Tanuki-Manga

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Forum Kotatsu

Manga

Okładka

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 6/10 kreska: 7/10
fabuła: 6/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 5,50

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 25
Średnia: 7,36
σ=1,57

Wylosuj ponownieTop 10

Kangoku Gakuen

Rodzaj: Komiks (Japonia)
Wydanie oryginalne: 2011-2018
Liczba tomów: 28
Tytuły alternatywne:
  • 監獄学園
  • Prison School
Tytuły powiązane:
Widownia: Seinen; Postaci: Uczniowie/studenci; Rating: +18, Nagość; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Ecchi

Jesteście femnazistkami, które nad łóżkiem wypisały sobie byczą krwią napis „Samiec – twój wróg!”? A może facetami, którym szczególną przyjemność sprawia, kiedy kobieta się nad wami znęca? W jednym i w drugim przypadku – oto manga dla was!

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Apokalipsus

Recenzja / Opis

Akademia Hachimitsu od dawna była szkołą wyłącznie dla dziewcząt, by w pewnym momencie zmienić tę zasadę i otworzyć swoje bramy dla mężczyzn. Wygląda jednak na to, że nie wywołało to fali entuzjazmu – w nowym roku naukę w tej placówce podjęła bowiem tylko piątka chłopaków, a wśród nich Kiyoshi Fujino, główny bohater tej historii. Panowie, którym zapewne marzyła się rola władców haremu, żyją w izolacji – na stołówce mają osobny stolik, w akademiku – osobny pokój, w klasach – osobne ławki. Gwoli sprawiedliwości trzeba zaznaczyć, że niewiele robią, aby to zmienić, gdyż śmiałości, aby odezwać się do dziewcząt, im nie dostaje. Kiyoshi tymczasem odnosi sukces – przypadkowo udaje mu się zacząć rozmowę ze śliczną Chiyo, która w wyniku nieporozumienia bierze go za fana zapasów sumo. Chłopak naturalnie nie zamierza tego prostować i stara się jak może, zaś całość rozwija się w stronę typowego szkolnego romansu. Szkopuł w tym, że wówczas tytuł by tu średnio pasował, prawda?

Zatem pewnego wieczora panowie postanawiają zrobić to, co większość facetów zrobiłaby na ich miejscu – podglądać dziewczyny w łazience. Cwana i dobrze w sumie przeprowadzona akcja, z wykorzystaniem zdobyczy techniki, kończy się jednak wpadką. Dowiadujemy się, że na panów oko od dłuższego czasu miał „podziemny samorząd”, złożony z trzech sadystek, dla których sama obecność mężczyzn na terenie szkoły jest hańbą. Złapani na gorącym (i to dosłownie) uczynku chłopcy dostają wybór – albo wykopanie ze szkoły na zbity pysk, albo miesięczny pobyt w odosobnionym, przypominającym więzienie baraku, obowiązkowe prace, pasiaki jako strój itd. Każda próba opuszczenia miejsca izolacji przedłuża okres kary. A cała trójka dziewcząt już się postara, aby w okresie zamknięcia dostarczyć swoim więźniom wrażeń rodem z Archipelagu Gułag Sołżenicyna. I choć bicie, plucie, poniżanie cała piątka pewnie jakoś by zniosła, lepiej lub gorzej, to co tu zrobić, gdy zbliża się termin randki z Chiyo, a nasz bohater ma ścisły zakaz opuszczania „więzienia”?

Panów jest piątka, ale na pierwszy plan wysuwa się w sumie trzech spośród nich. Główny bohater to w sumie sympatyczny, dobroduszny chłopak, ale na pewno nie typowa fajtłapa, jakich w mandze i anime mamy na kopy – potrafi być zdeterminowany, ma łeb na karku i daje się lubić. Jego najbliższym wspólnikiem jest Gakuto – długowłosy okularnik z fiołem na punkcie Opowieści o Trzech Królestwach. Jego cechą szczególną jest staroświecki sposób wyrażania się, ale także zdolność do wymyślania wyjątkowo szalonych, choć nierzadko skutecznych planów wyprowadzania oprawczyń w pole. Shingo, dawny kumpel Kiyoshiego, jest pesymistą z natury, a na dodatek podejrzliwie patrzy na jego bliskie stosunki z Gakuto, dopatrując się w nich zgoła nieprzyzwoitych zachowań. Gruby, groteskowo przedstawiony Reiji, nazywany przez innych „Andre”, jest bodaj jedynym, którego naprawdę cieszy cała sytuacja, z racji masochistycznych upodobań – choć z drugiej strony bardzo troszczy się o innych. Chorowity Joh, który wiecznie skrywa twarz pod kapturem, zachowuje stoicką obojętność wobec wszystkiego i wszystkich.

To by zamykało kwestię więźniów, zajmijmy się teraz ich prześladowczyniami. Stojąca na czele „podziemnego samorządu” Mari nienawidzi mężczyzn, widząc w nich bandę zboczeńców. Jak z czasem się dowiadujemy, odreagowuje w ten sposób własne kompleksy. Sama nie angażuje się aktywnie w prześladowania więźniów, zadowala się rolą tej, która knuje plany zmierzające do uprzykrzenia im życia, a w dalszej perspektywie – wywalenia ich na zbity pysk ze szkoły. Meiko to „bijące serce partii”, wysportowana siłaczka, która najczęściej pełni rolę nadzorczyni. Ledwie mieści się w potężnie wydekoltowany uniform, przy każdej okazji poci się jak szczur, ale nie należy do szczególnie lotnych. Hana to także sadystka, na dodatek znająca sztuki walki i nieco bardziej wredna nawet od Meiko. Przyłapana przypadkiem przez Kiyoshiego na sikaniu w krzakach, ma szczególnego fioła na jego punkcie. Stopniowo przechodzi to w obsesję, którą zapewne chętnie zająłby się jakiś psycholog bądź seksuolog.

Ta ósemka to kluczowe postaci, przynajmniej dla pierwszego wątku fabularnego – są jeszcze trzy mniej istotne: wspomniana już Chiyo, która z biegiem czasu okazuje się dziewczyną mającą więcej charakteru niż mogłoby się na początku wydawać. Dyrektor szkoły i fetyszysta damskich pośladków to postać, która ma niewiele do roboty, pozostaje raczej biernym obserwatorem wydarzeń. No i Anzu, której przypadnie dość ciekawa rola, ale tej wolałbym nie zdradzać. Dopiero w dalszej części mangi pojawiają się kolejne dramatis personae, acz jak na razie wyłącznie płci żeńskiej.

Prison School mogłoby być nawet fajną mangą. Pomysły bohaterów, którzy kombinują, jakby tu okpić dziewczyny, są całkiem urocze, knucie planów i ich realizacja, nierzadko wymuszająca improwizację, może się podobać, historii nie brakuje chwytów w stylu „To niemożliwe, jego tam nie ma, ale po otwarciu drzwi okazuje się, że jest”. Bohaterowie nakreśleni zostali mocną, charakterystyczną kreską i nawet dają się lubić, a czytelnik im kibicuje. Dostajemy wątki rywalizacji, niechęci grupy do kogoś, kto naraża jej interesy dla własnych celów, zazdrości, budowania więzi między obcymi sobie ludźmi. Czyta się to szybko i miejscami naprawdę przyjemnie, bo autor ma niewątpliwy talent do snucia historii i wymyślania nieprzewidywalnych rozwiązań. Aż szkoda pisać poniższe słowa…

Tym, co zabija sporą część przyjemności płynącej z lektury Prison School, jest osobliwy fanserwis. A może nawet nie tyle sam fanserwis, ile fetysze, w jakich gustuje autor. Przy obsadzie złożonej z całkiem ładnych bohaterek na dobrą sprawę tylko jedna z nich, Meiko, jest regularnie obsadzana w roli tej, która świeci piersiami albo majtkami. Fakt, że często jest spocona, a strój, który nosi, uwydatnia to i owo, na pewno też pomaga. Z tego nie czyniłbym zarzutu, nawet jeśli wizja spoconej, cycatej panienki jest dla mnie umiarkowanie pociągająca. Sęk w tym, że wątek fabularny związany z Haną i Kiyoshim koncentruje się w dużej mierze na kwestiach związanych z oddawaniem moczu – i pal diabli, gdyby to był jednorazowy motyw, ale ciągnięte jest to dalej. Niespecjalnie kręci mnie też powtarzany do znudzenia motyw bicia, poniżania i plucia, choć to można od biedy zrzucić na tematykę. Miało być „więzienie”, to i mamy traktowanie jak w więzieniu, nawet jeśli to tylko liceum. Może gdyby akcja faktycznie toczyła się w zakładzie karnym, to jakoś wszystko to pasowałoby do konwencji, a tak dostajemy licealistki, które zachowują się wobec kolegów jak kapo z obozów koncentracyjnych. Co nie bez znaczenia, na ich zachowanie nikt nie reaguje – ani inne uczennice, ani nauczyciele (których właściwie nie widać). Jedynym, który o wszystkim wie i akceptuje, choć po cichu współczuje chłopakom, jest dyrektor szkoły. Cóż, wiadomo, jeśli ktoś chce mieć popularną mangę, musi znaleźć sposób na to, aby osadzić fabułę w realiach szkoły średniej. Prison School jest przykładem jednego z bardziej pokręconych rozwiązań tego rodzaju.

Mimo powyższych zarzutów manga w Japonii zyskała sporą popularność, która przełożyła się na wysoką sprzedaż, nagrody, a co za tym także idzie – pokaźną liczbę tomów (w chwili, w której to piszę – osiemnaście). Pierwszy wątek fabularny, który opisałem powyżej, zamyka się w dziewięciu tomach – i przyznam, że po ich przeczytaniu pomyślałem, że w sumie tak mogłaby się cała ta historia skończyć. Acz z drugiej strony autor chyba poczuł, że nie poświęcił dostatecznie dużo uwagi reszcie postaci – więc pociągnął opowieść dalej, wprowadzając nowe bohaterki, dając każdemu z panów ukochaną i odpowiednio komplikując historię. Przyznaję, że ta druga część mangi już nie ma takiej lekkości i tempa akcji jak pierwsza. Za dużo tu romansowania, dowcipów w stylu typowym dla szkolnych komedii romantycznych. Z biegiem czasu oczywiście to się zmienia, ale jak dotąd nie porwało mnie to szczególnie. Może wynika to po części z tego, że Joh czy Andre, będący niezłymi postaciami tła, średnio dają sobie radę, kiedy muszą wyjść na pierwszy plan wydarzeń?

Muszę pochwalić kreskę – jest naprawdę dobra i staranna, autor dopracowuje zarówno pierwszy, jak i drugi plan, kreśląc ich detale i sprawiając, że nie ma tu tak typowej dla wielu mang shounen białej pustki w tłach. Dobrze radzi sobie z dynamicznymi scenami. Rysunek jest dość realistyczny, co tym bardziej sprawia, że groteskowo gruby Andre lub biuściasta Meiko wyróżniają się na tle dość normalnie wyglądającej obsady. Projekty bohaterek przywodzą na myśl tytuły z gatunku hentai, ale jak zaznaczyłem, nie ma tu w większości przypadków tego absurdalnego przerysowania proporcji. Fanserwisu jest z jednej strony sporo, a z drugiej – chyba mniej niż można by się na pierwszy rzut oka spodziewać. Stanowi on jednak przyprawę (intensywnie wykorzystaną), a nie cel sam w sobie. To akurat lubię.

Mam z tym komiksem problem – jego główne motywy fabularne bardzo mi pasują, lubię historyjki o kombinowaniu, gdzie ludzie zmagają się z problemami przy pomocy mózgów, a nie pięści. Nie mam nic przeciwko fanserwisowi, zwłaszcza gdy jego dostarczycielkami są postaci w typie Meiko (która jako żywo przywodzi mi na myśl dziewczyny z produkcji w stylu Bible Black, G­‑Taste czy Discipline). Z drugiej strony pewne fetysze, którymi operuje autor, budzą mój niesmak i sprawiają, że niektóre rozdziały chce się po prostu skończyć jak najszybciej. Podejrzewam jednak, że znajdą się ludzie, dla których będzie to wręcz dodatkowa zachęta do lektury. Dlatego też nie czuję się do końca władny przekreślać ani też polecać w ciemno tej mangi – balansuje ona na krawędzi między paroma udanymi motywami i paroma, które mogą się nie podobać. Autor jest zręcznym linoskoczkiem, więc lektura może się podobać – choć należy brać poprawkę na poczynione wyżej zastrzeżenia.

Grisznak, 27 sierpnia 2015

Technikalia

Rodzaj
Wydawca (oryginalny): Kodansha
Autor: Akira Hiramoto