Tanuki-Manga

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Manga

Okładka

Oceny

Ocena recenzenta

4/10
postaci: 5/10 kreska: 4/10
fabuła: 4/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 28
Średnia: 6,29
σ=1,83

Wylosuj ponownieTop 10

Tennenkei Ouji

Rodzaj: Komiks (Japonia)
Wydanie oryginalne: 2006
Liczba tomów: 1
Tytuły alternatywne:
  • 天然系王子
  • Natural Prince
Gatunki: Romans
Widownia: Shoujo; Postaci: Uczniowie/studenci; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Realizm, Trójkąt romantyczny

Biedna jak mysz kościelna bohaterka i bogaty książę z bajki, czyli schemat na schemacie, schematem popędzany. Mogło być ciekawie, a wyszło jak zwykle.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Ayanami

Recenzja / Opis

Życie recenzenta nie jest łatwe. Czasami dopada go silna chęć napisania czegoś „konkretnego”. Dzisiaj odczułam taką potrzebę i z obłędem w oczach szukałam mangi, którą mogłabym zjech…, znaczy, konstruktywnie skrytykować. Cel niezbyt szczytny, więc i dzieło nie mogło pochodzić z wyższej półki, a i czasu szkoda na długą lekturę, dlatego zawęziłam poszukiwania do oneshotów oraz jednotomówek. No i trafiłam na Tennenkei Ouji, którego opis nastroił mnie bardzo pozytywnie – problem polegał na tym, że po kilku pierwszych stronach zostałam miło zaskoczona, czyżby więc kolejna pochwalna recenzja? Nie, „na szczęście” autorka postanowiła trzymać się schematów!

Liczna rodzina Aoi to nędzarze, którzy ledwo wiążą koniec z końcem, bo chociaż jej ojciec oraz dwaj bracia pracują, ich dochody ledwo wystarczają na pokrycie codziennych wydatków. Ale dziewczyna nauczyła się radzić sobie z biedą – szanuje każdy grosz, a większość potrzebnych nastolatce rzeczy robi sama. Pech chce, że któregoś dnia mama bohaterki rozchorowuje się i w związku z tym wysyła ją w zastępstwie do domu bogaczy, gdzie pracuje jako kucharka. Jedynymi mieszkańcami rezydencji jest sympatyczna para staruszków, rodzice właścicielki, którzy zajmują się wnukiem pod nieobecności jego matki. Jak to w mangach shoujo bywa, Masafumi (bo tak na imię ma ów chłopak) chodzi do tej samej szkoły, co Aoi, tyle że do tej pory nie miał okazji zamienić z nią nawet słowa. Czy bogaty panicz okaże się bachorem z piekła rodem czy księciem z bajki?

Niestety nie przewiduję nagrody za dobrą odpowiedź. Co prawda opis i doświadczenie z shoujo wskazują, że w dniu, w którym bohaterka przekracza próg rezydencji, zaczyna się dla niej najgorszy okres w życiu – poniżanie, wyśmiewanie i krzywdzenie na każdym kroku, ale nie! W tym miejscu autorka postanowiła sprawić czytelnikowi niespodziankę i zarówno dziadków chłopaka, jak i jego, wykreowała na miłe i dobrze wychowane osoby, które nie odczuwają przyjemności z kopania leżącego, ale… Zaledwie kilka stron później pojawia się zła narzeczona Masafumiego (wybrana przez rodziców, a jakże) i manga wraca na sprawdzone tory schematu i sztampy. Serio, co było złego w historii związku biednej, acz całkiem pozbieranej dziewuszki z nieco upośledzonym emocjonalnie, cichaczem hodującym ziemniaki, ale miłym książątkiem? Po jakie licho Shizuki Fujisawa dorzuciła wredną antagonistkę bez krzty charakteru, której zadanie polega tylko na podkładaniu nogi i szantażach? W ogóle fabuła jest pełna nielogiczności, nawet jak na romansidło dla dziewcząt – mamusia, która wychowuje jedynego syna na skończonego buca, mimo iż sama dorastała w skromnych warunkach, a sukces zawdzięcza ciężkiej pracy, a nie znajomościom; oficjalne zaręczyny Masafumiego, chociaż chodzi dopiero do liceum, ale przede wszystkim wielka miłość – nagła i niespodziewana.

Uważam, że jeden tom to wystarczająco dużo, żeby pokazać rodzące się uczucie, ale do tego potrzebny jest sensowny koncept. Tymczasem pani Fujisawa przez cztery rozdziały wmawia czytelnikowi, że wystarczy przygotować dla kogoś najprostszą japońską potrawę, by stracił dla kucharza serce. I w porządku, teoretycznie jest to możliwe, pod warunkiem, że ten ktoś umiera z głodu (dosłownie) lub do jedzenia czegoś dosypano. Ale zdrowy, bogaty chłopak, który zakochuje się w dziewczynie, bo ugotowała mu obiad, odrobinę przekracza moje pojmowanie. Zresztą, niech będzie, to tylko durnowate shoujo, uciekające gdzie pieprz rośnie na dźwięk słowa „realizm”, ale między bohaterami zupełnie nie czuć chemii, a w przypadku romansu to rzecz niedopuszczalna. Jestem w stanie zrozumieć zachowanie Aoi, gdyż książę z bajki może łatwo zawrócić w głowie i w sumie dziewczyna zdradza oznaki takiego zauroczenia, ale Masafumi? Przez większość czasu chłopak robi to, co każą mu inni – jest robotem zaprogramowanym na spanie, chodzenie do szkoły i jedzenie, a w jego słowniku nie ma takiego pojęcia, jak „sprzeciw”. Tak naprawdę nie ma kiedy zakochać się w koleżance, nie wykazuje żadnych oznak uczucia i generalnie wychodzi na to, że mangaczka pomyliła podziw z miłością. Bo owszem, Masafumi jest zaintrygowany umiejętnościami kulinarnymi Aoi, ostatecznie japońska kuchnia to nie jest coś, z czym ma styczność na co dzień (jego rodzice preferują kuchnię europejską, traktując rodzime „plebejskie” potrawy jako coś niegodnego ich podniebienia), ale poza tym w ogóle nie zna dziewczyny. To dotyczy niestety obydwojga – bohaterowie nie mają o sobie pojęcia, żadnych wspólnych zainteresowań, ot, grom z nieba i boska wola autorki.

Sytuacji nie ratuje fakt, że manga ma strasznie „rwaną” kompozycję – przeskoki między poszczególnymi scenami są zupełnie nienaturalne, a wszystko dzieje się za szybko. Co gorsza, niektóre wydarzenia czytelnik musi dopowiedzieć sobie sam, gdyż mangaczka, być może obawiając się, że całość wyjdzie za długa, zwyczajnie je pominęła. Nawet jeśli między kolejnymi scenami mija nieco czasu, odbiorca zupełnie tego nie odczuwa, ponieważ akcja pędzi na złamanie karku, co mści się na relacjach bohaterów.

Przydałaby się jednak łyżka miodu w beczce dziegciu, parafrazując znane przysłowie – jedną z nielicznych zalet Tennenkei Ouji jest dobrze wyważona ilość dramatyzmu. Owszem, antagonistka jest wredną małpą, ale zamiast znęcać się klasycznie, woli działać w białych rękawiczkach, co nieznacznie minimalizuje szkody wyrządzone Aoi. Poza tym bohaterka nie należy do osób słabych, lata niedostatku nauczyły ją walczyć o swoje i wzbogaciły o grubą skorupę, dzięki której byle przeszkoda nie stanowi większego problemu, a drobne potknięcia nie bolą tak bardzo. Tym bardziej szkoda zmarnowanego potencjału, skutecznie zarżniętego mdłą kulminacją pełną podniosłych deklaracji, łez i zapewnień o wiecznej miłości. Nędzę założenia podkreśla sympatyczna końcówka, pokazująca, z jak udaną komedią mielibyśmy do czynienia, gdyby pani Fujisawa zdecydowała się zabawić schematami, zamiast wiernie z nich korzystać.

Jednak najbardziej szkoda bohaterów, ze wskazaniem na protagonistkę oraz dziadków Masafumiego. Ta pierwsza okazuje się osóbką nieco roztrzepaną, ale silną i z charakterem, która woli działać niż użalać się nad sobą, przynajmniej do czasu, kiedy na scenę wkracza sztampa, a autorka stwierdza, że stworzyła indywidualistkę, która porządnemu shoujo nie przystoi. I nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, dostajemy podłamaną nastolatkę, pełną wątpliwości i pozbawioną jakiejkolwiek wiary w siebie. Trzeba przyznać, że w tej postaci doskonale pasuje do Masafumiego, nijakiego i całkowicie biernego chłopaka, który nie wie, czego chce od życia. Nie mam pojęcia, jak silne pranie mózgu przeszedł, ale momentami przypomina osobę gotową skoczyć z dachu, gdyby ktoś jej rozkazał. Jest strasznie bezbarwny, ale nie wypadłby tak tragicznie, gdyby mangaczka utrzymała pogodny nastrój z początku komiksu. Książątko świetnie sprawdziłoby się w lekkiej komedyjce, gdzie nie musiałoby się wykazać charakterem, gdyż wszelkie poważniejsze wydarzenia obnażają jego słabość i ogólne rozciapcianie. Jedynym jasnym punktem na postaciowym firmamencie są dziadkowie chłopca – szalenie urocza para staruszków, którzy przyjechali ze wsi i w wyłożonej marmurami rezydencji nie czują się najlepiej. Niczym uczestnicy średniowiecznej krucjaty, walczą o duszę wnuka i z całych sił próbują nauczyć go asertywności. Zawsze pogodni i energiczni, przyćmiewają resztę obsady, która z nielicznymi wyjątkami marnuje się w tak nieciekawej mandze. Warto również wspomnieć o interesującej rodzince Aoi – licznej, ale zżytej i zahartowanej trudną sytuacją materialną. W domu dziewczyny nikt nie siedzi, płacząc, że jest biedny, ponieważ wszyscy nauczyli się dawać sobie radę. To rzadki przykład rodziny w pełni szczęśliwej i zgranej, która na dodatek pełni konkretną rolę w fabule.

Wpadałoby jeszcze poświęcić dwa słowa historii dodatkowej, zajmującej ostatni rozdział. Opowiada ona o młodziutkiej artystce, która ze względu na wygrany w przeszłości prestiżowy konkurs w liceum otrzymuje specjalne traktowanie. Dziewczyna całe dnie spędza w pracowni plastycznej, niszcząc kolejne nieudane płótna i zadręczając się myślą, że nie jest w stanie powtórzyć największego sukcesu. Wyalienowana i wiecznie przygnębiona, w niezbyt przyjemnych okolicznościach poznaje popularnego członka klubu koszykarskiego, który postanawia jej pomóc. Ot, kolejne klasyczne romansidło o biednym niekochanym dziewczątku i chłopaku będącym lekiem na całe zło. Oneshot Shizuki Fujisawy prezentuje się wyjątkowo nudno i łzawo. Bohaterka jest skrajnie irytująca, a fabuła generalnie nie trzyma się kupy, to bardzo kiepski komiks nawet w porównaniu z historią główną.

Oprawa graficzna mangi także pozostawia wiele do życzenia. Kreska jest niesamowicie przeciętna – kontur niezróżnicowany i toporny, a projekty postaci krzywe. Całość jest wręcz niechlujna, zwłaszcza że artystka nie radzi sobie nawet ze zbliżeniami i najchętniej używa wersji super­‑deformed, aby zamaskować braki warsztatowe. Chyba najtragiczniej prezentują się dziadkowie Masafumiego: trudno w tym przypadku określić kto jest kim, w ogóle starsi państwo rzadko przypominają ludzi – najczęściej pomarszczone ziemniaki. Pani Fujisawa nie różnicuje materii i wszystko rysuje w ten sam sposób, przez co włosy i ubrania wyglądają identycznie. Nie lepiej ma się cieniowanie, ograniczone do minimum i wykonywane tylko z użyciem rastrów. Te ostatnie decydują o charakterze komiksu, wypełniając praktycznie każdy panel. Wykorzystane wzory są zazwyczaj drobne i mało efektowne, może poza tymi w tłach, acz to także jest standard – bąbelki, kwiatuszki i mnóstwo rozbłysków rodem z Photoshopa. Ogólnie nie ma na czym oka zawiesić, ponieważ wizualnie manga wypada poniżej przeciętnej.

Mizeria fabularna, góra schematów oraz graficzne ubóstwo to cechy charakterystyczne Tennenkei Ouji. Komiks miał szanse być ciekawy, gdyż początkowo fabuła dawała nadzieję na coś nietypowego, ale nadzieja ta szybko przepadła przygnieciona tymi co zwykle perypetiami miłosnymi. Co prawda nie jest to manga tragiczna i nienadająca się do czytania, ale też nie brakuje shoujo znacznie lepszych, albo chociaż odrobinę zgrabniej poprowadzonych. Moim zdaniem szkoda czasu na lekturę tej jednotomówki – w ostatecznym rozrachunku nie sprawdza się nawet jako chwila oddechu, coś, co ma zająć czytelnika na jakiś czas. Sztampowych shoujo nie brakuje, dlatego lepiej poszukać czegoś z chociażby ładniejszą kreską.

moshi_moshi, 17 lipca 2012

Technikalia

Rodzaj
Wydawca (oryginalny): Shogakukan
Autor: Shizuki Fujisawa