Twoje kwietniowe kłamstwo
Recenzja
Kosei Arima był genialnym dziecięcym pianistą. Tresowany biciem i wrzaskami, usiłował sprostać wymaganiom matki, nawiasem mówiąc, śmiertelnie chorej. W końcu stał się tak perfekcyjny, że w muzycznym światku zyskał nie do końca pochlebny przydomek: „ludzki metronom”. Jednak pewnego dnia matka Koseia zmarła, a on przerwał występ w połowie i od tamtej pory nie dotknął fortepianu. Kilka lat później w parku pełnym kwitnących wiśni chłopak dostaje porządnie w pysk od oszałamiająco pięknej dziewoi (mającej nie do końca po kolei w głowie, jako że wcześniej beztrosko zdjęła niektóre części garderoby i porozwieszała je tu i ówdzie na gałęziach), która uznała, że Kosei robi komórką fotkę jej majteczek, kiedy podmuch wiatru podwiał jej spódnicę.
Tak zaczyna się pierwszy tom Twojego kwietniowego kłamstwa. Początek ów sprawił, że musiałam odłożyć dalszą lekturę na ponad tydzień. Serio, nie ogarnęłam tej kuwety. Najpierw dramat taki, że nic tylko rozbić słoik po korniszonach i podciąć sobie żyły szklanymi odłamkami, a potem najbardziej oklepany i żenujący gag z tak zwanych komedii romantycznych (dla chłopców). Cóż, zaczyna się koszmarnie, ale potem robi się jakby lepiej. Szajbnięta (prędzej padnę trupem, niż nazwę jej zachowanie „czarującą spontanicznością”, chociaż taki był pewnie zamiar mangaki) dziewoja nazywa się Kaori Miyazono, podkochuje się w przyjacielu Koseia i jest bardzo zdolną skrzypaczką, której nie zależy na konkursach i wynikach, ale na emocjach, jakie swoją grą wzbudzi w ludziach. Jest tak jasna, jak Kosei ciemny – oczywiste jest, że została stworzona, by na pierwszy rzut oka jak najbardziej kontrastować ze zdołowanym protagonistą. Oraz, co rozumie się samo przez się, by dzięki swej zaraźliwej energii wyciągnąć Koseia z depresji i sprawić, że znowu zacznie grać.
Polskie wydanie jest bardzo zadowalające. Tytuł na obwolucie został zapisany prześliczną, bardzo pasującą czcionką, a jakość papieru i druku wewnątrz jest dobra. Wymagające wytłumaczenia terminy i przypisy pojawiają się na tej samej stronie, co z pewnością jest wygodne dla czytelnika. Jeśli w którymś momencie motywem przewodnim staje się utwór klasyczny, zostaje on pobieżnie przybliżony na ostatniej stronie danego rozdziału. Tłumaczenie jest zgrabne i lekkie, aczkolwiek znalazłam jeden błąd, chociaż może nie taki oczywisty: na stronie 174, przy okazji opisywania utworu Ah vous dirai‑je, Maman Mozarta, pojawia się stwierdzenie, że dosłowne tłumaczenie to „Mamo, posłuchaj”. Otóż nie, na pewno nie dosłowne, jako że żadnego „écouter” tam nie zauważyłam, a czasownik „dire” oznacza „powiedzieć”…
Mimo moich niezbyt pochwalnych słów w pierwszych dwóch akapitach zalążek fabuły zainteresował mnie na tyle, że zniecierpliwiona sięgnęłam po anime, więc efekt został osiągnięty. Wciągnęłam się, zaciekawiła mnie historia Koseia oraz Kaori, więc z chęcią zapoznam się z pozostałymi tomami.
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Studio JG | 3.2019 |
2 | Tom 2 | Studio JG | 5.2019 |
3 | Tom 3 | Studio JG | 7.2019 |
4 | Tom 4 | Studio JG | 9.2019 |
5 | Tom 5 | Studio JG | 11.2019 |
6 | Tom 6 | Studio JG | 4.2020 |
7 | Tom 7 | Studio JG | 6.2020 |
8 | Tom 8 | Studio JG | 8.2020 |
9 | Tom 9 | Studio JG | 11.2020 |
10 | Tom 10 | Studio JG | 2.2021 |
11 | Tom 11 | Studio JG | 5.2021 |