Tanuki-Manga

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Manga

Okładka

Oceny

Ocena recenzenta

5/10
postaci: 6/10 kreska: 5/10
fabuła: 6/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

brak

Wylosuj ponownieTop 10

Stop!! Hibari-kun!

Rodzaj: Komiks (Japonia)
Wydanie oryginalne: 1981-1983
Liczba tomów: 4
Tytuły alternatywne:
  • ストップ!! ひばりくん!
Tytuły powiązane:
Gatunki: Komedia, Romans

On i on/a, czyli ideologia dżender w japońskim wydaniu à la lata osiemdziesiąte. Mocno już staroświecka, ale mimo to zabawna komedia romantyczna.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: ukloim

Recenzja / Opis

Moja skłonność do mangowej archeologii to rzecz na Tanuki­‑Manga raczej znana. Oczywiście doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że wyszukując różne mniej i bardziej zakurzone ciekawostki z dziejów komiksu japońskiego, piszę głównie dla siebie, bo w polskim fandomie pojęcie „stara kreska” jest stygmatyzujące bardziej niż gwiazda Dawida w czasach okupacji hitlerowskiej. Ale z drugiej strony, dzięki Mega Mandze od J.P. Fantastica dostajemy co jakiś czas na naszym rynku różne klasyczne tytuły, więc ktoś jednak je czyta…

Kousaku Sakamoto przez większość dzieciństwa wychowywany był przez matkę, ponieważ ojciec szybko opuścił ten padół łez. Niestety i matce przyszło niebawem podążyć w jego ślady. Na łożu śmierci w szpitalu wyznała synowi, iż zadbała o jego przyszłość. Aby nie pozostał na świecie sam, poprosiła dawnego przyjaciela, aby się nim zaopiekował. Dla Kousaku było to spore zaskoczenie – i zarazem pierwsze z wielu, jakie go czekały. Ibari Ozra, nowy opiekun chłopaka, to boss lokalnej mafii i zarazem dawny ukochany jego matki. Będąc wdowcem, samotnie wychowuje cztery córki – Tsugumi, Tsubame, Suzume i Hibari. Wszystkie są urocze, ale Kousaku momentalnie zakochuje się w Hibari. I tak pewnie zaczęłaby się klasyczna opowieść romantyczna, gdyby nie jeden detal – śliczna jak z obrazka, jasnowłosa Hibari okazuje się bowiem… jedynym synem pana Ozry.

Naturalnie ta informacja sprawia, że Kousaku natychmiast traci zainteresowanie urodziwą blondynką – niestety, on/a nie traci zainteresowania nim. Bo Hibari, choć urodził się facetem, uważa się za dziewczynę – nosi kobiece ciuchy, zachowuje się jak śmiała, wyzwolona przedstawicielka płci pięknej, zaś w szkole nikt poza siostrami nie zna jego prawdziwej płci, co sprawia, że jest szkolną idolką, otoczoną wianuszkiem adoratorów. Kousaku, który wpadł Hibari w oko, staje się tym samym wrogiem tych wszystkich, którzy do tej pory wdzięczyli się do syna pana Ozry. Jakby życie w domu mafiosy nie przynosiło wystarczającej ilości problemów…

Stop!! Hibari­‑kun! to komedia, która w pierwszej chwili przywodzi na myśl Ranma 1/2 (choć jest nieco starsza). Tam mieliśmy magiczne zmiany płci, tu mamy postać, która twierdzi, że jest innej płci. Tam były trzy siostry i chłopak, tu – trzy siostry i dwóch (albo i półtora…) chłopaków. Do tego dochodzi mocno zwariowany, sięgający niekiedy absurdu, humor i nieco epizodyczne (choć istnieje tu ciągłość historii) podejście do fabuły. Naturalnie centralną postacią jest Kousaku – ot, dość typowy nastolatek, który stara się żyć normalnie w otaczającym go bałaganie. A zmagać się musi nie tylko z zalotami Hibari (coraz bardziej natarczywymi), ale i z problemami sercowymi – bo pal już diabli, że Hibari nawiedza go nawet w snach, ale w szkole pojawia się urocza Rie. Przeżywający (wiadomo, z czyjego powodu…) kryzys męskości chłopak postanawia coś z tym zrobić i zapisuje się do klubu bokserskiego.

Drugą kluczową postacią jest Hibari. Czym on/a jest, trudno w sumie stwierdzić. Domaga się, aby ją traktować jak dziewczynę, ale nie ma problemów, aby zachowywać się po męsku. Potrafi do perfekcji wcielić się w kobietę (do tego stopnia, że udaje jedną ze swoich sióstr na randce z facetem), by niedługo potem walczyć na ringu czy zachowywać się jak gangster. Chociaż ojciec nieustannie biadoli, że ta aberracja przynosi rodzinie wstyd, nietrudno zauważyć, że Hibari jako jedyny/a z potomstwa pana Ozry faktycznie nadawał/aby się do przejęcia jego pozycji. Można powiedzieć, że postać ta balansuje między byciem facetem a byciem dziewczyną, wybierając z obu światów to, co jej akurat odpowiada. Pod tym względem Stop!! Hibari­‑kun! to manga, która jeszcze nie jest pozycją z gatunku LGTB, ale wychodzi nieco poza typowy tytuł o przebierających się facetach, nawet jeśli wydaje się jedną z pierwszych pozycji z tego gatunku.

Muszę uczciwie zaznaczyć, że trudno oczekiwać po tym komiksie głębszego podejścia do tematyki płci – czy generalnie do fabuły jako takiej. Stop!! Hibari­‑kun! jest bowiem po prostu zwariowaną komedią, w której płeć jest tematem gagów i żartów. Badacze różnych dżenderów powinni się nią jednak niewątpliwie zainteresować, już choćby z powodu jej niejako pionierskiego charakteru. Jak na komedię natomiast, to jest to rzecz naprawdę zabawna – przyznam, że początkowo ciut się bałem, czy nagle nie dostanę po oczach scenami rodem z yaoi, ale tu mogę uspokoić wszystkich. Nawet jeśli obserwujemy awanse Hibari względem Kousaku, to autor nie idzie zbyt daleko. Robi to gdzie indziej – bo jego żarty między rozdziałami są na przemian albo hermetyczne, albo niesmaczne. Zauważyłem zresztą, że wielu nierzadko nawet utalentowanych mangaków ma skłonność do takich dziwactw.

Niektórych zaskoczy, że Stop!! Hibari­‑kun! było drukowane na łamach „Shounen Jump!”. Trzeba przyznać, że to musiała być w swoich czasach prawdziwa rewolucja – bo trudno zestawić ten tytuł z typowymi shounenami, ba, nawet do typowych romansów dla facetów tej mandze sporo brakuje. Mamy tu oczywiście motywy popularne w takich tytułach – sport, mafia, facet otoczony ślicznymi dziewczynami, ale wszystko podane i potraktowane w ten sposób, że średnio na jeża pasuje do typowo shounenowych klisz. Od muszę razu podkreślić, że nie uważam tego za wadę – to musiała być manga niezwykle świeża i oryginalna. Zresztą nawet dziś, trzydzieści pięć lat po jej wydaniu, czyta się ją jak coś zupełnie innego niż większość dominujących w mainstreamie pozycji.

Kreska w Stop!! Hibari­‑kun! jest mocno staroświecka – co w sumie nie powinno zaskakiwać. Autor chętnie korzysta z różnego rodzaju deformacji, uderza w groteskę, postaci są nierzadko przerysowane tak, aby uwypuklić określone cechy. Nieco w kontrze do tego stylu mamy wizerunki części bohaterów, których autor postanowił uczynić urodziwymi – i rysuje ich z pieczołowitą dbałością o detale. Modelowym przykładem jest postać tytułowa, rysowana tak, by podkreślać jej urodę. Hibari możemy podziwiać w różnego rodzaju pozach, strojach, zawsze tak, aby wyglądał/a jak ładna dziewczyna. Trzeba zaznaczyć, że bardziej fanserwiśnych ujęć jest tu niewiele – a postacią, która chyba najczęściej przedstawiana jest jako niekompletnie ubrana, jest właśnie Hibari. Dziewczynom zdarza się to o wiele rzadziej.

Tym, co niestety sprawia, iż komiks ten nieco traci, jest fakt, że po czterech tomach został on urwany i dlatego nigdy nie dowiemy się, jak ostatecznie skończyła się ta cała historia, szczególnie że autor w końcu nie zdecydował się na stwierdzenie, czy Kousaku zejdzie się z Hibari, czy nie. Wątek ten jest rozwijany teoretycznie przez cały czas, ale jednocześnie podkreśla się heteroseksualizm Kousaku. Pod koniec pojawia się kwestia jeszcze jednej postaci, której płeć stoi do góry nogami, a której obecność mogłaby pozwolić na uporządkowanie fabularnego bałaganu. Jak na ironię, mimo to była to chyba pierwsza manga (bądź jedna z pierwszych, głowy nie dam) podejmująca tego rodzaju wątki, która doczekała się animowanej adaptacji.

Stop!! Hibari­‑kun!jest pozycją, do której najbardziej chyba pasuje słowo „inna”. To komiks, który trudno poddaje się szufladkowaniu i przypisywaniu do szablonów, jest pod wieloma względami udany, ale cierpi jednocześnie na problem wielu pionierskich tytułów – autor poszedł słabo przetartym szlakiem i chyba do końca sam nie miał pewności, gdzie go ów szlak zaprowadzi. Nie zdziwiłbym się zresztą, gdyby manga w zamierzeniach autora miała zakończyć się w sposób głupi lub absurdalnie dziwny (jak np. inna manga poruszająca kwestie płci – Futaba­‑kun Change!). Dlatego, choć zasługuje na uwagę jako rzecz oryginalna, pozostaje tytułem, który mógłby być znacznie lepszy – gdyby ktoś zabrał się za ten temat na nowo, odrzucił to, co zbędne, potraktował ciut poważniej – pytanie tylko, czy dziś ktokolwiek by się na to odważył. Nie żyjemy w czasach, w których oryginalność jest w cenie. A gdyby finałem miało być coś à la Himegoto, to może jednak lepiej sobie takie dywagacje darować?

Grisznak, 26 grudnia 2015

Technikalia

Rodzaj
Wydawca (oryginalny): Futabasha Publishers, Homesha, Shogakukan, Shueisha
Autor: Hisashi Eguchi