Vampire Knight
Recenzja
Ferie zimowe dobiegły końca, wszyscy uczniowie, zarówno klas nocnych, jak i dziennych, wracają do szkoły. A dokładnie mówiąc, wszyscy z wyjątkiem dwóch: Takumy Ichijo i Senriego Shiki. Wiceprzewodniczący Księżycowego Internatu został wezwany przed oblicze swego dziadka w sprawie ściśle związanej z nieobecnością Shikiego, który okazuje się… niedysponowany. Ale to nie znaczy, że jego ciało odpoczywa – chwilowo urzęduje w nim kto inny. Tak moi drodzy, Główny Zły w końcu się ujawnia i wkracza na scenę! Tudzież na teren Zespołu Szkół KUROSU. Co poza tym? Yuki nie udało się dowiedzieć niczego na temat swojej przeszłości i wygląda na to, że ktoś ewidentnie nie chce, aby taką wiedzę posiadła. Za głównego podejrzanego dziewczyna uważa Kaname, poniekąd całkiem słusznie (patrząc na to, co prezentowała sobą do tej pory, aż trudno uwierzyć, że wpadła na coś takiego, choć z drugiej strony: trochę jej to zajęło). Ten ostatni wykręca się od odpowiedzi i stawianych mu zarzutów, jak tylko może. W końcu decyduje się na wyznanie uczuć, które biedną Yuki zupełnie wyprowadza z równowagi i mąci w głowie. Tak, koniec z chłodnym dystansem i rezerwą! Szkoda tylko, że temu wszystkiemu musi przypatrywać się Zero. Zresztą on i głowa rodu Kuran odbywają Poważną Rozmowę o ciekawym finale. Ostatnia z rzeczy wartych wzmianki to wielki powrót brata marnotrawnego. Mowa oczywiście o Ichiru, który znalazł nowych sprzymierzeńców – a wszystko po to, aby się zemścić. Jak dotąd nie przyszło mu do głowy, że za śmiercią ukochanej Shizuki może stać ktoś inny niż Zero…
W tym tomiku rozpoczyna się bardzo ważny dla dalszej fabuły mangi etap. Jak już wspomniałam, Główny Zły wkroczył na arenę, Ichiru powrócił do szkoły, a w obu wydarzeniach palce maczała Rada – Kaname Kuranowi nie brak wrogów, a ostatnio wielu z nich znalazło się zbyt blisko niego. Na dodatek ma on na głowie Yuki, która mimo wszystko nie zamierza ustąpić i której prędzej czy później będzie musiał zdradzić tajemnicę jej pochodzenia. Tak, w tomiku siódmym na pierwszy plan zdecydowanie wysuwa się Przewodniczący Księżycowego Internatu. Jest go dużo, dowiadujemy się też trochę więcej o nim i jego motywach (chociaż na wszystkie lub prawie wszystkie pytanie dotyczące jego osoby odpowiedzi znajdą się dopiero w kolejnym tomiku). Ku mojej rozpaczy udział Aido i Takumy tym razem ograniczono do minimum, Yuki także stała się bardziej poważna, a na resztę ekipy, może z wyjątkiem Dyrektora Kurosu (który pojawił się najwyżej w trzech scenach), nie ma co liczyć – atmosfera jest zatem w niemalże stu procentach mroczna i pełna powagi (odstępstwem od tego jest króciutki dodatek na końcu tomu opowiadający o wakacjach na tropikalnej wyspie). Całość czyta się jednak całkiem dobrze, nie miałam problemu z prześlizgnięciem przez większość scen, pod warunkiem, że nie zastanawiałam się głębiej nad nimi i nie analizowałam ich. Z jednym wyjątkiem: relacje Kaname i Yuki. Z jej strony widać sporo uczuć, sprzecznych i splątanych, niepodlegających logice, ale i zrozumiałych. Za to Kaname… zachowuje się w taki sposób, że ich wzajemne stosunki wyglądają koszmarnie sztucznie. I sztywno. Nie potrafię tego inaczej wytłumaczyć. I nie sądzę, żeby miało to związek z faktem, że postać Kurana nieszczególnie przypadła mi do gustu. Już relacje między Yuki a Zero są o wiele bardziej naturalne, a szczególnej sympatii do tego drugiego nie odczuwam.
Kilka słów o stronie technicznej, bo na szczęście tym razem specjalnie rozpisywać się na ten temat nie muszę. Obrazek na okładce niespecjalnie przypadł mi do gustu (jakiś taki… nijaki jest, a nakładanie na siebie dwóch różnych grafik nie wyszło najlepiej), ale pomijając to, obwoluta prezentuje się dobrze. Drukowi nie mam nic do zarzucenia, chociaż strony kilka razy przycięto zbyt mocno. Spośród 188 stron ponumerowano aż… cztery. Czyli tradycyjnie spis treści nie przyda się na nic, chyba że ktoś chce zobaczyć tytuły rozdziałów. Tłumaczenie jest w porządku, naprawdę nie sądziłam, że tak szybko wejdzie na zupełnie przyzwoity poziom. Podczas czytania tylko kilka razy zauważyłam jakieś drobne niezręczności, ale w porównaniu z tomikiem czwartym czy piątym to nic. Na jednej ze stron (no przecież nie będę ich liczyć, więc dokładnej nie podam…) rozdziału 32 znajduje się przypis, którego znalezienie zajęło mi sporo czasu – niefortunnie umieszczono go na wewnętrznym marginesie, więc trzeba mocno wygiąć tomik, aby go odczytać.
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Waneko | 1.2010 |
2 | Tom 2 | Waneko | 4.2010 |
3 | Tom 3 | Waneko | 9.2010 |
4 | Tom 4 | Waneko | 10.2010 |
5 | Tom 5 | Waneko | 1.2011 |
6 | Tom 6 | Waneko | 3.2011 |
7 | Tom 7 | Waneko | 5.2011 |
8 | Tom 8 | Waneko | 7.2011 |
9 | Tom 9 | Waneko | 9.2011 |
10 | Tom 10 | Waneko | 11.2011 |
11 | Tom 11 | Waneko | 1.2012 |
12 | Tom 12 | Waneko | 3.2012 |
13 | Tom 13 | Waneko | 5.2012 |
14 | Tom 14 | Waneko | 7.2012 |
15 | Tom 15 | Waneko | 9.2012 |
16 | Tom 16 | Waneko | 11.2012 |
17 | Tom 17 | Waneko | 3.2013 |
18 | Tom 18 | Waneko | 8.2013 |
19 | Tom 19 | Waneko | 2.2014 |