x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: Odpowiedź na komentarz użytkownika GLASS
W sensie, wersja bez spoilerów – pewne elementy pierwszego i drugiego sezonu jasno wskazują, że anime będzie się trzymać kurczowo mangi na 99,9%.
Wersja spoilerowa dla kogoś zainteresowanego – kliknij: ukryte jak to przeczytasz, to nie będzie już odwrotu, bo nawet małpa będzie umiała połączyć kropki, otwierasz dalej na własną odpowiedzialność - kliknij: ukryte ED pierwszego i drugiego sezonu mocno bazują na fabule 3‑4 ostatnich rozdziałów mangi, a niektóre ich fragmenty dosłownie wykorzystują kadry, które były przedstawione w kończących chapterach. Jakie – nie powiem, możesz sam obejrzeć ponownie endingi i spróbować wyłapać, ale szczerze to z tą informacją i po obejrzeniu ich jeden po drugim, bardzo łatwo dojść do tego, jak zakończy się historia.
Co jest już chyba znakiem rozpoznawalnym Akasaki. Zakończenie to była tragedia i naplucie – co gorsza, nie chodzi tu tylko o twarz fanów, tylko o siebie samego i lata swojej pracy.
A tak na serio, to powinien chłop naprawdę przestać wygadywać głupoty w wywiadach, że „ma wygodne łóżko” czy „śpi 8h dziennie” i zadbać o swoje zdrowie psychiczne, bo ewidentnie po rozwodzie jego poziom spadł, czego apogeum widzimy teraz.
Życzę mu, żeby biedak odłożył na jakiś czas pióro, zadbał o siebie i wrócił silniejszy. Wielka szkoda stracić tak utalentowanego twórcę.
Czekam na ostatni rozdział jak na wyrok. Nie wierzę, że będzie on dobry, czy chociaż zjadliwy. Natomiast obawiam się najgorszego – kliknij: ukryte reinkarnacji Aquy/Gorou.
Z perwersyjnej, rzekłbym wręcz patologicznej opowieści, dotarliśmy do klasycznego, heroicznego i trochę słodkopierdzącego momentu kulminacyjnego, którym było wyznanie swoich uczuć, dokładnie takiego samego jak w praktycznie każdym innym romcomie. Muszę przyznać, że opowieść ta była dość… specyficzna, jeszcze ani razu nie doświadczyłem czegoś takiego, że początek historii mnie odrzucał, a im dalej w las, tym bardziej czułem się zachęcony opowieścią. Zazwyczaj jest zupełnie na odwrót. Autor zdecydowanie potrzebował trochę czasu, żeby przestawić się ze swoich… ekhem… wcześniejszych doświadczeń z „mangą” ( kliknij: ukryte mówiąc wprost, dla osób nieobeznanych – Nanashi wcześniej zajmował się rysowaniem dość hardcorowych hentajców) i zdecydowanie mu się to udało, bo gdzieś od połowy serii poziom nękania senpaia przez Nagatoro mieścił się nie tylko w granicach dobrego smaku, ale wręcz był przyjemną odskocznią od do bólu wtórnych opowieści o osananajimi czy innych otaku‑gyaru, które zalewają rynek. I taki poziom seria utrzymywała praktycznie do samego końca.
Wielka szkoda natomiast, że mamy do czynienia z klasycznym przypadkiem „dobra, spikneli się, co dalej…”, bo od momentu wyznania, autor ewidentnie stracił wenę i nie ma pomysłu na to, jak mógłby poprowadzić dalszą część historii, co mocno widać w aktualnym i ostatnim, 20 tomie mangi.
Będę szczery, cały ten tom wygląda jakby był robiony na siłę – szczególnie ostatnie rozdziały, od których aż zalatuje axem – szczęściem w nieszczęściu jest natomiast to, że to raczej autor zdecydował się tak, a nie inaczej zakończyć serię, a nie został zmuszony przez wydawnictwo.
Brakuje mi od dawna jakiegoś tasiemcowatego romansu/romcomu, w którym historia dalej będzie się wlokła po tym, jak główni bohaterowie się zejdą. Po cichu właśnie liczyłem na Nanashiego i jego Nagatoro, ale jak widać po ostatnich specjalach, ciągnie chłopa na stare poletko i ewidentnie ma on znowu chrapkę na powrót do swoich korzeni.
Summa summarum, początek był tragiczny i nie wiem jakim cudem wytrzymałem tak długo z tą serią, natomiast zdecydowanie było warto. Dałbym 8/10, ale moim zdaniem -1 należy się decyzję o porzuceniu historii i zmarnowaniu potencjału, jaki ta seria miała. Przed tą dwójką kreowała się jeszcze dłuuuuuuga opowieść, szkoda natomiast, że autor zdecydował się, mówiąc w duchu serii, klepnąć w matę.
Super manga, przez zakończenie natomiast jest to cała jedna ocena w dół. Niestety.
A, to miałoby sens. Chociaż mam wrażenie, że już wcześniej można było zauważyć znaczące wyszczuplenie Cha. W ogóle tak mi teraz przyszło do głowy, że dokładnie to samo stało się z Hinatą na przestrzeni lat! Przypadek? Tak sądzę.
Autor recenzji chciał umieścić Solo Leveling jako coś pomiędzy OPMem a SAO. Ja to bardziej bym widział jako Naruto, z bishem z „cool™" spojrzeniem w roli głównej, z pominięciem Talk no Jutsu.
Dosłownie, nawet wątek romantyczny między MC, a jego „wybranką” jest tak nędzny i godny politowania, jakby to sam Kishimoto napisał.
Nie wiem gdzie tutaj była dopracowana fabuła (szczególnie uwzględniając ostatnie rozdziały, które całkowicie niszczą mi obraz serii, ale mało kto radzi sobie z kliknij: ukryte cofaniem się w czasie, prawie nigdy to nie wychodzi). Nie wiem też, gdzie ten poważny klimat, bo odnosiłem dość spore wrażenie, że od pewnego momentu opowieść traktowała samą siebie jako swego rodzaju autoparodię, przy czym nie zdawała sobie z tego sprawy. No ale okej, autor recenzji pisał, że całość może ulec jeszcze zmianie wraz z dalszą częścią historii, więc może czepiam się na siłę.
Natomiast muszę się zgodzić – inflacja mocy jest tutaj przepotężna. I to jeszcze tak naprawdę zanim opowieść rozkręciła się na dobre. Co oczywiście znowu – nie jest czymś, co odbieram pozytywnie.
A, na koniec jeszcze dodam, że bardzo mi się podobało, jak seria w którymś momencie zwyczajnie porzuca „mechaniki” levelowania (które jak rozumiem miały być czymś, wokół czego cała historia miała oscylować), mimo, że nadal one istnieją. Porzuca w tym sensie, że nie mają one już później kompletnie znaczenia, gdzieś się jakieś okienka przewiną, ale są praktycznie nieistotne dla całości odbioru, poza poinformowaniem czytelnika, co się dzieje z bohaterem. Śmiesznie to wyszło, chociaż nie wiem, czy był to zabieg celowy.
Jak ktoś lubi sobie pooglądać ładnie narysowana sieczkę z ciekawymi efektami graficznymi oraz ładną i wyraźną paletą barw, bez większego zaangażowania, to polecam sobie pooglądać. Co do czytania, to już nie koniecznie mogę polecić.
PS. Autor chciał nam przekazać, że wybranka MC głoduje, czy o co chodzi? Co się stało z jej kształtami w przeciągu serii? Ilustratorowi niewystarczająco płacono czy jak?
Ale lepiej kliknij: ukryte #teamchitoge niż #teamonodera
Nie znosiłem babki…
Dodatkowo (to są już spekulacje fanów, w tym mnie) dlaczego klan Hyuuga był tak zamknięty, ale pozwolił z niego 'wyjść' Hinacie i mieć dzieci z osobą z poza klanu? A no mniej więcej dlatego, że żeby dziecko miało Byakugana, potrzebne są widocznie geny obojga rodziców z tym doujutsu (geny recesywne i te sprawy), więc Hinata spokojnie mogła mieć dzieci z Naruto, a klan nie musiał się obawiać, że Byakugan 'opuści swoje'.