Dragon Ball Z: Bitwa bogów
Recenzja
Gdzieś we wszechświecie budzi się z długoletniego snu potężny bóg zniszczenia Piwus. Ma to związek z proroctwem głoszącym, że w tym właśnie czasie pojawi się godny niego przeciwnik. Wskazówkę co do tożsamości owego mocarza dostarczył Piwusowi proroczy w jego mniemaniu sen, w którym walczył z kimś o nazwie „Super Saiyanin Bóg”. Jego przyboczny Whis bez problemu lokalizuje garstkę żyjących Saiyan. Okazuje się, że większość z nich przebywa obecnie na Ziemi, z wyjątkiem jednego, wykrytego na planecie Króla Światów Północnych. I właśnie w to drugie miejsce wybierają się najpierw Piwus i Whis. Natykają się tam na Gokū, nie uzyskują jednak żadnych informacji na temat Super Saiyanina Boga. Piwus stacza z Gokū pojedynek, po czym udaje się wraz z Whisem na Ziemię, gdzie właśnie trwa zorganizowane z niesamowitym rozmachem przyjęcie urodzinowe Bulmy. Spotykamy na nim samych starych znajomych: oprócz solenizantki w otoczeniu bliskich również całą rodzinę Gokū, Kuririna z żoną i córeczką, Żółwiego Pustelnika z byłymi uczniami, Dende oraz Piccolo. Właściwie brakuje tylko Lunch, która całkowicie i tajemniczo wyparowała z kart Dragon Balla, a także Żarłomira. W dalszej części natykamy się na postacie, których w ogóle nie spodziewaliśmy się jeszcze oglądać, a mianowicie drużynę Pilafa, w dodatku w nowej odsłonie. Tymczasem w sam środek rozbawionego, raczącego się różnymi smakołykami i świętującego towarzystwa trafia Piwus. Co z tego wyniknie? O tym musicie przekonać się sami, oglądając film kinowy Dragon Ball Z: Battle of Gods lub czytając anime comics, czyli komiks stworzony z kadrów z anime, który ukazał się na polskim rynku nakładem wydawnictwa J.P. Fantastica.
Wolumin prezentuje się bardzo okazale. Jest formatu A5, czyli w rozmiarze znacznie większym od standardowego tomiku, o objętości ponad 350 stron i do tego wydrukowany w całości na śliskim, kredowym papierze w pełnym kolorze. To dość gruba i ciężka cegła, której raczej nie weźmiemy ze sobą w torebce czy plecaku, ale za to z przyjemnością przeczytamy w domu. Wydanie wzbogacone zostało o dwa interesujące dodatki: szczegółowe przedstawienie postaci na początku i wywiad z Akirą Toriyamą na końcu. Autor odpowiada na pytania dotyczące pracy nad filmem, projektu postaci Piwusa, nowej saiyańskiej przemiany i wielu innych. Po rozmowie zamieszczono stopkę redakcyjną i cztery reklamy wydawnictwa. Błędów żadnych w zasadzie nie wypatrzyłam. W moim egzemplarzu na dwóch stronach, które bez problemu mogę wskazać ze względu na kompletną paginację, a mianowicie: 139 i 171, widnieją dziwne żółte przebarwienia, ale nie jestem w stanie powiedzieć, z czego one wynikają.
Recenzowana pozycja to bez wątpienia gratka dla fanów Dragon Balla oraz kolejna pozycja związana z lubianym uniwersum w ofercie J.P.F.-u. Można ją również potraktować jako wstęp do mangi Dragon Ball Super. Kilka kwestii tylko zasygnalizowanych w nowej odsłonie smoczych kul wyjaśnia się po lekturze Bitwy bogów. Dowiadujemy się bardziej szczegółowo, skąd się wziął na Ziemi Piwus, Super Saiyanin Bóg i o co właściwie chodziło z bingo i Vegetą. Fabuła wciąga i bawi od samego początku. Dostajemy to, co w Dragon Ballu najlepsze: udaną mieszankę widowiskowych walk z autentycznie zabawnymi scenami humorystycznymi, a do tego dwie zupełnie nowe postacie, odmienne od dotychczasowych przeciwników i niebędące typowymi „złymi”, czyli bezlitosnymi, zabijającymi wszystko, co się rusza, potworami. Natomiast wolumin jako taki może być atrakcją dla kolekcjonerów i ciekawostką wydawniczą, ponieważ tego typu pozycje nieczęsto trafiają na nasz rynek. Przychodzą mi na myśl jedynie dwa tytuły: swego rodzaju hybryda Nuku Nuku i zeszyty Sailor Moon z TM Semic, których jakość pozostawiała wiele do życzenia. Natomiast Dragon Ball Z: Bitwa bogów bez problemu zostanie ozdobą zbioru.
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | J.P.Fantastica | 4.2019 |