Monster Musume
Recenzja
Pojawienie się wśród zasiedlających dom głównego bohatera panien syreny już w poprzednim tomie zaczęło lekko komplikować sytuację, ale dopiero teraz sprawa nabiera rumieńców. Miia dosłownie gotuje się ze złości, gdyż Mero co i rusz indaguje Kurosu w sprawie jego sercowych wyborów. Ale dość szybko okazuje się, że chodzi o coś zupełnie innego – co jednak w niewielkim tylko stopniu poprawi nastrój obsesyjnie wręcz zaborczej jeśli chodzi o „skarbeńka” lamii.
Kwestia syreny nie dominuje jednak w tym tomie, bo czeka nas jeszcze choroba Kurosu i „opieka” nad nim w wykonaniu czwórki potworzyc, nieco intymny problem Papi oraz wizyta cokolwiek podejrzanej ekipy dziennikarzy. Ten ostatni motyw rozpoczyna także wątek związany w pojawieniem się kolejnej z kluczowych bohaterek, którą czytelnik może zobaczyć na ostatnich stronach trzeciego tomu mangi.
Najbardziej rzucającym się w oczy fragmentem tego tomiku jest jednak rozdział poświęcony Potwornemu Regimentowi. To grupa potworzyc, których zadaniem jest radzić sobie z przestępcami z ras legendariae. Tym, jak wiadomo, człowiek nie ma prawa wyrządzić krzywdy. Wątek im poświęcony jest nie tylko dynamiczny, pełen akcji i humoru, ale pozwala też wykazać się pannie Smith, która jak rzadko kiedy jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Nie mówię już, że w ten sposób pogłowie potworzyc występujących w Monster Musume: Codzienność z potworzycami wzrasta pod koniec trzeciego tomu do dziesięciu sztuk. A to jeszcze nie koniec…
Wyjąwszy może wspomniany wyżej fragment, manga zachowuje podobny nastrój jak poprzednie dwa tomy. Fabuła niespecjalnie się rozwija, kolejne epizody skupiają się na perypetiach Kurosu i jego sublokatorek, epatując czytelnika śmiałymi ujęciami i humorem. Pod tym względem poziom jest mniej więcej równy, więc chyba nikt, komu spodobał się ten tytuł, nie będzie rozczarowany. Inna sprawa, że zbliżamy się do etapu, w którym chciałoby się dostać jakiś dłuższy i ciut może bardziej rozbudowany wątek fabularny – ale na to przyjdzie czytelnikom tego komiksu jeszcze trochę poczekać.
Na okładce znalazła się tym razem Centorea w pozie prezentującej jej największe… hmmm… atuty. Na jej ostatniej stronie prężą się zalotnie Miia, Ślu i Mero, Papi natomiast gdzieś zniknęła. Opis fabuły jest dość jałowy i na dobrą sprawę nie informuje czytelnika o niczym. Pod obwolutą znajdziemy krótki komiks oraz garść faktów dotyczących Mero. Ostatnie cztery strony to charakterystyki nowych bohaterek i krótka opowieść dodatkowa. Do strony edycyjnej nie mam większych zastrzeżeń, jedynie dolny kadr na stronie sto trzydziestej drugiej, przedstawiający pokój Miii, wydaje mi się zbyt blady.
Tłumaczenie zachowuje konwencję, którą znamy już z poprzednich tomów. Zauważyłem natomiast pewną niekonsekwencję – Smith bywa nazywana raz „panią”, a innym razem „panną” – ta pierwsza forma jest oczywiście zrozumiała w bardziej oficjalnych sytuacjach, ale gdy wśród bohaterek raz pada takie słowo, a raz – inne, czytelnik ma prawo mieć wątpliwości. Do grona postaci „stylizujących” wypowiedzi dołącza już na dobre Mero, której język nieco przypomina styl Centorei, acz jest wyraźnie mniej napuszony. Dostajemy ponadto garść bardziej swojskich tekstów (klasyczny cytat z Allo Allo na stronie dziewięćdziesiątej trzeciej), nierzadko cokolwiek fandomowych, na przykład „otaku” przetłumaczone jako „mangozjeby” na stronie czterdziestej szóstej. Gorzej, gdy poprzez stylizację powstają dziwadełka, jak choćby „odziewek” na stronie dwudziestej piątej – słowo niby występujące w słownikach, ale… Docenić trzeba natomiast bogactwo określeń, jakimi Miia obdarza Mero w pierwszym rozdziale.
Kwestią, która zapewne wzbudzi największe kontrowersje, jest nazwa oddziału specjalnego podległego pannie Smith. W oryginale skracany był on do „MON” i wedle tego skrótu tworzono też angielski przekład, brzmiący „Monster Ops: Neutralization”. W polskim wydaniu skrót „MON” (nota bene, po polsku też brzmiący dość swojsko) zmieniono na „POR”, zaś oddział przemianowano na „Potworny Regiment”. Acz sama nazwa brzmi nawet sympatycznie, pozostaje pytanie, czy oddaje ona dobrze sens jednostki, która pełni, bądź co bądź, funkcje policyjne, a nie wojskowe. Tymczasem słowo „regiment” jest terminem stricte wojskowym, a co gorsza anglicyzmem, bo nigdy nie występowało w nazewnictwie wojskowym polskiej armii (zamiast niego stosowano „pułk”). Imiona członkiń oddziału zachowano w oryginale, z jednym wyjątkiem – Manako została „Bystroczką”.
Jeśli chodzi o błędy, to rzuca się w oczy „Misaczek” na stronie ósmej. Na stronie piętnastej Mero zmienia nagle formę, mówiąc w liczbie pojedynczej, by gładko przejść do liczby mnogiej w tej samej wypowiedzi, co wygląda trochę dziwnie. Podobnie rzecz się ma z „rycerka‑paladynka”, podczas gdy samo „paladynka” spokojnie by wystarczyło. Wreszcie na stronie sto dwudziestej ósmej wścibski dziennikarz pyta Mero o to, jak wychodzi z basenu, używając sformułowania: „A co pani robi, kiedy wychodzi pani z basenu?”, co w polskiej wersji sugeruje, iż chodzi raczej o to, co Mero robi po wyjściu z basenu, a nie w jaki sposób ów basen opuszcza.
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Osiem Macek (Studio JG) | 8.2015 |
2 | Tom 2 | Osiem Macek (Studio JG) | 10.2015 |
3 | Tom 3 | Osiem Macek (Studio JG) | 1.2016 |
4 | Tom 4 | Osiem Macek (Studio JG) | 3.2016 |
5 | Tom 5 | Osiem Macek (Studio JG) | 6.2016 |
6 | Tom 6 | Osiem Macek (Studio JG) | 8.2016 |
7 | Tom 7 | Osiem Macek (Studio JG) | 11.2016 |
8 | Tom 8 | Osiem Macek (Studio JG) | 2.2017 |
9 | Tom 9 | Osiem Macek (Studio JG) | 3.2017 |
10 | Tom 10 | Osiem Macek (Studio JG) | 1.2018 |
11 | Tom 11 | Osiem Macek (Studio JG) | 5.2018 |
12 | Tom 12 | Osiem Macek (Studio JG) | 10.2018 |
13 | Tom 13 | Osiem Macek (Studio JG) | 1.2019 |
14 | Tom 14 | Osiem Macek (Studio JG) | 6.2019 |
15 | Tom 15 | Osiem Macek (Studio JG) | 5.2020 |
16 | Tom 16 | Osiem Macek (Studio JG) | 3.2022 |