Gwiazda spadająca za dnia
Recenzja
Temat na tom czwarty: randka w oceanarium. Oraz rozwój (no, powiedzmy…) relacji pomiędzy postaciami, który polega głównie na gibaniu się to w jedną, to w drugą stronę siedzącego okrakiem na metaforycznym płocie pana Shishio. Z kolei w tomie następnym wielkimi krokami zbliża się do nas, DUM‑DUM, DUM‑DUM, DUM‑DUM (melodia ze Szczęk), szkolny festiwal i kawiarenka obsługiwana przez „pokojówki” i „lokajów”. A już zaczynał mi doskwierać brak tego motywu. Kto oprócz mnie na niego czekał?
O dziwo, tym razem zostałam jednak zaskoczona, i to pozytywnie – mianowicie postawą Suzume. Coś jakbym zaczynała czuć do niej sympatię, a nawet lekki szacunek. Pan Shishio wyznaczył granice w ich relacji – i dziewczyna w miarę możliwości stara się ich trzymać. Nie zawsze to jej wychodzi, czasem ulega namowom osób trzecich, czasem sama się łamie, ale nie można jej potępiać; jest młodziutka, przeżywa pierwszą miłość i pierwsze złamanie serca, musi dopiero nauczyć się sobie z tym wszystkim radzić. Dlatego tym bardziej, w kontraście z podejściem głównej bohaterki, uderzył mnie w tym tomie wreszcie widoczny jak na dłoni brak dojrzałości Shishio, który jako dorosły i nauczyciel powinien jednak się ogarnąć i zdecydować, być przykładem. Między nim a Suzume wyraźnie coś jest, oboje dobrze się ze sobą czują, a różnica wieku między nimi nie jest jakaś koszmarnie wielka, cały problem polega na ich statusie społecznym. Teoretycznie za trzy lata (jeśli Suzume nie będzie powtarzać klasy) ów problem powinien sam z siebie zniknąć, a ponoć jak ktoś kocha, to poczeka… Tymczasem Shishio chce i mieć cukierek, i zjeść cukierek, a może tylko trochę go polizać i z powrotem zawinąć w papierek, a potem bezczelnie, jak gdyby nigdy nic, wrzucić do opakowania. Och, liczę na to, że w którymś z kolejnych tomów dostanie w mordę… Warto czytać tę mangę dalej mając na to nadzieję, chociażby i płonną.
Ilustracja na obwolucie tomiku czwartego jest śliczna i taka bardzo… dziewczęca. Co prawda Suzume ma nienaturalny wytrzeszcz, ale pastelowa kolorystyka jest wyjątkowo przyjemna dla oka. I cóż pisać dalej, kiedy z całą resztą jest po staremu? To znaczy: tomik jak zwykle wydany został bardzo starannie, zarówno jakość druku, jak i papieru jest dobra, wyczyszczono też dokładnie i przetłumaczono każdy dodatkowy napis czy szyld. Tradycyjnie spis treści jest, numeracji stron w zasadzie brak, ale da się przeżyć. Zwłaszcza że tym razem paginacja nie jest mi potrzebna do wytykania językowych potknięć i błędów, bo ich zwyczajnie nie zauważyłam. Ponownie muszę wspomnieć, że podoba mi się tłumaczenie, dzięki któremu tomik czyta się gładko, szybko i przyjemnie. Wszelkie aluzje i nawiązania (głównie dotyczące nazwisk), z których część jest oczywista tylko dla Japończyków, zostały wyjaśnione na końcu tomiku w przypisach, aby były zrozumiałe także dla polskiego czytelnika. Z jakiegoś powodu zawsze cieszy mnie, gdy widzę, że tłumaczowi chciało się trochę pogrzebać, żeby wyjaśnić to i owo, na przykład co ma jeleń do telewizji cyfrowej.
Ostatnie dwie strony zajmują: stopka redakcyjna i zapowiedź kolejnego tomu Gwiazdy spadającej za dnia, na okładce którego widnieje Shishio, którego ledwo poznałam…
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Waneko | 4.2016 |
2 | Tom 2 | Waneko | 6.2016 |
3 | Tom 3 | Waneko | 8.2016 |
4 | Tom 4 | Waneko | 10.2016 |
5 | Tom 5 | Waneko | 12.2016 |
6 | Tom 6 | Waneko | 2.2017 |
7 | Tom 7 | Waneko | 4.2017 |
8 | Tom 8 | Waneko | 6.2017 |
9 | Tom 9 | Waneko | 8.2017 |
10 | Tom 10 | Waneko | 10.2017 |
11 | Tom 11 | Waneko | 12.2017 |
12 | Tom 12 | Waneko | 2.2018 |