x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Kwestia spacerów po nocy
Cóż za interesujący układ relacji w tej opowieści
Stonowany, powolny romans nastolatków . . nawet sama ta warstwa jest po prostu świetna. Co prawda, ilość tego typu produkcji jest porażająca. Ale ta jak dla mnie ma w sobie jednak wystarczająco dużo uroku aby się obronić. Nie będę ukrywał, że dla mnie pewne gorzkie elementy zawarte w tym słodkim produkcie niebywale podnoszą jego wartość.
Wątek kłopotów rodzinnych głównego bohatera jest świetnym kontrastem, dla tej warstwy romansu nastolatków. A przecież, nie jest to jedyny taki element. Jest tam jeszcze głębsza i bardziej gorzka warstwa która nadaje całości niespotykany zazwyczaj w tego typu opowieściach charakter.
Może wystarczy, że napiszę tu, iż uważam Bezsenność za pozycję o niebywałym potencjale dramatycznym. Rzecz wielowarstwową, głęboką i z bardzo interesująco ustawionymi motywami. Chyba tak ciekawego ich ustawienia dawno nie było mi dane obserwować. I to nie tylko w mandze czy anime. Jeśli zostanie to odpowiednio poprowadzone może przynieść naprawdę bardzo poruszające emocjonalne rozwiązania. A w konsekwencji, niebywale wzruszającą opowieść. Właściwie to ta historia już w obecnej formie jest doskonała. A może stać się czymś wg mnie naprawdę wybitnym.
[link]
Krakanie morałem
- Nie wiem co oni pili, chociaż nazwa coś tam sugeruje . . . i ew. czym zagryzali ale z dzisiejszej naukowej perspektywy brzmi to ciut głupio. Mmmm a tak właściwie nawet nie ciut.
- Może . . . a jednak. Jak tak się czyta trochę te Japońskie opowieści o yokai. To często ich powstanie zdaje się mieć taki rodowód. Dramat plus emocje w chwili śmierci.
- Tak zdaje się trochę to tak wygląda. Ale przecież nie jesteśmy specami od tego.
- W sumie to mało istotne . . bo mamy tu bardzo ważne przesłanie które kruk przynosi pewnemu pisarzowi. I sama mechanika przekazu jaką tu widzimy nie powinna nam przesłaniać tego sedna.
- A to sednem nie jest to całe opętanie?
- Nie sednem jest to, że najgorszą rzeczą na świecie jest śmierć w samotności.
- Każda taka jest. Umieranie jest bardzo mało towarzyskie. Na tę łódkę imć Haron zaprasza nas w pojedynkę. To nie jest wycieczka szkolna. Albo trzech panów w łódce nie licząc psa.
- Owszem . . . ale na ten brzeg nie jest zbyt dobrze docierać samemu. Dobrze jest mieć ciepłą bliską dłoń która sprawdzi czy gorzki obol w sposób właściwy tkwi nam pod językiem. Poniesie ciut ciężaru i potowarzyszy w drodze do szarej przystani.
- Myślisz, że taka beznadziejnie samotna podróż w te rejony może być owym silnym stanem emocjonalnym pozostawiającym ten odcisk?
- Zdaje się autorka nie ma co do tego wątpliwości. A ja bardzo jestem skłonny się z nią zgodzić. Mam nadzieję nikomu z nas nie będzie dane tego sprawdzić w praktyce. I nam nie zabraknie wspierających dłoni.
- Jak dla mnie ten kruk . . . jest tu jednak najlepszy. To generalnie jeden z najlepszych morałów tak w ogóle.
Bajeczka dla starszych dziatek . .
- A jest. I jaki ten koń jest każdy widzi. Ta babeczka jest narysowana . . . aż być się chciało z taką zaprzyjaźnić i razem tak pójść komuś konika buchnąć. A facet . . . no typ trochę taki niezbyt ciekawy. Coś z tymi postaciami męskimi autorce nie pykło.
- Za to urocze, panie które nie są kawai dziewczynkami. Wychodzą jej całkiem nieźle. Taka naturalna, przytulna kobiecość. Spokojna stonowana uroda . . . ładnej kobietki next door.
- No w tym przypadku to wręcz dosłownie.
- Przyznaję, że po przeczytaniu trochę się rozczarowałem. Miałem takie uczucie, to co to już. Tylko tyle? Żadnych głębi, problemów itd. Proste, naiwne i płaskie.
- Niby tak ale jakże sympatyczne. To jest jeden tom. Trudno się nie wiadomo z czym rozwijać. Zresztą autorka nie ukrywa, że to składak. Były jakieś paski gdzieś pokazane. Dorobiła resztę aby na tomik starczyło. Przy takiej genezie powstania to i tak całkiem nieźle to się spieło. Chociaż te zszywanie trochę się czuje.
- Nie przesadzajmy. Wchodzi to bezproblemowo. To ma być miła rozrywka. Nie wszystko musi mieć drugie dno. Zlituj się.
- Mimo wszystko po pierwszym czytaniu rozczarowałem się i strzeliłem focha. To jest zbyt proste, zbyt bezproblematyczne. Bajeczka . . . jak to ujęła autorka tacy sąsiedzi z dziecięcej książeczki. Tu dla dzieci ciut starszych.
- Czasem lubię takie dziecięce książeczki.
- Ja czasem też. Ale . . . przeczytałem to sobie teraz po raz drugi. I parę fajnych kwestii do obgadania by się tu znalazło. Jest tu ta Japońska sztuka tworzenia związku co w ZM. I to jest naprawdę fajnie pokazane. Poza tym coś drgnęło u nich z tą pracą . . . czy co?
- Może teraz nie przynudzajmy. Jednak warto?
- Hmm, jak dla mnie tak.
Skromna opowieść
Doprawdy nie ma co się oszukiwać. Niewątpliwie jestem uzależniony. Uzależniony bezgranicznie i beznadziejnie. Od dobrych historii.
I obawiam się, że to już się nie zmieni. Nic na to nie poradzę . . . to, że ktoś ma talent i ładnie rysuje jest ciekawe. Ale samo rysowanie nie wystarczy. Trzeba jeszcze mieć coś ciekawego do powiedzenia i umieć to przekazać.
Ładne rysunki są ładne i nic więcej. Ładne kobiety, ładni ludzie w ogóle . . . są ładni. I często nic więcej. Dopiero ci którzy potrafią tworzyć swoją dobrą historię warci są uwagi.
Czy Japończycy lubią i doceniają dobre opowieści? A skąd mogę wiedzieć .. .
[link]
[link]
Cóż w porównaniu do obecnego anime, te sztuki narracyjne . . to nędza okrutna. A przecież też są cenione. Bo zawierają to co najważniejsze. Dobrą opowieść. I tyle.
W kwestii relacji służbowych . . .
I to nie tylko dla tylko dla emocji. Oj niewątpliwie bardzo często jest, patrz np. to karosi.
Zdaje się ktoś tam nie ma w kulturowym kodzie genetycznym wbudowanego poczucia własnej wartości. Wartości człowieczeństwa i człowieka per se. A to zaszczepił nam gość z Nazaretu. W końcu ja po prostu nie mogę być nikim. Czy za nikogo umarł by syn Boży? To spory handicap ale i zobowiązanie. Mówiąc wprost za mnie umarł ktoś ważny.
Kto umarł za Ciebie Azjato? Jak nie pracujesz jesteś odpadem. Dla przełożonego jesteś narzędziem. Kiedy jesteś więc człowiekiem?
Swego czasu czytałem sporo o tworzeniu się więzi pomiędzy dzieckiem i rodzicem. Gdzieś tam spotkałem się z gościem omawiającym XIX wieczny system wychowania jaki wtedy lansowano w arystokratycznych rodach.
Dziecko po urodzeniu przekazywane było w ręce mamki. Ta karmiła, przewijała, tuliła i generalnie obsługiwała „gówniaka” przynosząc go z rzadka zajętej czym innym pani domu. Skutek tego był następujący . . . młodzieniec który wracał z nauki w świecie pierwsze kroki kierował do służbówki aby przytulić MATKĘ. A wieczorem był oficjalnie przyjmowany przez panią „Matkę”. Życie i tyle.
Nasz księciunio odcina się od tego świata arystokracji. Mieszka na odludziu w bardzo skromnym domu. Co ciekawe mieszka w takim miejscu aby „służąca” która zna go od małego mogła prowadzić mu dom. I wracać bez kłopotów do siebie po pracy. Mnie to jego miejsce zamieszkania mocno zastanawia. A w komplecie z tym wyrazem twarzy – matczyna troska jaki ciągle wg. mnie widzimy u pani Youri spina całość w pewien szczególny obraz. Matki i syna chociaż nie ma tu biologii.
W sumie wychodzi z tego niezły shit test dla panienek. Jak sam bohater zaważa. Część obracała się na pięcie na sam widok skromnego domu. Część chciała mnie uwieść, a za plecami znęcała się nad Youri.
No cóż naparzanie czyjejś matki to kiepski pomysł na rozpoczynanie związku. I szafowanie seksem tego nie zmieni.
Chyba zaczynam rozumieć czemu opinia pani „służącej” ma tak duże znaczenie. I to jej „Paniczu, takiej kandydatki to tu jeszcze nie było. Ona nikogo nie udaje.” Jest bardzo ważnym czynnikiem w ocenie naszej mizeroty. Bo też nic nie ukryje się przed tymi sprytnymi, uważnymi oczami. W tym to, że „panicz” usycha emocjonalnie też.
No i tu trzeba by się zastanowić nad Japońskimi tradycjami. Tą dworską i szlachecką, oraz tą chłopską i ludową. Spotkałem się z twierdzeniami, że to ma duże znaczenie. Ale . . . na tyle to ja się nie orientuję. Być może tu też nam ten temat jakoś się odzywa.
Trudne: You Are Really Enough
Przede wszystkim zanim znowu zapomnę. Chciałbym podziękować za udział i pomoc w
„rozbieraniu” Nagatoro. Jakkolwiek by to dwuznacznie nie zabrzmiało, zwłaszcza ze względu na
jej wiek i pewien szczególny fanserwis związany z serią. Sporo ludzi twierdzi, że to bardzo dobrze, iż szyję mam solidną. Bo inaczej głowę zawsze bym gdzieś zapodziewał.
Mi też piosenka bardzo się spodobała. I też bardzo pasuje do naszej „mizeroty”. Chyba bardzo mam ochotę być wobec niej pobłażliwy. Jak to facet! Ale temat pięknych azjatyckich ludzi jakoś ostatnio ciągle mi się wpycha w pole widzenia. Zdaje się trochę nie doceniamy naszego kręgu kulturowego.
Chyba Azjaci mają trudniej w tym względzie. Tj. are enough.
Kiedy jesteś złamany i posiniaczony, bo przeszłość była trudna
When you've been broken and bruised because the past has been tough
Bycie człowiekiem czyni cię kimś godnym miłości
Being human is what makes you something worthy of love
Właśnie tutaj, to jest chore, właśnie teraz
Right here, this sick, right now
Jesteś wystarczający
You are enough
Pewien facet dawno temu wymyślił coś bardzo mądrze. Oni tego nie mają w rdzeniu kręgowym swojej kultury. I dla nich to trudne.
[link]
Dobra, ten numer z karabinem i kwiatkiem nie przejdzie. To naiwność. Potrzebujemy kochających ludzi z karabinami. Aby nas bronili. Zawsze będą tacy, którzy będą chcieli żyć z rabowania.
Skoro o urodzie mowa. To wracajmy do pana ładnego.
Napisałaś dokładnie to co się z nim dzieje. Tylko dlaczego? Jakie są motywy?
Chyba warto zwrócić uwagę na jego relacje z matką biologiczną.
W zasadzie w pierwszej cześci mamy jej dwa kadry.
Pierwszy:
Szykowny strój europejski, złośliwie ironiczny uśmiech i czarne (jak jej charakter ;-)) ciało. I myśl naszego bohatera: „Jestem pewien jednego. Nie chcę nikogo pokroju mojej matki – rozkapryszonej wielkiej damy z bogatego domu.
Kadr drugi: Znowu szykowny strój, tym razem japoński. Wachlarz, jeszcze bardziej kąśliwy uśmieszek i przymknięte oczy. Ciało białe ale cały kadr przyciemniony – wspomnienie. I następna myśl: „Nigdy nie czułem się komfortowo w towarzystwie kobiet. Od kiedy pamiętam nie odpowiadało mi ciągłe zainteresowanie z ich strony”.
„Jednak najbardziej nienawidziłem mojej ordynarnej , porywczej matki. Która myślała wyłącznie o luksusach.”
Jak dla mnie to to jest odrzucenie biologicznej matki. To chyba wiele nam wyjaśnia. Zwłaszcza w kwestii tego dlaczego on teraz uważa tę mizerotę za kogoś tak wartościowego.
Podejrzewam, że dla niego prawdziwą matką jest tu ktoś inny.
Oj jakoś nie pamiętam tak ciekawie napisanego księcia. A to wszystko w romansowej mandze. Jak ten gatunek czasami się wyrabia. A to dopiero wierzchołek góry lodowej. O czym może za chwilę.
You Are Really Enough
Księciunio jest ciekawszy. To też fajny aspekt . . zwykle ma być tylko trofeum ;-). Popracuję nad odpowiedzią . . ale za chwilę.
Zabawmy się emocjami. [link]
Trochę mi się ta piosenka z naszym Kopciuszkiem kojarzy. Ciekawe czemu?
Pewnie ma to jakiś związek z odpowiedzią na pytanie: Co ten gość widzi w tej mizerocie.
Dobranoc.
Ciekawe aspekty ogólne i szczególne . . .
- Eee nie mów, że będziemy czegoś głębszego w takim wyciskaczu łez szukali?
- Konfiguracja całości jest . . . delikatnie mówiąc ciekawa. A smakowite szczególiki ukryte w tłach są po prostu wybitne. Tyle, że nad tym aby to wygrzebać trzeba trochę popracować i pomyśleć. Jak by co to spojlery są, nie czytałeś? Przeczytaj bo warto i wróć. Jak ci odsłanianie rąbka przeszkadza.
- Co nowego może być w opowieści o Kopciuszku? Przecież w openingu animca odwołali się bezpośrednio do tej bajki. To jest bajka!
- Owszem, mamy tu mix Kopciuszka i Pięknej i Bestii. Tyle, że bardzo specyficzny i odchodzący od schematów. Mnie przyznaję trochę zatkało bo zrobiło się tu naprawdę ciekawie. Jak w życiu, i śmiszno i straszno. W każdym bądź razie to coś naprawdę nowego.
- Nowość w takiej klasyce? Jak, gdzie?
- Opowieść przywraca Kopciuszkowi tę pierwotną toksyczną kobiecość. To nie są jakieś jaja z pogrzebu gdzie ofiara przemocy krząta się z radosnym śpiewem po obejściu. No szczerze powiedziawszy do domu księciunia trafia rasowy dochodiaga, i to nie tylko w sensie psychicznym. Wygląda na to, że ktoś stara się pozbyć z domu problemu. Jaki mógłby powstać w nim w wyniku jej nagłego zejścia. W tym stanie w jakim ona obecnie się znajduje. Mogły by być jakieś niewygodne pytania. Skandal, utrata twarzy. Wysłanie jej do zamku bestii to takie zapewnienie sobie alibi i pozbycie się tego problemu. Zeszła nie u nas, to wina tego potwora. Wszyscy wiedzą jaki on jest.
- Serio? Chyba nie będziemy tu zadawać pytań o żeńską przemoc? Że niby tak w romansie?
- No a według mnie, chyba musimy. Zbyt dosłownie to jest tam nakreślone. To nie są zabawne i nieszkodliwe „szykany” od Disneya. To gęsty zjadliwy mrok i pani sadyzm tym razem we własnej osobie. Zbrodnicza kobiecość bez żadnego makijażu czy usprawiedliwiania czegokolwiek.
- Nie no, ale przecież facet też nie jest wzorcem miłego gościa. Na początku przynajmniej.
- Dobra, tak jest. Babasztyle są paskudne i potencjalnie śmiercionośne. Wysłały dzieciaka do faceta który jak wieść gminna głosi to jakiś kuba rozpruwacz albo inny sinobrody. Aby on załatwił za nie mokrą robotę. I ona w dużej mierze zdaje sobie z tego sprawę. Idzie tam jak na ścięcie. Zastanawiając się co gorszego może jeszcze ją spotkać.
- No i bestia zmienia się w pięknego i łagodnego księcia?
- Nie, w żadnym wypadku. Nikt się nie musi tu w nic zmieniać. Gość jest i zostaje sobą. Tylko mała nagle zadaje sobie pytanie . . . no to kurde gdzie ten potwór. Tyle się biedactwo nasłuchało o jego toksyczności, krwiożerczości i okrucieństwie z prasy, radia i jedynie słusznej propagandy. Szuka tego złego męskiego krwiożerczego smoka czy trolla i nic. Ni ma! Wszystko to jest fejk i ordynarne kłamstwo. Jedyne potwory jakie tu się nad kimś pastwią to te jej siostry w jajnikach. No i jak tu żyć panie premierze?
- Faktycznie, niezłe. Jest tam tego więcej?
- Oj, cała masa fajnych szczegółów. Ale nie chcemy dręczyć . . . może warto to sobie samemu wyłuskać. Zabawa przyznaję przednia. O np. można się zastanowić tu nad odpowiedzią czego naprawdę pragną mężczyźni. O tym czego chcą kobiety powstała przecież już cała masa materiału.
- Nie no nie przesadzaj. Właściwie ten temat został przerobiony i definitywnie zamknięty. Zamknięty na wieki procedurą nr 1. I nie ma co do tego wracać.
- Procedura nr 1? Nie kojarzę, co to?
- Na pytanie czego pragną faceci, jedyną i właściwą odpowiedzią. Jest pogardliwe wzruszenie ramionami i lekceważące prychnięcie: „A kogo to kur . . .a obchodzi. Bo chyba nie mnie”. I tyle w tym temacie.
- No tak generalnie tak to wygląda. Dlatego te panie nie stosujące jedyneczki są takie cenne. Na wagę złota po prostu.
- A to właśnie chyba jest cześć odpowiedzi na pytanie pań które w recenzji też się pojawiło. Co ten gość widzi w tej mizerocie.
- Oj tak, zapewne. No i starczy w tym temacie. Faktycznie to jest dobre nie ma co!
CCC - Ceremoniał celebrowania codzienności
Właściwie to można stwierdzić, że obecnie to nieomal wszystkie opowieści o miłości. W tym i te komiksowe, cierpią na tę samą przypadłość co nasze bajki dla dzieci. W momencie wyznania ew. pierwszego pocałunku mamy fanfary, światła gasną i wjeżdża dyskretna plansza z napisem: a dalej to oni żyli długo i szczęśliwie.
Cóż, związki pomiędzy ludźmi mają swoją dynamikę i swoje bebechy codzienności które jakoś tak . . . wydają się być mało efektowne i fotogeniczne. Jak by na to nie spoglądać to z czasem nasza tak upragniona znajomość traci urok ten nowości. I nieuchronnie siada na niej patyna rutyny. Przyćmiewając blaski pierwszych razów.
Ale bez tej znojnej osnowy codzienności, tkanej codziennymi gestami i emocjami. Nie ma przecież mowy o tym abyśmy żyli potem ze sobą szczęśliwie. Choćby nawet i przez jakiś dosyć krótki czas. A już o tym, że będzie to naprawdę „długo i szczęśliwie”. To niestety bez włożenia w to pracy i wysiłku zupełnie nie ma co fantazjować.
Cała historia naszej pary zaczyna się tuż po zaliczeniu tej zwykle finałowej w bajkach akcji. Do łóżka idą sobie w pierwszym tomie, z potrzeby bliskości i czułości jak sądzę. Zupełnie brak dramy pt. ja nigdy tego nie wyznam. Tu wyznanie przychodzi bez problemu i naturalnie. Fanfary nie grzmią, ziemia się nie trzęsie . . . normalni ludzie zwyczajnie sobie mówią o miłości. I starają się z nią jakoś żyć.
No i zaczynają się . . . schody, no bo jak tu ułożyć sobie życie we dwoje. W bajkach przecież wystarczy samo wyznanie i reszta robi się sama. Zupełnie naturalnie i bez żadnej uwagi czy wysiłku. Normalnie jak na roli wg. mieszczuchów, chłop leży a tu mu samo rośnie. Totalna i bardzo szkodliwa bzdura!
Namiętność bowiem ulatnia się zwykle dosyć szybko zostawiając pole na zupęłnie inne uczucia. W skrajnych przypadkach czasem przeradza się ona w obojętność albo w nienawiść. W krańcowych przypadkach pozostawiając finalnie wypalone wraki ludzi. Na szczęście nie jest to taka opowieść. To jest na szczęście opowieść o przypadku wręcz odwrotnym.
Wydaje mi się, że warto sobie zobaczyć to co zwykle jest po tych „finałowych napisach” w romantyczno‑bajkowych produkcjach.
Tu w wersji Japońskiego dreptania wokół związku, gdzie nikt nikogo na szczęście nie wodzi za nos. Chociaż obwąchiwanie się partnerów ma niebagatelne znaczenie.
Należy wyłącznie żałować, że niestety bardzo rzadko można coś takiego sobie pooglądać. A szkoda . . . bo sztuka układania sobie tego życiowego bukietu czy też ceremoniał celebrowania codzienności to rzemiosło nad którym trzeba trochę się zastanowić.
Nie zamierzam wmawiać
Mylę, że to bardzo ciekawa i głęboka myśl. I jest to coś nad czym warto się zastanowić. A to jest kwestia która wg. mnie ma tu swoje miejsce.
Zabawne, że Kyoumoto wystarczyła jedna życzliwa dusza która ją zaakceptowała, żeby wrócić do społeczeństwa bez nie wiadomo jakiej terapii. Prawda?
I tak! Sorry tak żeby słyszała to też osoba której to dotyczy to nie jest niewinny dzieciaczek. A ktoś o bardzo złej woli. Sugerował bym zapoznanie się z pojęciem przemoc szkolna. Bo to trochę zmienia optykę widzenia. I nie mi się coś takiego nigdy nie zdarzało. I tak na takie chamstwo mam wrodzone uczulenie.
Aaaaa i moim zdaniem:
I dlatego wg. mnie ten jeden obrazek obgadującego typa stanowi raczej symbol.
No i wyczerpaliśmy temat. Sugeruję pozostanie przy swoich zdaniach. I dziękuję za miłą wymianę myśli!
Re: Dosyć ważna sprawa . .
No to się nie zgodzimy.
Mogę zobaczyć te rysunki – bo chyba coś przeoczyłem? Oj, oczy już nie te.
Cytując gościa z pociągu. „Wali mnie, że jesteś dzieckiem. Właśnie wróciłem do twojego poziomu emocjonalnego. Żebyś zrozumiał, że ludzi się nie kopie.” Po tym jak strzelił bachora książką w kopiącą go nogę. „Zrób to jeszcze raz a oddam tobie i mamusi”. Awantury nie było, bo kolega dał mu oklaski. Parę innych osób też. Mamusia odłożyła telefon i wreszcie pilnowała bachora.
Dla mnie to reakcja otoczenia wobec Fujino to jest jak na razie łagodna wersja: „Wystający gwóźdź trzeba dobić.” I akurat ten się poddał. I bardziej brutalne środki nie były konieczne.
I tu trzeba zastanowić się nad sytuacją tej wycofanej dziewczyny. Bo ona jest tu wg. mnie chyba tym gwoździem który dla odmiany się nie poddał. I dlatego to u niej wygląda tak a nie inaczej. W dużej mierze. I kto wie czy to nie jest okazja do ciut szerszego spojrzenia na tę kwestię w Japonii.
Fujomoto kreśli tę opowieść niebywale oszczędnie, jak by skąpił tych obrazków. Coś jak haiku tylko w mandze? Zabawa w upakowanie max treści przy minimum obrazów? Naprawdę jak dla mnie to jest niezła zabawa w czytaniu tego. Bo gość chyba nie zamierza podawać nam wszystkiego na tacy.
Re: Dosyć ważna sprawa . .
Nie wydaje mi się.
Jest jeden panel z widokiem twarzy faceta blisko z boku (jak dla mnie z ławki obok, na tle okna – chyba klasy). Zbyt blisko jak na jakieś przypadkowe podsłuchiwanie.
Fujmoto ma czasem kłopoty z oddaniem emocji na twarzach. Ale tu wg. mnie udało mu się to perfecto! (Oj chyba kogoś kiedyś coś zabolało. ;-))
Tej złośliwej satysfakcji z możliwości dokopania komuś komu się zazdrości . . . nie sposób pomylić z czymś innym. No i ten lekki ton lekceważenia: „W porównaniu z tym rysunki Fujino . . . . to nic szczególnego.”
Hmmm jak dla mnie bardzo konstruktywna i rzeczowa krytyka. Sorry to może było i powiedziane do kogoś innego. Ale w sposób celowy tak aby ta uwaga nie przeszła niezauważona przez otaczających w tym osobę najbardziej zainteresowaną. Jak dla mnie zachowanie nie do zaakceptowania.
Może i ma rację, ale sposób jej wyartykułowania sprawia, że zasługuje wg. mnie na kopa w . . Bo świadczy wg. mnie o złośliwości i perfidii. I tyle w tym macie. Palant i tyle.
A to, że być może komuś tu sodowa waliła do głowy to inna sprawa. Ale ten sposób i rodzaj krytyki to zatruta strzała z opóźnionym działaniem.
Dosyć ważna sprawa . .
Kyoumoto rysowała dużo lepiej ale to było „Piękno ukryte w tle”. Czego tłem jest to piękno?
To piękno jest tłem interesującej i wartościowej opowieści. Obawiam się, że bez tego wkładu najlepszy rysunek . . . to trochę mniej lub lepiej postawionych kresek czy plam. I potrzeba nam tu w przypadku komiksu, wprawnego opowiadacza który ma coś ciekawego do przekazania.
Pewnie wyjdę na ortodoksa . . . ale chyba gdzieś tam w tej mojej pierwotnej grupie zero nadal bardzo siedzi ten gość od ogniska i opowieści. I forma nawet najładniejsza bez tego skromnego dodatku, jakoś mnie nudzi. Chociaż doceniam kunszt i prace rysującego.
Czyżby niezbyt przypadkiem autor podzielał ciut moje zdanie?
Re: Czy warto być zakonnikiem?
Cóż . . . w ja osobiście w sumie nie przepadam za „kreską” Fujimoto. Ale mimo to uważam, że jest jednym z najlepszych a już na pewno najbardziej interesujących autorów. Dlaczego? Myślę, że na to też daje nam odpowiedź. ;-) Uroczy facet! I ma niewątpliwie rację.
Prztyczek w nos perfekcjonistów kreski!
Czy warto być zakonnikiem?
- Sam jesteś cieniutki! Szkoda, że nie w pasie. Przydało by Ci się co nieco zrzucić. Bzdura, to uznany artysta jest. To nie może być kiepskie i na pewno nie jest.
- Ależ ja tu o ilości stron ten mangi mówię a nie o jej jakości. To jedna z bardziej interesujących rzeczy jakie czytałem. Proste ale nie pozbawione głębszych przemyśleń autora. Rzekłbym chyba takie bardzo osobiste.
- Hmm tak, zdaje się facetowi chwilami bardzo się na szczerość zebrało. Tak to odczytuję. To chyba trochę tak jakby autobiografia? Czy co?
- Można odnieść takie wrażenie, że główna bohaterka to takie alter ego autora.
- To o czym to jest?
- O tworzeniu, stosunkach autor‑dzieło‑odbiorca. Ale przede wszystkim jak zwykle u Fujimoto to jest o relacjach międzyludzkich.
- Jak zwykle? Nie no a pan piłcia tyż? No chyba nie bardzo?
- Wbrew pozorom tam te relacje też grają niebagatelną rolę. Tylko trzeba te hektolitry posoki i festony flaków odsunąć na bok. Tu mamy pewien ciekawy aspekt. Podkreśla się związki tej historii z tym dramatycznym wydarzeniem. [link]
Autor miał to wg. niektórych wykorzystać, niektórzy sugerują w celach promocji. Bo temat był głośny. Ale ja mam tu inne wrażenie. Być może ta tragedia skłoniła go do pewnych refleksji na temat tego co jest w życiu najważniejsze. I to zawarł w tej swojej mandze.
- Podejrzewasz, że ta śmierć ludzi z branży to był dla niego jakiś wstrząs?
- Chyba tak. Kto wie, jak to na niego wpłynęło. Mam wręcz wrażenie, że mogło go to dotknąć jakoś tak osobiście. Może kogoś znał? Albo przytrafiło mu się coś podobnego w innym miejscu i czasie. Mam dziwne wrażenie, że na twórczość mangaki spogląda tu przez pryzmat kruchości istnienia. I zadaje sobie pytanie czy warto. Czy warto oddać całego siebie sztuce rysunkowego opowiadania historii.
- Tak to prawda. Praca nad mangą przedstawiona jest tu jak jakieś zajęcie godne mnichów buddyjskich a nie ludzi świeckich. Zakon rysowników? W sumie gdzieś przeczytałem, że w USA jest 6 razy więcej rysowników komiksowych. A przynajmniej u nas proporcje tego co się sprzedaje wydają się wręcz odwrotne. Pracowitość tych ludzi budzi szacunek.
- Tak niewątpliwie budzi. Zdaje się autor zadaje tu pytanie czy to co osiągasz jest warte tego poświęcenia. Zdaje też np. pytanie o relacje autor a czytelnik‑krytyk.
- W sumie po co tworzyć jeśli nie ma czytelników.
- Tak, ale chyba i jedzie nam po tych zawsze krytycznych. Jest tam taki który mówi Fujino, że jej manga jest technicznie do niczego w porównaniu z tą drugą dziewczyną. I ona rezygnuje z dalszego rysowania.
- Tak czasem chyba potrzebna jest gruba skóra. Jak to sugeruje autor.
- No i umiejętność powiedzenie krytykantom: Wiesz co. Mylisz mnie z kimś innym.
- Z kim?
- Z kimś kogo interesuje twoja opinia.
- Niezadowolony palant zawsze się trafi. Grunt aby to nie była cała reszta publiki poza tobą.
- Chyba nie wyczerpaliśmy tematu tej mangi.
- Oj na pewno nie. Ale na dziś starczy. Może wrócimy do tematu.
- W każdym bądź razie . . . w sumie jedna z najciekawszych rzeczy jakie do tej pory widziałem.
- Naprawdę warto to przeczytać i się nad tym zastanowić.
- Chyba tak. Docenili to zreszta w branży. Anime ma być na dniach. Albo nawet już jest.
Stanowcze nie tresowanym fokom
Zachowanie Nagatoro zaraz po pierwszym kontakcie świadczy o zakochaniu się od pierwszego wejrzenia. Ok. Tj. dziewczyna działająca jak kobieta‑dziki kot któremu ktoś nadepnął na ego‑ogon to normalny w takich przypadkach objaw. Może dla Japończyków i tak jest. Bo może tak sobie wyobrażają ten moment w którym tłusty bachor ze skrzydłami (oj na bank nie są lotne) razi cię tą swoją strzałą w tyłek. Być może to zwykłe nieporozumienie kulturowe i tyle.
Tak ich oswajanie się ze sobą robi wrażenie. Bardzo podoba mi się to Japońskie dreptanie w budowaniu relacji i więzi. No u nas . . . to ma to robić się samo. Po wpływem strzały w tyłku. Jak my to mamy dobrze. Normalnie jak na roli wg. mieszczuchów, leżę a mi tu samo rośnie. Tak masz rację to tak nie działa.
Jest jeszcze inny ciekawy aspekt. Wart zauważenia. Obecne oczekiwania wobec panów są irracjonalne. Ni mniej ni więcej masz zdobyć i uszczęśliwić kobietę. Jak tego nie zrobisz nie jesteś facetem. Skutek? Panowie mają biegać wokół dostępnych pań jak tresowane foki. Przepychając się i robiąc sztuczki, ku uciesze gawiedzi. No jest jeszcze konkurs na największą i najtłustszą rybę którą foczka może przytargać. Ryba czy inny pierścionek z diamentem o absurdalnej liczbie karatów. No różnica jest tylko taka, że foczki mają dużo lepiej. To one dostają rybę. A i publika nie będzie akceptowała okrutnych i sadystycznych zachowań tresera. Co w przypadku panów . . . coż raczej należy spodziewać się ryku ucieszonej tym tłuszczy.
Naoto nawet nie stara się brać udziału w tych zawodach. Jak to wygląda u jego kolegów jest świetnie pokazane. I reakcja Nagatoro na to też. Chłopak ma swój świat, swoją pasję i pracę. W pierwszym odruchu odrzuca Nagatoro. I to ją doprowadza wg mnie do szału. Jak on tak mógł! Dlaczego nie odstawia „foczki” jak inni. Co z nim nie tak?
Naoto w końcu ostrożnie wpuszcza Nagatoro do swojego świata. A ta ze zdziwieniem znajduje przyjemność w przebywaniu w tak uspokajającym środowisku. W obecności kogoś kto pracuje nad swoją pasją i się nie poddaje.
Owszem, postulat ogarnięcia swojego „pokoju” i siebie. Brak zgody na udział w tresowaniu fok. A potem zdobycie tęgiego kija aby oganiać się od szkodników chcących cię wykorzystać i zrujnować to co stworzyłeś. I wpuszczenie do swojego świata tylko odpowiedniej osoby. To brzmi bardzo red pilowo.
I mnie to też bardzo zaskoczyło. Ale to naprawdę ma sens. I jedynym problemem jest wybranie osoby tak szczerej i dobrej jak ta we wrzątku ugotowana pannica.
Jak ważne są narracje
Można też jeszcze inaczej. Valmont i to jego silniejsze ode mnie. Fraza którą podrzuciła mu podstępna markiza aby zniszczyć jego uczucie do ukochanej. Zadając jej tym samym śmiertelny cios. Cios który zabije również Valmonta a przy okazji rykoszetem zniszczy reputację tej bezwzględnej obłudnicy.
Ładne alibi? To silniejsze ode mnie. Prawda? Skutecznie trzyma przy robieniu nic.
Ja też nic na to nie poradzę. Już jako niezbyt rozgarnięty (no to akurat mi tak już zostało) młodzian poczyniłem pewne przemyślenia. Przede wszystkim np. taki stary szlagier jak „Miłość ci wszystko wybaczy” dosyć jasno wskazuje o to tu caman. [link]
Ona tak pięknie tłumaczy bardzo brzydkie rzeczy które robimy i tyle.
Przyznaję, że teoria ta wynikała też poniekąd z lektur które wtedy raźno łykałem. Teoria jak teoria. Nie miała by znaczenia bez potwierdzenia w praktyce. A na to długo nie trzeba było czekać. Dziewczę o twarzy anioła i przepięknych szarych oczętach. Ale o duszy czarnej jak smoła piekielna i zimnej jak otchłanie kosmosu zebrane do kupy. Zadbała o to aby teoria znalazła bardzo solidne oparcie w praktyce.
Nie żebym narzekał, ot życie! Doświadczenie bezcenne ale cokolwiek bolesne. Nie jednorazowe zresztą. I taka jest akurat moja narracja. ;-)
Takie traumatyczne raczej przypadki ;-) skłoniły mnie do pogłębienia teorii. Stąd polecić mogę teorię miłości np.
[link]
[link]#v=onepage&q&f=false
W każdym bądź razie z prawdziwą przyjemnością znalazłem potwierdzenie tego iż miłość od pierwszego wejrzenia, taka na którą nie mamy wpływu, to kod kulturowy. Do tego niezbyt mądry jak twierdzą pewni autorzy np. taki B. Wojciszke w „Psychologii Miłości”.
Owszem twórca niewątpliwie może sobie pozwolić na takie ujęcie. Papier jest cierpliwy i zniesie wszystko. W przeciwieństwie do Ciebie. Twoje emocje i środki finansowe nie są tak wytrzymałe. Trochę zdrowego rozsądku przydaje się w życiu.
Też znam, ale wg. mnie po zauroczeniu pierwszym kontaktem przyszedł u nich czas na podjęcie decyzji próbujemy być razem i oboje zrobimy co w naszej mocy aby to się udało. Nie czekali na trąby anielskie i mannę z nieba. Zabrali się za tworzenie związku bo taką mieli narrację. Bo jak napisałeś:
A najbardziej zależy od tego jak się nad tym pracuje. A jak ktoś zakłada, że to zrobi się samo. Albo, że zawsze może skoczyć na inną gałąź fajną gałąź, oj no tak w kolejne zakochanie . . . to szanse na sukces są mizerne. Przynajmniej ja obecnie tak to widzę.
Life Isn't About Finding Yourself. Life Is About Creating Yourself.
Zamiast life wstawić love i zdaje się otrzymamy co trzeba.
[link]
Jestem pewien, że warto sobie przemyśleć pewne implikacje jakie wypływają z tych narracji. Biorąc pod uwagę to co napisałem o „alibi” dla „to silniejsze ode mnie” o którym wspominałem. O wpływie narracji na obecną sytuację w której pomiędzy światem męskim i żeńskim ktoś zafundował nam potężne pęknięcie które ma już wpływ na demografię również trzeba by chyba pomyśleć.
Tak Nagatoro zaczyna to chyba trochę dla hecy, sportu i łowieckiego dreszczu. Może nawet po głowie chodzi jej głupi pomysł aby z tym chłopakiem to zrobić. Aby pochwalić się przed koleżankami, że ona już. Ale to zmienia się z czasem. Gdzie się zdecydowała? Nie wiem.
W każdym bądź razie wg. mnie przynajmniej. Podając mu susi z mlecza i ikry od którego „można zaciążyć” zadaje mu pytanie czy chciałbyś kiedyś mieć dzieci senpai. A to raczej chyba dosyć poważne pytanie.
Dobra starczy tych poważnych wpisów. Bo nam się jeszcze cofnie.
Re: Czego pragną kobiety
I chyba nie jest tak, że wszystkie chcą tego samego. Niemniej te obecnie najgłośniejsze i najbardziej widoczne (a tak to moja mizoginia, i miejmy to tu już z głowy) to chyba raczej same nie bardzo wiedzą czego.
Ale parę spraw jest pewne:
1. To na pewno się im należy!
2. Chcą tego i powinny to dostać natychmiast albo jeszcze szybciej!
3. Nieważne co to jest! Ma być tego dużo i w najlepszej jakości!
4. To ma mieć opcję zwrotu towaru bez podania przyczyny. Na wypadek jeśli pancia się rozmyśli.
5. Dostawca ponosi wszelką odpowiedzialność za ew. rozczarowania i kaprysy które wywoła u odbiorcy.
Owszem, to trochę rozpieszczona najmłodsza siostra wg. mnie przynajmniej. Taka która wszystko dostaje. Na szczęście wyrasta nam z tego w trakcie tej naszej opowieści. Wyrasta zadając sobie pytanie dlaczego ten chłopiec nie potrafi się bawić.
Kwestie zauroczenia od pierwszego wejrzenia to chyba materiał na odrębny wpis. Nie mieszajmy tematów.
Re: Kulturowy kod zadurzenia
Kulturowy kod zadurzenia
W kwestii:
To będę miał problem. Aż taki oblatany „we współczesnej popkulturze” Japonii to nie jestem. Niemniej upierał bym się, że nawet sytuacje podobne do ”pojęcia miłości od pierwszego wejrzenia” w wersji zachodniej są tu ciut inne.
W ujęciu zachodnim to wygląda to tak. Osobnik dostrzega atrakcyjnego osobnika płci która go pociąga i w tym samym momencie dostaje „manii i chce tylko od Stefanii”. Mechanizm jest prosty. Osobnik musi być wcześniej pobudzony (w doświadczeniu to był niebezpieczny most), i myli on to pobudzenie ze swoją reakcją na kawał ciacha jakie widzi. W głowie rodzi się wsparta kodem kulturowym myśl. TO JEST TO! To jest przeznaczenie albo chemia ew. grom z jasnego nieba. A to jest zwykła głupota, za którą rachunek przyjdzie zapłacić za jakiś czas. Jeśli los przypadkiem nie sprzeda mu 6 w totka. Cóż prawdopodobieństwo jest tu podobne.
W porównaniu z akcją powyżej Japończycy wykazują podziwu godny pragmatyzm uczuciowy i oceniają tego partnera zanim się zdecydują. I akurat w tym kontekście ich powściągliwość emocjonalna Dużo lepiej rokuje dla trwałości związku.
Ale . . . nie oszukujmy się. Komu jeszcze u nas zależy na tej trwałości.
No ale akurat Nagatoro zbyt powściągliwa nie jest. Zwłaszcza na etapie gdy wobec sempaia stosuje ona wręcz i dosłownie chwyty poniżej pasa.
Przyznaję szczerze, że tego etapu nie rozumiem i nie potrafię sobie jakoś sensownie wytłumaczyć. Byłbym wdzięczny za ew. sugestie. Kończy się on chyba tym ryczeniem w wannie. O co tu kaman?
Re: Dość specyficzna opowieść
Jak by to powiedzieć. Magiczna kraina pt. dorastanie i szkoła to nie taki wyłącznie Japoński wynalazek. Od razu przypomina mi się serial „Magiczne Lata”. Rzecz której szczerze nie cierpiałem.
Nostalgia za czasami gdy robić głupstwa i zachowywać się niezbyt odpowiedzialnie oraz emocjonalnie wypadało. A właściwie wręcz tego od nas oczekiwano to nic nowego. Oj. dajmy na to jak ta faza cukierkowego różu przechodziła łagodnie w fiolety, aby potem gwałtownie skoczyć ku czerniom z czachami. Ktoś tam już nie chciał być rycerzem bez skazy, wolał być idolem kapeli pop . . . . bożyszcze tłumów . . . . facet‑facetka z gitarą. Precz z różową bezą, teraz to ja jestem Wednesday Addams. I takie tam wydmuszki wyobraźni. Można by powiedzieć, że norma okresu dorastania.
Tylko, że chyba w Japonii to ma jeszcze pewien dodatkowy odcień. Z tego co sobie wyszukałem to mają oni pewne kłopoty ze swoja kulturą. Między innymi problemem jest to wyrugowanie kontaktu fizycznego z przestrzeni międzyludzkiej. A to jedna z potrzeb wg. piramidy Maslowa. Do tego brak zgody na wyrażanie emocji, a właściwie tak ogólnie na emocjonalność. To są jak twierdzą niektórzy psychologowie powody kiepskiego psychicznego stanu zdrowia Ich społeczeństwa.
A przecież to są atrybuty nastoletniości! Jak tak sobie popatrzeć na te romanse to mamy tam przyjaciół często nie stroniących od wspierającego obejmowania i pocieszania. O swobodnym wyrażaniu emocji nie wspominając. Bo tam bez przerwy ktoś bez skrępowania droczy się z kimś. Czy też wręcz wali za coś po łbie. Albo też rozpaczliwie ryczy sobie w kącie, bo mu źle.
Korzystajcie, korzystajcie . . . . dorosłym nie wypada. A już w Japonii to coś takiego u dorosłych to zdaje się wręcz zbrodnia. I dlatego wydaje mi się, że takie otoczenie i klimat cieszy się tu tak dużym powodzeniem. Bo to klimat i emocje których szczególnie im brakuje w ich dorosłym życiu. Na tyle, że może kłaść się na ich społeczeństwie pewnym depresyjnym cieniem. Jakoś tak to czuję.
No i tu mam problem. Wygląda na to, że zakochanie ma zupełnie inne znaczenie w ich kulturze. Brak u nich np. pojęcia miłości od pierwszego wejrzenia. To nasz patent i kod kulturowy.
Japończyk się nie zakochuje, on dojrzewa do decyzji, że właśnie spotkał osobę z którą chce spędzić resztę swojego życia. A nadal podobno od 9‑25% takich decyzji podejmuje na spotkaniu aranżowanym przez rodziców czy swatkę. Co u nas też było normą przed wiekiem XX.
Patent na zakochanie to dosyć nowy koncept. I nie wszędzie przyjął się tak dobrze jak u nas.
Oj długo by sobie trzeba było to wyjaśniać. Nie chcę zbyt zanudzać.
Dość specyficzna opowieść
Japończycy z sytuacji „on zimny, a ona gorąca” mają jakąś niesamowitą bekę. Ale to może nam umykać bo to być może być jakiś kod kulturowy. Swoją drogą manga o takim tytule jest.
W sumie można by jak robią to niektórzy skwitować całą serię prostackim wręcz podsumowaniem. Romans szkolny z absurdalnie niedobraną parą. Nic nowego, motyw ten jest obecnie zgrany tak, że wręcz wyświechtany. Właśnie oglądam sobie kolejne takie anime Ciemne chmury w moim sercu – czy jakoś tak. . . bo chwalą to tak bardzo. Kolejny szkolny romans? O Matko!
Nagatoro ma fatalny fanserwis, w dużej mierze bazujący na eksploatowaniu wątku seksualności nastolatków. Z naciskiem na „ukryte pragnienia” naszej rozbrykanej pannicy. Wpadają nam tam jeszcze jakieś fetysze stóp jak mi się zdaje.
Dziewczyna ma być kawaii, ale sexi no i niech będzie tsundere. Mają być cycki, mała zaświeci bielizną. Gość obowiązkowo wycofany nerd przegryw. Zestaw w sumie chyba obowiązkowy jak twierdzą znawcy rynku. No może dla jakiejś odmiany zamienimy role w zgranych schematach i ludzie to kupią bo to lubią. Bo to się sprawdza i sprzedaje.
Przyznaję, iż w pewnym momencie sam tak to oceniłem i dałem sobie siana ze śledzeniem akcji. Pod wpływem, dyskusji na temat wieku panny w szczególności. A raczej tego na ile lat według niektórych wygląda. Ale to nie jest takie proste.
Jednak . . . . są tu też dosyć nieszablonowe motywy i bardzo interesujące zestawienia sytuacji. Skłaniające do stawiania ciekawych pytań. Jakoś zbyt dużo tego, aby uznać to wyłącznie za czysty „wypadek przy pracy” zespołu jadącego oklepanymi schematami. O tym też pisaliśmy przy okazji anime.
Chyba za samo przywołanie postaci dziewczyny którą interesują „te kwestie” a która nie jest jakimś perwersyjnym monstrum autorowi należy się szacuneczek. Dla mnie w mandze to po raz pierwszy.
W zupełności się zgadzam z tym, że chętnie bym obejrzał . . . co dalej po tym wyznaniu. Budowanie doroślejszego życia . . . jak w Zapachu Miłości np.
Ale, to chyba symptomatyczne, urywanie po wyznaniu.
Czy Japończycy mają z tym co dalej problem? I jaki? I stawiam to pytanie całkiem serio.
Bo odnoszę dziwne wrażenie, że pojęcie miłość kojarzy się im bardziej z krainą beztroski i nieodpowiedzialności związaną wyłącznie ze szkołą. A nie z realnym twardym życiem jakie prowadzą dorośli. I ci ostatni w zaciszu domowym być może wertują sobie mangi ze szkolnymi romansami wzdychając za choćby cieniem czegoś takiego.
Bo popularność tego romansu wydaje się wskazywać na ciut szerszą publikę niż tylko szkolne nastolatki. Ale . . . co ja tam wiem. Nie wiem, nie znam się . . . . zarobiony jestem. Tak sobie zbieram wrażenia i przemyślenia na koniec serii.
Re: Celny strzał . . .;-)
Wydaje mi się, że w tym przypadku, mała po prostu nie widzi w nim ojca. Jeśli dobrze pamiętam na propozycję przysposobienia i zmiany nazwiska (żeby jej w szkole nie wytykali palcami) mała odpowiada krótko. Ojcem jest dziadek, ty jesteś Daikichi.
Widać poczucie wsparcia i bezpieczeństwa jakie otrzymała od Dakichiego zostało jej na zawsze. Dziewczyna sporo przeszła, jest chyba nieco bardziej dojrzała od rówieśników.
Ja bym się tu wstrzymał przed negatywną oceną raczej z tego powodu.
Nie mieszajmy niepotrzebnie tu tego czego nie ma . . .
Warto jednak mieć świadomość istnienia GSA gdzie wg. badań rozdzielenie w początkach życia może odezwać się potem czkawką w postaci afektu. Tu mała poznała obecnego opiekuna chyba po tym okresie w którym ta wieź wyklucza afekt. Coś jakby pasuje.
W kwestii postrzegania to z tego co zauważyłem w anime – na razie to widziałem. Mała za biologicznego ojca uważa „dziadka” a nie obecnego opiekuna. Dla niej to ona chyba jest sierotą którą opiekuje się dobry człowiek. Kurczę trzeba na to zwrócić baczną uwagę przy czytaniu. Bo głowy nie dam.
Chyba może to mieć tu spore znaczenie. Ba . . . 201 k.k. zdaje się był nawet z wyłączeniem przysposobionych jak twierdzi wiki. Tu przysposobienia prawnego nie było, bo mała nie chciała. Nadal dziwnie . . . ale raczej nie kryminalnie.
Nie wiem czy pytanie nie brzmi tu – jak to jest, że bardziej cenimy i za właściwsze uważamy związanie się z kimś na podstawie pierwszego wrażenia. A za niewłaściwe uznajemy zbudowanie związku na poczuciu obowiązku i wdzięczności za uratowanie przed raczej fatalnym losem. Chyba postrzeganie tego może nas bardzo różnić od Japonii.