Manga
Oceny
Ocena recenzenta
8/10postaci: 7/10 | kreska: 7/10 |
fabuła: 8/10 |
Ocena redakcji
brakOcena czytelników
Top 10
Yoningurashi
- Four People Livelihood
- よにんぐらし
Manga promująca politykę prorodzinną. Na tyle skutecznie, że nawet nieprzespane noce i brak czasu dla siebie wydają się czymś cudownym i pełnym magii.
Recenzja / Opis
Poznajcie rodzinę Hondów – niepoważnego i pomysłowego Tarou, jego żonę Chiharu, czyli jedyny głos rozsądku w domu, oraz dwójkę ich rozbrykanych pociech, rezolutną Yuri (lat cztery) i pełnego energii Kotarou (dwa lata). Oto cztery tomy blasków i cieni rodzicielstwa, bycia starszym rodzeństwem i nie tylko – ot, codzienność zwyczajnej japońskiej rodziny!
Japońska rodzina to temat szalenie ciekawy, zwłaszcza w wersji mangowo‑animowej. Do tej pory spotykałam się przede wszystkim z dwoma schematami: bohatera‑sieroty, który stracił bliskich w wyniku jakiejś wyszukanej tragedii i teraz próbuje ich pomścić, bądź jest „sierotą pozorną” – podobno ktoś kiedyś widział jego bliskich i czasem w kadrze widać nogi jego matki. Drugi typ to rodzina dysfunkcyjna w jak najszerszym znaczeniu tego słowa, ładnie wyglądają tylko na zdjęciu, ale jak przychodzi co do czego, z byle powodu skaczą sobie do oczu. Naturalnie zdarzają się wyjątki, bywają bohaterowie prowadzący normalne życie, posiadający sensownych rodziców i sympatyczne rodzeństwo. Tyle że są to zazwyczaj relacje drugo-, a nawet trzecioplanowe, bo przecież czy może być coś nudniejszego od szczęśliwej, zupełnie przeciętnej familii?
Otóż Yumi Unita udowadnia, że to nie do końca prawda. Yoningurashi to w zasadzie zlepek scen z życia Hondów, na dodatek nie jakichś szczególnie wyszukanych czy charakterystycznych. Autorka przedstawia wszystkie trudy, na jakie narażeni są ludzie posiadający małe dzieci – wstawanie w nocy, próby nauczenia korzystania z nocnika, choroba, za krótka doba i tym podobne. Jeżeli ktoś miał kontakt z maluchem poniżej szóstego roku życia, wie o czym piszę i rozumie. Jeżeli taka osoba otworzy mangę, zapewne na niejednym panelu dostrzeże siebie, doceni zmysł obserwacyjny mangaczki i uśmiechnie się, ponieważ przypomni sobie te wszystkie próby wytłumaczenia prostych spraw, wcale niebędących prostymi, kiedy trzeba je przystępnie wyłożyć czterolatkowi. Wyciągniecie także z dna szafy książeczkę i przypomnicie sobie ten cholerny wierszyk o piesku, czytany dwadzieścia razy pod rząd, bo dziecku się podoba i chce. Pamiętajcie, określenie „za dużo pieluch” nie ma racji bytu, najlepsza (i jednocześnie najgorsza) bajka to taka, którą dziecko może oglądać w kółko, a wszystko co przedstawia jakąkolwiek wartość, powinno stać wysoko!
Dla przeciętnego fana mangi i anime, święcie przekonanego o „odmienności kulturowej” i przede wszystkim wyższości japońskiej kultury i „japońskiego wszystkiego”, lektura Yoningurashi może okazać się prawdziwym szokiem. Mieszkańcy Kraju Kwitnącej Wiśni mają normalne dzieci, które wychowują w zupełnie normalny sposób, ich problemy są zaskakująco typowe i w sumie akcja mangi mogłaby spokojnie toczyć się w każdym innym cywilizowanym państwie. W porównaniu z wieloma dziełami azjatyckiej popkultury, komiks Yumi Unity wydaje się tworem szalenie uniwersalnym, a przez to skierowanym do bardzo szerokiego grona odbiorców, niekoniecznie zainteresowanego innymi wykwitami mangi i anime. To nie jest manga tylko dla rodziców, acz to właśnie oni mają największe szanse ją docenić, ponieważ zaprezentowane wydarzenia nie są dla nich zupełną abstrakcją.
Chociaż komiks skupia się na perypetiach całej rodziny Hondów, głównym komentatorem codziennych absurdów jest Chiharu i wydaje się, że to z jej perspektywy obserwujemy ten radosny bałagan. Zapewne wiąże się to z faktem, że największa odpowiedzialność spoczywa właśnie na barkach matki i żony – zwłaszcza w Japonii, gdzie do tej pory pokutuje przekonanie, że rolą kobiety jest zajmowanie się domem, podczas gdy mężczyzna zarabia na utrzymanie (inna sprawa, że tam społeczeństwo może sobie pozwolić na tak jasny podział ról i obowiązków). Warto jednak wspomnieć, że choć przedstawiony układ domowy jest bardzo tradycyjny, Tarou wymyka się obiegowej opinii o ojcach i jego rola nie ogranicza się jedynie do zarabiania pieniędzy. Co więcej, głowa rodu wykazuje ogromne zainteresowanie pociechami i chętnie uczestniczy we wspólnych zabawach. Jak to możliwe, biorąc pod uwagę specyfikę rynku pracy w Japonii? No cóż, nie każdy musi spełniać się jako biały kołnierzyk, a w przypadku wielu profesji istnieje możliwość wyboru godzin pracy, tak by nie kolidowały z innymi zajęciami – z czego Tarou korzysta.
Niestety Yumi Unita nie ustrzegła się kilku potknięć. Najpoważniejszym jest mocne wyidealizowanie Hondów – to małżeństwo, które nigdy się nie kłóci i zawsze daje sobie radę w ten lub inny sposób. Chiharu i Tarou nie miewają kryzysów, są zgodni i ugodowi – przykro mi, ale nie wierzę w istnienie takiego ewenementu. Poza tym autorka nieco gloryfikuje rolę matki, acz ogranicza się to do ukazania jej z dobrej strony niezależnie od sytuacji – Chiharu zawsze trzyma nerwy na wodzy i nawet chora, po kilku nieprzespanych nocach, perfekcyjnie wypełnia swoje obowiązki. Owszem, matka jest w stanie prać, gotować, sprzątać, robić zakupy, zajmować się domem i wychowywać dzieci, odpowiadając w międzyczasie na milion pytań, a nawet wyłuska chwilę czasu na pomalowanie paznokci – sen to towar deficytowy, a w ogóle to jest strasznie przereklamowany, ale i ona czasem podniesie głos lub zwyczajnie się wkurzy. Podobny problem mam z Yuri i Kotarou, żywiołowymi i sympatycznymi pociechami, posiadającymi wszystkie cechy małych dzieci, z wyjątkiem bycia niegrzecznymi. O ile tego typu zagranie da się wytłumaczyć w przypadku chłopca, o tyle Yuri jest już zbyt duża na bycie ideałem. Nie chodzi mi o jakieś napady szału, złośliwość w najczystszej postaci i okładanie braciszka czym popadnie, ale każde dziecko miewa gorszy dzień, bywa zmierzłe i nie słucha najprostszych poleceń. Wciskanie czytelnikowi, że jest inaczej, zadziała tylko wtedy, gdy nie miał on kontaktu z maluchami. To autorskie naginanie rzeczywistości nie rzuca się natychmiast w oczy i nie psuje przyjemności lektury – zauważa się je dopiero po chwili i w sumie po wzięciu poprawki na jego istnienie, po prostu czyta się dalej.
Niektórych czytelników może odrzucić kreska, nie tyle brzydka, co charakterystyczna. Projekty postaci są poprawne anatomicznie, ale odrobinę uproszczone i dalekie od smukłych ideałów, atakujących nas z komiksów shoujo czy shounen. Kontur, którym otoczone są postacie, jest dość gruby i „przyciężki”, a podkreśla go duża ilość bieli, brak cieniowania i oszczędne użycie bardzo prostych rastrów. Do tego dochodzi problem pustych przestrzeni i tło rysowane od wielkiego dzwonu. Natomiast ogromną zaletą stylu Yumi Unity jest niesamowita ekspresja twarzy, uzyskana szalenie prostymi środkami. To nic, że czasem czytelnik ma wrażenie parodii – wszystkie istotne dla sceny emocje jest w stanie odczytać, patrząc na bohaterów. Specyficzna maniera artystki przywodzi na myśl króciutkie formy mangowe w rodzaju yonkomy i zdecydowanie coś w tym jest, gdyż Yoningurashi składa się z szeregu niedługich historyjek, zajmujących najwyżej kilka stron. Nie mam zamiaru bronić jak niepodległości oprawy graficznej mangi, natomiast w moim przekonaniu mocne uproszczenie wynika raczej z dostosowania przez autorkę formy do treści, a nie z braku umiejętności i talentu.
Yoningurashi to komiks dla ludzi spragnionych normalności, zainteresowanych japońską codziennością i zmęczonych nastoletnimi superbohaterami oraz przesłodzonymi romansami. Można go podsunąć znajomym posiadającym młodziutkie potomstwo, nawet jeśli na co dzień nie czytują mang. Obserwowanie życia Hondów to zastrzyk endorfin, ponieważ Yumi Unita ukazuje rodzinne perypetie z dużą dozą humoru i ciepła, jednocześnie przekonując, że warto spełniać się jako rodzice i współmałżonkowie. Dlatego jeżeli nie masz alergii na dzieci i nie straszne Ci sceny z życia bardzo przeciętnych i normalnych ludzi, gorąco polecam!
Technikalia
Rodzaj | |
---|---|
Wydawca (oryginalny): | Takeshobo |
Autor: | Yumi Unita |