Manga
Kikoeru?
- きこえる?
Uroczy romans męsko‑męski z radiem w tle.
Recenzja / Opis
Określenie Itsukiego Sakurabashiego mianem introwertyka to poważne niedomówienie – chłopak większość czasu spędza w domu i gdyby nie fakt, że jest studentem, jego znajomości ograniczałyby się do jednego przyjaciela, jeszcze z czasów podstawówki. Itsuki nie potrafi nawiązywać nowych znajomości, jest skrajnie nieśmiały i ma poważne problemy z wiarą w siebie, dlatego wszelkie grupowe wyjścia omija szerokim łukiem. Jest jednak jedna rzecz, która sprawia mu niesamowitą przyjemność, a mianowicie słuchanie audycji radiowych. Interesuje go zwłaszcza jeden program, prowadzony przez znanego i lubianego DJ‑a, Aratę Yunoguchiego. Chłopak jest zafascynowany dziennikarzem do tego stopnia, że kiedy przypadkowo wpada na niego w księgarni, nie zważając na konwenanse i własną nieśmiałość, z miejsca zaprasza go na kawę. Chociaż Yuno (bo takim pseudonimem posługuje się na antenie) na początku wydaje się zaskoczony, zgadza się na spotkanie z młodym fanem.
Jeżeli komuś właśnie włącza się czerwona lampka ostrzegawcza, że oto kolejna historia z cyklu stalker i jego ofiara z syndromem sztokholmskim, już śpieszę z wyjaśnieniem, że akurat w tym przypadku nic z tych rzeczy. Radio to ukochane hobby Itsukiego, a Yuno to dla niego autorytet i chodząca legenda. Dzięki wrodzonemu talentowi Arata jest w stanie skłonić rozmówcę, by opowiedział mu o swoich problemach i troskach – to typ świetnego słuchacza, nieobojętnego na kłopoty innych. Itsuki uważa go za dobrego człowieka, któremu można się zwierzyć w każdej sprawie, dlatego z przejęciem postanawia o sobie opowiedzieć. Między bohaterami szybko nawiązuje się nić porozumienia, dlatego zaczynają się regularnie spotykać i wymieniać poglądy. Sakurabashi powoli otwiera się na świat i zachęcony wsparciem idola, zaczyna spotykać się ze znajomymi z uczelni. Tymczasem Yuno, zaintrygowany chłopakiem, robi wszystko, by mu pomóc. Kiedy jednak do DJ‑a zaczyna docierać, że Itsuki jest dla niego kimś więcej niż tylko wiernym słuchaczem, dochodzi do wniosku, że może zapędził się za daleko.
Kikoeru? to jedna z tych mang, w których romans rozwija się dosyć leniwie i nie bez przeszkód. Duży plus należy się Aoi Hashimoto za to, że owe przeszkody mają sporo sensu i wypadają bardzo realistycznie. W ogóle komiks ma sporą domieszkę okruchów życia. Problemy bohaterów wiążą się z codziennością – szkołą i pracą, na pewno nie można im zarzucić wydumania. Arata zdaje sobie sprawę, że wplątanie się w romans ze sporo młodszym mężczyzną, na dodatek fanem, może mieć fatalne konsekwencje. Natomiast Itsuki po prostu boi się wyznać swoje uczucia, jego niska samoocena sprawia, że nie czuje się dość dobry, by zawracać swoją osobą głowę znanej osobistości. Przy czym to bycie znanym też wygląda specyficznie, ale jak na mój gust wpisuje się w realistyczne ramy, nakreślone przez autorkę. Ponieważ Yuno pracuje w radiu, nie jest tak popularny jak telewizyjni idole – owszem, ma grono wiernych słuchaczy, a nawet organizuje kameralne, coroczne spotkania z wybraną grupą, ale nikt nie rzuca mu się na ulicy na szyję i nie odwraca głowy, kiedy go mija. Dlatego też bohaterowie mogą spędzać wspólnie czas na mieście, nie nagabywani przez nikogo.
Jednak osią wydarzeń jest rodzące się uczucie, ukazane umiejętnie i ze smakiem. Panowie dużo czasu spędzają na rozmowach, ale mimo błyskawicznego zawarcia znajomości czuć, że jest między nimi niewidzialna ściana i trochę czasu musi upłynąć, zanim zniknie. Chociaż manga ma zaledwie jeden tom, Aoi Hashimoto zgrabnie rozplanowała wydarzenia, dzięki czemu czytelnik nie ma poczucia, że coś dzieje się zbyt wolno lub zbyt szybko. Naturalnie nie mamy do czynienia z dziełem odkrywczym czy dokumentalnym, ale dawno nie czytałam yaoi, które by mnie tak zainteresowało. W sensie – musiałam zrobić przymusową przerwę w lekturze i byłam autentycznie zaskoczona, jak bardzo jestem ciekawa, co będzie dalej, chociaż trudno uznać Kikoeru? za komiks nieprzewidywalny. Koniec końców, długa część poświęcona pączkującemu romansowi okazała się strzałem w dziesiątkę, wyszła autorce historia ciepła, słodka i łapiąca za serce. Problemem okazały się ostatnie rozdziały, będące w sumie epilogiem opowieści.
Nie wiem czy tylko ja tak mam, ale bywają komiksy poruszające tematykę związków męsko‑męskich, którym wyszłoby na dobre pozostanie niewinnym niczym lelyja nagrobna shounen‑ai. Tymczasem mangaczki, czy to z własnej woli, ku uciesze wygłodzonych fanek, czy też pod wpływem przykazu z wydawnictwa, na siłę i zupełnie od czapy wciskają do nich sceny erotyczne. Cholera… Przeczytałam te pięć uroczych rozdziałów, trochę skonfundowana faktem, że przy mandze widnieje oznaczenie yaoi, a tu największym szaleństwem był pocałunek i widzę, że został mi jeszcze jeden… tak po prawdzie, to nawet nie pełnoprawny rozdział, a dodatek. Bogowie, jakby mi ktoś stylem od łopaty w potylicę przyłożył – serio, spodziewałam się jakiejś romantycznej, subtelnej sceny, a tu taki schematyczny koszmarek, napakowany tanią erotyką. Bohaterowie, ze szczególnym wskazaniem na Yuno, zachowują się, jakby ich ktoś mózgów pozbawił, a charaktery pożyczył od Ayano Yamane czy innej Mayu Shinjo. To nie było romantyczne, to nie było podniecające, to nie było nawet śmieszne, to było żenujące! Fuj i w ogóle.
Gdyby nie fakt, że te pięć rozdziałów czekolady z posypką nastroiło mnie bardzo pozytywnie, a relacje bohaterów zaskoczyły normalnością, z pewnością ocena byłaby niższa. O Yuno i Itsukim sporo już napisałam, warto wspomnieć, że ich relacja rozwija się naturalnie, żaden z nich nie stara się narzucać drugiemu i szanuje jego uczucia. Natomiast tylko napomknęłam o Takumie, czyli najlepszym przyjacielu Itsukiego, który jest tylko przyjacielem! Może się to wydawać dziwne, ale istnieją mangi yaoi bez nadmiernie eksploatowanego motywu trójkąta romantycznego, z przyjacielem z dzieciństwa w jednej z ról głównych. Kikoeru? właśnie do nich się zalicza. Poza tym Takuma to bardzo sympatyczny chłopak – pozbierany i troskliwy, ale nie nadopiekuńczy. To poniekąd on ratuje ten żałosny dodatek „erotyczny”, udowadniając, że myśli i wie, kiedy należy zostawić pewne rzeczy i wycofać się spokojnie.
Technicznie jest dobrze, ale bez rewelacji. W tym przypadku okładka niezbyt odpowiada stanowi faktycznemu. Kreska jest przyjemna dla oka, ale nic poza tym – oczywiście wszyscy ważni z punktu widzenia fabuły panowie to modelowi bishouneni, ale widać, że artystce trochę brakuje warsztatu. Niby jest anatomicznie i nieźle kompozycyjnie, jednak razi monotonny kontur oraz dużo bieli. Autorka używa niewielu rastrów, głównie do wypełniania przestrzeni, ubrań lub włosów. Gdzieniegdzie pojawiają się zarysy tła, a nawet dosyć szczegółowo ukazane miejsca, ale jakieś to wszystko bez życia, jak zdjęcia z katalogu firmy wysyłkowej. Twarze mają przyzwoitą ekspresję, ale przez brak cieniowania wydają się płaskie. Stawiam jednak plus za to, że bohaterowie nie chodzą cały czas w tych samych ciuchach i autorka postarała się, żeby to, co noszą, prezentowało się modnie i dobrze na nich leżało.
Kikoeru? nie wychodzi poza ramy przyjemnego czytadła na wieczór. Bohaterowie są poukładani i sympatyczni, chociaż nie sposób nazwać ich osobowości głębokimi, a fabuła układa się w spójną i logiczną całość, słusznie polaną lukrem. Na pewno manga wypadłaby lepiej, gdyby Aoi Hashimoto darowała sobie sceny łóżkowe, które nijak nie pasują nastrojem do reszty i wydają się wciśnięte na siłę. Na szczęście układ komiksu pozwala ominąć je szerokim łukiem i cieszyć się tym, co najlepsze i najbardziej udane. Zmarnowany potencjał? Trochę tak, ale mimo wpadek miło wspominam lekturę i w sumie cieszę się, że zdecydowałam się przeczytać Kikoeru?. Ot, kolejny niezobowiązujący komiks dla fanek słodkich romansów w wydaniu męsko‑męskim, tym razem okrojony z irytujących schematów, za to całkiem nieźle rozgrzewający serce w deszczowy wieczór.
Technikalia
Rodzaj | |
---|---|
Wydawca (oryginalny): | Shueisha |
Autor: | Aoi Hashimoto |