Manga
Mankai Darling
- Full Bloom Darling
- 満開ダーリン
Mistrzyni lekkiego romansu Kotetsuko Yamamoto, tym razem o miłosnych perypetiach uroczych kwiaciarzy.
Recenzja / Opis
Mankai Darling to kontynuacja krótkiej historii dodatkowej z innej mangi autorki, Koi to Wana, w której młody chłopak, Takashi Murakami zatrudnia się w kwiaciarni tylko po to, by zdobyć serce jednego ze współpracowników, Ryou. Ale los bywa przewrotny, gdyż bohater ostatecznie zakochuje się w swoim szefie, złośliwym i władczym Haruhiko Fujimorim. Recenzowany komiks to zapis trudnych początków ich związku, skupiający się nie tylko na problemach natury erotycznej, ale także budowaniu zaufania i poznawaniu się nawzajem. Niby norma w romansach, ale kiedy weźmie się pod uwagę koszmarny charakter Haruhiko, nawet najprostsze sprawy urastają do rangi poważnych problemów.
Mamy do czynienia z mangaczką, która zjadła zęby na pełnych humoru opowiastkach miłosnych i chociaż nie stroni od poważniejszych tematów, to właśnie komedie romantyczne wychodzą jej najlepiej. Dlatego czytelnik może być pewny, że nawet najbardziej skomplikowane problemy prędzej czy później znajdą rozwiązanie. Fabuła jest prosta i ogranicza się do co raz to nowych przeszkód na drodze do szczęścia bohaterów – od kwestii łóżkowych, które spędzają sen z powiek głównie Takashiemu, po upiory przeszłości, czyli pojawiających się nagle i niespodziewanie byłych partnerów oraz rywali.
Szczerze mówiąc, nie znajdziemy tu absolutnie nic nowego – ot, zestaw starych i wytartych klisz, wielokrotnie wykorzystywanych przez twórców. Mimo to mangę czyta się szybko i przyjemnie, nawet jeśli normalnie nie przepada się za schematami yaoi. Umówmy się, Kotetsuko Yamamoto nie należy do wąskiego grona autorek, które w sposób poważny i przemyślany „piszą” o związkach homoseksualnych. Jej dzieła to czysta rozrywka, nieobrażająca inteligencji czytelnika, ale też mocno odrealniona i doprawiona słuszną ilością cukru. Jeżeli ktoś pragnie bardziej wymagającej, refleksyjnej lektury, to zdecydowanie nie ten adres. Zresztą działa to również w drugą stronę – jej komiksy nie są wolne od jasnych podziałów na stronę dominującą i zdominowaną, ale w żadnym wypadku nie zahaczają o patologię ukazywaną jako coś romantycznego i godnego pochwały.
Mankai Darling to sympatyczna komedyjka, wpisująca się ściśle, ale bardzo zgrabnie w ramy gatunku. Bawi, momentami porusza i idealnie spełnia swoje zadanie, to jest relaksuje po ciężkim dniu i daje namiastkę bajkowego życia, które nie ma żadnych pretensji do stania się czymś prawdziwym. Osią fabuły jest zderzenie nieco dziecinnej i naiwnej wizji miłosnej relacji Takashiego z bardziej „realnym”, chwilami apodyktycznym podejściem Haruhiko. Emocje młodego pracownika kwiaciarni są przeciwstawiane bardziej dojrzałej i rozsądnej postawie jego szefa, któremu nie wystarczą jedynie słowne deklaracje. Generalnie panowie powielają błędy setek innych komiksowych postaci, które po prostu nie rozmawiają, wszystko chowają w sobie, co oczywiście prowadzi do konfliktów i nieporozumień. Takashi demonizuje seks, a Haruhiko często traktuje partnera jak dziecko, któremu wyjaśnienia się nie należą.
Nie ukrywam, że ten motyw odrobinę mnie irytował. Haruhiko nie ma łatwego charakteru, ale chociaż daleko mu do zaborczego chama, poniewierającego kochankiem, bywa zbyt władczy. Nie próbuje zrozumieć wątpliwości Takashiego, zbyt często wystawia go na próby i okazuje swoje uczucia poprzez drobne złośliwości. Poza tym to zdecydowanie nie jest typ, który cieszyłby się powodzeniem (w każdym znaczeniu tego słowa) w rzeczywistości – bywa opryskliwy i natarczywy, na dodatek zbyt często wymusza na ukochanym pewne zachowania i przede wszystkim ma problem ze zrozumieniem słowa „nie”. Zabrakło jakiejś przeciwwagi, bohatera który potrafiłby ustawić go do pionu, nawet jeśli na końcu Takashi i tak wychodzi na swoje, bo Fujimori uwielbia go do tego stopnia, że ostatecznie spełnia każdą jego zachciankę.
Z Takashim autorka przesadziła w drugą stronę; nie nazwałabym go zniewieściałym, ale z pewnością zbyt często płacze jak na chłopa. Wielokrotnie mazgai się jak małe dziecko, kiedy powinien jasno powiedzieć, w czym rzecz i co mu się nie podoba. Jego łatwowierność i kompletny brak instynktu samozachowawczego porażają. Mam wrażenie, że autorka nie do końca wiedziała jak poprowadzić tę postać, przez co Takashi wydaje się „niedokończony” – wyszła słodka sierotka, przytulanka pozbawiona wyrazistości.
Istotny jest fakt, że chociaż dalecy od ideału osobno, w duecie panowie prezentują się wyjątkowo uroczo, na co duży wpływ ma umiejętność kreślenia ich relacji przez autorkę. Czego by nie mówić o sztampowej fabule Mankai Darling, między bohaterami iskrzy aż miło, co odrobiną dziwi, biorąc pod uwagę, że są różni i niekoniecznie udani jako postaci. W sumie to chyba jeden z nielicznych komiksów Kotetsuko Yamamoto, w którym podział na seme i uke jest tak wyraźny. Bo jasne, występuje w praktycznie każdej jej mandze, ale poza łóżkiem bohaterowie na ogół są pełnoprawnymi partnerami. Zazwyczaj odpadam od podobnych „dzieł” z gwizdem, ale jak już wspomniałam, autorka świetnie sobie radzi z podobnymi historiami i nawet tak niedobraną parę przedstawia jako coś atrakcyjnego.
Długość mangi sprawia, że czytelnik nie ma czasu się znudzić, nawet jeśli niektóre rozdziały wydają się napisane odrobinę na siłę (chodzi mi przede wszystkim o ten poświęcony dawnej miłości Haruhiko). Dwa tomy codziennych sytuacji, przekomarzań i drobnych konfliktów, podlanych bardzo romantycznym sosem – oto co oferuje Mankai Darling. Całość promieniuje ciepłem i humorem, momentami bardzo rubasznym, co wiąże się z olbrzymimi potrzebami Haruhiko. Naturalnie nie zabrakło scen erotycznych, namiętnych, ale pozbawionych dokumentalnej szczegółowości, co moimi zdaniem wyszło komiksowi na dobre.
Strona techniczna również nie pozostawia wiele do życzenia, poza tym, że jeśli ktoś czytał jedną mangę Kotetsuko Yamamoto, to czytał je wszystkie. Te same młode, pełne twarze z wyrazistymi oczami, całkowicie nieadekwatne do podanego wieku postaci. Szczupłe, „miękkie” sylwetki, męskie, ale z pewnością nie ociekające testosteronem. Poza tym delikatny kontur, sporadyczne cieniowanie i neutralne, nierzucające się w oczy rastry. No i oczywiście znacząca przewaga bieli nad czernią czy szarością. Nie zabrakło tego, co zawsze doceniam u twórców, czyli postaci, które mają szafy – niekoniecznie pełne, ale pozwalające na w miarę częste zmiany odzienia. Warto też wspomnieć o kwiatach, w końcu panowie pracują jako floryści – wykonywane przez bohaterów wiązanki są estetyczne i efektowne, da się także rozpoznać poszczególne gatunki. W gruncie rzeczy są to drobiazgi, ale sprawiają, że jest na czym zawiesić oko, przez co lektura staje się przyjemniejsza.
Mankai Darling to bardzo klasyczny przedstawiciel yaoi, sprawnie napisany, ładnie narysowany, ale niewprowadzający nic nowego do gatunku. Zapewne przypadnie do gustu fankom twórczości Kotetsuko Yamamoto, a także osobom przyzwyczajonym do schematów, które nie gardzą odwiecznymi podziałami w homoseksualnych romansach i nie mają większych problemów z zimnymi draniami. Na pewno nie jest to najlepszy komiks mangaczki, ale z pewnością jedna z lepszych odsłon opowieści z cyklu „kto się czubi, ten się lubi”. Cóż, kolejna niezobowiązująca lektura na długi wieczór, zaskakująco dobra w swej przeciętności.
Technikalia
Rodzaj | |
---|---|
Wydawca (oryginalny): | Taiyou Tosho |
Autor: | Kotetsuko Yamamoto |