Tanuki-Manga

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Manga

Okładka

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
kreska: 8/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 8,00

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 30
Średnia: 7,67
σ=1,56

Wylosuj ponownieTop 10

Serial Experiments Lain: The Nightmare of Fabrication

Rodzaj: Komiks (Japonia) (oneshot)
Wydanie oryginalne: 1998
Tytuły powiązane:
Gatunki: Cyberpunk

Cyberpunkowa wizja o naturze rzeczywistości kontynuująca myśl serialu Serial Experiments Lain.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Sophronimos

Recenzja / Opis

Ta manga ma 18 stron. Sprawia to, Czytelniku, że przeczytanie recenzji zajmie Ci najpewniej więcej czasu niż samego komiksu. Jeśli gotowy jesteś mi zaufać, możesz śmiało porzucić obecną lekturę na rzecz kontaktu bezpośredniego. Zaś co do pozostałych, porozmawiamy sobie o elektronicznych bogach.

Niewielka objętość przedmiotu recenzji nie znaczy, że nie będę miał o czym pisać. Bynajmniej, odnoszę wręcz wrażenie, że więcej w nim treści niż w niejednej wielotomówce. Jak wskazuje sam tytuł, jest to spin­‑off serii Serial Experiments Lain, tytułu kultowego dla fanów oniryczno­‑psychodeliczno­‑schizoidalno­‑cyberpunkowych klimatów, kompletnie niestrawnego dla większości pozostałych (nietrudno zgadnąć, do której grupy należy piszący). Ta pozycja jest bardziej przyjazna, nadaje się spokojnie dla ludzi, którzy o anime nie mieli wcześniej pojęcia, co nie wadzi temu, że przyjemnie je uzupełnia, powtarza się główna bohaterka Lain, a poruszana tematyka rozwija i pokazuje z nieco innej strony wątki poruszane w oryginale. Jakie to? Samą klasykę: alienację ludzi wywołaną postępem technologii, różnice między człowiekiem a maszyną, rozważania na temat natury ludzkiej istoty, a nawet rzeczywistości jako takiej. Oczywiście, jeśli odpowiednio intensywnie się poszuka, to takie tematy znajdzie się pewnie nawet w siódmym sezonie Dr. House'a, tutaj są jednak zdecydowanie bardziej na wierzchu.

Fabuła pozornie do złożonych nie należy – Lain przypadkowo uszkadza swoją ulubioną zabawkę – pluszowego pieska Bike­‑chana. Targana egzystencjonalnymi rozterkami i bardziej prozaiczną samotnością postanawia go naprawić, cyborgizując go. Próba nie udaje się, co więcej, prowadzi do konfrontacji Lain z czymś w rodzaju, hmm… elektronicznego boga, który manipuluje nią tak samo, jak ona chciała manipulować Bike­‑chanem. Brzmi to dziwnie i faktycznie jest dziwnie, nie traci się jednak poczucia, że wszystko zostało z rozmysłem skomponowane w jednolitej stylistyce i z wiodącą ideą, spinającą wydarzenia w spójną historię. Yoshitoshi Abe miał na tej niewielkiej powierzchni coś do powiedzenia – przesłanie, które dodajmy, nie napełnia pogodą ducha i miłością do ludzkości.

W sposób niezaprzeczalny ludzie wraz z postępem technologii zaczynają sobie nadawać kompetencje wcześniej tradycyjnie przyznawane „istotom wyższym”. Można się kłócić na temat zakresu tego zjawiska, ale faktem jest, że ludzkość wkracza na grząski grunt. Wcześniejsze dokonania, takie jak na przykład masowa rzeź innych gatunków zamieszkujących tę planetę, zamienienie ogromnych jej połaci w pola kukurydziane czy też zdeptanie kilku metrów kwadratowych powierzchni Księżyca (z tego ostatniego jesteśmy najbardziej dumni), należy uznać za filozoficznie bezpieczne. Niebezpiecznie zaczyna się w momencie, kiedy otrzymujemy możliwość zmiany własnej istoty poprzez modyfikacje genetyczne i cybernetyczne lub też odtwarzania tej istoty jako sztucznej inteligencji/świadomości. Do tego właśnie zabiera się Lain – porzucona i zagubiona, próbuje stworzyć swój mały Wszechświat z istotami, które byłyby dla niej przyjazne i bliskie. W sposób jasny nie jest na to gotowa, po części przez targające nią emocje, ale przede wszystkim przez własną niepewność ontologiczną. Mądrze się powiedziało: mówiąc jaśniej, Lain nie jest pewna podstaw własnej obecności w świecie oraz swojej psychiki jako takiej. Krócej – nie zna swojego Sein und Dasein, dla kojarzących Heideggera. Bez takich podstaw jej własne bycie jest kwestią niepewną, podlegającą zmianie i fluktuacji, nie mówiąc już o jej tworach, co zostaje okrutnie wypunktowane przez wspomnianego boga.

Jego motywy pozostają niemal całkowicie nieznane. Z wypowiedzi można wydedukować, że to być może rodzaj afektu do ludzi i zabawy mocą. Na pewno nie chce dać Lain lekcji ani poniżyć jej, końcówka fabuły wyklucza taką ewentualność, nie chodzi więc o dydaktykę. Serial podpowiada, że może to być zwykłe popisywanie się i badanie granic własnej wszechmocy, ale oryginał nie jest tutaj do końca obowiązujący. Niezależnie od pobudek, modyfikujący zostaje zmodyfikowany, stwarzający zostaje stworzony i niewiele pozostaje spraw pewnych. Najciekawsza wydaje się końcówka, o której szczegółach cicho sza, niemniej o jednej z możliwych konkluzji – że wcale nie potrzebujemy wyższych istot do bycia zwodzonymi i stwarzanymi, wspomnieć sobie pozwolę.

Nie samą filozofią europejską człowiek jednak żyje1, występują tutaj również kwestie błahe, żeby nie powiedzieć, warstwa graficzna. Mamy tu ciekawą analogię – podobnie jak w przypadku serialu, część populacji darzy kreskę Yoshitoshiego Abe niemalże kultem, a dla pozostałych jest zupełnie niestrawna. Podobnie jak wcześniej, łatwo zgadnąć, do której wersji przychyla się piszący. Niektórzy źli, głupi ludzie będą wam próbowali wmówić, że Abe swoje mangi szkicuje i tak zostawia. Może i mają rację, ale oni są źli i głupi, a Abe jest genialny, więc powinni zamilknąć. Jego kreska jest tutaj szalenie emocjonalna, wręcz drżąca, już kilka linii potrafi wzbudzić niepokój i niepewność. Zachowuje oględny realizm, naciągając kształty to tu, to tam, w stopniu, który nie pozwala nam stwierdzić czy rzeczy są jeszcze w porządku czy też nie. Niektóre elementy przedstawione zostały dokładnie, inne są rozmazane, nie do końca określone, impresyjne. Lain rysowana jest solidnie, z niewielkim drżeniem i to na jej twarzy pojawia się najwięcej ekspresji. Zdziwilibyście się, ile rodzajów emocji można oddać na jednej twarzy i kilkunastu stronach, nie zahaczając jednocześnie o nic, co byłoby przynajmniej w części uspokajające.

Byłbym zapomniał – ta manga jest w kolorze. Jest pastelowo, dominują łagodne brązy i fiolety, wzmagając uczucie nierealności i zawieszenia na pograniczy snu i jawy. Z tego delikatnego tła na niektórych kadrach wybijają się wyróżnione elementy, takie jak pasek z dzwonkiem Bike­‑chana i oczy Lain, ogniskując wokół siebie uwagę. Barwy wyglądają ładnie, skutecznie i z pomysłem podkreślają temat, niemniej nie widać, aby poświęcono im wiele uwagi. Stawiam, że zostały dodane później, po narysowaniu całego komiksu, ale wobec sukcesu tej inicjatywy nie zgłaszam uwag.

Wiecie, najchętniej nie oceniałbym wcale tego tytułu. Jeśli głównym założeniem komiksu jest dostarczać rozrywki, zazwyczaj da się osiągnąć społeczny konsensus czy tytuł to czyni, czy też nie. Można go też wtedy porównać z innymi podobnymi tytułami. Kiedy tytuł wkracza na poletko zwane „sztuka”, temat robi się grząski. W tym przypadku to prawdziwe moczary. Komiks jest niepowtarzalny i to nawet w porównaniu do serialowego towarzysza. Niepowtarzalny i udany. Ocenę potraktujcie więc jako formę zdecydowanego polecenia.

  1. niektórzy oglądają również durne japońskie kreskówki
Tablis, 28 października 2012

Technikalia

Rodzaj
Wydawca (oryginalny): Sasuga Japanese Bookstore Publishing, Wanimagazine
Autor: Yoshitoshi Abe