Zmierzch
Recenzja
Obserwując przez lata nasz rynek komiksu azjatyckiego, nie sposób nie zauważyć, że od jakiegoś czasu staje się on coraz mniejszy. W miarę, jak znikają kolejni wydawcy, kurczy się także oferta, i rzadko kiedy trafia się coś naprawdę ciekawego. Pojawienie się na rynku nowego gracza – wydawnictwa Publicat, debiutującego adaptacją Zmierzchu Stephenie Meyer, pobudziło moje zainteresowanie i skłoniło do zakupu komiksu, mimo że nie czytałem pierwowzoru. Ale może najpierw przybliżmy fabułę…
Siedemnastoletnia Isabella Swan przybywa do miasteczka Forks w stanie Waszyngton, by zamieszkać z ojcem – komendantem lokalnej policji. W ślad za zmianą miejsca zamieszkania idzie oczywiście zmiana szkoły i Bella (dla przyjaciół i znajomych) zostaje uczennicą skromnego forksowego liceum. Szybko jednak okazuje się, że owemu liceum daleko do zwyczajności, albowiem uczęszcza do niego tajemnicze rodzeństwo Cullenów. Jeden z członków owego rodzeństwa, imieniem Edward, już pierwszego dnia zaczyna okazywać niezwykłe zainteresowanie nową osobą w szkole – aczkolwiek początkowo w sposób niemający wiele wspólnego z konwencjonalnymi zalotami (tzn. sprawa wrażenie, jakby na widok bohaterki dostawał gorączki z dreszczami). Początkowo takie zachowanie nie budzi w Belli większego entuzjazmu, jednak po tym, jak Edward ratuje jej życie w wypadku samochodowym, a następnie wyciąga ze sporych tarapatów podczas wizyty w sąsiednim mieście, wzajemne relacje istotnie się polepszają. Ostatecznie gdzieś w dwóch trzecich tomu na jaw wychodzi tajemnica, którą uważny czytelnik zapewne od dawna podejrzewał – Edward jest wampirem! Po prawdzie, przynajmniej na tym etapie, ów wampiryzm niewiele wnosi do fabuły – poza świeceniem się Edwarda, tudzież okazjonalnymi pokazami jego nadludzkiej siły i szybkości, w pierwszym tomie trudno znaleźć elementy nadnaturalne, tym bardziej, że cała narracja prowadzona jest z punktu widzenia Belli.
Jakością wydania Zmierzch przewyższa większość obecnych na rynku komiksów i na głowę bije wszystkie bez wyjątku mangi czy manhwy – nie wyłączając serii Deluxe wydawnictwa JPF czy najnowszych komiksów z Hanami. Twarda, solidna okładka, zachowane kolorowe wstawki, szyte strony, gruby i lekko matowy papier wysokiej jakości – to już zdecydowanie najwyższa półka, jak dotychczas w taki sposób wydawane były tylko kolekcjonerskie antologie w rodzaju Skargi Utraconych Ziem Egmontu czy Prosiacka Kultury Gniewu. To bodaj pierwszy przypadek, gdy komiks azjatycki zostaje wydany w Polsce na tak wysokim poziomie i już z samej tej przyczyny należą się słowa uznania dla wydawnictwa Publicat.
Czy powyższe oznacza, że Zmierzch pozbawiony jest jakichkolwiek wad edytorskich? Nie, ale trzeba wyraźnie powiedzieć, że są to drobiazgi, mające niewielkie znaczenie dla odbioru całości. Na początku trzeba wskazać na nieprzetłumaczone angielskie onomatopeje; to bodaj jedyna wada, jaka może rodzić realny problem podczas lektury. O ile bowiem „ding dong!” czy „click” raczej powinno być dla przeciętnego czytelnika zrozumiałe, to „wipe” lub „clench” już niekoniecznie (nie przeceniałbym znajomości języków obcych w naszym społeczeństwie). Trafił się też jeden autentyczny błąd – nieprzetłumaczone frazy na stronie 61. Poza tym na upartego można przyczepić się do niekiedy niefortunnie nałożonej czcionki, która miejscami zlewa się z grafiką, utrudniając lekturę. Dobre wydanie to jednak nie tylko wysoki poziom techniczny, ale także tłumaczenie i redakcja. Nie mając dostępu do wydania oryginalnego nie byłem w stanie ocenić jakości tłumaczenia, ale od strony redakcyjnej niczego nie mogę wydawcy zarzucić; w całym tomie wypatrzyłem tylko jeden błąd korekty (zlane „żebyupewnić” pod sam koniec).
Jeżeli chodzi o dodatki, pierwszy tom Zmierzchu jest ich właściwie pozbawiony (i pod tym względem jednak ustępuje samej czołówce najlepiej wydanych komiksów na rynku). Na trzeciej stronie można zapoznać się z opinią Stephenie Meyer na temat komiksowej adaptacji jej dzieła, natomiast na czwartej stronie od końca zamieszczone zostało posłowie Kim Young, autorki adaptacji. Obie autorki piszą zwięźle, bardzo pozytywnie i bez jakichkolwiek konkretów – ale cóż, tak wyglądają teksty promocyjne. Na drugiej stronie znalazła się krótka gustowna reklama wydawnictwa Publicat; miła to odmiana po nachalnych, często zajmujących po cztery albo i więcej stron reklamach, publikowanych zazwyczaj przez wydawnictwa od dawna obecne na naszym rynku komiksu azjatyckiego.
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Publicat | 11.11.2010 |
2 | Tom 2 | Publicat | 4.2012 |