Tanuki-Manga

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Komentarze

Pazuzu

  • Avatar
    M
    Pazuzu 7.01.2022 16:18
    Komentarz do recenzji "Doctor Mephistopheles"
    Matko, jaka ta manga jest śliczna! Mam kilkaset japońskich komiksów na półkach, ale ta jest w ścisłej czołówce jeżeli idzie o kreskę. Wszyscy panowie są cudni, że oczy bolą, a tła występują często i są dokładne. Z resztą, spójrzcie na okładki – kiedy wydawnictwo Waneko pierwszy raz je pokazało, wręcz zawyłam z zachwytu. I to one były powodem, by zakupić ten tytuł. Poza cudnymi ilustracjami na obwolutach, mamy piękne, barwne ale monochromatyczne ilustracje w środku i śliczne karty tytułowe rozdziałów. Naprawdę od strony wizualnej nie mam się do czego przyczepić. Gorzej z fabułą.
    Początek jest niezły – poznajemy Shinjuku po wielkiej katastrofie, która spowodowała pojawienie się magicznych bytów. Pojawia się tytułowy bohater – piękny (do tego jeszcze wrócimy) jak marzenie, mag i lekarz w jednym. Okazuje się, że w mieście znajdują się „nieśmiertelne trzewia” – części ciała Boga, które po jego śmierci jego dwunastu uczniów zabrało i ukryło, wierząc że jak na nowo się zgromadzą, ich mistrz zmartwychwstanie… Grupa fanatyków religijnych twierdzi, że ten czas właśnie nastał. I tu się zapala pierwsza żółta lampka. Nie mam nic, przeciwko żonglowaniu motywami religii katolickiej. Ba, lubię czasem poczytać, jak inne kręgi kulturowe ją przetwarzają i co wymyślają. Jest to ciekawe, czasami bardzo innowacyjne i generalnie w tym przypadku byłoby tak samo – problem tkwi w dosłowności. Jeszcze pomysł z „trzewiami” zbytnio mnie nie wzruszył. Gorzej, że w drugim tomie pojawia się naczelny sekty, wysoki blondyn ubrany w nieszczególnie odkrywczą wariację na temat munduru SS i władający pejczem. Pomysłowe jak cholera, subtelne jeszcze bardziej – dosłownie ręka sama powędrowała do czoła. Bardziej sztampowej stylizacji dawno nie widziałam. Jeszcze weselej się zrobiło przy pojedynku owego osobnika z przywódcą klanu wampirów… Dobrze czytacie. Do magów, nazistów, sekty wzorowanej na chrześcijaństwie (choć jej dowódca używa magii z Asgardu… bądź tu mądry), magicznych mieczy, jakuzy i Banshee dostaliśmy jeszcze wampiry. Pojawia się też dziwny młodzieniec, mający coś wspólnego z całym tym wesołym bajzlem. Nie wiem, jak u innych czytelników, ale dla mnie za dużo tego było. Albo za mało miejsca. Pod koniec drugiego tomu, i na początku trzeciego moja cierpliwość była na wyczerpaniu i byłam gotowa, mimo wyjątkowo pozytywnych wrażeń estetycznych, rzucić czytanie w diabły (nomen omen). Na szczęście końcówka historii jest naprawdę zgrabna, choć troszeczkę aż nadto brnąca w filozoficzne wywody. Nie ukrywam – uratowała całość.
    Powinnam była wcześniej zaznaczyć, że „Doktor Mephistoteles” jest adaptacją jednego z tomów z cyklu powieści autorstwa Hideyuki Rikuchi „Demon City Shinjuku”, więc cały ten radosny i cokolwiek męczący bajzel wynika z pierwowzoru. Cóż, oryginału nie czytałam, ale znam inne powieści autora (z których najsłynniejszy jest cykl „Vampir Hunter D”) i odnoszę wrażenie, że takie właśnie mieszanie konwencji, wrzucanie do jednego worka setek motywów i wątków, jest dla niego typowe. Przy czym w „Vampir Hunter” robił to z większym wyczuciem.
    Kolejne spore zastrzeżenie do przygód demonicznego doktora to polskie tłumaczenie. Nie jest bardzo złe, czyta się nawet płynnie, ale kiedy po raz ósmy ktoś przypomina jaki to Mephisto jest piękny i och i ach, to coś się we mnie skręcało. Do tego język jest masakrycznie wręcz nadęty, poetycki i sztywny. Większość postaci nie mówi – oni wygłaszają kwestie. Na domiar złego niektóre informacje są powtarzane do mdłości. Jedyne fragmenty, które były napisane normalnie, zepsuła postać, która je wygłaszała – generalnie „Doktor Mephisto” to teatr pięknych panów. Wszyscy są tak śliczni (i do siebie podobni), że nijak nie mogłam uwierzyć, w wyjątkową urodę tytułowej postaci. Z postaciami kobiecymi jest dużo gorzej: mamy jedną lolitkę, jedną starą babę, jedną wampirzycę, jedną fanatyczkę i jedną nimfomankę. I właśnie ta ostatnia, choć jako jedyna mówiła, a nie przemawiała, była postacią do której szczerze poczułam obrzydzenie. Mimo, iż wizerunkowo nie odstawała od reszty, było w niej coś obrzydliwego, śliskiego i niesmacznego. We wszystkich scenach była kadrowana z widokiem albo na majtki, albo cycki w obcisłej halce i ten nachalny erotyzm raził bardziej, niż wszyscy goli mężczyźni przewijający się na pozostałych kadrach. Pierwszy raz od dawna znalazła się postać, którą chciałam by ubili nie dla tego, że mnie irytowała, tylko dlatego, że brzydziła.
    Rozpisałam się, ale też ta manga jest niesamowicie nierówna – ma zachwycającą kreskę, miejscami wywołującą obrzydzenie; fabułę jednocześnie dziwaczną i ciekawą; kiepski środek z niezłym zakończeniem; świat przedstawiony sprawiający wrażenie szalonego snu heroinisty­‑demonologa i postacie którym nie do końca udało się być intrygującymi. Jeżeli nie odrzucają was wariacje na temat katolicyzmu, a jesteście odporni na drętwy język – polecam, choć głównie ze względu na walory artystyczne.
  • Avatar
    M
    Pazuzu 21.07.2020 20:57
    Bardzo sympatyczny tytuł
    Komentarz do recenzji "Czarośledztwo: Książkoholiczka na tropie magicznych uciekinierów, czyli historia Sekretnej Biblioteki"
    Ok, nie jest to arcydzieło sztuki komiksowej. Nie jest to nawet bardzo dobra manga. Ale jest ciepła, sympatyczna i miła. I niestety schematyczna. Od projektów postaci, po fabułę. Jednak po przeczytaniu miałam błogie uczucie przyjemnie spędzonego czasu i nawet przez myśl mi przemknęło „szkoda, że nie ma ciągu dalszego”. A to chyba najlepsza rekomendacja. Tylko, że uprzedzam, jako bibliotekarka jestem w kwestii „Sekretnej Biblioteki” maksymalnie nieobiektywna.
  • Avatar
    M
    Pazuzu 21.07.2020 20:50
    Strata czasu i kasy
    Komentarz do recenzji "Kronika duchów"
    Przeczytałam, nawet dwa razy się przestraszyłam, ale przez większość czasu towarzyszył mi niesmak. Jakoś nie potrafię przejść do porządku nad przedstawioną tu wizją „bratersko­‑siostrzanej miłości”. Serio, autorka ma coś z głową, albo nigdy nie miała rodzeństwa.
    Poza tym kreska przyzwoita, fabułka może być, podobał mi się przegląd japońskich legend miejskich, nie podobał się wpychany wszędzie na siłę fanserwis – te półgołe cycki i tyłki jakoś psuły mi odbiór całości. Kilka pomysłów było wybitnie kretyńskich, a podstawowego clue domyśliłam się gdzieś w połowie pierwszego tomu. Ale generalne, po przeczytaniu miałam przemożne uczucie zmarnowanego czasu. I żalu, że wyrzuciłam pieniądze w błoto.
  • Avatar
    M
    Pazuzu 3.10.2019 17:40
    Komentarz do recenzji "Po lekcjach x w kucyku"
    Bardzo sympatyczny tytuł. Nie szaleję za shojo, ale spędziłam bardzo miłą godzinę. Perypetie bohaterów bawią i powodują, że ciepło się robi na serduchu. Bardzo podobała mi się główna bohaterka – z jednej strony trochę oderwana od rzeczywistości, z drugiej twardo stąpająca po ziemi i, co ważne i rzadkie, wiedząca co chce i potrafiąca postawić na swoim. Mam wrażenie że to ona była kołem napędowym całej historii.
    Szczerze polecam, bo to kawał dobrej, romantycznej mangi. Odpowiednio uroczej, słodkiej i pogodnej. W swoim gatunku – stany wyższe.
  • Avatar
    M
    Pazuzu 4.03.2019 13:02
    Komentarz do recenzji "On Doorstep "
    Bardzo sympatyczne yaoi. Naprawdę, sympatyczne, dojrzałe, z pozbieranymi bohaterami zachowującymi się jak prawdziwi faceci (co nie jest w tym gatunku oczywiste). Kreska ładna, dość szczegółowa; szalenie podobały mi się projekty postaci – realistyczne i wyróżniające się wśród innych tytułów z tego gatunku. Kolejnym plusem był fakt, że mamy do czynienia z „prawdziwymi” dorosłymi, a nie szczeniakami ich udającymi (nawet Jimmy, choć popędliwy i dość niedojrzały ewidentnie zachowywał się jak młody mężczyzna, nie egzaltowany nastolatek).
    Nie jest to coś hiper­‑mega­‑wybitnego, to nadal prosta historia miłosna, ale przeznaczona raczej dla dorosłych fanek gatunku (i nie mam na myśli scen seksu), niż nastolatek. I za to ją cenię.
  • Avatar
    M
    Pazuzu 29.08.2018 21:29
    Komentarz do recenzji "Platinum pasta"
    To bardzo pouczająca manga. Można się z niej dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy, np. dziki seks w trójkącie jest najlepszym lekarstwem na traumę po gwałcie; jak ukochany chce się przytulić, to ma na myśli szybki numerek; gwałtu na ukochanej osobie nie wolno zgłaszać na policję; a najlepszym sposobem na okazanie uczuć, jest zmuszenie do seksu i zapewnienie wielokrotnych orgazmów… Aż mi się Mayiu Shinjou przypominała i odwieczne pytanie „czym się różni bohater pozytywny od negatywnego, skoro obaj (w tym wypadku wszyscy trzej) tak samo gwałcą?”.
    W normalnych warunkach, odradzałabym wszystkim kontakt z tym tytułem, uznając go za wszechmiar szkodliwy, ale, jak łatwo można się domyślić, warunki nie są typowe. Po prostu nie da się podejść do „Platinium pasta” na poważnie. To jeden z tych przypadków, gdzie wszystko jest tak kiepskie, poza kresą, że wręcz zabawne. Począwszy od bohaterów o osobowościach ameby, przez dialogi na poziomie Harleqina, po rozwiązania fabularne od których ręka sama wędruje do czoła.
    Główny bohater od razu skojarzył mi się z bezkręgowcem – naprawdę, chyba nawet pantofelek ma silniejszy charakter – chłopak daje sobą pomiatać, nie potrafi podjąć żadnej decyzji, wraca do swojego oprawcy bo „jest mu go żal” i generalnie wywołał skojarzenia z Kumiko z „Sex=Love*2” – a to coś znaczy. Autorka robi wszystko, by pokazać w jak trudnej sytuacji się znalazł i może i osiągnęłaby sukces w wzbudzeniu współczucia, gdyby tak nie irytował.
    Pozostałe postacie też są niewiele lepsze – o ich charakterach dowiadujemy się tyle, że jeden łowi ryby, drugi uprawia zioła, a obaj myślą tylko o seksie (nawet pod przymusem) i głoszeniu „ważkich myśli” o tym jak kochają nasz taboret. Ponieważ „główny zły” ma identyczną charakterystykę (poza tym, że jest właścicielem restauracji i jest stary), różnorodność charakterów jest niewielka – abstrahując od faktu, że autorka robi wszystko, by restauratora obrzydzić (i przyznać muszę, jest w tym szalenie skuteczna). Co prawda były jakieś tam próby zróżnicowania ich osobowości, ale ze względu na podobieństwo nawet pod koniec rozróżniałam ich na zasadzie: „ten bez okularów” i „ten w okularach”. W scenach seksu, z racji braku w/w nie miałam pojęcia który to który. Po namyśle, i trzech godzinach od przeczytania, nie potrafię też powiedzieć, czy to rolnik, czy rybak miał okulary… To powinno wystarczyć za komentarz.
    Kilka linijek warto poświęcić dialogom – w domyśle natchnionym, pałającym pasją, dramatycznym i głębokim… W rzeczywistości sztucznym, drętwym i, rzeczywiście, natchnionym. Naprawdę, nawet najbardziej, w domyśle, wstrząsającą scenę rozkładały na łopatki. Postacie nie mówiły, tylko wygłaszały kwestie. Nawet w czasie seksu zamiast rozmowy, były górnolotne zapewnienia i filozoficzne wtręty. Naprawdę kojarzyły mi się z literaturą kobiecą, ale raczej na poziomie Mniszkówny, czy Michalak niż Grabowskiej. Całość nieodparcie przywodziła mi na myśl „Czarnego księcia” i „Zemstę”, w wersji homoseksualnej. Albo coś równie niestrawnego.
    Dobra, wypuściłam morze jadu, ale ponura prawda jest taka, że do „Platinium pasta” będę wracała nie raz – jako do jednej z lepszych komedii jakie czytałam, zupełnie niezamierzonej i wbrew woli autorki, ale zawsze. Jeżeli lubujecie się w mangach tak złych, że dobrych – polecam. Nie zawiedziecie się.
  • Avatar
    M
    Pazuzu 12.11.2017 20:58
    Komentarz do recenzji "H.P. Lovecraft: Kolor z innego wszechświata"
    Ogar był wyjątkowo dobrym komiksem, i po przeczytaniu go czułam niedosyt, że jest tak krótki. Tym radośniej sięgnęłam po Kolor… A Kolor jest rewelacyjny! Naprawdę, nie mam do niego żadnych zastrzeżeń. Od pierwszej strony wciąga i trzyma. I nie puszcza do końca. Ilustracje są fantastyczne! Cudowne detale, niesamowity klimat, bezbłędnie poprowadzona narracja. Zwierzęta, co rzadkie w mangach, wyglądają na zwierzęta, postacie wyglądają na ludzi, całość sprawia wrażenie raczej komisu amerykańskiego, niż japońskiego. Czy to wada? W najmniejszym stopniu! Żadna inna kreska by nie pasowała! Ten fotorealizm tylko podkreśla obłęd, szaleństwo i kolor z innego wszechświata. Polecam bez zastrzeżeń.
  • Avatar
    M
    Pazuzu 29.09.2017 18:39
    Komentarz do recenzji "Uśpiony księżyc"
    Naprawdę bardzo udana manga. Długo się do niej zbierałam, ale jak już zaczęłam poszło naprawdę szybko. Fabularnie trochę przypomina „Przekleństwo siedemnastej wiosny”, ale na szczęście już w połowie pierwszego tomu pojawiają się znaczące różnice i w efekcie bardzo prędko pozbyłam się uczucia deja vu. Kreska jest cudna, postacie interesujące, a ich wzajemne powiązania co najmniej intrygujące. Naprawdę z wielką przyjemnością śledziłam rozwój wzajemnych relacji w tym nietypowym trójkącie. Szczerze powiedziawszy – interesowały mnie bardziej, niż kwestia klątwy (sama w sobie ciekawa). Polecam ten tytuł, jest naprawdę wysokiej jakości rozrywką i nawet wyrobiony czytelnik nie powinien czuć zawodu. Oczywiście o ile nie przeszkadzają mu związki homoseksualne.
  • Avatar
    M
    Pazuzu 19.09.2017 18:52
    Komentarz do recenzji "Ten Count"
    Póki co, Ten Counta oceniam na 5. Nie dla tego, że jest to przeciętna manga, bo nie jest, po prostu tyle wyskoczyło mi na dziesięciościennej kostce – uznałam, że tylko tak ją ocenię. W trakcie tych czterech tomików moje uczucia skakały od zachwytu, przez odrazę, oburzenie i niesmak, po niewątpliwie chorą fascynację. Dla wszystkich, którzy chcą zobaczyć, jak wygląda patologiczny związek oparty na sado­‑masochiźmie (choć bez pejczy), polecam. Dla normalnych ludzi odradzam.
  • Avatar
    M
    Pazuzu 10.08.2017 17:25
    Manga inżyniera Mamonia
    Komentarz do recenzji "Hanger – Szubiennik"
    Głównym problemem tego, skądinąd bardzo sympatycznego tytułu, jest fakt, że autor nie miał nawet pół oryginalnego pomysłu. Wszystkie założenia fabularne, postacie, wzajemne interakcje i, zwłaszcza, zasady działania świata, pojawiały się wcześniej w innych produkcjach s­‑f. Przestępcy pracujący dla policji w zamian za skrócenie wyroku? Cyber City OEDO (choćby). Śmiertelne opaski/obroże/kajdanki zapewniające posłuszeństwo? Cyber City OEDO (znowu), StarGate. Łączenie w pary, których rozdzielenie kończy się śmiercią? StarTrek (z dwa lub trzy odcinki z różnych serii). Specjalna jednostka policyjna o nadzwyczajnych kompetencjach? Setki tytułów, od GitS zaczynając. Nadrabianie mocy jedzeniem? DragonBall. Charaktery postaci? Znów dziesiątki pozycji, choćby KeepOut, żeby daleko nie szukać. Ba! Nawet wygląd niektórych postaci jest identyczny.
    Nie przeczę, Hanger to sympatyczny tytuł. Dobrze się bawiłam go czytając, kreska jest piękna i cudna, ale całość jest wtórna aż do bólu zębów. Choć z drugiej strony, jak mawiał inżynier Mamoń, ludzie lubią piosenki, które doskonale znają…
  • Avatar
    M
    Pazuzu 17.03.2017 16:37
    Komentarz do recenzji "Datte, Oishii no ga Warui."
    Cóż, tytuł który przywrócił mi nadzieję co do przyszłości gatunku yaoi. Sympatyczny, autentycznie zabawny i z kapitalną kreską. Niby banalny, a jednak każda historia miała pazur i po prostu dobrze się czytała.
    Zdecydowanie warto mieć na uwadze autorkę, bo jakość i potencjał są. Z przyjemnością będę po nią sięgała. Polecam.
  • Avatar
    M
    Pazuzu 10.02.2017 22:01
    Komentarz do recenzji "Niesamowite opowieści pana Shiranui"
    Rzecz nie wybitna, ale bardzo solidna: klimatyczna, miejscami niemal upiorna, dobrze narysowana i wciągająca jak bagno. Jedna z lepszych rzeczy w tym gatunku i tej długości dostępnych na polskim rynku. A z pośród horrorów wydanych w cyklu JW zdecydowanie najlepsza. Polecam.
  • Avatar
    M
    Pazuzu 10.02.2017 17:37
    Komentarz do recenzji "Hidoku Shinaide"
    Kolejna romantyczna i wzruszająca historia miłosna zaczynająca się od art. 197 § 1 kodeksu karnego, by potem ewoluować w uroczą opowiastkę obyczajową, w której członkowie rodziny jednego z bohaterów bardziej przejmują się faktem, że ten nadal sypia z drugim bohaterem, niż że popełnił czyn zagrożony 12 latami odsiadki (bo o tym, że go popełnił dobrze wiedzą). Potem następują kolejne, oryginalne i zaskakujące komplikacje z cyklu: on się do mnie nie odzywa…
    Do tego mamy słodkie one shoty – z których najlepiej zapamiętałam dramat, polegający na tym, że z powodu noszenia białych majtek nie można uprawiać seksu.
    Naprawdę, ktoś nadal chce to czytać?
  • Avatar
    M
    Pazuzu 9.01.2017 20:54
    Komentarz do recenzji "Monster Petite Panic"
    Ludzie! To było urocze! Serio, dawno nie czytałam tak słodkiej i puchatej mangi yaoi. Postacie są szalenie sympatyczne, kreska po prostu śliczna, a humor przedni. Kilka razy się uśmiechnęłam, a pod koniec wybuchnęłam radosnym śmiechem. Oczywiście, oryginalności w tym za grosz, długość też taka sobie, i nadal jest to tylko szkolny romans niewychodzący poza schematy gatunku, ale naprawdę, nie zawsze musimy wysoko oceniać tylko komiksy ambitne. Czasami wystarczy, że dany tytuł w ponury, ciężki dzień przyniesie nam odrobinę niewymuszonej radości. W kategorii „poprawiaczy nastroju” rzecz naprawdę dobra. Polecam.
  • Avatar
    M
    Pazuzu 15.11.2016 19:58
    Komentarz do recenzji "H.P. Lovecraft: Ogar i inne opowiadania"
    Oj narobił mi smaku ten tom. Jest mroczno, stylowo, nieprzyjemnie i diabelnie wciągająco. Nie mogę się doczekać zapowiedzianych dalszych tomów.
    I ta wspaniała, stylowa i szczegółowa kreska. Coś fantastycznego!
  • Avatar
    Pazuzu 24.07.2016 10:59
    Komentarz do recenzji "Acony"
    Oczywiście, że Acony jest tytułem 3w1, ale poza jeszcze Różą Wersalu jest to jedyny tytuł wydawany w tej formule, dlatego uznałam za właściwie podanie formatu 2w1, jako popularniejszego i odnoszącego się do większej ilości tytułów, które kupuję. Jasne?
  • Avatar
    M
    Pazuzu 22.07.2016 22:19
    Komentarz do recenzji "Acony"
    Nie spodziewałam się po tej mandze wiele. Ani okładka mnie nie zachęciła, ani nie miałam pojęcia o czym to jest. Kupiłam, bo a)staram się kupować wszystkie jednotomówki i wydania 2w1; b) trafiłam na dobrą okazję cenową. I wiecie co? To było chyba najlepiej zainwestowane 15 złotych w moim życiu. A na pewno w ostatnim roku. Przeurocza, ciepła, sympatyczna i zupełnie magiczna historia jednego domu. Do tego bardzo fajne postacie: nie przesadnie dorosłe, ale też nie infantylne. Zachowujące się adekwatnie do wieku i ich historii. Już po kilkunastu stronach polubiłam wszystkich bez wyjątku – i to niezależnie, czy była to Acony, czy duch dozorcy (przeuroczy facet!). Również o kresce nie mogę powiedzieć nic złego – choć na pierwszy rzut oka wcale mi się nie podobała: zbyt kanciasta i „szeroka”; dość szybko zaczęłam zauważać jej zalety: pewny kontur, dobre i zawsze zachowane proporcje, fantastycznie zróżnicowany wygląd postaci, szczegółowe tła.
    Wiem, brzmi to jak pisk zwariowanej fanki, ale naprawdę nie mogę się dopatrzeć w Acony żadnych ważniejszych wad. Oczywiście, nie jest to tytuł przełomowy/wybitny/zmieniający życie. Nie. To świetny produkt rozrywkowy – ciepły, puchaty, cudownie odprężający i poprawiający nastrój. Szczerze go polecam.
  • Avatar
    M
    Pazuzu 26.06.2016 16:25
    Komentarz do recenzji "Happy Yarou Wedding"
    Manga, która spadła na mnie przez zupełny przypadek – szukałam skrajnie innego tytułu, a przez błąd wyszukiwarki trafiłam na ten. I jestem pewna, że bym jej nie przeczytała, gdyby nie okładka – serio, takiego koszmarka rysunkowego dawno nie widziałam. W środku było jeszcze gorzej – w większości ujęć nasi „seksowni” panowie wyglądali jak goryle bez włosów, albo ofiary eksperymentów genetycznych. Proporcje, anatomia, ruch – wszystko leży.
    I tak czytam sobie, chichoczę pod nosem – i ku mojemu zdziwieniu nagle stwierdzam, że ten tytuł podoba mi się. Nie, nie jest to wybitne dzieło, ani nawet dobre – ma masę naiwności i jest koszmarnie przewidywalne (dosłownie – czytałeś jedną yaoię, czytałeś wszystkie), ale jednocześnie sympatyczne. Nikt nikogo nie gwałci, nie ma syndromu sztokholmskiego, ani wściekłych napadów zazdrości. Uke nie jest babą z czymś tam pomiędzy nogami, a seme bezlitosnym brutalem. Więcej – nie znalazł się nawet jeden zazdrosny były, czy psychopatyczny „przeszkadzacz”! A i panowie chwilami zdawali się myśleć (krótko to trwało, bo krótko, ale zawsze).
    Tak, to schematyczna, głupiutka, przewidywalna manga – a jednocześnie zapewniła mi sporo frajdy – właśnie przez te swoje wady. Po ciężkich psychicznie, ambitnych tytułach ten okazał się być dobrą odskocznią. Na zasadzie Harleqina przeczytanego po „Zbrodni i Karze”. I tylko z takim nastawieniem polecam.
  • Avatar
    M
    Pazuzu 26.06.2016 15:55
    Komentarz do recenzji "Kami no Kodomo"
    Na pewno użyta w mandze grafika jest jedyną, jaka się nadawała. Każda inna kreska byłaby albo zbyt przerażająca, albo zbyt wygładzająca historię.
    Na pewno nawiązania do chrześcijaństwa były intrygujące, choć szokujące.
    Na pewno był to jeden z tych tytułów, które długo będę pamiętać.
    I na pewno, nie polecę tej mangi nikomu.
    Świetna rzecz.
  • Avatar
    M
    Pazuzu 17.06.2016 20:40
    Komentarz do recenzji "New York New York "
    Mam tyłek twardy jak skała. Ciężko mnie wzruszyć, mangi nie robią tego prawie wcale. Yaoice niemal w ogóle… Ten wycisnął mi łzy z oczu i zachwycił bezgranicznie. Perła. Prawdziwa perła…
  • Avatar
    M
    Pazuzu 22.03.2016 22:33
    Komentarz do recenzji "Dziewczyny z ruin"
    Jedna z najpiękniejszych mang w mojej kolekcji. Śliczna jak artbook z najwyższej półki. Wdzięczna, magiczna, dopracowana w każdym calu. Naprawdę jedyny tytuł z jakim mogłabym ją porównać jeśli idzie o kreskę, to sławne Alichino. Istny narkotyk dla oka. Uzależnia. Dla tego przymykam oczy na fabułę, postacie i dialogi. One są niezłe, acz tylko niezłe przez poprawne, z lekkim wyciągnięciem miejscami do dobrych. Ot, nie przeszkadzają. Ale ta grafika…
    Przez to, pierwszy raz w życiu, oceniam mangę tylko za kreskę. Tylko. I daję 8, bo nie mogę przeboleć jedynie jednej kolorowej strony. Gdyby było ich więcej, ocena poszybowałaby na skraj skali. Dla wzrokowców – pozycja obowiązkowa.
  • Avatar
    M
    Pazuzu 12.09.2015 18:40
    Komentarz do recenzji "Merry Checker"
    Kotori zapowiedziało, że wyda ten tytuł. Format standardowy dla tego wydawnictwa, premiera ponoć w czerwcu 2016.
  • Avatar
    M
    Pazuzu 12.09.2015 18:39
    Komentarz do recenzji "Chłopak z sąsiedztwa "
    Kotori właśnie zapowiedziało wydanie tego tytułu. Planowana premiera kwiecień 2016.
  • Avatar
    M
    Pazuzu 31.03.2015 17:17
    Reklama dźwignią handlu
    Komentarz do recenzji "Na dzień przed ślubem"
    Na pewno nie jest to dzieło geniusza. Historie, choć ciekawe, niczym mnie nie zaskoczyły. Może dla tego, że skojarzyły mi się z rysunkową wersją opowiadań Murakamiego: bardzo podobne chwyty kompozycyjne, rozwiązania fabularne, niemal identyczny klimat. Tak samo jak w jego prozie autorka przedstawia na pozór zwyczajne życie, ale wplatając w nie pierwiastki magiczne (realizm magiczny w pełnej krasie), skupia się na podobnych tematach (wyobcowanie, niespełniona miłość, samotność, przemijanie, niemożność zrozumienia drugiego człowieka) i pokazuje to w podobny sposób – ciepły, pełen zrozumienia dla bohaterów i nie oceniający.
    Lubię Murakamiego, od kilku lat co roku mam nadzieję, że wreszcie zdobędzie literackiego Nobla, ale jednocześnie jakoś nie zachwyciły mnie miniaturki zawarte w tym zbiorze. Może dla tego, że nie umiem równie wysoko ocenić podróbki co oryginału (ale nie jestem pewna czy w tym wypadku można mówić o podróbce), a może dla tego, że żadna mnie nie zaskoczyła – w wszystkich błyskawicznie wyłapałam fabularny „twist” (może raczej powinnam użyć określenia – zaskakujący element fabularny). Nie oznacza to, że należy skreślać tą mangę. Jest naprawdę dobra, klimatyczna i wspaniale narysowana (choć samochody w wykonaniu autorki to porażka), ale dla mnie tylko dobra. Nic więcej, ale i nic mniej.
    W końcu Murakami może być tylko jeden.
    p.s. Na mnie największe wrażenie zrobiło opowiadanie o dwóch braciach, choć z rozmów z koleżankami wynika, że najbardziej podobało się opowiadanie o Azusie.
  • Avatar
    Pazuzu 31.03.2015 15:31
    Komentarz do recenzji "Sekaiichi Hatsukoi: Przypadek Ritsu Onodery"
    Szczerze? ja sama też zbyt zachwycona nie jestem, (zwłaszcza, że lubię ładną kresę a to co prezentuje ten tytuł spokojnie może stawać w szranki z urodą „Ataku Tytanów”), ale że tytuł jest bardzo popularny i był pierwszą yaoiką od Waneko pozwoliłam sobie na takie uproszczenie.