Manga
Lilim Kiss
- りりむキッス
„Diablik to był w wódce na dnie” (A. Mickiewicz Pani Twardowska) – a gdyby zamiast diabła na dnie czekała seksowna demonica? Całkiem udana komedia shounen.
Recenzja / Opis
Takaya jest typem „100% samca w samcu”, niezwykle dbającym o swój wizerunek twardego, nieprzystępnego mężczyzny, nieczułego na kobiece wdzięki. Zasypywany jest listami miłosnymi od szkolnych koleżanek (koledzy jakoś nie zwracają nań uwagi, co może dziwić, biorąc pod uwagę, że to komiks japoński). Nasz bohater ubzdurał sobie, że zadawanie się z kobietą obniży w oczach innych jego image twardziela, ze strachu przed którym nawet Chuck Norris sam siebie by kopnął z półobrotu. Wszystko idzie pięknie, gdyby nie to, że pewnego dnia w rękach Takayi ląduje pewna zagadkowa butelka. Jak to w bajkach bywa, z butelki coś wyskakuje i nie jest to informacja o promocji, ale skąpo ubrane dziewczę o kształtach modelki, obdarzone rozbudowaną klatką piersiową (miseczka F) i czarnymi, błoniastymi skrzydłami.
„No to frugo” – powiedzielibyśmy w Polsce. Lilim, bo tak się nasza dziunia (ma ktoś lepszy pomysł na żeński odpowiednik słowa „dżin”?) nazywa, funduje oniemiałemu Takayi pocałunek, który literalnie pozbawia biedaka przytomności. Cóż, tak się starał, aby nie mieć kontaktów z kobietami, a tu taka wpadka… Nie, nie do końca o to chodzi, okazuje się bowiem, że Lilim to sukkubopodobny demon, który aby funkcjonować, musi pożywiać się energią życiową ludzi. W odróżnieniu jednak od wąpierzy, które bezceremonialnie gryzą i zostawiają jeszcze ślady na szyi, Lilim ma dalece bardziej estetyczny sposób pobierania energii – wysysa ją przez pocałunek. W krótkim czasie na kolegów z klasy Takuyi spada prawdziwy pomór – każdy z nich ma sny o seksownej demonicy, po czym budzi się w stanie zbliżonym do ataku anemii. Nasz bohater, który dowiaduje się, co jest przyczyną tej epidemii, staje na wysokości zadania. Proponuje Lilim, że będzie jej honorowym krwio… buzidawcą, w zamian za co ona poniecha innych ludzi. I tak się wszystko zaczyna.
A ty całuj mnie! – niejedno z nas chciałoby zadedykować tę piosenkę Pawła Kukiza urzędowi podatkowemu (wskazując przy tym odpowiednią część ciała). Autorka Lilim Kiss musiała mieć podobne odczucia, stworzyła bowiem mangę, która wydaje się nader subtelną metaforą relacji człowieka z wysysającym jego ciężko zarobione pieniądze systemem. Lilim, niczym wzmiankowany urząd, sama nic nie robi, ale by funkcjonować, musi wysysać soki z ciężko pracujących ludzi. Jej niewątpliwą przewagą jest wygląd, gdyby bowiem w urzędach pracowały panie o urodzie porównywalnej z bohaterką tejże mangi, wizyty tam byłyby na pewno znacznie milszym przeżyciem. Ale to dygresja, z gatunku „filozoficzne przesłanie w mangach shounen”.
Lilim Kiss jest krótką, ale naprawdę udaną komedią romantyczną. W dwóch tomikach autorka zdołała umieścić galerię całkiem nieźle skonstruowanych postaci. Poza Takayą i Lilim znajdziemy tu jeszcze rodziców głównego bohatera (znamienne, biorąc pod uwagę, że większość bohaterów mang i anime to sieroty lub co najmniej półsieroty), dla których fakt, że ich syn mieszka z obcą kobietą, staje się okazją do spełnienia marzeń o posiadaniu córki. Oczywiście są jeszcze koledzy Takayi, a także Miu, idolka większości facetów, zakochana w głównym bohaterze (co w naturalny sposób stawia ją na pozycji rywalki naszego piersiastego demoniszcza). Im dalej w las, tym nowi się pojawiają bohaterowie, jednak nie ma ich ani za dużo, ani za mało – proporcje zachowano bardzo dobrze. Podobnie rzecz ma się z humorem. Mam pecha do mangowych komedii, gdyż te, preferując okołobieliźniany humor, rzadko kiedy mnie bawią, a najczęściej nudzą (bo ile można oglądać mutacji Love Hina?). W Lilim Kiss humor, choć może niewysokich lotów, jest niewymuszony, a dowcipy potrafią śmieszyć.
Co godne podkreślenia, autorka nie skacze od absurdalnych dowcipów do ciężkiego dramatu, co często w tego rodzaju seriach ma miejsce. Poważniejsze wątki, oczywiście obecne, uzupełniają jedynie humorystyczną, summa summarum, serię. Akcenty fabularne rozłożono sprawnie, akcja toczy się w tempie, za którym czytelnik bez problemu nadąża, nie gubiąc po drodze niczego. Mówiąc krótko – Lilim Kiss po prostu dobrze się czyta. Rysunek kojarzy mi się nieco ze stylem Katsury, jednak ma nieco więcej wdzięku, zaś mimo dziesiątek (ba – setek) okazji do fanserwiśnych ujęć, autorka zdaje się znać umiar i wyczuwać granicę, za którą czekają już serie typu Agent Aika.
Lilim Kiss jest chyba jedną z najlepszych komedii romantycznych shounen, jakie miałem okazję w ostatnich latach czytać. Nie jest tasiemcem, nie zalewa nas fanserwisem maskującym braki fabularne, bawi i śmieszy, a przy tym daje się lubić. Oczywiście, jeśli komuś konwencja wyskakujących z urządzeń AGD i RTV latawic, boginek, kosmitek, „video girl” i innych nie odpowiada, to i za tę mangę nie ma się co brać. Wszystkim innym, bez względu na wiek i płeć (bo choć to shounen, to dziewczynom też może przypaść do gustu), szukającym dobrej mangowej komedii, mogę tę mangę polecić ze spokojnym sumieniem.
Technikalia
Rodzaj | |
---|---|
Wydawca (oryginalny): | Shueisha |
Autor: | Mizuki Kawashita |