Manga
Don Dracula
- ドン・ドラキュラ
- Don Dracula (TV)
Nie taki wampir straszny, jak go rysują, czyli Tezuka w konwencji slapsticku.
Recenzja / Opis
Gdzie mieszka hrabia Dracula rodem z mglistej Transylwanii? Oczywiście w posępnym zamku w mglistej… a nie, wróć. Mieszka w Tokio. Co więcej, oprócz posępnego zamku i obowiązkowego wiernego sługi Igora ma córeczkę o wdzięcznym imieniu Chocola. Wampirza rodzinka zaadaptowała się do życia w nowoczesnej Japonii całkiem nieźle, ale bynajmniej nie oznacza to, że życie Draculi jest usłane trumnami. Kareta co rusz grzęźnie w korkach na autostradzie, pospólstwo nie ma szacunku dla arystokratycznego tytułu, plany zatopienia kłów w przygodnych szyjkach pięknych dziewic nie zawsze kończą się sukcesem, a Chocola właśnie zaczyna interesować się chłopcami i oczywiście musiała wybrać takiego, który nie wierzy w wampiry! Do tego na horyzoncie pojawia się zaprzysięgły wróg Draculi – doktor Van Helsing z walizką pełną równiutko poukładanych krzyży i zaostrzonych kołków. Przed pokonaniem hrabiego nie powstrzyma go absolutnie nic – no, chyba że atak pewnej bolesnej przypadłości we wstydliwej części ciała…
Don Dracula powstawał w drugiej połowie 1979 roku, kiedy Tezuka, skończywszy Black Jacka, miał ochotę narysować coś „zupełnie innego” niż dramat medyczny dotykający poważnej problematyki etycznej. Przeniesienie ikonicznej postaci horroru we współczesne japońskie realia miało duży komediowy potencjał, ale niosło też ze sobą ryzyko pogrążenia się w stereotypowych żartach i pseudokabaretowych scenkach. Jak więc w Don Draculi wypada komizm oceniany z dzisiejszej perspektywy? Broni się niespodziewanie dobrze, głównie dzięki błyskotliwemu poczuciu humoru Tezuki i jego lekkości w wymyślaniu różnego rodzaju żartów. Mamy tu przegląd gagów związanych z obiegowymi wyobrażeniami na temat wampirów – Dracula panicznie i kanonicznie boi się światła dziennego, czosnku, wody, zaostrzonych kołków i symbolu krzyża (zwłaszcza ten ostatni powoduje nieoczekiwane reakcje, jak ucieczka na widok karetki czy spazmy po zobaczeniu znaków dodawania w podręczniku do matematyki). Motywy slapstickowe sypią się często‑gęsto, nie można im jednak odmówić przekornej inwencji (np. zwichnięcie szczęki Draculi podczas próby wkłucia się w szyję gwiazdki porno). Komizm sytuacyjny wiąże się także z zetknięciem wybuchowego charakteru transylwańskiego arystokraty z przyziemnymi bolączkami codziennego życia: a to do trumny komar wleci, a to w pralni chemicznej skurczy się oddany do czyszczenia wampirzy płaszcz, a to Chocola upiera się, żeby na randki w dzień chodzić i co rusz pod wpływem słońca w proch się rozpada (a biedy Igor już nie nadąża z odkurzaczem i miksturą rekonstruującą).
Fakt, że akcja dzieje się w Japonii, dodaje żartom o trudnym życiu wampira swojskiego charakteru: efektowne wejście do domu ofiary może skończyć się równie efektowną glebą, bo na progu przesuwanych papierowych drzwi łatwo się potknąć; piękne dziewice zamiast w rzeźbionych łożach spoczywają w futonach, co podczas wysysania krwi okazuje się dość niewygodne; a jeśli akurat dziewica zjadła czosnkowe pierożki gyoza, to wampir może zapomnieć o kolacji. Mimo że humor wspina się czasem na wysokie piętra absurdu, udaje mu się jednak nie skręcić przy tym karku. Dobrym przykładem jest historia o potworach‑uchodźcach politycznych z objętej wojną Kambodży, które próbują zaaklimatyzować się w Japonii przebrane za kobiety, a dokładnie za… nadmuchiwane lale z sex‑shopu (zgromadzone wcześniej przez Helsinga w celu pokonania Draculi zgodnie z Niegodziwym Planem: doktor zamierzał napełnić lale gazem czosnkowym, a następnie podrzucić je hrabiemu, by eksplodowały w chwili, gdy wampir zatopi w nich kły). Próba aklimatyzacji niestety zakończyła się niepowodzeniem i zdemaskowane przez policję wodne jaszczury uciekły w popłochu, żegnane przez Draculę słowami: „Płyńcie do USA, na pewno lepiej was tam przyjmą! Może nawet zrobicie karierę w Hollywood!”.
Historia z potworami nawiązuje do filmowej serii Universal Monsters – i takie puszczanie oka do czytelnika w postaci licznych (choć epizodycznych) popkulturowych nawiązań podobało mi się w Don Draculi najbardziej. Znalazły się tutaj przede wszystkim odniesienia do postaci z klasycznych horrorów i filmów o potworach z lat 20.–60., takich jak Dracula, Wilkołak, Mumia, Nosferatu – symfonia grozy, Dzwonnik z Notre Damme, Frankenstein czy Potwór z Czarnej Laguny (jest nawet bezpośrednie odwołanie do Lona Chaneya, jednej z wielkich gwiazd Universal Studios). Pokoleniowy konflikt zainteresowań ojca i córki stał się okazją do wzmianek o ikonach komiksu i kina – przynależąca do szkolnego klubu science‑fiction Chocola marzy o kupieniu naturalnej wielkości modeli Supermana i Darth Vadera, co budzi oburzenie hrabiego, który nie potrafi pojąć, jak potomkini szlachetnego rodu wampirów może się interesować takimi bzdurnymi nowinkami (notabene, kreując swojego bohatera na zdeklarowanego przeciwnika nowoczesnej fantastyki, kilka epizodów dalej Tezuka popełnił uroczy gag: na widok spektakularnej ucieczki Draculi pod postacią nietoperza przez okno ludzie wydają okrzyki: „To ptak! To samolot! Nie! To… Batman!”). W mandze od czasu do czasu pojawiają się też nawiązania do powieści Brama Stokera Dracula, a tradycyjne gościnne występy zaliczają bohaterowie innych dzieł Tezuki (w tym i sam Ojciec Mangi).
Jak na komedię przystało, Don Dracula ma wyraziste i nieskomplikowane postaci, będące efektem udanej gry z kanonem opowieści grozy. Wyglądający jak skrzyżowanie Nosferatu z Belą Lugosi hrabia Dracula stara się groźnie podtrzymywać wizerunek mrocznego wampira z mglistej Transylwanii, ale trudno sprawiać takie wrażenie, gdy jest się jednocześnie zapalonym kobieciarzem, troskliwym tatusiem i bywalcem dyskotek. Domowe i szkolne perypetie półwampirki‑półwilkołaczki Chocoli (narysowanej śliczną kreską, charakterystyczną dla dziewczęcych postaci Tezuki) mogłyby w swej pomysłowości stanowić inspirację dla twórców serii Monster High. Wierny sługa Igor jest zgodnie z kanonem garbaty i brzydki, za to Van Helsing – niezgodnie z kanonem zawzięty i kurduplasty. W jego rolę wciela się bohater tezukowego „systemu gwiazd”, szalony naukowiec doktor Fooler, będący w efekcie jedną ze śmieszniejszych postaci w mandze. Nawet tak gruby żart, jak objawy jego przykrej dolegliwości (czytelnikom, którzy dotarli aż do tego miejsca recenzji, zdradzę że chodzi o hemoroidy), zostaje w rozbrajający sposób rozładowany: gdy zbolały Van Helsing zwierza się ze swojej „historii choroby”, w sąsiednim kadrze pojawia się przekrój anatomiczny wiadomej części ciała wraz z opisem schorzenia i podobizną… Black Jacka (z niepozostawiającym wątpliwości podpisem „specjalista”).
Ujęta w trzy tomy fabuła ma strukturę epizodyczną. W pierwszych dwóch tomach zgodnie ze slapstickową konwencją akcja szybko skacze do przodu, a sama fabuła pełni rolę podrzędną względem spiętrzenia gagów; tom trzeci zawiera historie o cięższej tematyce (np. planowane rodzinne samobójstwo z powodu bankructwa firmy), zbliżone klimatem chociażby do Black Jacka. Sprawia to wrażenie, jakby po dwóch tomach nieskrępowanej zabawy Tezuka zatęsknił jednak za moralnymi dylematami – stanowi to pewnego rodzaju urozmaicenie, ale akurat w tej mandze wolałabym utrzymanie lekkiego slapstickowego tonu do końca. Żartobliwym akcentem strukturalnym jest za to kompozycja klamrowa: pierwszy epizod mangi zaczyna się od bólu zębów hrabiego, a w ostatnim Dracula idzie do… dentysty.
Czy nieco już leciwy (choć jak na wampira, całkiem młody) Don Dracula może dziś kogokolwiek zainteresować i rozśmieszyć? Myślę, że tak – nie jest to co prawda dzieło głębokie i wielowymiarowe, ale iskierki Tezukowego geniuszu co rusz rozbłyskują spod wampirzego płaszcza. Ojciec Mangi wspominał, że świetnie się bawił podczas rysowania tego tytułu i to widać: żarty, które u innego autora mogłyby wyglądać topornie i banalnie, u niego wypadają lekko i zabawnie, nawet jeśli nieco trącą myszką. Mangę polecam więc osobom lubiącym Tezukowe poczucie humoru, gry z konwencją i staroświecki urok czarno‑białych komedii.
Technikalia
Rodzaj | |
---|---|
Wydawca (oryginalny): | Akita Shoten |
Autor: | Osamu Tezuka |