Balsamista
Recenzja
W kraju, w którym niemal wszystkie zwłoki poddaje się kremacji, balsamista nie należy do najłatwiejszych zawodów. Brak praktyki i stosunkowo niewielki rynek każdego mogą zniechęcić, ale do tego dochodzi niechęć społeczna – w szintoizmie balsamowanie do niedawna traktowane było na równi z profanacją zwłok, a sama praktyka była prawnie zakazana jeszcze na początku ubiegłego wieku.
Dla Mamiyi Shinjurō praca jest pasją, a zarazem czymś, co go niszczy i wypala. Zdecydowanie nie patrzy na balsamowanie w kategoriach podaży i popytu; raczej traktuje tę sztukę niczym rodzaj magii, pozwalającej na zatrzymanie czasu – chociaż na chwilę. Jednak za takie podejście trzeba zapłacić – obcowanie z trupami sprawia, że bohater gorączkowo pragnie kontaktu z żywym ciałem, przy czym pragnienie to przybiera formę uzależnienia: seks z wieloma kobietami jednocześnie, częste zmiany partnerek, ekshibicjonizm… Co w połączeniu z mrocznym pięknem bishounena niewątpliwie sprawi, że manga stanie się hitem wśród amatorek shoujo.
Przyznam, że postawa taka trąci nieco sztucznością i sprawia wrażenie, jakby została stworzona dla udramatycznienia bohatera. Z własnego doświadczenia wiem, że człowiek jest w stanie się przyzwyczaić do największej makabry. I nie mam tu na myśli ucieczki w używki czy seks (jak czyni to bohater Balsamisty) – ale po prostu profesjonalne zobojętnienie, przejście do porządku dziennego nad kolejnym trupem. Niewtajemniczonym mogę zdradzić, że miejsca takie jak sąd, prokuratura czy szpital są „od środka” bardzo wesołe. Prosektorium co prawda nie miałem przyjemności odwiedzić, wątpię jednak, by panowały tam inne zasady.
Patrząc natomiast na Shinjurō, można odnieść wrażenie, że z każdym ciałem jego kariera balsamisty rozpoczyna się na nowo. Trauma, jaką kończą się kolejne zabiegi, budzi raczej politowanie niż współczucie, tak wobec bohatera, jak i autorki, która normalny zawód usiłuje przedstawić w wyjątkowo egzaltowany sposób. Pozostaje mieć nadzieję, że w kolejnych tomach Shinjurō nieco znormalnieje, a z Balsamisty nie zrobi się brazylijski serial ze zwłokami w tle.
O ile fabuła i bohaterowie nie wyglądają na razie zbyt obiecująco, o tyle kreska prezentuje się znakomicie. Nie bez powodu Mitsukazu Miharę uważa się za jedną z twórczyń stylu „gotyckiej lolity” – jej rysunek jest wyrazisty, a jednocześnie bardzo wyrafinowany, przypominający nieco bardziej dojrzałą wersję kreski z Death Note. Przyznam, że nieśmiało liczę na jakieś ciekawostki pod tym względem w kolejnych tomach – komiksy czytam głównie dla wrażeń estetycznych związanych z grafiką, i myślę, że Balsamista pod tym względem nie zawiedzie.
Od strony wydawniczej Balsamista prezentuje wysoką jakość, charakterystyczną dla wszystkich komiksów wydawanych przez Hanami. Przy czym trzeba zauważyć, że o ile dla zapewnienia jakości wydania od strony technicznej wystarczy wydać odpowiednią kwotę na dobrą drukarnię, o tyle świetne tłumaczenie jest już w całości zasługą wydawnictwa. Nie mam tu na myśli jedynie prostej poprawności językowej – w dzisiejszych czasach to standard. Balsamistę po prostu dobrze się czyta, bez konieczności dochodzenia, o co właściwie chodziło autorce; widać, że tłumacz zadał sobie trud dostosowania japońskiej stylistyki do polskiego wydania.
Tom zamykają luźne plansze przedstawiające bohaterów mangi, kilka stron reklam, zasady wymowy i na koniec – schemat czytania japońskich komiksów.
Recenzje alternatywne
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Hanami | 4.2008 |
2 | Tom 2 | Hanami | 6.2008 |
3 | Tom 3 | Hanami | 9.2008 |
4 | Tom 4 | Hanami | 11.2008 |
5 | Tom 5 | Hanami | 3.2009 |
6 | Tom 6 | Hanami | 5.2010 |
7 | Tom 7 | Hanami | 11.2013 |