Teoria miłości
Recenzja
Drodzy czytelnicy, zróbmy pewien eksperyment… Otóż wyobraźcie sobie, że aktualnie śnicie. Albo marzycie, na jedno wyjdzie. Którykolwiek wariant przyjmiecie, załóżmy, że jesteście pozbawionymi dziewczyny przeciętniakami, a przed oczami staje wam prawdziwa horda przedstawicielek płci pięknych. Horda, co warte podkreślenia, zainteresowana fizyczną konsumpcją miłości z waszą skromną osobą i do tej konsumpcji aktywnie dążąca. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że takowe wyobrażenia spowodują u was wzrost tego i owego, a wy zapragniecie spuścić nagromadzone w was nadmierne ciśnienie. Jak mawiał klasyk, czasem człowiek musi, bo inaczej się udusi… Ale nieważne. Grunt, że przymierzacie się do podjęcia działania, a tu się okazuje, że główny zawór do spuszczenia ciśnienia… zmienił się wam w głowę. Głowę z krótko przyciętymi włosami i przeciwsłonecznymi okularami na nosie. W dodatku pytającą was, czy to wy się zwiecie osobnik XYZ.
Straszne, nie? W każdym razie z pewnością nietypowe. Ale taka właśnie historia spotkała głównego bohatera Teorii miłości Kanjiego Yarahatę. Dokładnie ta anegdota stanowi zawiązanie fabularne mangi, na której końcu wspomniany Kanji przepoczwarzy się zapewne z pozbawionego wyższych zdolności interpersonalnych (szczególnie w odniesieniu do kobiet) Przeciętniaka Takiego Jak Ty w Casanovę i zdobywcę niewinnych serc niewieścich. A przynajmniej zdobywcę serca Tej Jednej Jedynej. Tak… Czy trzeba dodawać coś więcej? No, w sumie to by wypadało. A więc cóż… Wspomniana głowa, która stała się zaworem (mam nadzieję, że osoby w wieku 16+, do których kierowana jest ta manga, pojmują moje subtelne metafory), okazuje się mieć na imię Aiya. Aiya jest duchem przysłanym przez nieżyjącego dziadka Kanjiego, gdyż wróżka w zaświatach przedstawiła mu – dziadkowi – przepowiednię, że jeśli wnuk w ciągu roku nie znajdzie dziewczyny, to ród Yarahata po prostu wymrze. Dlatego też Aiya, który tak na marginesie jest strasznym zboczeńcem, zostaje przewodnikiem Kanjiego po krętych ścieżkach zdobywania miłości niewieściej. A że taka miłość się wkrótce na horyzoncie objawi, to szybko będzie okazja, by zacząć zmieniać tytułową Teorię Miłości w praktykę.
Cóż więcej mogę rzec… Mimo wybitnie komediowego i skądinąd surrealistycznego klimatu główny wątek przedstawionej historii, ze szczególnym wskazaniem na poszczególne lekcje teoretyczne Aiyi, jest całkiem sensowny. I choć sam nie bardzo wierzę w to, co piszę, to z perspektywy osoby sporo starszej od dwudziestoletniego głównego bohatera udzielane tu rady i wskazówki mają szansę sprawdzić się nie tylko na stronach mangi. Nie znaczy to oczywiście, że Teoria miłości stanowi niepodważalną i uniwersalną prawdę objawioną, która pozwoli każdemu łosiowi zdobyć wymarzoną dziewczynę. Niemniej przedstawiane tutaj porady i wskazówki praktyczne mogą się w prawdziwym życiu przydać. Nie w każdej sytuacji i pewnie nie każdy będzie w stanie je zastosować, ale jestem pozytywnie zaskoczony poziomem merytorycznym tej mangi. Choć może to nie takie dziwne, biorąc pod uwagę, że jeden z jej autorów stworzył też pełnoprawny podręcznik uwodzenia.
Żeby jednak ze wspomnianej wiedzy skorzystać, potencjalny odbiorca powinien nastawić się na wyłuskiwanie jej spośród kadrów pełnych nietypowych, wręcz karykaturalnych (zarówno fizycznie, jak i charakterologicznie) postaci oraz specyficznego, miejscami nieomal kloacznego humoru. Ten ostatni objawia się szczególnie w postaci Aiyi. Aiya ma zdecydowanie niewyparzoną gębę, a także tendencję do dobierania się do majtek bądź biustu co ładniejszych napotykanych kobiet. A że nikt poza Kanjim go nie widzi i, jak się zdaje, praktycznie nie wyczuwa fizycznie, to hulaj dusza, piekła nie ma… Zresztą sam Kanji dużo lepszy nie jest. Nie wiem, czy dzisiejsi dwudziestolatkowie posługują się słownictwem wybranym przez tłumacza, Tomasza Molskiego, ale rozmowy są w większości prowadzone w tonie bardzo swobodnym. Nie brak w nich niewybrednych żartów, jeszcze mniej wybrednych opinii, a od czasu do czasu trafi się też soczysty wulgaryzm. Błędów jednak, czy też koślawych bądź rażących pod kątem merytorycznym kwestii nie wypatrzyłem.
Grafika, jak wspomniałem powyżej, stanowi miszmasz realistycznie rysowanych postaci i bogatych w detale, ładnych, choć niezbyt może zróżnicowanych teł z liczną i intensywną karykaturą. Tak, karykaturą, bo klasycznym efektem super‑deformed tego w moim odczuciu nazwać nie sposób. Nie powiem, pasuje to nawet do dość skądinąd poważnej treści, ale często gęsto aż nieprzyjemnie patrzeć na to, co wyprawia się na poszczególnych stronach. W gruncie rzeczy trudno to nawet opisać. Choć pewnie za tomik, dwa czytelnik przestanie na to zwracać większą uwagę… O ile oczywiście wcześniej od mangi nie odpadnie.
Podsumowując, muszę przyznać, że jestem pozytywnie zaskoczony. Spodziewałem się zbereźnej i niezbyt lotnej komedii pokroju anime 30‑Sai no Hoken Taiiku, a dostałem… zbereźną komedię, w której humor osiąga ciężar dobrze odchowanej maciory, ale która też przemyca zaskakująco sensowne treści. Trudno po jednym tomiku wyrokować, co z tego wszystkiego wyjdzie, ale Teoria miłości ma szansę stać się jedną z bardziej wartościowych pozycji na naszym runku. Oryginalności odmówić jej nie sposób! Podobnie zresztą jak jakości wydania. Nietypowa treść mieści się w zgrabnym i dobrze wydrukowanym tomiku, który nie dość, że ma w większości ponumerowane strony, to jeszcze pyszni się ładną okładką i nie nastręcza żadnych trudności podczas lektury.
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Kotori | 4.2019 |
2 | Tom 2 | Kotori | 7.2019 |
3 | Tom 3 | Kotori | 11.2019 |
4 | Tom 4 | Kotori | 4.2020 |
5 | Tom 5 | Kotori | 7.2020 |