S.A. Special A
Recenzja
Hikari Hanazono ma piętnaście lat i tylko jeden cel – pokonać wreszcie odwiecznego rywala, Keia Takishimę! Aby tego dokonać, córka zwykłego stolarza dostała się do najbardziej prestiżowej szkoły w całej prefekturze, Prywatnego Liceum Hakusenkan, gdzie wraz z Keiem i jeszcze piątką przyjaciół tworzy najlepszą klasę, Special A, w skrócie S.A. Niestety, chociaż Hikari stara się jak może, każdą wolną chwilę poświęcając na treningi i naukę, ciągle pozostaje „panną drugie miejsce”, jak nazywa ją bardziej uzdolniony kolega. Ale dziewczyna nie poddaje się, przekonana, że w końcu uda jej się wygrać z Takishimą.
W pierwszym tomie S.A. Special A poznajemy bohaterów, czyli klasę S.A., która wiedzie wprawdzie prym w szkole, ale w ogóle nie przypomina zbiorowiska kujonów, wiecznie zajętych nauką. Właściwie tylko Hikari jest zainteresowana poszerzaniem swojej wiedzy i dlatego jako jedyna jeszcze uczęszcza na zajęcia. Oprócz niej członkami grupy są: wyżej wspomniany Kei Takishima, wieczny numer jeden, a także syn prezesa koncernu Takishima; miłośniczka herbaty i córka prezesa linii lotniczych, Akira Toudou; urocze bliźniaki z artystycznej rodziny, Jun i Megumi Yamamoto; ich najlepszy przyjaciel, syn producenta artykułów sportowych, Ryuu Tsuji oraz sympatyczny syn dyrektorki szkoły, Tadashi Karino. Cóż, pierwszy tom skupia się właściwie tylko i wyłącznie na Takishimie i Hanazano. Autorka, Maki Minami, w czterech rozdziałach prezentuje zupełnie odrębne historie, w których bohaterka bezustannie rywalizuje z przyjacielem. Nieważne, czy do napisania jest test, czy z okazji dnia sportu trzeba zagrać mecz koszykówki, Hikari nie przepuści żadnej okazji, by pokazać, na co ją stać – nawet wakacyjny wyjazd nie jest wolny od rywalizacji. Jedynie ostatnia historia nieco wyłamuje się ze schematu, gdyż bohaterka podejmuje w niej próbę udzielania korepetycji młodszemu bratu Keia, Suiemu. Ale jak się szybko okazuje, nawet kiedy stara się pomóc komuś innemu, nadal prześladuje ją cień idealnego towarzysza. S.A. Special A to czystej wody shoujo, w którym jednak wątek romansowy rozwija się powoli. Każdy czytelnik już po kilku stronach zrozumie dlaczego – otóż główna bohaterka nie zauważyłaby uczuć Takishimy, nawet gdyby przybrać je różowymi lampkami i tłuc ją nimi po głowie. Dla niej przyjaciel z dzieciństwa to rywal i nic więcej, nawet nie wiem, czy słowo „miłość” w ogóle istnieje w jej słowniku. Tym bardziej szkoda chłopaka, który bardzo wyraźnie daje jej do zrozumienia, że jest dla niego kimś ważnym, co zdążyli już zauważyć chyba wszyscy uczniowie w klasie specjalnej. Mimo to chciałabym uspokoić osoby, które boją się, że przez siedemnaście tomów będą zmuszone obserwować tylko coraz bardziej sfrustrowanego Keia i nic niepodejrzewającą Hikari, że fabuła będzie się także skupiać na pozostałych członkach klasy S.A. Wiem to z anime o tym samym tytule, które powstało na podstawie mangi i stanowi jej całkiem wierną ekranizację (a przynajmniej tak twierdzi recenzja główna komiksu). Sama manga jest ciepła i pełna humoru, chociaż realizmu tu tyle, co kot napłakał, a lukier leje się gęsto.
Oprócz zabawnych perypetii klasy S.A., w tomiku znajduje się jeszcze dodatkowa opowieść pod tytułem Niedoskonały chór. Ten sympatyczny, choć bardzo krótki oneshot traktuje o przełamywaniu własnych słabości. Uchida zawsze marzyła, żeby śpiewać, i chociaż ma piękny głos, to jednak jej występy zawsze kończą się katastrofą. Dziewczyna na samą myśl, że ktoś na nią patrzy, tak bardzo się stresuje, że automatycznie zaczyna fałszować. Jej problem i przede wszystkim umiejętności przypadkowo dostrzega kolega z chóru, przystojny i uroczy skrzypek Kajiwara. Chłopak postanawia pomóc jej przełamać się… Trudno nazwać tę opowiastkę romansem, ale złapałam się na tym, że chętnie przeczytałabym ciąg dalszy. Ot, miły akcent na zakończenie tomiku.
Pozytywnie zaskoczyła mnie kreska pani Minami, chociaż ona sama wspomina na końcu, że jej rysunki nie są doskonałe. Wyżej wspomniane anime miało pewien zasadniczy problem: otóż postacie męskie dało się od siebie odróżnić tylko na podstawie koloru włosów, a i to nie zawsze. Tymczasem w wersji papierowej nie miałam większego problemu z rozpoznawaniem bohaterów. Owszem, projekty postaci są do siebie podobne, ale jednak rysy twarzy poszczególnych panów znacznie się od siebie różnią, a fryzury, chociaż typowe dla tego gatunku, nie zostały narysowane „na jedno kopyto”. Kreska autorki nie należy do wyszukanych, ale jest estetyczna i dokładna, nie zauważyłam też wpadek anatomicznych. Maki Minami oszczędnie operuje eleganckimi rastrami, działając przede wszystkim linią i kontrastami dużej ilości bieli z czernią i szarościami.
Teraz czas na garść informacji dotyczących wydania. Tomik ma wymiary zbliżone do formatu B6, co nie do końca mi odpowiada. Problem z mangami shoujo jest taki, że wiele z nich zawiera sporo tekstu i upchnięcie takiej jego ilości w małym formacie zazwyczaj niekorzystnie wpływa na estetykę wydania. Albo jest go tak dużo na stronie, że sprawia wrażenie, jakby zasłaniał połowę rysunków, albo jest tak ściśnięty, że czasami trudno go przeczytać, a w najgorszym wypadku obie te wady występują naraz. W S.A. Special A bywały momenty, kiedy naprawdę miałam problem z przeczytaniem czegoś, ponieważ litery były zbyt blisko siebie lub za małe; co prawda nie było tych miejsc bardzo dużo, ale jednak się zdarzały. Nie mam natomiast żadnych zastrzeżeń, co do jakości druku czy ślicznej obwoluty z parą głównych bohaterów. Tutaj Waneko stanęło na wysokości zadania, zarówno literniczo, jak i kompozycyjnie. Niestety wnętrze tomu kryje kilka wpadek, z których nieprzetłumaczone onomatopeje, niekiedy zlewające się z naniesionym na nie polskim tłumaczeniem, są najmniejszą. Na stronie 12, gdzie autorka opisuje początki znajomości Keia i Hikari, wspomina o tym, że ojcowie bohaterów są fanami wrestlingu i pokazuje obu panów na zawodach, kiedy wykrzykują nazwiska swoich faworytów. W polskim tłumaczeniu, oryginalne nazwiska zastąpiono polskimi odpowiednikami, czyli Kubackim i Nastulą. Zarówno Rafał Kubacki, jak i Paweł Nastula (bo zakładam, że o nich właśnie chodzi), to wybitni polscy sportowcy, a konkretnie judocy, którzy nigdy wrestlingiem się nie parali. Miłośniczka judo ze mnie żadna, ale jednak mocno mi zgrzytnęło, kiedy zobaczyłam nazwiska takich osobistości przypisane do jednego z najgłupszych widowisk pseudosportowych, jakie widział świat. Oprócz tego trafiły się dwie literówki: jedna na stronie 153 (zjedzona literka „r” w wyrazie „bardziej”), a druga na 181 (zjedzone „nie” w wypowiedzi jednego z bohaterów, przez co zdanie nieco traci sens). Jak na taką ilość tłumaczonego tekstu nie jest to dużo, ale byłoby miło, gdyby kolejny tom został jednak przed odesłaniem do druku trochę dokładniej sprawdzony. Komiks kończy kilka słów od autorki, a także jednostronicowa historyjka o Szmacianym Tadashim, natomiast ostatnie dwie kartki poświęcono na reklamy.
Cóż, mimo kilku potknięć wydawniczych, S.A. Special A pozostaje mangą godną uwagi i sądzę, że warto zainwestować w nią te 19,99 złotych. To lektura lekka i przyjemna, ale nieobrażająca inteligencji czytelnika, coś w sam raz na poprawę humoru po ciężkim dniu. Poza tym jest to komiks skończony, co w zalewie wlekących się latami „serii‑tasiemców” stanowi naprawdę miłą odmianę.
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Waneko | 11.2011 |
2 | Tom 2 | Waneko | 2.2012 |
3 | Tom 3 | Waneko | 4.2012 |
4 | Tom 4 | Waneko | 7.2012 |
5 | Tom 5 | Waneko | 9.2012 |
6 | Tom 6 | Waneko | 11.2012 |
7 | Tom 7 | Waneko | 1.2013 |
8 | Tom 8 | Waneko | 3.2013 |
9 | Tom 9 | Waneko | 5.2013 |
10 | Tom 10 | Waneko | 7.2013 |
11 | Tom 11 | Waneko | 9.2013 |
12 | Tom 12 | Waneko | 11.2013 |
13 | Tom 13 | Waneko | 1.2014 |
14 | Tom 14 | Waneko | 3.2014 |
15 | Tom 15 | Waneko | 5.2014 |
16 | Tom 16 | Waneko | 7.2014 |
17 | Tom 17 | Waneko | 9.2014 |