
Komentarze
Dragon Ball
- komentarz : xx : 14.08.2025 23:41:45
- Przeczytane od A do Z : Marta001 : 3.09.2022 09:42:13
- komentarz : TANIJRO : 23.10.2020 21:48:23
- komentarz : ZSRRKnight : 22.10.2020 18:25:39
- komentarz : TANIJRO : 22.10.2020 14:15:45
- Znów.. : pewupe : 21.06.2014 02:43:20
- Dobrze wydane pieniądze : T80NC31 : 14.02.2014 12:22:00
- Re: Nie ma kobiet krasnoludków ;) : Hitori Okami : 1.06.2011 16:32:21
- Re: Nie ma kobiet krasnoludków ;) : Eire : 1.06.2011 16:01:17
- Nie ma kobiet krasnoludków ;) : Hitori Okami : 1.06.2011 15:47:46
„Pierwsza” część, czyli to, co adaptuje pierwsza seria anime – była przemiła. Tak jak normalnie nie lubię tego typu komedii, tak tutaj wiele żartów mnie śmieszyło i nawet humor „bieliźniany” nie raził. Bohaterowie bardzo zróżnicowani i zapadający w pamięć, rysunki urocze, walki ciekawe – żyć nie umierać. Za nic się nie spodziewałam, że mnie to tak wciągnie, zwłaszcza że często spotykałam się z opiniami, że początek DB jest słaby i dopiero przy Zetce robi się ciekawie.
Ucieszona i z wysokimi oczekiwaniami zabrałam się za tomy o Saiyanach – i tu klapa. Nie żeby było źle, ale jednak to już nie było to. Większość dotychczasowej obsady albo zniknęła, albo została zepchnięta na bok. Walki zaczęły coraz mocniej polegać na strzelaniu energią. Rysunki zbrzydły. Humoru coraz mniej. Dało się to czytać, było nawet parę ciekawych pomysłów, ale jednak to już nie to…
Muszę jeszcze coś dodać o ostatnie sadze – otóż zgadzam się z komentarzem poniżej, z tego po prostu wyziera, że autor już miał dosyć. Widać to dla mnie i w chwilowej zmianie głównego bohatera, i w próbie powrotu do bardziej komediowego tonu – jakby próbował sam sobie tworzenie jakoś urozmaicić. Widać to w wyludnionych trybunach na turnieju i przyspieszonych eliminacjach. Widać w samym głównym złym, który jest po prostu przerysowany i śmieszny, i zachowuje się kompletnie niepoważnie (nie wierzę, że to nie było celowe). Wreszcie widać to w ostatecznym starciu kliknij: ukryte w którym to Goku, twarz serii, zbawca Ziemi, zostaje ośmieszony. Cóż z tego, że w realnym świecie Goku jest gwiazdą na skalę międzynarodową, jednym z najbardziej rozpoznawalnych bohaterów anime, że cała seria trwała, bo ludzie chcieli go więcej? W swoim własnym uniwersum Goku jest nikim, zna go rodzina i przyjaciele, a dla reszty świata jest jakimś dziwnym typem znikąd. Ratowaniem świata musi zająć się Pan Szatan, tchórz słabszy od całej głównej obsady, przez większość serii robiący za pośmiewisko.
Lektury nie żałuję i rozumiem, o co tyle hałasu – nawet bez nostalgii seria trzyma się dla mnie przyzwoicie, a początek to już w ogóle klasa. Jednak sławetna Zetka nie urzekła mnie aż tak, jak wielu. Niemniej całą serię będę ciepło wspominać i gdyby nie chroniczny brak miejsca na półkach, rozważyłabym ogarnięcie sobie własnego kompletu (albo chociaż pierwsze 16 tomów).
Przeczytane od A do Z
Otóż zabawnie tak naprawdę jest tylko na początku i na końcu. Cały środek jest pełen brutalności i widać, że tylko na końcu – tak już na pożegnanie – ktoś się postarał się i dał kilka żartów. Takich wiecie – sytuacyjnych. Autentycznie zaśmiałam się dwa razy podczas walki Gotenksa i Buu. Serio. Potem już widać, że się nie chciało.
Całe moje dzieciństwo oglądałam DB na RTL. I wiecie co? Byłam zaskoczona, jak wiele humoru, przygód i akcji dodali animatorzy. W komiksie masy rzeczy po prostu nie ma. W drugiej połowie zapomnijcie o treningach, rozmowach, jakichkolwiek relacjach między bohaterami. Brakuje absolutnie wszystkiego, za co kiedyś tak bardzo kochałam DB. Wszystko dzieje się zgodnie ze schematem (ten silny, pokonani, trening, wygrani, powtórz), a to wszystko przez krew Saijan i ich „chęć walki”. No ale dzięki temu Toriyama nie musiał długo zastanawiać się, co tu zrobić, żeby wróg osiągnął ostatnie stadium.
Ale dobra! Wiecie, co najbardziej mnie dotknęło? To, jak bardzo Tokiyama miał dośc tej serii. I jak bardzo nie chciał już jej ciągnąć. Widać to zwłaszcza w pędzie, w jakim prowadzona jest ostatnia saga, jak i zakończenie – wprawdzie wszyscy znamy historię i wiemy, że od tamtego momentu franczyza DB tylko się rozrosła, ale wiecie… Mimo wszystko człowiek chciałby dostać ładne zakończenie na koniec takich tomów. A tu widać, że jemu się BARDZO nie chciało.
Co jeszcze mnie zaskoczyło? To, że w porównaniu do Naruto czy One Piece, nie za bardzo czułam te wielkie przyjaźnie. Jeszcze na początku, ok. Relacja między Goku, Krilanem i Żółwiem wypadała przekonująco. Ale potem pałeczkę przejmuje Goku i Vegeta, a reszta przechodzi w cień. Potem jeszcze te gadki, że Goku szuka dla siebie zastępstwa, by bronić Ziemi, ale dajże spokój… toż Goku zawsze zadaje ostateczny cios. Tak właściwie to czy ktoś lubi Goku? Bo ja osobiście tak przeciętnie. Pewnie dlatego, że był niezastąpiony, a fajnie by było, gdyby czasami ktoś inny mógł zrobić coś więcej, niż tylko asystować.
Ach! No i jeszcze smocze kule. Jako dziecko tego nie zauważyłam, ale już jako dojrzały widz/czytelnik kłuło mnie w oczy, że już od drugiego życzenia cały czas bawimy się tylko we wskrzeszenia. Tylko i wyłącznie! A wiecie, jak to bywa. Gdy już tyle razy ktoś umarł, gdy już wiemy, że ci bohaterowie są tam na górze, u Kaito, to po co ich w ogóle wskrzeszać? Zwłaszcza, że nie mają żadnego wpływu na fabułę -,-
To, czym wygrywa DB, to sentyment i właśnie tym sentymentem gra na emocjach. Bo mimo tych wszystkich oczywistych wad, chciałam mieć te tomiki na półkach, uwielbiam tych bohaterów i na pewno powrócę do tej historii jeszcze nie raz, nie dwa. Bo tak to właśnie bywa z ulubionymi historiami. Niezależnie od tego, ile absurdów w sobie niosą, widz/czytelnik i tak to kocha. Mówię Wam – sentyment to coś, czego potrzebuje każdy autor.
Polecam kupić tomiki i przekonać się samemu, co oryginalna historia w sobie kryje. Mimo oczywistych wad uważam, że warto znać, bo to klasyka. I to klasyka przez duże K. Ja nie żałuję, że przeczytałam wreszcie całą mangę, a magia smoczych kul to część mojego dzieciństwa. Pewnie nie tylko mojego ;)
Znów..
Jednak jedna rzecz mnie irytuje – zmiany kreski. Tak, tak autor z biegiem czasu się wyrobił. Jednak zawsze będzie mnie irytować jak wyglądał Goku w pierwszych tomach a jak taki Goten. Goku wyglądał jeszcze dziecinniej i „pulchniej” od Gotena. Widać to też w ostatnim tomie jak autor narysował początek mangi z małym Goku – już był totalnie inny. Osobiście z chęcią bym zobaczyła dzieje małego Goku z wyglądem postaci jak z Buu sagi. Seria ma niewątpliwie pewien swój urok. Świadczy o tym ciągła pamięć, nowe filmy czy wywiady z autorem. Znać wypada zdecydowanie.
Dobrze wydane pieniądze
Apokryf ;)
Goku w dzieciństwie również był agresywny, ale uderzenie w głowę zakłóciło pracę przysadki mózgowej, przez co poziom testosteronu w jego organiźmie spadł na tyle, że saiyańska natura budział się w nim już tylko przy świetle księżyca (dopóki sam nie stracił ogona).
Z kolei Gohan był już tylko pół krwi Saiyanem, ale i on przejawiał skrajną agresję w chwilach największej złości (no i w świetle księżyca oczywiście).
Trunks i Goten urodzili się już bez ogonów, więc problem nadmiaru testosteronu w organiźmie u nich nie wystąpił.
:P
Inflacja mocy
Tytułowy termin wprost ciśnie się na usta w miarę jak posuwa się komiksowa fabuła. Z początku mamy ucieszną historyjkę o młodych zabijakach, później wchodzą poważniejsze tony i wszystko jest fajne przez pierwsze kilkanaście tomów. Niestety im dalej, tym gorzej, zarówno po stronie bohaterów jak i przeciwników. Z początku ci pierwsi nie byli wszechpotężni, musieli jednoczyć się, by działać, a ci drudzy mieli wady i słabości, które czyniły ich interesującymi. I tak było fajnie mniej więcej do końca sagi Freezera.
Bohaterowie wspinają się na wyżyny, kończą questa,a tymczasem na horyzoncie majaczy nowe zagrożenie. Czytając zazwyczaj kończę w tym momencie, bo dalej mamy równię pochyłą.
Kolejny przeciwnik musi być bardziej wypasiony od poprzedniego- po kosmicznym tyranie przychodzą brzydkie efekty naginania bioetyki. Chcą zniszczyć świat… fajnie, tylko dlaczego ta motywacja brzmi tak śmiesznie? Jakoś zawsze bardziej rozumiałam przeciwników, którzy chcieli władzy i pieniędzy, nie zniszczenia.
Nasi bohaterowie dostają uaktualnienia szybciej niż Windows Vista, ale cała zabawa przeistacza się w teatr jednego aktora. Ów aktor jest tak absorbujący, że na nim skupia się cała uwaga, a reszta obsady plącze się w tle. Jaszcze gorsze wrażenie przynosi ostatni wątek. Wróg nie do pokonania zbiera bęcki przez 100 odcinków? Co w tym zabawnego? Pokazywanie jacy nasi chłopcy są zajebiści, że bogowie skamlą ich pomocy? Hospody, pomiłuj. W takim wypadku pozostaje się cieszyć, że wreszcie zamknięto ten interes.
Warto!!!
I to mi się podoba ,że jednak są różnice.
Mam już wszystkie tomy i zamiłowaniem zaczytuje się w tej lekturze.Choć już jest mi znana to lepiej spędzić czas nad książką niż oczy męczyć od oglądania tego samego.
Polecam wszystkim.
dragon ball
Kocham ;P
to ja trochę dłuzej