Escape Journey
Recenzja
W liceum Naoto i Taichi byli najpierw przyjaciółmi, a potem zostali parą. W którymś momencie emocje buzujące w nastolatkach wzięły górę i chłopcy się rozstali. Po kilku latach rozpoczynający studia Naoto odkrywa, że Taichi jest na tym samym uniwersytecie i kierunku. Co gorsza, okazuje się, że należy również do paczki znajomych, w którą towarzyski Nao zdążył już się wkręcić. Cóż poradzić – Taichi zachowuje się przyjaźnie, więc i Naoto nie ma nic przeciwko przymusowemu odnowieniu znajomości na stopie koleżeńskiej. Po którymś zakrapianym wypadzie na miasto obaj panowie lądują jednak w łóżku. I co z tym fantem zrobić?
Jakoś tak wychodzi, że główni bohaterowie postanawiają (chyba) spróbować jeszcze raz być razem, co przypomina nieco budowanie zamków na piasku, zwłaszcza że pojawia się ktoś inny zainteresowany Taichim. W zasadzie nie towarzyszy im z tej okazji wiele głębszych refleksji w typie: „dlaczego poprzednim razem nam nie wyszło?” (chociaż dla czytelnika w pewnym momencie staje się to oczywiste); Naoto woli marnować czas na szukanie słownikowej definicji tego, co go z Taichim łączy. W zasadzie to jedyna, choć poważna, wada fabuły, do której mogę się doczepić. Tomik jest gruby, w środku znalazło się więc wystarczająco dużo miejsca, by przedstawić wydarzenia aktualne, sceny zawierające wewnętrzne przemyślenia bohaterów i retrospekcje opowiadające historię ich przyjaźni. I zostaje jeszcze dużo stron na zilustrowanie gorącego seksu pomiędzy Naoto a Taichim. Rozdział dodatkowy też służy niemal wyłącznie temu.
Ostatnia strona zawiera kilka słów od autorki, w tym uwagę, że miała problemy ze współczesnym językiem młodzieżowym. Wstyd się przyznać, ale ja też nie zrozumiałam wypowiedzi podanej jako przykład.
Okładka wali po oczach. To jest, chciałam powiedzieć, zwraca uwagę. To pomarańczowe tło… Ale sam rysunek jest świetnie pomyślany – zwłaszcza gdy porównać go z opisem z tylnej strony okładki. Wewnątrz znajduje się jedna kolorowa ilustracja przedstawiająca Naoto i Taichiego, a dodatkowo jeszcze po jednej czarno‑białej ilustracji na początku każdego rozdziału. Jak już wspominałam, tomik jest gruby, ale mimo to mocno sklejony i świetnie się trzyma, nawet biorąc pod uwagę, że zwykle nie używam zakładki i mam niechlubny zwyczaj robienia z książki „skrzydełek”. Paginacja jest częsta, a ekipa wymieniona w stopce redakcyjnej spisała się naprawdę dobrze. Wszystkie napisy, w tym te drobniutkie na komórce, zostały wyczyszczone i zastąpione polskimi, a tłumaczenie jest zarówno wystarczająco młodzieżowe, jak i zrozumiałe, dialogi czyta się bardzo płynnie. Jedyne błędy, jakie zauważyłam, to krzywo wklejone, to jest za bardzo przesunięte ku środkowi tomu, teksty wypowiedzi w momencie, kiedy chmurka dialogowa jest ucięta przez brzeg strony. I nieszczęsny „comming out” na stronie 231 – tam powinno być jedno „m”, drogie Kotori, przez dwa „m” pisze się „cumming”, które, chociaż do tej mangi też by pasowało, znaczy coś całkowicie innego…
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Kotori | 3.2018 |
2 | Tom 2 | Kotori | 6.2018 |
3 | Tom 3 | Kotori | 4.2019 |