x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: może i nielogiczne...
Nie jest tak źle. ;)
kliknij: ukryte Ci od Arki wrócili na Ziemię po ponad 27 milionach lat. W skali kosmicznej to są „sekundy”. Szacuje się, że Słońce w obecnym kształcie będzie istniało jeszcze jakieś 4‑5, ale miliardów lat. Pewnie zgubił Ci się rząd wielkości. ;)
A ja widać miałem „pecha”, bo mnie autor aż tak nie przekonał, heh.
Problem w tym, że tu nie jest mowa o ludziach (tj. pierwszych z brzegu), mówimy o naukowcach pierwszej wody – zapewne sama światowa śmietanka. Na dodatek nie jest tak, by badaniem efektu cieplarnianego i jego wpływu w prognozach na przyszłość, zajmowała się tylko jedna grupa badawcza (a tak wynikałoby z lektury „Hotelu”). A już zupełnie z palca wyssane jest twierdzenie, że na jednym i tym samym spotkaniu naukowiec wygłasza jakieś rewelacje (oczywiście jakoś to argumentując), reszta słucha oczarowana, przyjmując jego słowa za pewnik, by na tym samym spotkaniu w oparciu o niesprawdzoną przez nikogo innego teorię określić przyszłe ruchy – nie tyle świata naukowego, co ludzkości jako takiej (nawet bez jakiejkolwiek konsultacji z politykami, którymi w tej mandze po prostu nie ma). Tak jak napisałem w recenzji – świat naukowy charakteryzuje się sceptycyzmem i nikt nikomu nie wierzy na słowo. Druga sprawa – katastrofa nie dotyczy ich pokolenia, ani nawet następnego. Raz, że konsekwencje przedstawionego w mandze efektu cieplarnianego mają charakter ciągły, narastający (a nie impulsowy, kiedy to katastrofa następuje w „jednej chwili”), a dwa – pomiędzy przedstawioną na początku konferencją naukową, a ostatnim kontaktem Louisa z ludźmi mija prawie 250 lat. To zdecydowanie wykracza poza jedno pokolenie.
Tylko widzisz – budowa Hotelu była z założenia pozbawiona sensu. Zrozumiałbym, gdyby faktycznie wierzono, że dzięki niemu życie na Ziemi znów może się odrodzić. Ale w mandze było wyraźnie powiedziane, że szansy na to nie ma żadnej. Wychodzi więc na to, że zbudowano go, bo ktoś miał taki kaprys albo wierzył w zabobony. Choć ja powiedziałbym – zbudowano go dlatego, że tak pasowało autorowi.
Historia ukazana w „Hotelu”, tzn. wszelkie jej założenia, jest za bardzo naciągana. I taki jest mój zarzut w stosunku do tej mangi.
Re: Nie przesadzajmy
Re: one-shot
Myślę, że należy zauważyć, że autor tylko dał taką możliwość – i tylko od interpretacji czytelnika będzie zależeć, jak rzeczoną scenę odbierze.
Natomiast druga sprawa – kwestia 'zniesmaczenia': kliknij: ukryte owszem, to jest jego matka, ale nawet jeśli „to” zrobił z nią, nie widzę w tym nic aż tak karygodnego. Owszem, kazirodztwo jest 'złe' pod względem naszej moralności i biologicznym (genetycznym), a żadnych innych negatywnych konsekwencji nie nosi. W tym przypadku druga kwestia (biologiczna) odpada z naturalnych przyczyn (Hanako i tak umrze), a sprawa moralności… jest to rozmazane (co też jest zaletą tytułu). Poza suchą, bo teoretyczną, wiedzą, że to jest jego matka, trudno ten przypadek rozpatrywać w kategoriach w jakich on się może normalnemu czytelnikowi kojarzyć (przecież Hanako jest bardzo atrakcyjna, na dodatek młodsza od swego syna; nie mówiąc o tym, że brak jest jakichkolwiek relacji matka‑syn, które mogłyby rzutować na sytuację (ze strony syna).
Ta manga jest skończona...
Tak, jak kiedyś polecałem ludziom tę mangę, teraz nie polecam nikomu, poza wielbicielami CLAMP‑a.
Re: hmm...
Daleki jestem od twierdzenia, że każdy odbierze to tak samo jak ja, szczególnie, że akurat na punkcie wstawek filozoficzno‑problemowych jestem dość wyczulony. A niestety autor rzetelnie mnie irytował swoimi „mądrościami”, na dodatek rzucanymi czytelnikowi prosto w twarz (pewnie mógłbym przymknąć oko, gdyby nie ta fatalna nachalność autora – to ona była najgorsza). Na tym polu jestem dość wymagający i uważam, że jeśli już autor chce podzielić się swoimi przemyśleniami to niech one nie będą banalnymi morałami.
Yhm, o tym nie wspomniałem, ale dziewczyna Shinjiego wygląda okropnie. Jakby była od niego ze dwadzieścia lat starsza…
kliknij: ukryte Chodzi o rozmowę na dachu budynku między Shinjim, jego dziewczyną (zdążyłem zapomnieć imienia) oraz tym mordercą. Przede wszystkim bardzo nienaturalny wydał mi się tu Shinji, jakby nie był człowiekiem, nie myślał jak człowiek. A gdyby tak jego dziewczyna to zauważyła – że jest on obcy, w tym świecie i dla niej? Gdyby wtedy porzuciła go, widząc, jaka przepaść ich dzieli?
A co było takie „przedramatyzowane”? „Ona spada, on się rzuca – nie zdążył, spadła. Już jest martwa… ale nie, ujawniły się resztki Migiego – dziewczyna uratowana!” – to mnie kompletnie dobiło. Takie to infantylne i, co gorsza, przewidywalne (bo ta manga nie mogła się źle skończyć).
... No Yume
Dystopia? Hmm… Jeśli już to daleko jej do tych „klasycznych”, choć właściwie waham się, czy mógłbym ten świat nazwać antyutopią. Klasyczne dla s‑f są tu motywy miasta‑świata, pełnego labiryntów, nigdy nie poznanego do końca, a jednocześnie poniekąd sprawującego kontrolę nad mieszkańcami. Ale ani to, ani cenzura ideologiczna, ani patologiczne zachowania niektórych ludzi, nie daje ostatecznie obrazu świata na dnie. W tym świecie dalej możliwe jest szczęście, możliwa jest miłość – co bardzo ważne, nie kontrolowane odgórnie, nie sterowane. Przez to też całość, jako że trudno przedstawione historie uznać za „szczęśliwe”, jest dla czytelnika (tj. dla mnie) dość frapująca. Więc dystopia? Raczej nie. Powiedziałbym prędzej, że coś pośredniego, coś w „połowie drogi”.
Jedną z bardziej rzucających się w oczy cech tego tytułu są… małe dziewczynki, bardzo często w kontrowersyjnych kontekstach. Pedofilia wydaje się że zasymilowała w tym świecie i sprzeciwu już nie budzi wcale. Co ciekawe – to, co w innych tytułach uznałbym za co najmniej niesmaczne, tutaj mnie nie raziło. Może właśnie dlatego, że w świecie tej mangi jest to normalne (na tyle, na ile można powiedzieć). Poza tym, za samymi tymi scenami kryje się coś więcej, przez co także ich odbiór jest inny.
„Kakutoshi…” nie jest też „prawdziwą” s‑f, bo została „posklejana” z wielu elementów, dając ostatecznie coś na kształt „alternatywy”, świata wyimaginowanego a nie znajdującego się w żadnym konkretnym miejscu, czasie. Ale jedno jest pewne – faktycznie to właśnie świat w swej ogólności jest sednem mangi i w sporej części determinuje sposób odbierania przedstawionych historii.
Re: Skąd ta ocena?
Ha, bo widzisz – złożenie do kupy elementów składowych wcale nie musi być (i często nie jest) efektywną miarą oceny całości. Czasem „podoceny” są niskie, a całość wysoka, czasem zaś bywa na odwrót – tak jak w tym przypadku.
Może gdyby była dodatkowa rubryczka z oceną za szeroko pojętą „problematykę” lepiej oddawałoby to stan całości, ale wcale się nie dziwię, że czegoś takiego jednak nie ma.
W recenzji starałem się wytłumaczyć, skąd tak niska ocena – za te przeklęte filozoficzne roszczenia autora, których ten nie potrafił zrealizować, choć do końca próbuje temu przeczyć (jak to się mówi – z uporem godnym lepszej sprawy).
A tą „czwórką” się nie przejmuj – myślę, że miło spędzisz czas z „Pasożytem” (bo poza jej „filozofią” jest to całkiem dobra manga). Chyba że, tak jak ja, jesteś wyczulony na dzieła, które chcą uchodzić za wartościowsze niż są naprawdę (choć oczywiście winić za to należy autorów, a nie same dzieła).
No i życzę przyjemnej lektury. :)
Re: moje sugestie
Heh… :)
Jeśli Ty stanąłeś przed dwusetką i już uważasz, że TRC zeszła tam na psy to ja Ci szczerze odradzam dalsze czytanie, bo jeszcze staniesz się „wrogiem” tej mangi. Mały przykład? (jeśli chcesz poznać tego „smak”)
kliknij: ukryte Sakura: W końcu mogę to powiedzieć – kocham Cię.
Syaoran: Ja też Cię kocham.
Prawda, że powalający tekst? ;D
Wyjaśnienie drugie (...oby ostatnie)
Hmm… Może źle mnie zrozumiałaś (po części pewnie dlatego, że sam się wyraziłem nieprecyzyjnie) – nie tyle miałem na myśli struktury administracyjne, politykę, itp., co po prostu charakterystykę geograficzno‑klimatyczną oraz w stosunkowo dużej części kulturową i architektoniczną. Innymi słowy – ja widzę w tych aspektach na tyle duże podobieństwa (oczywiście do pewnego stopnia), że nie sposób bym to przemilczał czy nie zauważył, a w żaden przypadek w tym względzie nie wierzę (zresztą Yuko to potwierdzi). Całkowitej przywiedlności nie ma, to jasne, ale nie sposób powiedzieć, że ten świat jest zupełnie autonomiczny, wymyślony przez CLAMP‑etki i z niczym nie porównywalny.
PS. Bo chyba nie myślałeś (-aś), że ja odwołuję się do tych politycznych aspektów obu światów…?
Dwa słowa wyjaśnienia
Nie. Owszem, w anime doczekał się on (ona? ono?) własnego odcinka, lecz i w mandze występuje, choć bardziej jako przedmiot – w świecie Pfiffle, jako wielkie latające „coś”, na co trudno nie zwrócić uwagi.
Nikt Cię do żadnej „obiektywności” nie zmusza. Wyraziłeś swoje zdanie, i dobrze. Ja miałem/mam trochę inne, choć ostatecznie jest to tak samo subiektywna opinia jak Twoja.
Re: A propos pierwszego tomu...
Hmm… Mogę się mylić ale odnoszę nieodparte wrażenie, że Ty, Grisznak, masz dosyć dziwne mniemanie o „złoczyńcach”. Ciekawi mnie, jaka jest według Ciebie „realistyczna” wizja takich typów.
Śmiesznie, wbrew intencjom autora, to by było, gdyby Revy zaczęła się rozczulać nad tym biednym dzieciakiem. Albo Dutch naraził swój interes (i swoje życie przy okazji), występując przeciwko tym mafiosom, którzy tak bezczelnie i bezwzględnie traktują chłopaka jako towar. I dla kogo? Dla chłopaka? Dla zadowolenia czytelnika z „prawidłowej postawy etycznej” bohaterów lektury…?
Zresztą wystarczy konfrontacja zachowań takich „porywaczy/dostawców” z realnego świata z tymi prezentowanymi w „BL” by zobaczyć, że wcale nie są one antywerystyczne (co chyba zdajesz się sugerować) – oczywiście pomijając aspekty szeroko pojętej „walki/akcji”.
Piszesz też o „standardach moralnych”. No cóż, owszem, porównując je do „ogólnie przyjętej normy społecznej” to kontrast jest spory, ale, o dziwo, „standardy” te pasują do tych prezentowanych przez „złoczyńców”. Cóż by to byli za „złoczyńcy”, gdyby ich „standardy moralne” nie przystawały do „standardów” „złoczyńców”. Innymi słowy to nie konstrukcja bohaterów zawodzi, lecz Twoje oczekiwania są sprzeczne z samą sytuacją. (Tak jakby oczekiwać, że lód będzie ciepły i dziwić się po jego skosztowaniu, że taki zimny).
Hmm...
Zaczynając od tego, że przez pierwsze 100 rozdziałów prawie nic się nie dzieje – ot, tak mogliby zbierać pióra w nieskończoność (na szczęście spora część światów – nie mylić z wydarzeniami w danym świecie, mi się podobała; z mocno podkreślonym wyjątkiem Han‑shin i „króliczarni” – to ostatnie było, jak dla mnie, przegięcie). W zasadzie jest to wtedy przygodowa komedia romantyczna.
Później jest dużo lepiej – wydarzenia nabierają sensu (inne znowu je tracą), kolejne elementy układanki zostają odkryte, a to wszystko jest „podbite” ciężkim i poważnym klimatem.
Jako że od początku polubiłem „Tsubasę”, jeszcze jakieś 35 rozdziałów temu (okolice 185.) oceniłbym ją na 9, ale kolejne wydarzenia zaczęły mnie denerwować. Autorki za bardzo do serca wzięły sobie zagmatwanie fabuły, a ilość Syaoranów, Sakur, ich wcieleń, kopii, oryginałów i stosunków między nimi, sprawia, że w ogóle „niewiele poza tym widać”. Panie z grupy CLAMP za wszelką cenę postanowiły „upiec dwie pieczenie na jednym ogniu” – żeby był sens (w tej gmatwaninie ciężko go znaleźć, nie mówiąc już o jego „prezencji”) i powyciągać z rękawów wszystko to, co tam dotychczas jeszcze trzymały.
Wprawdzie manga się jeszcze nie skończyła (choć to już raczej kwestia rozdziałów), ale… kliknij: ukryte wielka tajemnica Feia okazuje się banałem, a samo starcie z „głównym złym” (i moją ulubioną postacią tej serii) jest, moim zdaniem, żałosną karykaturą. Od początku widziałem, gdzie to zmierza i jak się to skończy.
Im bliżej końca tym bardziej autorki niszczą to, co w poprzednich dziesiątkach rozdziałów, zbudowały. A moja ocena spada – realnie rzecz biorąc dałbym 7, ale ponieważ lubię ten tytuł – daję 8.
Re: second comment
"Klątwa ołówka"
Całościowo 9, przy czym rysunek na 6‑7.
...
Das Ende...
Mam trochę mieszane uczucia co do samego zakończenia, aż za bardzo przypominające „Astro Boya”. W klimacie, jaki utrzymywał „Pluto”, nie pasowało to trochę, moim zdaniem. Zrobiło się trochę za bardzo wzniośle, patetycznie – jak w hollywoodzkich produkcjach.
Brau 1589 trochę ocenę końcówki podciągnął. Heh, Abra skończył jak jego misiowy pierwowzór stworzony przez Tezukę.
A oto forma - kwadratowa, potworna...
Ikuru jest zwykłym chłopakiem w niezwykłej sytuacji. Mnie jakoś jego „narzekanie” nie dziwi, szczególnie jakby się postawić na jego miejscu.