Manga
Hanatsuki Hime
- A Princess with a Flower
- 花月姫
Historia barwnego kwiatu pustyni, czyli orientalna baśń.
Recenzja / Opis
Życie demona jest długie i monotonne – przyznajcie sami, po iluś tam latach nawet straszenie i zjadanie ludzi może się znudzić. Co może zrobić taki zmęczony życiem osobnik? Znaleźć człowieka w potrzebie i zaproponować kontrakt: na szesnaście lat użyczy mu swego serca, ratując w ten sposób życie nieszczęśnika, a po upływie wyznaczonego czasu przybędzie po swoją własność, co równoznaczne będzie ze śmiercią danej osoby. To zawsze działa, w końcu który śmiertelnik nie chwyciłby się każdej metody, byle przeżyć? Ale w jaki sposób może urozmaicić ona życie demona? To proste: kiedy jego serce trafia do człowieka, zaczyna dzielić z nim uczucia, normalnie niedostępne dla tych nieśmiertelnych istot. Osoba, z którą demon zawiera kontrakt, nazywana jest hanatsuki (z jap. „z kwiatem”) z powodu kwiecistego „tatuażu” pojawiającego się wówczas na jej piersi.
Dawno, dawno temu, w krainie zwanej Iolite, przypominającej kraje arabskie czasów średniowiecznych i nieodparcie kojarzącej się z Baśniami tysiąca i jednej nocy, żyła Lys, piętnastoletnia hanatsuki, której czas powoli dobiegał końca. Urodziła się bardzo słaba i jako noworodek umierała matce na rękach, więc ta wybłagała u demona użyczenie serca. Lys nie miała łatwego życia: matka umarła, gdy dziewczynka liczyła zaledwie cztery latka, a krewni uważali jej istnienie za wstydliwy sekret – w końcu jest hanatsuki, czarcim pomiotem! – który trzeba ukryć, i zamknęli dziecko w wieży. Pewnego dnia mała Lys jakimś sposobem wydostała się z więzienia. Nie wiadomo, co by się z nią stało, gdyby nie spotkała Sivy – tajemniczego mężczyzny, który postanowił zaopiekować się dziewczynką. Dziesięć lat później nadal podróżują razem – Lys próbuje zarabiać jako uliczna tancerka, Siva chwyta się różnych dorywczych zajęć, ale nie wiedzie im się szczególnie dobrze. Gdy tylko wychodzi na jaw, co oznacza znamię o kształcie kwiatu, doskonale widoczne z powodu skąpego stroju tancerki, z możliwością zarobku oboje mogą się pożegnać: wszystko za sprawą złej sławy, towarzyszącej hanatsuki. Lys nie chce się pogodzić ze swoim przeznaczeniem i przez cały czas ma jeden cel: znaleźć demona, którego serce nosi i wybłagać u niego więcej czasu. Nie wie, że tym demonem jest jej towarzysz, Siva – wydaje się on bardzo przywiązany do dziewczyny, dlaczego więc nie ujawni się jej i nie zaproponuje „przedłużenia umowy”? Czyżby cała sytuacja była o wiele bardziej skomplikowana niż sądzi Lys?
Autorka Hanatsuki Hime miała pomysł na fabułę, który konsekwentnie realizowała. Nie jest to pomysł szalenie złożony czy wielowarstwowy, ale wystarczająco dobry, by nie obrazić inteligencji czytelniczek i zainteresować. Bardzo dobrze oddano tutaj klimat Bliskiego Wschodu i pewnej baśniowości – jak dziwnie by to nie brzmiało, w tej mandze niewiele jest japońskości. Owszem, widoczna jest w sposobie prowadzenia historii i niektórych rozwiązaniach fabularnych, ale nie czuć jej w samej opowieści. Poza tym fabuła Hanatsuki Hime jest spójna, nie pozostawia wątpliwości ani niedomówień, a każda postać ma swoją rolę i odpowiednie miejsce – nawet, a może zwłaszcza, te epizodyczne. Bardzo podobał mi się brak dramatyzmu nawet w poważniejszych momentach – to znaczy, coś się dzieje, postacie biegają i ratują się nawzajem, nie zabraknie również kilku górnolotnych kwestii, ale… Naturalnie to wszystko wypada, nie ma zmuszania widza do wzruszeń czy innych emocji ani krzyczenia mu w twarz „popatrz, jakie to wszystko straszne!”. Być może właśnie dlatego podczas czytania, paradoksalnie, przyłapałam się na dużym zaangażowaniu w akcję i na trosce o bohaterów. Hanatsuki Hime nie wymknęło się również kilku schematom, ale ze względu na wspomnianą scenerię, żywcem wyjętą z Baśni tysiąca i jednej nocy, nie sprawiają one wrażenia wytartych. Nie ma ich zresztą za wiele, a to z powodu długości – w dwóch tomikach zmieścił się właściwie tylko nieśmiertelny motyw stróża i opiekuna niewinnej dziewczyny, nieszczęśliwa i niemożliwa do spełnienia miłość oraz delikatnie zasugerowany wątek „tego trzeciego”, aczkolwiek bardzo różniący się od schematu. Ponieważ Lys jest hanatsuki, osobą wyklętą niemal przez całe społeczeństwo, nie zabrakło oczywiście motywu wyobcowania i „inności” – na szczęście nie powtarza się on w nieskończoność i nie dominuje, a jedynie przemyka gdzieś w tle. Jak ostatecznie oceniam fabułę? Jest dobra – nieskomplikowana, ale i nieudziwniona, rozegrana całkiem nieźle i po prostu odpowiednia dla mangi shoujo. Ze wszystkimi wiążącymi się z tym wadami i zaletami.
Postaci są dopasowane do fabuły. Lys: dziewczyna o jasno określonym celu i ogromnej motywacji, by go spełnić, twardo ukształtowana przez życie, ale mimo wszystko dziewczęca. Nie robi z siebie idiotki i ma swój rozum. Siva nie wychodzi z roli Tego Tajemniczego. Muszę przyznać, że to do niego miałam najwięcej zastrzeżeń, które jednak wyjaśniły się po przeczytaniu całej mangi. W ostatecznym rozrachunku, kiedy poznajmy dokładniej jego historię i motywację, również on okazuje się sensownym bohaterem. W bardzo ciepły sposób pokazane zostały jego relacje z Lys na przestrzeni lat: dzięki takim retrospekcjom działania bohaterów nie okazują się poparte jedynie pustymi słowami i deklaracjami, co cieszy. Prócz tej dwójki warto wyróżnić chyba tylko Thora, małego dżina, przez większą część czasu pełniącego funkcję maskotki oraz Russeta – księcia Iolite i potencjalnego konkurenta do serca Lys, któremu ostatecznie przyjdzie spełnić nieco inną rolę.
Graficznie manga prezentuje się nieźle, choć nie nadzwyczajnie. Postaci rysowane są ładną, dość charakterystyczną dla gatunku kreską, którą najłatwiej określić jako śliczną i wielkooką. Panowie ucieszą zapewne niejedne kobiece oko, a i dziewczęta urodą nie ustępują im w niczym. Wzrok przykuwają charakterystyczne dla Bliskiego Wschodu stroje narysowane naprawdę ładnie, różnorodnie i z dbałością o szczegóły (np. główna bohaterka nie biega cały czas w tym samym zestawie do tańca, a zmienia go wielokrotnie). Kadry w większości przypadków zostały dobrze zagospodarowane – rzadko kiedy straszą dużą ilością pustej bieli, zazwyczaj wypełniają je postacie, rastry albo ozdobniki: głównie kwiaty; rzadziej tła, a szkoda. Bardzo dobrze wypadają za to często pokazywane sceny tańca w wykonaniu Lys: nie są co prawda dynamiczne, to raczej ładnie uchwycone i rozrysowane figury, ale popatrzeć miło. Najbardziej w całej mandze raził mnie chyba wygląd demonów dzielących się na rozumne, czyli przypominające ludzi oraz typowe bestie, którym bliżej do zwierząt. Te pierwsze były mocno przekombinowane, drugie zbyt groteskowe.
Komu polecam Hanatsuki Hime? Amatorkom shoujo oczywiście. Manga ma swoje zalety: na plus zaliczyć można z pewnością scenografię, oddaną względnie realistycznie i niezbyt często wykorzystywaną w mangach. Historia sama w sobie również jest niegłupia – na dłuższą metę mogłaby znudzić, zawarta w dwóch tomikach sprawdza się idealnie. Dobrze poprowadzony wątek romansowy jest, ładni panowie są, nawet książę się znajdzie – czegóż chcieć więcej? Na jeden wieczór będzie w sam raz.
Technikalia
Rodzaj | |
---|---|
Wydawca (oryginalny): | Hakusensha |
Autor: | Wataru Hibiki |