Tanuki-Manga

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Manga

Okładka

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 8/10 kreska: 7/10
fabuła: 8/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 5 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,40

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 74
Średnia: 7,97
σ=1,23

Recenzje tomików

Wylosuj ponownieTop 10

All You Need is Kill

Rodzaj: Komiks (Japonia)
Wydanie oryginalne: 2014
Liczba tomów: 2
Wydanie polskie: 2014-
Liczba tomów: 2
Tytuły alternatywne:
  • Na skraju jutra
  • オール・ユー・ニード・イズ・キル
Widownia: Seinen; Postaci: Obcy; Rating: Przemoc; Pierwowzór: Powieść/opowiadanie; Miejsce: Japonia; Czas: Przyszłość

Komiksowa adaptacja kultowej light novel, czyli niespodziewane skutki nieśmiertelności głównego bohatera w środku inwazji kosmitów.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Tablis

Recenzja / Opis

Kiedy za narysowanie mangowej adaptacji bestsellerowej light novel autorstwa Hiroshiego Sakurazaki zabiera się mangaka taki jak Takeshi Obata (Death Note...) wynik nie może być zły; właściwie gwarantowany jest sukces. W recenzji pozostałoby mi tylko zmierzyć rozmiar tego sukcesu, jednak tym razem stwierdziłem, że można przeprowadzić ciekawszą analizę. Wiosną 2014 roku w kinach wyświetlany był bowiem film Na skraju jutra, który jest oparty dokładnie na tej samej light novel, co omawiana manga, acz jego związki z fabułą oryginału są wyraźnie luźniejsze. Obydwie produkcje są od siebie całkowicie niezależne i w doskonały sposób pokazują kluczowe różnice między sposobem konstruowania narracji w USA i Japonii. Pozwolę więc sobie upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu i skonfrontować te dwie produkcje, zaś recenzja mangi wyniknie przy okazji.

Oryginalny pomysł, przedstawiony przez Sakurazakę, jest prosty, oryginalny i efektowny: podczas jednej z bitew z atakującą Ziemię rasą mimiców główny bohater zdobywa niezwykle przydatną umiejętność: w momencie, gdy ginie, zamiast pożegnać się ze światem, budzi się dzień wcześniej, kiedy wydarzenia, które doprowadziły do jego śmierci, jeszcze nie zaszły. Zachowuje przy tym pełne wspomnienia swoich przeżyć z poprzedniego żywota, może więc przeanalizować, gdzie popełnił błędy prowadzące do porażki i następnym razem zachować się lepiej. System ten działa podobnie jak system zapisu w grach komputerowych; różnica jest taka, że bohater nie ma nad nim kontroli: powtarza dokładnie jeden ostatni dzień, czy tego chce, czy nie chce. Zarówno manga, jak i film są pełne growych aluzji, główni bohaterowie reprezentują jednak graczy zupełnie innego rodzaju. Filmowy William Cage (grany przez Toma Cruise'a) metodą prób i błędów uczy się na pamięć układu przeciwników i skutecznych sposobów na ich zlikwidowanie. W późniejszej części filmu przechodzi trening bojowy, jednak jego podstawową metodą działania ciągle są nużące iteracje tych samych wydarzeń. Mangowy Keiji Kiriya podchodzi do tej sytuacji zupełnie inaczej, wykorzystując kolejne „wczyty” na trening w warunkach bojowych. Mając zapewnioną swoistą nieśmiertelność, eksperymentuje z technikami i prowokuje ryzykowne sytuacje, aby doprowadzić swoje umiejętności i instynkty walki do perfekcji. Może się zdawać, że to tylko różnica natury taktycznej, jednak głębszy namysł pokazuje, że to efekt fundamentalnych różnic kulturowych stojących za jedną i drugą adaptacją.

Jedna z takich znamiennych różnic jest zarazem największą wadą filmu Na skraju jutra, jaką jest w moim przekonaniu stanie w rozkroku między dekonstrukcją a rekonstrukcją mitu herosa. William Cage został w pierwszych scenach celowo przedstawiony jako postać karykaturalnie antypatyczna, egocentryczna i ograniczona, umieszczona w roli potencjalnego zbawcy ludzkości przez czysty, niefortunny przypadek. Okoliczności wymagają od niego zostania herosem, więc się tym herosem staje. I tu leży pies pogrzebany, ponieważ film traci w tym momencie szansę sensownego skomentowania kulturowego szablonu, zamiast tego zaczynając nim podążać i to w niezbyt kreatywny sposób. Znamienne, że w mandze ten problem nie występuje, z tego prostego powodu, że mit herosa nie jest tam w ogóle poruszany. Keiji Kiriya jest szeregowym żołnierzem, którego główną motywacją jest przeżycie następnego dnia. Nie ma w sobie nic z przejaskrawionego egocentryzmu Cage'a, to zwyczajny człowiek postawiony w nadzwyczajnej sytuacji wojny i uwięziony w jeszcze osobliwszym stanie semi­‑nieśmiertelności. Łatwo zrozumieć i polubić tę postać, mimo że nie jest on przejaskrawiony jak wielu bohaterów komiksów akcji, a manga do długich nie należy. Chwali się to tym bardziej, że sympatia do protagonisty jest tutaj głównym czynnikiem wciągającym w akcję. To zupełnie przeciwne podejście niż w filmie, gdzie całym zamysłem jest wciągnięcie widza w akcję pomimo niechęci do Cage'a, co jest pomysłem oryginalnym, ale zrealizowanym dość prostackimi metodami.

Wyzwanie stojące przed bohaterami w obydwu przypadkach do oryginalnych nie należy: aby osiągnąć swoje cele, muszą oni pokonać mimiców, zasadnicza różnica jest w skali, która w mandze jest bardzo nietypowo ograniczona: chodzi o jedną bitwę. W wersji amerykańskiej jak zawsze rozchodzi się o najwyższą możliwą stawkę: ratowanie całego świata. W obu przypadkach rasa mimiców jest bardziej narzędziem fabularnym niż ważną częścią historii samą w sobie. Nie są zbyt zajmującym przeciwnikiem, to z grubsza chmara biegających po ziemi prawie jednakowych paskud. Wersja mangowa idzie nieco w kierunku body­‑horror, tak jeśli chodzi o ich wygląd, jak i efekty działań; filmowa bardziej w stronę efektownego CGI, dając im mrowie trudnych do animowania macek, tak czy siak nie robią jednak specjalnego wrażenia. Początkowo mogą budzić szacunek widza skutecznością, ale bohater szybko dochodzi do wprawy w ich mordowaniu i stają się mięsem armatnim, sprawiającym problemy głównie liczebnością. Jest to paskudnie zmarnowany potencjał, zostaje bowiem jasno powiedziane, że dysponują (przynajmniej ich jednostki dowódcze) tą samą zdolnością cofania się w czasie co bohater i zdroworozsądkowo można założyć, że powinni nad nią panować dużo lepiej, skoro jest dla nich naturalna. Niewiele wiadomo o poziomie ich inteligencji, przyjmuję, że są idiotami (nie widzę lepszego wyjaśnienia, dlaczego ludzkość nie została natychmiast zmiażdżona), ale nawet zakładając ich głupotę, taka zdolność powinna umożliwić używanie zapierających dech w piersiach taktyk bojowych. Opowieści o szerlokowskich spiskach i machinacjach sprzedają się nadzwyczaj dobrze, ba, przykładem samo Death Note, więc to boleśnie niewykorzystana szansa komiksu. Od Amerykanów trudno tego wymagać. Obie adaptacje traktują temat mimiców po macoszemu, na szczęście to bohaterowie, a nie oni są w centrum uwagi, dlatego w ogóle uchodzi im to jakoś płazem.

Walką z kosmitami zajmuje się, jakżeby inaczej, powołana w tym celu globalna armia, zależnie od wersji mniej lub bardziej zamerykanizowana. Film podejmuje próbę dekonstrukcji mitu amerykańskiego żołnierza­‑herosa, wyraźnie inspirując się klasycznym Full Metal Jacket Stanleya Kubricka, jak też nawiązując do II wojny światowej (niezbyt subtelnie, jest tam nawet lądowanie na plażach Normandii), którą to dekonstrukcję porzuca w połowie, dlatego nie wychodzi to najlepiej. Japończycy jak zawsze starają się portretować organizacje przede wszystkim jako grupy społeczne, pełne współoddziałujących jednostek o różnorodnych charakterach. Efekt jest dość przewidywalny, ale udany, przy takiej objętości komiksu sztuką byłoby rozegrać to dużo lepiej. Poza głównym bohaterem z postaci wyróżnia się Rita Vrataski, weteranka bojowa, która dzieli(ła) z bohaterem jego dziwną zdolność. Ponieważ rozkład płci dwójki bohaterów jest taki, a nie inny, u Amerykanów oczywiście musi pojawić się romans, o przebiegu którego każdy z łatwością domyśli się sam. U Japończyków związek płci z tworzeniem pary jest dalece mniej oczywisty, a relacje bohaterów są bardziej skomplikowane; dokładne wyklarowanie natury komplikacji zdradziłoby za dużo z fabuły, ale zapewniam, że zrealizowano je dobrze, a ich związek jest kluczowy dla rozwoju bohatera.

Jeśli chodzi o warstwę wizualną, to jest ładnie, ale mało pomysłowo. Narzekałem już, że nie potraktowano antagonistów z należytą czułością, dużo lukru (tzn. CGI albo pedantyzmu Takeshiego Obaty) tego nie zmienia. Podczas seansu i lektury zupełnie nic nie zwróciło mojej uwagi, mamy odpowiednio: więcej standardowej estetyki amerykańskich superprodukcji i więcej Obaty, wszystko doskonałej jakości i zupełnie nieoryginalne. Szczególnie ten ostatni mógłby rozbudować asortyment, bo ostatnio protagoniści jego mang zaczynają mi się zlewać ze sobą. Zdaję sobie sprawę, że w tym przypadku sarkam na kwestie wizualne dużo bardziej niż przeciętny odbiorca, a nawet znam powód: w light novel za rysunki odpowiadał Yoshitoshi Abe. Sprawia to, że dowolna niezależna próba wizualizacji tej opowieści z automatu staje się w moich oczach bluźnierstwem.

Mimo rytualnych narzekań byłbym zachwycony, gdyby większość dzieł popkultury była jakości All You Need Is Kill, tak jeśli chodzi o wersję mangową, jak i filmową, choć tę drugą w mniejszym stopniu. Jest to opowieść oparta na naprawdę ciekawym pomyśle, którego realizacja pozwala pogrzebać w głowach bohaterom (manga) lub przynajmniej dostarczyć solidnego kina akcji (film). Jako stary wyjadacz science­‑fiction widzę sporo sposobów, jak przewodnią ideę można było bardziej i ciekawiej rozbudować, niekoniecznie nawet wymyślając nowe wątki, a łącząc ten pomysł kreatywnie ze starymi, wykorzystującymi egzotycznych Obcych (Ślepowidzenie Wattsa bardzo mi się tu nasuwa). Szkoda, że twórcy się o to nie pokusili, chociaż wydaje się, że nie wynikało to z niekompetencji, a bardziej z braku zainteresowania z ich strony. Dalej czekam, aż ktoś zdoła wycisnąć z tego tematu ostatnie soki, tymczasem to co mamy jest szczerze godne polecenia. I film i manga odpowiednio są i będą dostępne w Polsce, więc zapoznać się z nimi nietrudno.

Tablis, 20 sierpnia 2014

Technikalia

Rodzaj
Wydawca (oryginalny): Shueisha
Wydawca polski: J.P.Fantastica
Autor oryginału: Hiroshi Sakurazaka
Tłumacz: Paweł Dybała
Rysunki: Takeshi Obata
Scenariusz: Ryousuke Takeuchi

Wydania

Tom Tytuł Wydawca Rok
1 Tom 1 J.P.Fantastica 9.2014
2 Tom 2 J.P.Fantastica 12.2014