Monster Musume
Recenzja
Wciąż z lekkim niedowierzaniem biorę do ręki drugi tom Monster Musume – aż trudno uwierzyć, że w epoce zalewu naszego rynku mangami yaoi i yaoi-podobnymi ten tytuł ukazuje się u nas i przygoda polskiego rynku z nim nie zakończyła się na pierwszym tomie.
Finał tegoż pierwszego tomu zapowiadał drastyczną zmianę w sytuacji – i faktycznie, już od samego początku drugiego zaczyna się ostra jazda, po części związana z deklaracją pani Smith, a po części mająca także inne przyczyny. Dość dodać, że główny bohater musi się naprawdę starać, aby ratować swoje życie oraz cnotę – jedno i drugie zagrożone w takim samym stopniu przez trzy mieszkające pod jego dachem panny.
Ale to dopiero początek. Życie Kurusu nadal nie jest proste, zwłaszcza że Mia postanawia nauczyć się gotować, co prowadzi do kolejnych niebezpiecznych zdarzeń, ale, co bardziej istotne, otwiera wątek poświęcony linieniu. Bo może i nasza lamia być ślicznotką, ale jest jednocześnie wężem. Zaś zrzucanie skóry, to, jak się dowiadujemy, cokolwiek krępująca sprawa, co powoduje, że mamy okazję poznać nieco inne, bardziej pruderyjne (sic!) oblicze tej postaci. Te dwa rozdziały to z kolei wprowadzenie do zasadniczego tematu drugiego tomu, który dotyczy nowej bohaterki w obsadzie – złożonej ze śluzu istoty, tu zwanej „błotniakiem”, o imieniu Ślu. Ta dostarczy głównym bohaterom sporej dawki problemów oraz oczywiście fanserwiśnych scen.
Drugi tomik Monster Musume: Codzienność z potworzycami jest chyba jeszcze bardziej szalony i zabawny niż pierwszy. Autor odsunął nieco na bok kwestie romantyczne, za to postawił na dynamiczną akcję i humor, hojnie oczywiście przyprawiając to wszystko erotyką. Pod tym względem manga przywodzi na myśl takie klasyki jak np. Love Hina, choć naturalnie czasy się zmieniły i to, co kiedyś uchodziło za odważne, dziś jest już normą. Warto zauważyć, że mimo poszerzenia obsady autor dalej faworyzuje Mię, która jako jedyna dostaje samodzielny rozdział. Ale należy pamiętać, że sytuacja jest dynamiczna, gdyż na czterech bohaterkach harem się nie skończy, co zapowiada już ostatnia strona drugiego tomu.
Okładka zachowała tę samą konwencję graficzną, z tym, że na jej pierwszej stronie pojawiają się Papi i Kurusu. Mia powędrowała na ostatnią stronę, za to została ubrana w gustowne kimono. Zamieszczony obok niej opis fabuły niestety bardziej pasowałby do pierwszego tomu, gdyż zawarta w nim informacja straciła ważność w jego finale. Poza tym mamy tu dwa zdania o każdym gatunku, którego bohaterki występują w mandze – na razie o lamiach, harpiach i centaurach. Na przednim skrzydełku okładki znalazł się spis treści, zaś na tylnym – notka o autorze, niestety z błędem, gdyż można tam znaleźć informację, że pierwszy tomik mangi ukazał się w Japonii w tym roku, podczas gdy w rzeczywistości Monster Musume zaczęło wychodzić w roku 2011.
Po otwarciu tomiku możemy cieszyć się pierwszymi czterema stronami w kolorze i na kredzie – w przypadku mangi, w której aspekt wizualny stanowi istotną kwestię jest to niewątpliwy plus, nawet jeśli papier jest nieco zbyt cienki i np. na biuście Centorei widzimy napis „Mam go!” z kolejnej strony. Tym razem zachowano na kolorowych stronach wszystkie onomatopeje z pierwowzoru, naturalnie tłumacząc je na polski. Jako dodatek otrzymujemy dwustronicową opowiastkę poświęconą problemom z garderobą nowej bohaterki. Niestety, numeracja stron nadal jest wyrywkowa.
W tłumaczeniu zaszły drobne zmiany – Centorea od pierwszego rozdziału tytułuje teraz bohatera „suzerenem”, co w sumie nieźle pasuje do jej stylizowanego na rycersko‑dawny sposobu wyrażania się. Jej wypowiedzi zresztą najczęściej okraszane są takimi zwrotami, vide „palawer” na stronie 19, nawiązanie do Makbeta na stronie 118, czy nawet cytat z wiersza Adama Asnyka na stronie 156.
Z wpadek odnotowałem tylko jedną nieścisłość – „Dziś jest wyjątkowy dzień” na stronie 21, choć wcześniej wyraźnie widać, że akcja toczy się w nocy. Nowy gatunek potworzyc, czyli slime, niemający w sumie swojego odpowiednika w polskiej demonologii, został przetłumaczony jako „błotniak” – to zaś, że zbudowany jest ze śluzu, zaznaczono w cokolwiek kreatywnej polskiej wersji imienia bohaterki. W oryginale brzmiało ono „Suu”, w polskim przekładzie natomiast – „Ślu”. Oszczędzono nam już językowych dziwolągów w rodzaju „O ja jebe” z pierwszego tomu.
Tym, za co trzeba pochwalić Sarę Manasterską, tłumaczkę tej mangi, jest lokalizacja pewnej części żartów. Acz jestem umiarkowanym zwolennikiem tego zabiegu, bo typowo polskie teksty często brzmią dziwnie w rozgrywającym się w Japonii komiksie, w przypadku zwariowanej komedii, jaką jest Monster Musume tego rodzaju elementy dodają smaku lekturze i brzmią całkiem naturalnie. Mamy tu wspomnianego już wcześniej Asnyka (swoją drogą, ciekawe, czy ów wiersz jest nadal w lekturze szkolnej, jak za moich czasów…), nawiązania do gry Wiedźmin (w kontrze do japońskich RPG, co ciekawe), cytaty z memów internetowych (choćby na stronie 59), tradycyjnych zwrotów (strona 36) czy nawet tłumaczenia tytułów książek, które pojawiają się gdzieś tam w tle – vide Wąż a sprawa polska na stronie 35. Wszystko to sprawia, że polską edycję Monster Musume czyta się nawet dużo przyjemniej niż angielski przekład. Pozostaje nadzieja, że kolejne tomiki utrzymają ten poziom.
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Osiem Macek (Studio JG) | 8.2015 |
2 | Tom 2 | Osiem Macek (Studio JG) | 10.2015 |
3 | Tom 3 | Osiem Macek (Studio JG) | 1.2016 |
4 | Tom 4 | Osiem Macek (Studio JG) | 3.2016 |
5 | Tom 5 | Osiem Macek (Studio JG) | 6.2016 |
6 | Tom 6 | Osiem Macek (Studio JG) | 8.2016 |
7 | Tom 7 | Osiem Macek (Studio JG) | 11.2016 |
8 | Tom 8 | Osiem Macek (Studio JG) | 2.2017 |
9 | Tom 9 | Osiem Macek (Studio JG) | 3.2017 |
10 | Tom 10 | Osiem Macek (Studio JG) | 1.2018 |
11 | Tom 11 | Osiem Macek (Studio JG) | 5.2018 |
12 | Tom 12 | Osiem Macek (Studio JG) | 10.2018 |
13 | Tom 13 | Osiem Macek (Studio JG) | 1.2019 |
14 | Tom 14 | Osiem Macek (Studio JG) | 6.2019 |
15 | Tom 15 | Osiem Macek (Studio JG) | 5.2020 |
16 | Tom 16 | Osiem Macek (Studio JG) | 3.2022 |