Manga
Deep Love Host
- Deep Love ホスト
Kiepska historia w sequelu najgorszego sortu.
Recenzja / Opis
Są kontynuacje, które do pięt nie dorastają poprzednikom. Istnieją przypadki spadku jakości kolejnych tomów cyklu. Każdy, kto bierze się za serię, powinien być tego świadomy. Choć przykre – nie są to najgorsze rzeczy, jakie można spotkać w wędrówce przez japońskie komiksy. Istnieje sequel‑potwór. Rzadko spotykany wytwór obdarzony straszliwą mocą transformacji poprzednich tomów. Ci, którzy ośmielą się go przeczytać lub obejrzeć, są zgubieni. Nigdy już nie spojrzą na poprzednie części w ten sam sposób.
Złapałam go. Przyszpiliłam. Wszyscy, którzy lubicie Deep Love: Ayu no Monogatari, bierzcie nogi za pas i uciekajcie, póki wspomnienia miłe. Ja go zatrzymam, rozbiorę na części pierwsze, żeby każdy wiedział po wsze czasy, z czym mamy do czynienia.
Zaczyna się nieźle. Znany z poprzedniej części Yoshiyuki – młody chłopak bez pracy, pieniędzy i rodziny – musi zacząć zarabiać na życie. Kto czytał historię Ayu, wie, że i tak ma szczęście, że dożył tej chwili. Teraz wczujmy się w umysł młodzieńca, którego ukochana, sprzedając swoje ciało, zrujnowała psychikę. Co ma zrobić chłopak, by duchowo pojąć wymiar jej poświęcenia? Zostać męską prostytutką. Fajnie, że twórcy chcieli nam pokazać drapieżny świat panów do wynajęcia, którzy za pięknymi twarzami kryją tragedie i mroczne myśli. Fajnie, tylko dlaczego musieli przy tym zrobić z bohatera idiotę? Przez to wszystko już chyba nigdy nie powrócę do Ayu no Monogatari. No bo jak mam się wzruszyć, wiedząc, że zabija się dla takiego bezmózgowca?
Elementy fabuły – mafijne porachunki, chlipanie nad przeszłością i własną głupotą (aczkolwiek łkają nie ci, co powinni) i obowiązkowe przytulanie małego pieska, który sprawi, że widzom zrobi się smutno i ciepło na serduszku. Gdyby zamiast biednej chorej dziewczynki rzeczywiście dali pieska, wyszłoby ładniej i zgrabniej. Kiedy wyczerpie się limit tragedii, jakich może bohaterom przysporzyć ludzkość, do akcji wkroczą siły przyrody i standardowo źli lekarze – tym razem tylko niedouczeni, czytaj: zachowujący się jak osoby, które podczas kursu prawa jazdy oblały teorię pierwszej pomocy. Dobrze, że nie ciągnęli dalej, bo chyba UFO trzeba by było włączyć.
Postacie dzielą się na głupie, durne, świętą dziewczynkę i znudzone bizneswomen – klientki klubu, w którym pracuje nasz bohater. Zapamiętajcie jedną grzesznicę, kobietę, której straszliwym błędem było naprawienie sobie nosa, żeby podobać się facetom.
Jako niewątpliwy wzór do naśladowania stawia się nam małą niewidomą dziewczynkę, która w towarzystwie słodkiego pieska samotnie chodzi po mieście (łącznie z ruchliwymi ulicami), nie zawracając sobie głowy takimi szczegółami, jak opiekun, laska, czy choćby wytresowany pies‑przewodnik. Jest mała, słodziutka i taaaaka nieszczęśliwa. Modli się codziennie, mimo wszystkich strasznych przygód ciągle się uśmiecha i posiada niesamowity dar generowania irytacji w czytelniku. A przecież historia mangi zna tyle przykładów istot autentycznie wzruszających czytelnika. Siostra Helen z Ode to Kirihito. Chory na gruźlicę kości Delfin z Rose of the Versailles. Upiorny Płód z Berserka. Zamieniony w samobieżny kompostownik pies rasy akita, widoczny w prawym górnym rogu strony 10. rozdziału 13. mangi Gyo. Tak jest już świat skonstruowany, że wszyscy oni wzbudzają w czytelniku o niebo cieplejsze uczucia niż promiennie uśmiechnięta kaleka, na którą uwziął się cały świat. Z pozostałych postaci wymienić należy współpracowników Yoshiyukiego z klubu hostów – albo biedni i nieszczęśliwi, albo źli do szpiku kości. Mamy także złych gangsterów, których celem istnienia jest dręczenie bohatera i wredną dalszą rodzinę istniejącą po to, by maltretować małą dziewczynkę. Kreska kontynuuje upraszczanie, likwidowanie tła i ograniczanie mimiki.
Po przeczytaniu trzech części cyklu wydaje mi się, że bardzo dobry pierwszy tom był wypadkiem przy pracy. Czy autorzy chcieli „popoprawiać” kolejne historie, czy uznali, że widzów zamiast karmić emocjami, trzeba tuczyć tragedią jak kurczaki? W Ayu no Monogatari widać było, że nie radzą sobie z kreacją „złych” postaci, malując grubą kreską paskudne karykatury, które rację bytu miałyby w starych komiksach ze Złotego Wieku Superbohaterów, ale nie w mandze pretendującej do miana powieści obyczajowej. Jestem na nie. Dodatkową gwiazdkę odbieram za zepsucie wymowy Ayu no Monogatari.
Technikalia
Rodzaj | |
---|---|
Wydawca (oryginalny): | Kodansha |
Rysunki: | Yuu Yoshii |
Scenariusz: | Yoshi |