x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: -_-
Re: Wyjęłaś mi z słowa z ust!
Re: Wyjęłaś mi z słowa z ust!
Co do Yuki… kliknij: ukryte Nie nazwałabym tego próbą gwałtu. Nigdy nawet tak nie odebrałam tamtego fragmentu. W moich oczach sytuacja wyglądała nieco inaczej. Wiemy, że Yuki i Kizuna mają dobre relacje i bądź co bądź, w tamtym momencie są na randce. I choć nie przepadam za ideą „zróbmy to jak najszybciej” (ba, jakoś seks zwykle odbiera dla mnie cały romantyzm w romansach D:), to koleś wiedząc, że Kizuna taka znowu niewinna nie jest, postanowił, że sprawi, że zapomni o Asaiu przez seks właśnie (i nie jest to żaden oryginalny pomysł), a Kizunie nic nawet nie zrobił. Z mojego punktu widzenia, liczył on bardziej na to, że bohaterka radośnie przystanie na jego propozycję, a że tego nie zrobiła, to odstąpił bo właśnie gwałcić nikogo tak naprawdę nie chciał. Ba, nawet nie wymusił na niej żadnego pocałunku. A co do przejścia do porządku dziennego – to wypada dla mnie bardziej realistycznie, niż ciągłe uciekanie przed chłopakiem, najlepiej z głośnym krzykiem „kyaaa”, jak by to zrobiła standardowa bohaterka shoujo, wgl ta sytuacja jest znacznie dalsza od próby gwałtu niż wiele „normalnych” scen w większości shoujo. Że też między nimi nic nie doszło, a Kizuna nie chciała psuć ich wcześniejszych relacji, toteż tamten moment poszedł w niepamięć. I pamiętajmy, że Yuki przeprosił i odkupił się swoją postawą przy wypadku. Wtedy z kolei było widać, że zależy mu na głównej bohaterce.
Re: !!!
Re: !!!
Re: Czuję się dziwnie...
Nie do końca, a raczej KOMPLETNIE nie rozumiem zachwytu tą mangą. Kiedyś, kiedy Kyou mieściło się w pierwszej dziesiątce w top shoujo, myślałam, że to może być naprawdę przyjemna manga, ale gdy tylko się za to zabrałam, zmieniłam zdanie. Ani kreski nie ma zbyt pięknej, by przysłaniać wady mangi, ani bohaterów jakiś specjalnie skonstruowanych. Wiem, że to kwestia gustu, ale rzadko kiedy tak irytowała mnie główna bohaterka, jak w Kyou, Koi o Hajimemasu. Jakieś kilka rozdziałów po akcji, gdzie siostra Hibino kliknij: ukryte robi bohaterce awanturę, o to, jaka to Hibiono jest okropna, bo nie chce uprawiać ze swoim chłopakiem seksu. No normalnie – JAK ONA ŚMIE? Przecież nie liczy się główna bohaterka, to facet powinien być zaspokojony – przerwałam czytanie. Romantyczne to to dla mnie nie było, bo jakoś nie mogłam się przekonać co do uczuć Tsubakiego do Hibino, a za to tylko niepotrzebnie się wymęczyłam. Z początku jeszcze mogło się całkiem miło czytać, ale im dalej, tym gorzej. ^^'
Kiepskie i strasznie frustrujące
Otóż shoujo do bólu schematyczne, z radosnym trójkątem, ulegającym ciągłym modyfikacjom, które zapowiada się całkiem całkiem, a w pewnym momencie zaczyna solidnie denerwować. Przeczytałam jakieś dwanaście tomów i więcej na razie nie planuję.
Mamy kreskę mocno przeciętną, w dodatku, szczególnie na początku, miejscami wręcz koszmarną. Główna bohaterka jest, jak to z głównymi bohaterkami bywa, z tym że, o ile na początku można znaleźć tej postaci jakieś plusy, to im dalej, tym gorzej. Ale właściwie cały schematyzm i sztuczność mnie aż tak nie ubodły, a jeden z panów przykuł moją uwagę, no i… No i właśnie. Nie przestałam czytać Parfait Tic ze względu na wątpliwą jakość (czasem lubię poczytać mniejsze lub większe gnioty), szczególnie, że wciągnęło mnie to niesamowicie. Po prostu, po pierwsze – kliknij: ukryte kibicowałam Ichiemu, a ten zachował się jak dupek, a główna bohaterka jak skończona idiotka, po drugie – wszystko ze schematycznej, ale lekkiej historii shoujo, zrobiło się zbyt emo i im dalej w las, tym bardziej miałam ochotę zabić Fuuko.
I właściwie to tyle. Nie lubię patrzeć kliknij: ukryte jak głównym bohaterkom ciągle się coś ryje z facetami. Wolę te gnioty, w których mogę popatrzeć na faceta, który dla swej kochanej idiotki zrobi wszystko. Amen. :)
Najnowsze dzieło Sakisaki Io, czyli kolejne shoujo warte do przeczytania
Takim małym, z początku niedostrzegalnym plusem Aoharaido, jest główna bohaterka. Dobrze skonstruowana, nieco naiwna, ale z charakterem. Naprawdę dająca się lubić przez czytelnika, chyba nawet bardziej, niż główny bish – Kou. Futaba może w dalszym stopniu, nie wydaje się zachowywać jak licealistka, ale daleko jej do większości bohaterek shoujo, tak infantylnych, że ma się wątpliwości, jakim cudem skończyły podstawówkę ( a czasem przedszkole ^^').
To, co lubię w mangach Sakisaki Io, to to, że bohaterki dość szybko biorą sprawy w swoje ręce i próbują działać, by doprowadzić swoje sprawy sercowe do jakiegoś punktu. Owszem, zwykle i tak piętrzą się nieporozumienia, ale naprawdę rzadkim podejściem postaci żeńskich w shoujo jest „orientuję się, że się zakochałam, więc chcę mu to jak najszybciej powiedzieć”. Zazwyczaj wyznanie uczuć nie jest nawet brane przez dłuższy czas pod uwagę. Z Futabą jest inaczej. Owszem, boi się powiedzieć Kou, co czuje, ale widać, że dąży do tego, by się przełamać. Nie funkcjonuje na zasadzie „kocham go, więc będę żyć ze swoją niespełnioną miłością”.
Bardzo lubię kreskę w Aoharaido. Z pewnością nie jest to majstersztyk i z pewnością nie powinna dostać specjalnie dobrych ocen, ale postaci są po prostu śliczne. Widać, że zostały trochę bardziej dopracowane niż w chociażby Strobe Edge (chociaż ciężko porównywać do siebie Rena i Kou, pod tym względem Strobe ma przystojniejszych panów). Czy są jakieś tła? Raczej nie za wiele, ale która fanka shoujo by się tym przejęła? ;)
Właściwie to Ao Haru Ride polecam tylko tym, którzy lubią shoujo. Raczej nie ryzykowałabym ze zmuszaniem panów do czytania tejże mangi. To nie jest taki tytuł, który broni się sam, bez podania gatunku. To po prostu dobre, lekkie i przyjemne shoujo, głównie dla żeńskiej części czytelników. Coś, czego kolejnych rozdziałów zawsze wyczekuję z niecierpliwością i czytam z niebywałą przyjemnością. Ale bez cudów.
Re: Perła!
A recenzja owszem mi się spodobała i dodam, żeby nie było nieścisłości, że recenzja Enevi również, ale zwróciłam właśnie uwagę na ten brak dobrze oddającego postać Eimi opisania głównej bohaterki, więc bardzo dobrze się złożyło że napisałyście obydwie recenzje do tego tytułu. c:
No a z drugiej strony, Enevi zwróciła większą uwagę na to, co u mnie spowodowało obniżenie oceny, czyli nagłe pędzące z taką prędkością, że już szybciej to się chyba nie dało, zakończenie.
Ale jestem (mile) zaskoczona że pojawiły się aż dwie recenzje, bo nie jest to ani tytuł specjalnie znany, ani wybitny i wydaje mi się że wiele ludzi go przekreśla głównie przez kreskę. A warto go poznać, jako taką małą, niepozorną… może „perełka” to w tym przypadku za dużo, ale na pewno jako mangę wyróżniającą się na korzyść, na tle innych swojego gatunku. ^^
Jeśli chodzi o Asaia i Yuki, wypadają dla mnie nie tyle źle, co bardziej standardowo. Ot tak – kliknij: ukryte sympatyczni bishe, z całkiem uroczymi osobowościami. :3 Aż ciężko wybrać który lepszy. ;D O ile o Etoh się rozpisałam, o tyle o tej dwójce nie powiem raczej nic szczególnie odkrywczego. Całkiem sensowny był wątek kliknij: ukryte przeszłości Asaia. Klimatyczny, mimo że jest dość często używanym chwytem, tutaj zdawał się być jakoś mniej oklepany, lub też bardziej zrozumiały. To naprawdę… w pewien sposób urocze, jak pokazano „odbicie się” tamtych wydarzeń na Asaiu. Dobra, jak już zaczęłam coś o Asaiu to powiem też że Yuki kliknij: ukryte waaaah, naprawdę mnie zaskoczył *-* Znaczy zaskoczyło mnie dosyć że jest facetem. Niby się można było spodziewać, ale kiedy pierwszy raz zajrzałam do tej mangi, to nie czytałam jej zbyt uważnie. W każdym razie Yuki jest taki uroczy. ;-; W sumie to chyba nawet bardziej kibicuję pairingowi on x Kizuna, mimo że wiadomo że to Asai będzie miał swój szczęśliwy koniec… chociaż kto tam wie… ;] Zobaczę gdy wyjdzie cała manga~
W każdym razie jest uroczo, ale nie za słodko, nieco dramatycznie, ale nie przedramatyzowanie. Widać że postaci się naprawdę znają, a nie grają bo „tak fabuła chciała”. Chociażby to że kliknij: ukryte Etoh potrafiła sobie połączyć fakty że jednak lepiej jest być w windzie z Asaiem, niż Yukim. Albo to, że Yuki nie zakochał się w jej wyimaginowanym dobrym sercu, a właśnie ostrzejszym charakterze i zdecydowanym sposobie bycia. Wszystko tak ładnie współgra, a do tego ten ładnie dobrany tytuł…
...tak poza tym – kliknij: ukryte chciałabym mieszkać w takim budynku *-*
Jest dobrze, ale mogło być lepiej
Biorąc pod uwagę te dwa punkty, nie powinniście się dziwić że Heart no Kuni Alice mi się spodobało… jednak trochę się zawiodłam. Materiał dla mnie był świetny, właściwie można było stworzyć coś troszkę podobnego do klimatów Ouranowskich (normalna główna bohaterka, stadko facetów mających nie po kolei w głowie), jednak autorzy wykazali się po prostu nieumiejętnością w prowadzeniu fabuły. Nie mogłam pozbyć się uczucia że wszystko jest zbyt chaotyczne, tak jakby poświęcono na ten tytuł za mało tomów i powycinano z niej spore kawałki, zostawiając tylko to, co „najważniejsze”. Nie przeszkadzałoby mi to aż tak bardzo, gdyby nie to że ucierpiały na tym relacje między postaciami. O ile uczucia mieszkańców Krainy Serc do Alicji nie musiały rozwijać się, ani wypadać wiarygodnie, o tyle sam wątek romantyczny wydał mi się przyśpieszony jak najbardziej się da. Owszem, wszyscy wiemy co się święci, ale jakoś tak… mało romantyczny ten romans był. I tu nie chodzi o to by zmieniać jakoś zachowania bohaterów, ale zrobić płynniejsze przejście kliknij: ukryte chociażby stosunku Alicji do Blooda. Bo fajnie – wszyscy nagle dostrzegają że między nimi coś iskrzy, a oni sami, mimo że coś mało się na to zapowiada, pod koniec nagle dostrzegają swoje uczucia. Ja wiem że od początku było zarysowane że coś między nimi będzie, ale myślałam że to coś rozwinie się trochę płynniej… ^^' W dodatku, gdyby nie to, że po lekturze mangi, poczytałam trochę wyjaśnień co i jak, od ludzi którzy grali w grę, to większość moich pytań zostałaby bez odpowiedzi – bo po co? To nie tak że wraz z końcem każdej serii musimy znać odpowiedzi na wszystkie dręczące nas pytania, ale jednak na niektóre warto by było odpowiedzieć…
Inną sprawą jest to, że niektóre postaci były jakby niespójnie skonstruowane. Owszem, na pierwszy rzut oka barwne, sympatyczne – fajnie. Ale Blood to czasem miałam wrażenie jakby się z choinki urwał. O.o Ja nie będę się wgłębiać w wiarygodność psychiczną naszych bishów, bo w shoujo mieć takowej nie muszą, ale niech jakoś mają ten wyznaczony charakter, jakoś logicznie żeby było. A czasem tej logiki, tam gdzie powinna się pojawić jakby mi brakło…
Właściwie to wymieniam tu wady tej mangi, ale nie jest tak, że nie ma ona zalet, po prostu chciałam zwrócić uwagę na te wyboje które mnie bardziej kuły. Nie mogę zaprzeczyć że całą Alicję czytałam z niewątpliwą przyjemnością, jednak koniec pozostawił ten nieprzyjemny rodzaj niedosytu, no i ten ból, że mogło być wspaniale, a jest tylko dobrze. Ode mnie coś w okolicach szósteczki. Dobry tytuł, polecam amatorkom shoujo, a tym bardziej reverse haremu. Od czapy także tym, którzy lubią zabawę konwencją „Alicji w Krainie Czarów” w mangach. ;]
Re: Warto?
Re: Warto?
Jednak musisz znieść początkowo okropną kreskę. No a cóż, przy tasiemcach zwykle głównym wyznacznikiem „czy warto” jest to jak się „wciągniesz” w serię. Nie polecam jednak oceniać po pierwszych rozdziałach, wbrew pozorom wszystko rozkręca się dużo później… ^^
Beznadziejne, ale jaka frajda przy czytaniu
Bardzo polubiłam twórczość Soraty Akizuki, a to jest chyba mój ulubiony oneshot jej autorstwa. Podzielam opinię recenzentki o kresce. Bardzo mi przypadła do gustu, jest urokliwa i ładnie ze wszystkim gra.
Co do nierozbudowanej postaci Lucela, akurat tutaj na to nie narzekam, bo tak czy siak był dla mnie niezwykle sympatycznym bishem (bishouneni w mangach Soraty Akizuki kompletnie podbili moje serce *_*).
W sumie dodać mogę tyle że recenzja prawie całkowicie oddaje moje uczucia po przeczytaniu Vahlii i naprawdę przyjemnie mi się ją czytało. ^^
Po prostu przesłodka i przeurocza manga :3
Tak się rozpisałam o tym że wielbię wszystkich panów, niezależnie od ich roli że w sumie powinnam coś napisać o samej mandze ogółem. A jest o czym pisać, bo mamy tutaj shoujo na bardzo dobrym poziomie, jak wspomniała meya88 – bez ciągłych krzyków „kyaaaa”, nawet bez specjalnie wydumanych nieporozumień mających komplikować stosunki między dwójką głównych bohaterów. To naprawdę ogromny plus, bo po prostu widać wzajemne zaufanie do siebie, które z tego co mi się wydaje jest ważne w miłości. Poza tym kreska jest bardzo ładna. Nie będę się wgłębiać w to czy są tła, czy ich nie ma, a jeśli są to na jakim poziomie – nie znam się, ale sposób rysowania postaci przypadł mi do gustu, taki delikatny i pozytywnie wpływa na odbiór tytułu.
Nie wiem jednak komu tę mangę polecić. Amatorkom shoujo? Niestety zdążyłam zobaczyć w internecie że część (mam nadzieję że mała, ale czasem ogarniają mnie wątpliwości) fanek shoujo wręcz uwielbia jak facet przypiera siłą bohaterkę do ściany, bez jej zgody, również, wręcz siłą ją całuje, najlepiej żeby ją od razu rozebrał i gwałcił. Tym paniom podziękujemy, bo raczej w Akagami no Shirayuki tego nie znajdą. Tu za to mamy pięknie przedstawioną chemię między postaciami i nawet fabułę (!), może niezbyt wielką ale na tle innych shoujo można powiedzieć że bardzo dobrą. Polecam więc tym co chcą przeczytać delikatny romans w klimatach fantasy. ^__^
Do Strobe Edge na początku byłam nastawiona sceptycznie – wolę gdy w shoujo to facet stara się o uczucia głównej bohaterki niż gdy jest na odwrót. Cały mój sceptycyzm jednak szybko minął. Bohaterowie są przesympatyczni (nie mylić z realistyczni!), a Ninako mimo że teoretycznie wpisuje się w schemat typowej żeńskiej bohaterki, jest na swój sposób oryginalna (może dlatego że otwarcie jest postawione że Ninako czasem nie grzeszy inteligencją?), albo po prostu – da się ją lubić. I chyba właśnie dzięki niej z przyjemnością śledziłam całe te dziesięć tomów. Zgodzę się tutaj z Zensc – humor jest olbrzymim plusem tej mangi. Poza tym podobało mi się troszkę takie wyśmianie schematu „on Cię lubi więc grupka dziewczyn będzie Cię prześladować” w scenie gdy kliknij: ukryte pojawia się klub odrzuconych. Inną rzeczą jest to że rzadko chyba kiedy, w shoujo bohaterka normalnie dogaduje się i koleguje z wszystkimi dziewczynami z klasy, niby niewielka rzecz ale mimo wszystko dodaje nieco świeżości mandze.
Właściwie polecam wszystkim miłośnikom shoujo i chyba nikomu innemu bo po prostu ten kto tego gatunku nie lubi – raczej się do niego dzięki Strobe Edge nie przekona, natomiast dla mnie jest to naprawdę dobra manga do której mogę wrócić nieraz i będę się bawić przy jej lekturze tak samo dobrze jak za pierwszym razem.