Tanuki-Manga

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Manga

Okładka

Oceny

Ocena recenzenta

9/10
postaci: 8/10 kreska: 9/10
fabuła: 7/10

Ocena redakcji

9/10
Głosów: 6 Zobacz jak ocenili
Średnia: 9,00

Ocena czytelników

9/10
Głosów: 109
Średnia: 8,8
σ=1,44

Recenzje tomików

Wylosuj ponownieTop 10

Blame!

Rodzaj: Komiks (Japonia)
Wydanie oryginalne: 1998-2003
Liczba tomów: 10
Wydanie polskie: 2016-2018
Liczba tomów: 6

Wstrząsająca i pełna akcji wizja postapokaliptycznego świata, w którym zatarła się granica pomiędzy człowiekiem a maszyną.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Akcja mangi toczy się w nieprawdopodobnie wielkiej budowli, zwanej Miastem i zajmującej sporą część układu słonecznego. Powstało ono najpewniej na planecie bliźniaczo podobnej do Ziemi jako recepta na jej przeludnienie. Początkowo spełniało swoją funkcję znakomicie i rozrastało się błyskawicznie, zajmując coraz to nowe obszary, dzięki niezliczonym maszynom budującym i przenoszącym kolejne jego fragmenty. Życie w nim musiało być bardzo wygodne, tym bardziej, że jego mieszkańcom udało się opanować do perfekcji cyborgizację ludzkiego ciała i klonowanie, opracować technologie pozwalające na teleportację i manipulowanie grawitacją oraz stworzyć Sieciosferę – wirtualną rzeczywistość, w której ludzie mogli funkcjonować na zupełnie innych zasadach niż w realnym świecie. Nad bezpieczeństwem tego wszystkiego mieli czuwać strażnicy z „genami sieciowymi” oraz system Safeguard, zdolny w razie potrzeby do błyskawicznego tworzenia całych chmar androidów bojowych.

Minęła jednak bliżej nieokreślona ilość czasu i Miasto pogrążyło się w kompletnym chaosie, rozrastając się w niekontrolowany sposób i pochłaniając wszystkie napotkane satelity i ciała niebieskie. W głębi najstarszych poziomów zniknęła nawet błękitna planeta, na powierzchni której powstało. Przyczyny tej ekspansji giną w dalekiej przeszłości, ale skutki okazały się tragiczne – miasto zmieniło się w monumentalne w niemal każdym znaczeniu tego słowa połączenie ruin, labiryntu, pustyni i cmentarza. Większość populacji w trakcie tego trwającego tysiące lat procesu została unicestwiona, a nieliczne żyjące obecnie społeczności codziennie muszą walczyć o przetrwanie. Co gorsza, system Safeguard oszalał i uniemożliwił podróże pomiędzy różnymi częściami miasta, a także zaczął zabijać wszystkich nieposiadających „genów sieciowych”. Część poziomów została z kolei opanowana przez nową siłę – cyborgi, nazywające siebie „krzemowymi istotami” i zajmujące się głównie szerzeniem terroru i śmierci. Ludzie wydają się w porównaniu z nimi żyjącą skamieniałością, trapioną przez choroby i mutacje genetyczne sprawiające, że spotkanie osoby o DNA pozbawionym poważniejszych mutacji graniczy z cudem. Lecz ten świat nie został jeszcze skazany na zagładę, Sieciosfera wciąż istnieje, a kolejne poziomy przemierzają osoby poszukujące czegoś, co mogłoby odmienić obecną sytuację. Jednym z nich jest Killy, kończący właśnie kolejną podróż. Zamiast odpoczynku czeka go jednak najdłuższe i najtrudniejsze zadanie – odnalezienie osoby posiadającej „geny sieciowe” będące kluczem do odzyskania kontroli nad Miastem. Wyrusza więc bez słowa skargi w kolejną i najprawdopodobniej ostatnią misję, podczas której będzie musiał przebyć setki poziomów, począwszy od takich, w których normalne życie jest możliwe, poprzez pola bitew, po niemal puste i gigantyczne pustkowia.

Tym, co uczyniło Blame! wyjątkowym, jest nie tylko bogate i pełne zagrożeń uniwersum, ale też niezwykła dla komiksu japońskiego narracja. Od początku rzuca czytelnika w sam środek historii bez wyjaśnienia, kim są bohaterowie, a jedyną wskazówką dotyczącą miejsca akcji jest niepokojący napis: „Może na Ziemi. Może w przyszłości”. Wszystkiego dowiadujemy się dopiero z czasem, śledząc wydarzenia i stosunkowo nieliczne wypowiedzi bohaterów. Fabuła pozostawia wiele pytań bez odpowiedzi, niejasny jest nawet powód utracenia kontroli nad Miastem. Dlatego też często spotykałem się z opinią, że śledzenie fabuły jest trudne, choć w rzeczywistości jest bardzo prosta i składa się z paru dłuższych wątków, powiązanych z poszukiwaniem „genów sieciowych”, przerywanych krótkimi epizodami z podróży po Mieście. Przyznaję, że początkowo może to przytłaczać, a liczba przeróżnych niedopowiedzeń jest ogromna i trzeba zwracać uwagę nawet na najdrobniejsze szczegóły, gdyż łatwo przegapić ważne informacje. Z drugiej strony Blame! jest jednym z niewielu znanych mi tytułów, które po prostu trzeba przeczytać przynajmniej dwa razy, gdyż wrażenia po pierwszej i drugiej lekturze mogą być zaskakująco różne, a kolejne podejście do lektury potrafi mocno zaskoczyć.

Duża w tym zasługa sprzeczności, typowych dla tego świata. Ludzkie społeczności żyjące w nielicznych ocalałych osiedlach są pełne analfabetów i chorych, a większość zaawansowanych technologii po prostu przepadła. Pomimo to w Mieście wciąż działają maszyny o wprost nieprawdopodobnych możliwościach i jedynym problemem jest brak osoby, która mogłaby je należycie wykorzystać. Bohaterowie najczęściej przemierzają Miasto pieszo, pomimo otaczającej ich zaawansowanej technologii pozwalającej nawet na teleportacje. Nic w tym jednak dziwnego, gdyż pojazdy i windy pojawiają się rzadko, a spora część dróg i korytarzy została zbudowana tak, by jak najbardziej utrudnić poruszanie się po nich.

Manga całymi garściami czerpie z wielu gatunków, włącznie z horrorem science­‑fiction. Większość Miasta jest skryta w półmroku, pozbawiona roślinności, pełna zagadkowych instalacji i opuszczonych osad ludzkich, w których na każdym kroku może czaić się niebezpieczeństwo. Fabuła cały czas buduje poczucie zagrożenia, trzyma w napięciu i nie oszczędza zarówno bohaterów, jak i zwykłych ludzi, co wynika z przewagi liczebnej i wyjątkowej potęgi przeciwników. Pojedynczy android obronny systemu Safeguard, uzbrojony w Gravitational Beam Emiter, niszczy jednym strzałem wszystko w obszarze kilkunastu kilometrów i jest w stanie bez większego problemu likwidować całe ludzkie osiedla. Nic więc dziwnego, że organiczne życie wymiera na większości poziomów, a niemalże jedynymi zwierzętami, jakie można spotkać, są nieliczne groteskowe mutanty. Blame! nie stroni także od symboliki i eksperymentów, czego przykładem jest pojawiająca się wielokrotnie na kadrach latimeria, „żywa skamieniałość”, mająca dość oczywiste, lecz poruszające do głębi znaczenie. Autor parokrotnie nawiązuje też do sztuki, w tym (uwaga!) do malarstwa Zbigniewa Beksińskiego. To jednak mnie nie dziwi, gdyż twórczość Beksińskiego i Tsutomu Niheia ma wiele punktów wspólnych, takich jak nastrój grozy, surrealistyczne postacie, monumentalne budowle i niezwykłe operowanie kolorem. W fabule wykorzystywane są motywy podróży w czasie i przestrzeni oraz alternatywnych i wirtualnych rzeczywistości. Szczególnie ciekawy jest ostatni z nich, gdyż autor faktycznie miał ciekawy pomysł na świat stworzony z zer i jedynek i spożytkował go, jak mógł najlepiej. Powstało w ten sposób bliźniacze uniwersum, fascynujące nie mniej niż całe Miasto, choć jeszcze bardziej tajemnicze i obce.

Wszystkich bohaterów poznajemy stopniowo poprzez czyny i nieliczne dialogi, natomiast ich myśli pozostają całkowitą niewiadomą. Wszyscy mają silne i mocno zarysowane charaktery, dzięki którym nie poddają się rozpaczy nawet w beznadziejnej sytuacji. Postaci pojawia się niewiele, przez co trudno się pozbyć uczucia samotności towarzyszącego kolejnym rozdziałom, zaś pojawienie się żywego człowieka za każdym razem budzi zaciekawienie i obawy. Choć Miasto jest niezwykle bogatym uniwersum, w którym mogą istnieć nawet utopie, to nic nie może zagwarantować, że spotkana osoba ma przyjazne zamiary, nie jest szalona ani nie jest cyborgiem. A nawet jeśli pozostała, jak na normy tego świata, zdrowa na ciele i umyśle, to czy pomagając jej, bohaterowie nie wpakują jej lub siebie w jeszcze gorsze tarapaty? W dodatku człowieczeństwo sporej części postaci budzi wątpliwości, czego przykładem jest nawet główny bohater – Killy.

Normalna osoba nie byłaby w stanie przeżyć upadku z dużej wysokości i licznych postrzałów, a następnie otrzepać się z kurzu i iść dalej, jakby nigdy nic. Mało tego! Nie szkodzi mu nawet przebicie na wylot ostrzami, spalenie żywcem ani odstrzelenie kończyn i sporej części głowy. Wydaje się też w jakimś stopniu odporny na ból, gdyż po obcięciu jednej ręki bez wahania sięga po broń drugą. Nie jest jednak nieśmiertelny, a niesamowitą odporność zawdzięcza nie tylko swojej budowie, ale też niezwykłej wewnętrznej sile i woli przetrwania. Killy nie ma chwil zwątpienia ani słabości. Pomimo kolejnych przeszkód po prostu prze naprzód, wykonując swoje zadanie i pomagając wszystkim napotkanym ludziom. Jest małomówny i rzadko okazuje emocje, ale potrafi wpaść w graniczącą z szaleństwem wściekłość i z całych sił nienawidzi cyborgów. W dodatku coś jest nie w porządku z jego wspomnieniami – pamięta jedynie część swojej przeszłości, sięgającej nieprawdopodobnie wiele lat wstecz. Gdy sytuacja tego wymaga, bez wahania sięga po broń – niepozorny pistolet, będący prawdopodobnie najpotężniejszą bronią w Mieście, zdolną do niszczenia nawet absurdalnie wytrzymałych ścian – Megastruktur, oddzielających kolejne poziomy.

Największym plusem tego tytułu jest fantastyczna kreska, z szalenie szczegółowymi tłami, utrzymanymi w ciemnej tonacji. Tsutomu Nihei bez problemu radzi sobie z rysowaniem całych miast, skomplikowanych sieci przewodów, przepaści i mostów. Już na pierwszy rzut oka widać, że zna się na architekturze, a jego pomysły na ogromne kompleksy miejskie zachwycają rozmachem, szczegółowością i pomysłowością. Jednocześnie łatwo dostrzec, że nie jest to świat stworzony dla ludzi. Schodom i mostom niemal zawsze brakuje najprostszych ułatwień i często wystarczy jeden nieostrożny krok, by runąć w przepaść. Część architektury jest także kompletnie niepraktyczna i niczym dziwnym nie jest widok wznoszących się na całe kilometry wież bez wind lub drzwi umieszczonych poziomo w ścianie. Na ogromnych przestrzeniach pojawiają się często wyładowania elektryczne, które dla żyjących ludzi stanowią śmiertelne niebezpieczeństwo. Charakterystycznym dla Niheia motywem jest szeroka perspektywa, służąca do pokazania z oddali miejsca akcji. Pozwala to na pokazanie ogromu świata lub skali zniszczeń dokonanych przez bohaterów, ukazywanych wtedy jako malutkie kreski lub punkciki. Choć Blame! jest rysowany czarno­‑białą kreską, to warto także wspomnieć o wyjątkowym sposobie kolorowania wybranych stron i okładek, wykorzystującym połączenie czerni i mocno nasyconych kolorów.

Szkoda tylko, że projekty ludzi zauważalnie ustępują tłom. Są do siebie zbyt podobni, mają ubogą mimikę, a ich ubraniom brakuje szczegółów. Nie do końca udaje się też pokazywanie ich w dynamicznych scenach – często wtedy wyglądają drętwo. Sytuacja poprawia się jednak już pod koniec drugiego tomiku, a bohaterowie zaczynają wyglądać naturalniej… i młodziej. W późniejszych rozdziałach projekty postaci ponownie się zmieniają i można naprawdę się zdziwić, porównując ich wygląd na przestrzeni kilku tomów. Niestety autor zaczął dobrze radzić sobie z projektami zwykłych ludzi dopiero od czasu wydania Abary, czyli w dwa lata po zakończeniu Blame!. Za to projekty „nieludzkich” postaci są o kilka klas lepsze. Już spotkana w jednym z początkowych rozdziałów strażniczka laboratorium cyborgów zaskakuje wyglądem – śliniąca się wydłużona głowa z kilkudziesięcioma lufami wystającymi z oczu i ust, osadzona na przypominającym kręgosłup korpusie zwisającym z sufitu budzi zarówno grozę, jak i fascynację. Nie ustępują jej pomysłowością pojawiające się w dalszych tomach projekty ogromnych maszyn wznoszących kolejne części Miasta, zwanych Budowniczymi, przeróżne cyborgi, Safeguardy, Eksterminatorzy, organizmy Proxy wykorzystane przez Sieciosferę do łączenia się z miastem, Sztuczne Inteligencje i maszyny bojowe.

Blame! jest zdecydowanie najlepszą cyberpunkową mangą z przełomu wieków, którą spokojnie można postawić w jednym rzędzie z klasykami pokroju Ghost in the Shell, Eden: It's an Endless World, Battle Angel Alita czy Akira. Nie jest jednak tytułem dla każdego, a już na pewno nie dla osób, które chcą mieć podane wszystko na tacy, gdyż od razu rzuca czytelnika w sam środek historii, zaś większość zasad rządzących uniwersum trzeba odkryć samemu podczas lektury.

C.Serafin, 22 listopada 2012

Recenzje alternatywne

  • gentle monster - 2 lutego 2009
    Ocena: 10/10

    Klasyk cyberpunku, który jest dowodem na to, że dwie rzeczy są nieskończone: ludzka wyobraźnia i potencjał drzemiący w mandze jako formie przekazu. więcej >>>

Technikalia

Rodzaj
Wydawca (oryginalny): Kodansha
Wydawca polski: J.P.Fantastica
Autor: Tsutomu Nihei
Tłumacz: Paweł Dybała

Wydania

Tom Tytuł Wydawca Rok
1 Tom 1 J.P.Fantastica 4.2016
2 Tom 2 J.P.Fantastica 8.2016
3 Tom 3 J.P.Fantastica 1.2017
4 Tom 4 J.P.Fantastica 6.2017
5 Tom 5 J.P.Fantastica 9.2017
6 Tom 6 J.P.Fantastica 1.2018