Tanuki-Manga

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Manga

Okładka

Oceny

Ocena recenzenta

4/10
postaci: 4/10 kreska: 5/10
fabuła: 5/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

5/10
Głosów: 29
Średnia: 5,03
σ=1,63

Wylosuj ponownieTop 10

Unmei ni Kiss

Rodzaj: Komiks (Japonia)
Wydanie oryginalne: 1998
Liczba tomów: 1
Tytuły alternatywne:
  • Fated Kiss
  • Kiss of Fate
  • 運命にKiss
Gatunki: Komedia, Romans

Ni pies, ni wydra, czyli shounen­‑ai przeciętne pod każdym względem.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Delete

Recenzja / Opis

Fumiya Yoshino od dziecka był przekonany, że jest połączony czerwoną nitką z przeznaczoną mu osobą, a jego matka utwierdzała go w tym przekonaniu. W wieku osiemnastu lat bohater w przewrotny sposób dowiedział się, że matczyne opowieści miały swoje podstawy. Tak się składa, że kiedy był jeszcze malutkim chłopcem, został zaręczony, przez mamę właśnie, z dzieckiem jej koleżanki. I tak się szczęśliwie złożyło, że obie panie spotkały się akurat w sklepie po wielu latach, a przypomniawszy sobie o dawno złożonej obietnicy, umówiły swoje pociechy na omiai (oficjalne spotkanie dla potencjalnych, przyszłych małżonków). I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że jego narzeczona okazała się być chłopakiem…

Jako miłośniczka krótkich form mangowych (czyli im mniej tomów, tym lepiej) czuję się bardzo zawiedziona. To było zwyczajnie przeciętne, jeżeli nie słabe. Nie oczekiwałam cudów, fantastycznej, wciągającej historii i w ogóle, ale liczyłam na sympatyczną opowiastkę w sam raz do poduszki. Dostałam zlepek komediowych scenek bez ładu i składu, z mdłymi bohaterami i jakoś tak zupełnie bez polotu. Początek był obiecujący, sam pomysł na fabułę – uroczy, lecz bardzo szybko całość rozpadła się na drobne kawałki. Absurd zaczął gonić absurd, postaci mnożyły się jak króliki, a między parą głównych bohaterów jak nie iskrzyło, tak nie iskrzyło. Właściwie mangę można podzielić na dwie części; pierwsza, przypominająca amerykański sitcom, opowiada o Yoshino i jego „narzeczonej”, Fumioto Kumagaim, a druga (ta z kolei to wypisz wymaluj serial dla nastolatek) stanowi wycinek z życia studenckiego najlepszego kolegi bohatera, Shigeru, i jego niespełnionej miłości, przyjaciółki z dzieciństwa, Chiki. Pierwsza historia jest przekombinowana. Autorka za dużo chciała upchnąć w trzech rozdziałach, przez co zabrakło płynności i w efekcie wszystko przypomina źle ułożone puzzle z dużą liczbą brakujących elementów. Jakieś porwania, przebieranki, knucia i w ogóle straszny chaos. Jakby tak się zastanowić, to w natłoku wydarzeń Fumiya nie miał kiedy na tyle poznać Fumioto, by się w nim zakochać – zauroczyć może, jednak to też mocno naciągany scenariusz. Do tego zazdrosna siostra, która pojawia się znikąd po wielu latach i jak gdyby nigdy nic zajmuje należne jej miejsce w rodzinie. Komedia komedią, ale odrobina logiki jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Druga opowieść okazuje się bardziej składna, a i prezentowany humor przyjaźniejszy dla czytelnika, lecz ze względu na beznadziejnych bohaterów to też nie jest coś, co czyta się z przyjemnością. Zabrakło tu chociażby jednej konkretnej i sensownej postaci, takiego głosu rozsądku, który naprowadziłby wyjątkowo rozmamłaną trojkę studentów na właściwy tor.

Tak, bohaterowie to największy problem tej mangi. Nie chodzi o ich płytkie osobowości, słabo zarysowane charaktery czy dziwaczne zachowanie – oni są zwyczajnie bezbarwni. Nie sposób lubić tu kogokolwiek, no może poza jednym studentem, który pojawia się dopiero pod koniec i odzywa na tyle rzadko, że czytelnik nie ma czasu się zirytować. Para głównych bohaterów jest nudna, zupełnie nie czuć między nimi chemii i tak naprawdę autorka nie robi nic, by to zmienić. Fumiya miota się z kąta w kąt, nie potrafi ogarnąć tego, co czuje i wszystkim dookoła pozwala się kontrolować. Poza tym jest niewiarygodnie wprost głupi i naiwny (uwierzy w każdą bzdurę, jaką usłyszy). Dawno nie widziałam tak bezpłciowej postaci – nazywanie go facetem to gruba przesada. Zresztą Fumioto nie jest lepszy: dwulicowy, zaborczy i uparty. Odniosłam wrażenie, że traktuje ludzi przedmiotowo, nawet swojego „ukochanego”, którego postanowił zdobyć za wszelką cenę. Już jego pierwszy uśmiech uświadomił mi, że mam do czynienia z postacią nienormalną, która zdecydowanie powinna się leczyć. W tym względzie idealnie uzupełnia się z siostrą – równie samolubną i zapatrzoną w siebie. I kurczę, żeby oni wszyscy chociaż byli w swoim zachowaniu przekonywujący, ale niestety nie są. Ot, wydmuszki z naklejonymi cechami charakteru, puste i nieciekawe. Relacje między nimi nie wyglądają zresztą lepiej, o ile jakieś są… Cóż, na miejscu bohaterów poszłabym się na tej czerwonej nitce przeznaczenia powiesić, bo i świat przedstawiony do niczego, i oni sami też wstyd porządnemu shounen­‑ai przynoszą. W takim przypadku po co sobie więcej obciachu robić?

Kreska, jak i całość, bardzo przeciętna. Jak napisałam przy okazji recenzji Private Prince, potrafię zrozumieć ciągłe używanie tych samych twarzy z różnymi fryzurami, jednak pod warunkiem, że jest na co popatrzeć. A tu zdecydowanie nie ma i, co gorsza, panowie są do siebie tak podobni (konkretnie Fumioto i Shigeru), że bardzo łatwo ich pomylić. Projekty postaci nie należą do szczególnie ładnych – szerokie bary (nawet u kobiet), długie szyje, małe głowy, nieciekawe opracowanie sztywnych jak druty włosów. Do tego ogólna „płaskość” sylwetki (takie wieszaki bez mięśni) i mało efektowne rastry. Tkaniny sprawiają wrażenie sztywnych i wykrochmalonych, na dodatek układają się zupełnie niezależnie od ciała (o ile w ogóle się jakoś układają i akurat nie przypominają worka na kartofle). Tła nie straszą pustką, ale autorce często zdarza się iść na łatwiznę i dawać zbliżenia twarzy lub wstawiać zamiast chociaż zarysów mebli czy krajobrazu, abstrakcyjne plamy rastrów.

Moja ocena Unmei ni Kiss jest dosyć surowa i prawdopodobnie wynika to z dwóch faktów. Po pierwsze, zanim zabrałam się za tę pozycję, dopiero co skończyłam czytać bardzo sympatyczne Bukiyou na Silent i Liberty Liberty!, które zaostrzyły mi apetyt na lekkie i radosne shounen­‑ai. Po drugie, jednak mam już za sobą trochę tego typu komiksów i wiem, że da się zgrabnie opowiedzieć historię w jednym tomie, a nawet w jednym rozdziale, zwłaszcza tak nieskomplikowaną jak szybki romans. Kolejna sprawa to bohaterowie, ponieważ są oni dla mnie ważniejsi niż nawet najlepsza i najbardziej intrygująca fabuła, a tutaj się nie popisali (chyba że głupotą). Cóż, jak dla mnie ta manga jest jedną wielką porażką, zarówno jako romans, jak i komedia. Osobiście polecam poszukać lepszego tytułu, ale zdaję sobie sprawę, że są osoby, którym prezentowany rodzaj humoru przypadnie do gustu. Dlatego, jeżeli jesteś fanką amerykańskich sitcomów, Unmei ni Kiss ma duże szanse spełnić Twoje oczekiwania.

moshi_moshi, 20 sierpnia 2010

Technikalia

Rodzaj
Wydawca (oryginalny): Shinshokan Publishing
Autor: Eiki Eiki