K-ON!
Recenzja
Lubię niespodzianki, a już szczególnie te przyjemnie. W przypadku mang i anime trafiają sie one wyjątkowo rzadko, tym bardziej więc mnie cieszą. Właśnie za taką niespodziankę mogę uznać pierwszy tomik mangi K‑ON!. Nasłuchałem się o tym tytule dużo, ale sam nie miałem z nim do czynienia. Pierwszy tomik wziąłem do recenzji, wiedziony ciekawością – po prostu chciałem zrozumieć, na czym polegał fenomen tej niesamowicie popularnej serii. Czy znalazłem odpowiedź na to pytanie? Nie jestem pewien. Czy bawiłem się dobrze? Owszem.
Rozpoczynająca naukę w liceum Ritsu Tainaka postanawia zapisać się do szkolnego klubu muzyki rozrywkowej, w ramach którego działa zespół. Siłą (i to dosłownie) zaciąga tam swoją koleżankę, Mio, by na miejscu dowiedzieć się, że klub zapewne zostanie rozwiązany, gdyż wszyscy jego członkowie zakończyli właśnie naukę w szkole. Dla przedsiębiorczej dziewczyny to jednak nie problem, ba, wręcz zaleta, bo jeśli teraz dołączy do klubu, to automatycznie stanie na jego czele. Sęk w tym, że aby taki klub mógł funkcjonować, potrzeba co najmniej czterech członkiń. Opór Mio został już prawie przełamany, ale dwie to nie cztery. Los chce, że przechodząca akurat obok jasnowłosa piękność o imieniu Tsumugi umie grać na klawiszach, zaś kłótnie Mio i Ritsu ją bawią. Czyli brakuje już tylko jednej…
Yui Hirasawa tu uosobienie przeciętności – niewyróżniająca się w żadnej dziedzinie, przysłowiowa „noga” jeśli chodzi o sport, a przy tym niezbyt bystra. Ale w szkole jest tak, że do jakiegoś klubu zapisać się trzeba, zaś Yui nazwa „klub muzyki rozrywkowej” skojarzyła się głównie z ostatnim członem tejże nazwy. Postanawia więc skorzystać z okazji, zwłaszcza że jej najlepsza koleżanka, Nodoka, roztacza przed nią wizję postępującej alienacji społecznej. W klubie zostaje powitana chlebem i solą, a może raczej – ciasteczkami i herbatą, oraz zasypana wdzięcznością trójki członkiń, które właśnie szukały czwartej, niezbędnej do sformalizowania działalności. Problem polega na tym, że poszukiwana była gitarzystka, ponieważ Ritsu jako tako umie grać na bębnach, Mio radzi sobie z basem, zaś Tsumugi ma opanowaną grę na klawiszach. A Yui? Ona gitary do tej pory widziała tylko na zdjęciach…
Pierwszy tom koncentruje się na docieraniu się członkiń klubu, które wszak w większości dopiero co się poznały. Manga prezentuje je kolejno, skupiając się na ich charakterystycznych cechach. Ritsu jest praktyczna i zawsze kombinuje, jakby na wszystkim dobrze wyjść. Mio jest elegancka, ładna, ale i nieśmiała, zaś sama wzmianka o krwi przyprawia ją o dreszcze. Tsumugi, pochodząca z bogatej rodziny, to już niemal yamato nadeshiko. Na ich tle Yui wypada bardzo zwyczajnie – ale to nie jest poważna wada, bo jej nieporadność bywa przyczyną wielu zabawnych scen. Jest jeszcze nauczycielka – Sawako, równie urocza jak jej uczennice, a dodatkowo posiadająca mroczną przeszłość.
Po K‑ON! sięgnąłem częściowo zainteresowany muzycznym tłem całej historii. Tego jednak nie ma tu za wiele – co zresztą nie jest przypadkiem, bo autor sam podkreśla, że panienki średnio przykładają się do grania. Bardziej interesują je ciasteczka i herbata, będące jednym z głównych motywów komediowych. Na szczęście jest tu trochę czysto muzycznych elementów, przy czym widać, że autor mangi zna się na rzeczy i wprowadza nawet takie detale, jak rozróżnienie między gitarami dla leworęcznych i praworęcznych – na co laik często nie zwróci uwagi.
Uczciwie mogę przyznać – pierwszy tomik K‑ON! jest mangą zabawną. Jest to humor bezpretensjonalny i prosty, ale potrafiący czytelnika rozbawić, zwłaszcza gdy na scenę wkracza Sawako, której przeszłość jest jednym z najlepszych wątków, jakie tu się pojawiają. Relacje między bohaterkami także są źródłem dowcipów, chociaż daje się wyraźnie zauważyć, że autor oszczędza Tsumugi, której nie dostaje się tak jak reszcie. Niemniej manga jest komedią i jest śmieszna – mnie to wystarcza. Część żartów ma także lekko „yuriowaty” charakter.
Należy zaznaczyć, że K‑ON! to tak zwana yonkoma, komiks składający się z czteroobrazkowych historyjek. Taka konwencja nie sprzyja dokładnym, dopracowanym rysunkom – są one proste, acz nie prymitywne. Bohaterki są charakterystyczne i łatwo je zapamiętać oraz odróżnić od siebie. Autor rzadko rysuje tła (mniej więcej jeden‑dwa kadry na każde cztery), zaś mundurki i włosy najczęściej pokrywa jednym rastrem. Niemniej rysunek w K‑ON! jest zauważalnie staranniejszy niż w innych wydanych w Polsce yonkomach, takich jak np. Axis Powers Hetalia czy Pamiętnik Kociłapki.
Sporo dobrego mogę napisać także o polskim wydaniu – rzekłbym nawet, że jest wzorcowe. Duży, przyjemny w czytaniu format to spora zaleta, podobnie jak konwencja graficzna z matowym tłem i błyszczącymi grafikami na okładce. Szczególnie dobrze wygląda ostatnia strona obwoluty z Mio w stroju pokojówki. Pod obwolutą znajdziemy bonus w postaci historyjek. Pierwsze osiem stron jest w kolorze, pozostałe to już czerń i biel.
Przykrych niespodzianek nie płata również przekład – tłumaczka zrezygnowała szczęśliwie z sypiących się w oryginale wiadrami -chanów, zastępując je zdrobnieniami imion, co wypada dość naturalnie. Jedyne, co mi tu trochę zgrzytało, to fakt, że Ritsu zwraca się do Sawako, bądź co bądź nauczycielki, per „Sawuś”. Na stronie 66 z kolei Yui mówi „Zdarł się jej głos”, podczas gdy chodzi właśnie o nią samą. Za to polskie tłumaczenie napisanego przez Mio grafomańskiego tekstu piosenki to już prawdziwa poezja (częstochowska oczywiście), godna największych hitów disco polo.
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Studio JG | 4.2015 |
2 | Tom 2 | Studio JG | 8.2015 |
3 | Tom 3 | Studio JG | 11.2015 |
4 | Tom 4 | Studio JG | 2.2016 |