Komentarze
Zapach miłości
- CCC - Ceremoniał celebrowania codzienności : Jiri50 : 17.07.2024 10:23:32
- komentarz : Bez zalogowania : 22.06.2023 13:27:39
- komentarz : Jiri50 : 2.02.2023 13:43:10
- komentarz : Anonimowa : 2.02.2023 12:03:18
- komentarz : Jiri50 : 2.02.2023 06:20:49
- komentarz : Anonimowa : 2.02.2023 04:27:45
- komentarz : Jiri50 : 30.01.2023 07:57:20
- Re: Jednak slice od life : Jiri50 : 26.11.2022 07:42:13
- Jednak slice od life : Bez zalogowania : 25.11.2022 17:38:40
- Re: Zielony sweterek i zapach kobiety ;) : Jiri50 : 24.11.2022 13:06:36
CCC - Ceremoniał celebrowania codzienności
Właściwie to można stwierdzić, że obecnie to nieomal wszystkie opowieści o miłości. W tym i te komiksowe, cierpią na tę samą przypadłość co nasze bajki dla dzieci. W momencie wyznania ew. pierwszego pocałunku mamy fanfary, światła gasną i wjeżdża dyskretna plansza z napisem: a dalej to oni żyli długo i szczęśliwie.
Cóż, związki pomiędzy ludźmi mają swoją dynamikę i swoje bebechy codzienności które jakoś tak . . . wydają się być mało efektowne i fotogeniczne. Jak by na to nie spoglądać to z czasem nasza tak upragniona znajomość traci urok ten nowości. I nieuchronnie siada na niej patyna rutyny. Przyćmiewając blaski pierwszych razów.
Ale bez tej znojnej osnowy codzienności, tkanej codziennymi gestami i emocjami. Nie ma przecież mowy o tym abyśmy żyli potem ze sobą szczęśliwie. Choćby nawet i przez jakiś dosyć krótki czas. A już o tym, że będzie to naprawdę „długo i szczęśliwie”. To niestety bez włożenia w to pracy i wysiłku zupełnie nie ma co fantazjować.
Cała historia naszej pary zaczyna się tuż po zaliczeniu tej zwykle finałowej w bajkach akcji. Do łóżka idą sobie w pierwszym tomie, z potrzeby bliskości i czułości jak sądzę. Zupełnie brak dramy pt. ja nigdy tego nie wyznam. Tu wyznanie przychodzi bez problemu i naturalnie. Fanfary nie grzmią, ziemia się nie trzęsie . . . normalni ludzie zwyczajnie sobie mówią o miłości. I starają się z nią jakoś żyć.
No i zaczynają się . . . schody, no bo jak tu ułożyć sobie życie we dwoje. W bajkach przecież wystarczy samo wyznanie i reszta robi się sama. Zupełnie naturalnie i bez żadnej uwagi czy wysiłku. Normalnie jak na roli wg. mieszczuchów, chłop leży a tu mu samo rośnie. Totalna i bardzo szkodliwa bzdura!
Namiętność bowiem ulatnia się zwykle dosyć szybko zostawiając pole na zupęłnie inne uczucia. W skrajnych przypadkach czasem przeradza się ona w obojętność albo w nienawiść. W krańcowych przypadkach pozostawiając finalnie wypalone wraki ludzi. Na szczęście nie jest to taka opowieść. To jest na szczęście opowieść o przypadku wręcz odwrotnym.
Wydaje mi się, że warto sobie zobaczyć to co zwykle jest po tych „finałowych napisach” w romantyczno‑bajkowych produkcjach.
Tu w wersji Japońskiego dreptania wokół związku, gdzie nikt nikogo na szczęście nie wodzi za nos. Chociaż obwąchiwanie się partnerów ma niebagatelne znaczenie.
Należy wyłącznie żałować, że niestety bardzo rzadko można coś takiego sobie pooglądać. A szkoda . . . bo sztuka układania sobie tego życiowego bukietu czy też ceremoniał celebrowania codzienności to rzemiosło nad którym trzeba trochę się zastanowić.
A noże jednak inaczej? Mała dziewczynka postawiła wielki mur. Wtula się w jego ściany, starając się stać przydatna ale i niewidzialna dla otoczenia. Ktoś kiedyś bardzo dotkliwie wdrukował jej przekonanie, że jest gorsza i nie zasługuje na nic więcej niż bezbarwną egzystencję gdzieś w dalekim tle. W głębokich cieniach tego co ważne i istotne. Pogodziła się z myślą, że z tortu zwanego życiem, w udziale przypadają jej jedynie niejadalne ogarki świeczek. Zaakceptowała już ten los bez oporu.
Ale jakiś bezczelny typ przeskakuje przez mur. O ja tu tylko służbowo, kłamie uroczo i nawet przekonująco. Ale przecież kłamie! Po co mąci martwy spokój bańki! Po co sięga gdzieś głębiej? Niech się wynosi. Nic tu po nim. Nic nie dostanie.
Jednak pewne dramatyczne wydarzenie to zmienia. Dziewczynka choć przez chwilę nie chce być sama. Ach, te świeczki z tortu, może uda się je choć na krótką chwilę zapalić. Jak ta dziewczynka z zapałkami, chce ogrzać się i chociaż przez chwilę napatrzeć na migoczący płomień. Nawet jeśli poparzy się przy tym paluszki. To się nie uda, ale choć przez moment niech coś się skrzy i świeci.
Ale okazuje się, że ten płomyczek jest uparty. I nie gaśnie. Ale to jest już kwestia paru następnych tomów. ;-)))
Cóż, naprawdę wielka szkoda, że Japońska radość życia i optymizm są takie jakieś . . . wątłe i mdłe, a smutek i rezygnacja jakieś takie łatwe, naturalne i głębokie.
Czy warto to ciągnąć?