyli ze sobą fizycznie, a każde starcie musiało się skończyć śmiercią jednego z nich. Sprawiało to, że nieważne, jak świetnie byłoby to narysowane i napisane, wrażenie stawało się mocno powtarzalne. A tu nie! Autor daje bohaterom pole do popisu, kombinowania, knucia i czasem walki, ale panuje nad wszystkim. Spójrzmy – mamy czwarty tom i z ważnych fabularnie postaci padła trupem jak na razie tylko jedna (Gilles de Rais). Nie wiem oczywiście, czy Kohta Hirano w pewnym momencie nie przyspieszy przemiału, zwłaszcza że co i rusz pojawia się ktoś nowy.
Wraz z obsadą autor rozwija też i świat. Tomik czwarty daje nam wgląd w wewnętrzne sprawy Orte, które pewnie nie zaskoczą nikogo. Ciekawiej za to wygląda krótka, ale bogata w informacje wizyta czytelnika w Gu Binnen. Mniej tym razem było o Odpadach, choć jeden z nich – Hijkata Toshizuou, otrzymuje dość istotną rolę fabularną. Jego pojedynek z Toyohisą jest pięknie opisany, choć niuanse całej sytuacji nie dla każdego zapewne będą jasne. Wychowany na historiach o „drodze wojownika” i honorowych samurajach Hijikata staje do walki z prawdziwym samurajem, takim z czasów wojen ery Sengoku. Starcie wyidealizowanej wizji wyrastającej z dwustu lat pokoju ery Edo z rzeczywistością ma szokujący przebieg. Do tego dochodzą jeszcze kwestie pochodzenia głównego bohatera. Można powiedzieć, że w tej walce smaczek pogania smaczkiem aż do samego końca, w którym zachwycony zdolnościami przeciwnika Toyohisa nazywa Hijikatę „samurajem”.
Autor cały czas trzyma się konwencji „głównie serio, ale czasem żartem”, co, o ile mi wiadomo, nie wszystkim odpowiada. Spotykałem się z narzekaniami, że żarty Hirano są dziwne, niezrozumiałe, głupie czy niepasujące do całości. Nie do końca się z tym zgodzę. Owszem, nie wszystkie zapewne da się zrozumieć, jeśli się nie jest Japończykiem, ale moim zdaniem całkiem nieźle wpasowują się one w konwencję, gdzie bohaterami są ludzie cokolwiek kopnięci.
Tradycyjnie już autor dzieli się z nami niewykorzystanymi pomysłami na Dryfujących i Odpady (moim ulubieńcem tym razem jest „Majkel”), a także funduje czytelnikom kolejny komediowy odcinek Szaleństw Pana Ciemności – z humorem mocno przełożonym na polskie realia, co godne wzmianki. Trzy gęsto zapisane strony to z kolei wyjaśnienia tłumacza, związane najczęściej z historycznymi, ale także i popkulturowymi aspektami mangi.
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | J.P.Fantastica | 6.2016 |
2 | Tom 2 | J.P.Fantastica | 9.2016 |
3 | Tom 3 | J.P.Fantastica | 3.2017 |
4 | Tom 4 | J.P.Fantastica | 6.2017 |
5 | Tom 5 | J.P.Fantastica | 4.2019 |
6 | Tom 6 | J.P.Fantastica | 10.2019 |