Manga
Chary Porter i sezon polowań na czarownice
Harry Potter w realiach polskich, czyli przypomnienie, że dobry komiks fanowski nie jest zjawiskiem zbyt częstym.
Recenzja / Opis
Jakiś czas temu trafił w moje ręce nowy komiks sióstr Sutkowskich – Chary Porter i sezon polowań na czarownice. Znając już nazwisko autorek, spodziewałem się komiksu co najmniej przyzwoitego w warstwie graficznej, a po cichu (pamiętając Nearly) liczyłem na coś więcej. Cóż, otrzymałem dzieło będące dobrym przykładem na to, że od twórczości fanowskiej jednak nie można wymagać zbyt wiele, a dobre komiksy są raczej wyjątkiem od reguły.
Teoretycznie rzecz biorąc, Chary Porter jest utworem komicznym, w której za element humorystyczny odpowiadają liczne parodie i groteskowe przedstawienia postaci i sytuacji z historii, popularnej literatury, komiksu, filmu, itp. itd. (głównie jednak Harry’ego Pottera). Autorki starają się potęgować efekt komiczny poprzez absurdalne łączenie pozornie niepasujących do siebie elementów z różnych utworów, a wszystko to na tle pokazanych w krzywym zwierciadle polskich realiów (gościnnie pojawiają się m.in. EMPiK, warszawska palma, Pałac Kultury i Nauki oraz Instytut Pamięci Narodowej). Można by przypuszczać, że taka mieszanina to recepta na sukces, a jej realizacja stworzy komiks‑samograj. Niestety, na mnie nie zadziałała prawie wcale. Jest to o tyle dziwne, że – przynajmniej teoretycznie – idealnie wręcz pasuję do grupy docelowej recenzowanego tytułu. Czytałem Harry’ego Pottera, Tytusa, Romka i A'Tomka i Death Note, oglądałem Czarodziejkę z Księżyca, Bolka i Lolka i Akademię Pana Kleksa, mieszkałem w Rzeszowie i Warszawie, od czasu do czasu robię zakupy w EMPiK‑u i przeczytałem całą jedną książkę Nietzschego. Prawdę pisząc, byłbym zaskoczony, gdyby z występującej w Charym Porterze hordy nawiązań do komiksu, literatury, filmu, historii itp. umknęło mi więcej niż kilka pozycji, łącznie z tymi, które – jak Jeż Jeży – pojawiają się tylko na jednej stronie. Nie oznacza to oczywiście, że komiks zupełnie mnie nie rozśmieszył, ale na ponurej twarzy recenzenta uśmiech wywołały tylko dowcipy z muchą oraz Instytutem Pamięci Narodowej. Może więc nie powinienem być dla Chary’ego Portera tak surowy, ale cztery zabawne strony na 200 to jednak trochę za mało, przynajmniej dla mnie.
Fabuła Chary’ego Portera oparta jest na jednym z wątków z powieści J. K. Rowling Harry Potter, a konkretnie na poszukiwaniu horkruksów (magicznych przedmiotów związanych z Voldemortem – główną negatywną postacią w cyklu). W wersji przedstawionej przez autorki komiksu trzy horkruksy w tajemniczy sposób znalazły się w Polsce. Na ich poszukiwania rusza doborowa grupa z angielskiej szkoły magii… Komiks, z grubsza rzecz ujmując, przedstawia perypetie owej grupy, która w egzotycznym warszawskim środowisku, na przekór wszelkim przeciwnościom, stara się wypełnić zadanie. Fabularnie Chary Porter to ciąg utrzymanych w absurdalnym tonie gagów, bardzo luźno (a pod koniec wcale) związanych wyżej wspomnianym wątkiem poszukiwań. Przez Chary’ego Portera przewija się niesamowita ilość postaci, niemal na każdej stronie spotykamy jakiegoś mniej lub bardziej znanego bohatera, przede wszystkim ze świata komiksu. Niestety, w tym natłoku zupełnie ginie wyżej wspomniana grupa – od pewnego momentu sami stają się postaciami epizodycznymi, niczym szczególnym nie wyróżniającymi się z tłumu. Przyznam, że taka konstrukcja stosunkowo długiego komiksu (przypomnijmy – 200 stron) zdecydowanie do mnie nie trafiła. Nawet od komedii i parodii wymagam jakiegoś spoiwa i wewnętrznej konsekwencji; bez nich utwór się rozłazi, staje się chaotycznym zlepkiem luźnych paneli, które trudno oceniać jako całość.
Ale jeżeli nie humor, nie fabuła i nie postacie, to może chociaż strona graficzna prezentuje możliwy poziom? Niestety, także i tu Chary Porter nie zachwyca, aczkolwiek nie jest już tak źle. Kreska ma charakter raczej niejednolity, zapewne związany z różnym autorstwem rozdziałów. To już pewnie kwestia gustu, jednak muszę przyznać, że bardziej podobały mi się rozdziały w wykonaniu Anny Marii Sutkowskiej (czyli 1, 3, 5 i 7). Kadry zawierające Nietzschego i muchę zostały rzeczywiście świetnie narysowane i stanowią jedyną część Chary’ego Portera, która wzbudziła moje zainteresowanie – może dzięki pewnej zwartości, a jednocześnie oderwaniu od reszty dosyć nieciekawego utworu. A Agata Sutkowska? Cóż, jej twórczość to niestety nic szczególnego, ot takie sobie rysuneczki, przy których trudno nawet mówić o jakimś stylu czy warsztacie. Może jestem zbyt wymagający, ale pechowo dla autorki akurat w trakcie pisania tej recenzji trafiłem na znakomity komiks sieciowy i miałem okazję sam się przekonać, że komiks amatorski może stać na bardzo wysokim poziomie.
Oryginalnym i dobrze wpisującym się w przyjętą konwencję pomysłem było zamieszczanie wstępów do poszczególnych rozdziałów (w sumie jest ich siedem), zawierających w większości refleksje autorek związane z tworzeniem Chary’ego Portera. Dla kogoś, kogo interesuje twórczość sióstr Sutkowskich, czy też warsztat twórczy potraktowany bardzo humorystycznie i „od kuchni”, bez wątpienia będzie to interesująca lektura, może bardziej nawet niż sam komiks. Innym ciekawym zabiegiem było gęste usianie komiksu zdjęciami (przede wszystkim Warszawy, ale nie tylko). Niestety, słaby druk przekreślił zamysł artystyczny – niektóre zdjęcia zostały wyraźnie celowo zdeformowane, ale „pikseloza” była już chyba wkładem drukarni.
Na koniec można zadać sobie pytanie, do kogo właściwie Chary Porter jest skierowany? Najwyraźniej znajomość sparodiowanych w komiksie utworów nie gwarantuje satysfakcji, odpowiedzi należy więc szukać gdzie indziej. Stawiałbym na dwie grupy odbiorców – miłośników parodii, dla których każda okazja do pośmiania jest dobra, oraz osób zafascynowanych kiczem. Czytelnik, który znajduje radość w prostym wyśmiewaniu popularnych powieści czy filmów, zapewne uzna Chary’ego Portera za przyjemną lekturę. Fascynacja kiczem sięga nieco głębiej. Autorki zdają się mówić: „nie obchodzi nas grafika, fabuła czy sens, jeżeli się wam nie podoba – nie czytajcie”. Są osoby (niestety, piszący te słowa się do nich nie zalicza), dla których taki układ jest całkowicie akceptowalny, dla których ciekawa sztuka to taka, która nie bierze siebie na serio i nie aspiruje do jakichś abstrakcyjnych kanonów estetyki. Aczkolwiek trzeba też zauważyć, że kreska Anny Marii Sutkowskiej nieco wyłamuje się z przyjętej konwencji – jak widać, prawdziwy talent nie tak łatwo wtłoczyć w ramy bylejakości.
I taki mniej więcej jest Chary Porter. Nie taki znowu słaby, z kilkoma niezłymi pomysłami, paroma śmiesznymi dowcipami i okazjonalnie dobrą kreską – ale przy tym męczący, byle jaki, przynależny raczej do internetu, gdzie każdy może ściągnąć sobie panel, który mu się akurat spodobał, nie kupując całości, niż do świata komiksów drukowanych, gdzie kupuje się wszystko albo nic. Nie polecam go nikomu – naprawdę zainteresowanym tego rodzaju twórczością radzę czegoś podobnego poszukać w sieci. Natomiast jeżeli ktoś chce przeczytać ciekawy komiks, za 19,90 zł bez trudu znajdzie lepszą pozycję.
Technikalia
Rodzaj | |
---|---|
Wydawca (oryginalny): | Studio JG |
Autor: | Agata Sutkowska, Anna Maria Sutkowska |
Wydania
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Studio JG | 12.2007 |