Tanuki-Manga

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Forum Kotatsu

Komentarze

Pazuzu

  • Avatar
    M
    Pazuzu 9.05.2014 19:58
    Komentarz do recenzji "Kagen no Tsuki"
    To po prostu piękna manga. Ciepła, pozostawiająca nadzieję i na pewno ciekawa. Może trochę przewidywalna, choć to wrażenie mogę mieć dla tego, że sama pracuję nad podobnym pomysłem, ale wcale nie banalna. Do tego wielki plus za postacie małoletnich detektywów – jestem uczulona na wszelkie dzieciaki w mangach, a ta czwórka w ogóle mnie nie zirytowała. Więcej polubiłam ich i im kibicowałam, a to bardzo u mnie rzadkie. Sumując – naprawdę polecam i z wielką satysfakcją daję 8/10. Bo Kagen no Tsuki naprawdę na to zasługuje.
  • Avatar
    M
    Pazuzu 3.05.2014 12:15
    Komentarz do recenzji "Dia Game"
    Z Dia Game męczyłam się trzy dni. A powodem jest moja bardzo ograniczona zdolność do absorbowania naiwności i głupoty. A tego w Dia Game jest naprawdę sporo.
    O tym jaki będzie koniec zorientowałam się jakoś po dziesięciu stronach, o prawdziwych zamiarach kupca (wybaczcie, nie mam zamiaru zapamiętywać jego imienia) po dokładnie trzydziestu od początku mangi. Tym samym główny twist fabuły diabli wzięli. Nie, żeby był on jakiś wymyślny. Cała historia jest tak banalna i naiwna, że dalej już tylko ściana.
    Sytuacji nie poprawiają bohaterowie, gorzej – irytowali mnie niesamowicie. Dia jest naiwny, zniewieściały i zupełnie pozbawiony mózgu. O tym, że to facet musiałam uwierzyć autorce na słowo – nijak nie wygląda na mężczyznę. Co do tego, że jest wampirem nawet słowo autorki mnie nie przekonało. Wogóle nie widzę sensu w tworzeniu takich postaci – czy nie lepiej było zrobić z niego kobietę skoro ubiera się jak kobieta, zachowuje się jak kobieta, mówi jak kobieta i wygląda jak kobieta? Choć muszę przyznać, że bardziej niż kobieta pasowałoby „mało rozgarnięta gimnazjalistka” – z całym szacunkiem, dla gimnazjalistek. Kuro natomiast miał być mroczny, męski i ociekający testosteronem – efekt przypomina mi piętnastolatka twierdzącego, że jest fanem muzyki gotyckiej, a słucha tylko My Chemical Romance, bo Nightwish jest już dla niego za ciężki. Najlepiej wypadł kupiec, ale też szału nie ma. Po prostu reszta jest do bani, więc jego schematyczny charakter wydaje się ciekawy.
    Ale najgorsze w tym wszystkim jest to, że wydawnictwo i autorka wmawiają czytelniczkom że jest to komika dla dorosłych. Gdzie ja się pytam? W rozterkach na poziomie trzynastoletniej, egzaltowanej panienki czy fabule, którą mogłaby wymyślić gimnazjalistka? Ba! Znałam czternastolatkę która pisała dużo dojrzalsze rzeczy. Mam wrażenie, jakby uznano, że jedna zamazana scena seksu i kilka razy użyte słowo na literę K, wystarczą by manga była uznana za poważną. W każdym bądź razie ja czuję się oszukana.
    By nie było że tylko narzekam, zwrócę uwagę na kresę – schematyczną, ale poprawną anatomicznie i schludną. Co prawda sprawiałaby dużo lepsze wrażenie, gdyby Dia wyglądał choć trochę jak facet, ale co tam. Widywałam dużo gorsze.
    Osobnych kilka słów należy się okładce – Dia Game kupiłam głównie przez nią. Może w zamyśle autorki Dia miał być na niej pociągający, ale w efekcie końcowym wyszedł jak tania prostytutka – wybaczcie dosadność. Patrząc na obwolutę spodziewałam się albo pięknej katastrofy, albo wręcz zawoalowanego hentaia. W każdym bądź razie czegoś, czego jeszcze na polskim rynku nie było. A dostałam, co dostałam.
    Dia Game przypomniało mi wszystko, za co nie lubię yaoi – schematyczna i naiwna fabuła, denni bohaterowie, uke nie różniący się niczym od kobiety. Może jestem dla tej mangi zbyt surowa, ale naprawdę wolę tytuły jednoznacznie złe niż tak udające coś, czym nie są.
  • Avatar
    M
    Pazuzu 3.05.2014 10:01
    Komentarz do recenzji "Labirynt uczuć"
    Po moich ostatnich przygodach z yaoikami zaczęłam tracić nadzieję, że trafię na jakiś dobry tytuł w tym gatunku. Coś zaskakującego, niegłupiego i nie wywołującego palącej potrzeby przyłożenia uke przez łeb. I wtedy koleżanka pożyczyła mi Labirynt Uczuć.
    I jestem zaskoczona. Jak nie lubię romansów, tak ten wywołał we mnie dawno zapomniany syndrom „jeszcze jednej strony”. Jest po prostu świetny! Naturalne, pięknie poprowadzone postacie, niesamowita dojrzałość, powściągliwość w okazywaniu uczuć, a mimo to nie sposób nie zauważyć co w danym momencie łączy bohaterów. I do tego taka niezwykła naturalność – owszem, historie postaci są trochę przedramatyzowane, ale ani razu nie miałam wrażenia, że podlegają wszechmocy autorki – raczej, że to autorka zanotowała prawdziwą, dziejącą się gdzieś historię.
    Do tego bardzo spodobała mi się kreska – uwielbiam taki oschły, realistyczny styl. Rzadko w której mandze mimika postaci potrafi powiedzieć więcej niż słowa. Zwykle spotykałam się z odwrotną sytuacją. Tu czasem by zrozumieć co bohaterowie czują trzeba patrzeć na ich twarze, nie słowa.
    Tak się zachwycam, ale czy Labirynt Uczuć ma jakieś wady? Paradoksalnie, ma i nie ma. To po prostu bardzo przyzwoity, świetny w swoim gatunku, ale ciągle tylko romans biurowy yaoi. Nie wychodzi poza ramy swojej klasyfikacji, nie jest niczym więcej, nie wyznacza nowych ram gatunku. Ale w swojej klasie jest naprawdę bardzo dobry. Choć podejrzewam, że młodsze fanki gatunku wynudzą się na nim niemożebnie. To jeden z tych nielicznych tytułów, które naprawdę są przeznaczone dla starszego widza, a nie tylko mają znaczek z tyłu informujący o uprawianym w środku seksie.
    Wiem, może na mój odbiór wpływa fakt, że ledwo co skończyłam czytać kiepskie Dia Game, i przez to Labirynt Uczuć jawi mi się jako objawienie, ale naprawdę nie potrafię przyczepić się do tego tytułu. Spędziłam nad nim przeuroczy wieczór i mimo wahań daję mu najwyższą ocenę z przeczytanych dotychczas mang wydawnictwa Kotori. Gut Job!
  • Avatar
    M
    Pazuzu 26.04.2014 22:15
    Komentarz do recenzji "Dogs: Bullets & Carnage"
    Początkowo DOGS'em byłam zachwycona – barwne postacie, humor, trupy, wartka fabuła – słowem to co tygryski lubią najbardziej. Jedyne co mnie irytowało to białe tła.
    A teraz? Już sama nie wiem. Zamiast soczystej akcji w klimatach mafijnych jakieś eksperymenty, tandetne tragiczne przeszłości wyskakujące zza krzaków, a i pierwsze skrzypce gra postać, z mojego punktu widzenia, najmniej ciekawa.  kliknij: ukryte  Mam wrażenie, że kopy i pęczki. Nie, Haine, choć początkowo dość ciekawy, stał się strasznie banalny. A pozostałe postacie jakoś zostały zepchnięte na daszy plan. Szkoda. Również w ostatnich tomach, zaznaczam czytam tylko to, co wydało WANEKO, sceny akcji jakoś spowszedniały. Zrobiły się grzeczniejsze, mniej dynamiczne… normalne.
    Kreska – no cóż, postacie są ciekawe i podobają mi się eksperymenty z perspektywą. I tyle ciepłego mogę o niej napisać. Najbardziej irytuje kompletny brak teł. Kompletny! W tomie 6 można je policzyć na palcach jednej ręki. A to żałośnie mało. Na domiar złego, jak się pojawiają to nie są ani zbyt szczegółowe ani porywające. Właściwie sprawiają wrażenie robionych na odwal się.
    Ostatni zarzut – manga swoje kosztuje, tomik ma niemal 200 stron, a dialogów i fabuły jest tyle, że ostatni przeczytałam w dokładnie 19 minut. I to podziwiając kadry. Poprzedni poszedł jeszcze szybciej – niespełna kwadrans. Przepraszam bardzo – to manga, czy broszurka? Ja nie wymagam dialogów i opisów na poziomie GitS 2, ale litości, niech to dostarczy mi rozrywki chociaż na pół godziny!
    Nie oceniam na razie DOGS'a, bo po pierwsze nie mam zwyczaju oceniać mang w połowie, a po drugie mimo całego narzekania – wciąga. I nie mam zamiaru kończyć z nim znajomości, choć nie ukrywam, że wynika to w znacznej mierze z faktu, że soczystych mang akcji na naszym rynku jest jak na lekarstwo.
  • Avatar
    M
    Pazuzu 23.03.2014 10:29
    Będzie w Polsce
    Komentarz do recenzji "Przekleństwo siedemnastej wiosny"
    Wczoraj, 22 marca, wydawnictwo RingoAme ogłosiło wydanie tego tytułu. Żadnych danych dotyczących wydania nie podało, poza tym, że tomiki będą miały po 220 stron, a pierwszy tom planowany jest na maj/czerwiec. Tytuł ma być przetłumaczony na polski.

    Tym samym pada chyba teza, że najmłodsze wydawnictwo na rynku zagości na stałe w yaoi­‑niszy.
  • Avatar
    M
    Pazuzu 6.01.2014 16:17
    Komentarz do recenzji "Liberty Liberty!"
    Manga nie wybijająca się, ale ciepła i sympatyczna. Jak ktoś ma ochotę na takie lżejsze shonen­‑ai, to Liberty będzie w sam raz. I zabawne, i odprężające, i sympatyczne. Nie, żeby jakoś szczególnie zapadło w pamięć, czy zachwyciło, ale naprawdę przyjemnie spędziłam czas przy tym tytule. Jedyne co mnie irytowało, to niekończące się wypieki na twarzy naszego uke (wybaczcie, nie mam pamięci do imion), zupełnie jakby miał gorączkę albo kłopoty z naczynkami. Ta próba uczynienia go bardziej uroczym wybitnie mangaczce się nie udała.
    Trochę gorzej prezentuje się polskie wydanie. Widać, że to jedna z pierwszych mang Studia JG, i że dopiero na niej zdobywali szlify, więc nie powinnam być zbyt surowa. Zwłaszcza, że papier jest dobrej jakości, druk ostry jak żyleta i zawsze bardziej lubiłam sztywne okładki od obwolut, ale litości… Nie dość, że omatopeje w ogóle nie usunięte, to jeszcze przetłumaczona jest co dziesiąta, o ile nie dwudziesta. Strasznie to razi w oczy. Tłumaczenie też wydało mi się drętwe. A może po prostu rozpieściły mnie tłumaczenia Kotori?
    Tak, czy inaczej: niezła, choć sztampowa manga z nienajlepszej jakości wydaniem. Daję 6/10.
  • Avatar
    M
    Pazuzu 8.12.2013 20:03
    Komentarz do recenzji "Seven Days"
    Kotori właśnie ogłosiło, że wyda tą mangę. Pierwszy tom w czerwcu, drugi wrześniu. Standard wydania typowy dla tego wydawnictwa.
  • Avatar
    M
    Pazuzu 20.09.2013 20:18
    Uwag kilka
    Komentarz do recenzji "Beautiful Days"
    Nie jestem osobą skłonną do wzruszeń, a na Beautiful Days coś lekko ścisnęło mnie w dołku. Ale nie na głównej opowieści, tylko pod koniec trylogii one shotów. Przedstawiona w niej plątanina wykorzystywania, niespełnionej miłości, dwulicowości, kłamstwa i obłudy spodobała mi się. Mimo przedramatyzowania wydała mi się dość naturalna, choć jednocześnie pachniała mi grecką tragedią. Zdecydowanie miała coś w sobie.
    Króciutka historia z nieśmiałym barmanem też bardzo mi się spodobała, chyba najbardziej z całego tomiku. Było w niej coś uroczego i ciepłego.
    Gorzej z główną historią. Asahiego najchętniej skopałabym okutym butem, może wtedy przestałby użalać się nad sobą i wziął sprawy w swoje ręce. Nienawidzę mimoz, a główny bohater to ich modelowy przykład. Z Natsume też jest niewiele lepiej. Ta cała jego ciapowatość i dobre serce wydawały mi się bardzo nienaturalne. Po prostu nie mogłam uwierzyć, że takie coś chodzi po ziemi i nie zginęło w pierwszych latach samodzielności. Z całej obsady jeden Hiromi nie wzbudzał we mnie morderczych skłonności. Trochę szkoda, bo w moim odczuciu kiepskie postacie położyły całkiem ciekawy pomysł przewodni.
    Z kreską jest różnie – z jednej strony bardzo spodobała mi się jej szkicowość, umowność i sposób wykonania kolorowych ilustracji – były śliczne! Z drugiej zaś strasznie denerwował mnie kompletny brak proporcji. A to dłonie jak u goryla, a to szyja jak u dresiarza, a to znów korpus nienaturalnie wydłużony. O moich ulubionych barach jak szafa trzydrzwiowa nie będę nawet wspominała. I nie potrafię powiedzieć, czy bardziej mi się podobała czy irytowała.
    Podsumowując, wydaje mi się, że żeby ten tytuł się spodobał, trzeba mieć z jednej strony duszę romantyczny, a z drugiej sporą odporność na wkurzające postacie. Jednocześnie wydaje mi się, że ta manga raczej nie trafi w gusta młodszych czytelników. Porusza dość mroczne strony ludzkiej osobowości i robi to w wyjątkowo ciężki sposób (choć bez epatowania okrucieństwem), w nie do końca przyjaznej szacie graficzne. Choć może się mylę i to babranie się w nieszczęściu trafi też do nich?
    Ja daję dobre 6/10.
  • Avatar
    Pazuzu 19.09.2013 21:07
    Re: Kwik
    Komentarz do recenzji "Rewolucja według Ludwika"
    Litości dla moich kiszek. Mało co nie udusiłam się przez was ze śmiechu.

    Niech JPF zrobi coś z tymi tytuami, bo to kolejny zupełny niewypał.
  • Avatar
    Pazuzu 8.09.2013 21:30
    Re: Jest warte ??
    Komentarz do recenzji "Doubt"
    I tak, i nie. Wzięłam go postaci którą kiedyś stworzyłam. A jej imię wzięłam od babilońskiego demona wiatru, którego religia chrześcijańska zaanektowała jako jedno z wcieleń Belzebuba, pana much i rozkładu. Jako ciekawostkę mogę dodać, że w Babilonie Pazuzu był czczony raczej jako pozytywna postać.

    Sama też bardzo lubię twórczość Christie (przeczytałam większość jej książek) i Doyla, ale nie lubię rozwiązywać zagadek kryminalnych. Wolę delektować się formą, niż głowić nad rozwiązaniem. Jednak w przypadku Doubt odpowiedź na zagadkę kto zabija była tak oczywista, że niemal od razu na to wpadłam. Inna sprawa, że wytłumaczenie jak i dlaczego było koszmarnie naciągane, nierealistyczne i dziurawe jak moje rajstopy po tańczeniu przez pół nocy boso.
  • Avatar
    M
    Pazuzu 8.09.2013 21:22
    Komentarz do recenzji "Drug-On"
    Gdybym była recenzentem i miała być obiektywna, jak nic dałabym 5/10 i do wymienionych wad dorzuciła koślawe chwilami rysunki, kiepsko rozmieszczone dymki (trudno się chwilami połapać co kto mówi), irytującą parę głównych bohaterów (tak, piję do emo­‑Kaia i opóźnionej w rozwoju Alice), niekonsekwencje, irytujące poszczególne wątki i mieliznę psychologiczną większości postaci.
    Na szczęście nie jestem recenzentem, tylko zwykłym czytelnikiem i mogę mieć w nosie obiektywizm. I to pozwala mi na ocenienie Drug­‑On na poziomie 7/10. Dlaczego? Bo czytając za pierwszym razem (świeżo po wydaniu każdego tomu) nie miałam żadnych kłopotów z nadążeniem za akcją (mimo ponad półrocznych przestojów), a czytając za drugim razem (już wszystkie na raz) uwinęłam się w dwa dni i bardzo dobrze się bawiłam (ale było +40 stopni w cieniu, więc mój mózg mógł nie pracować poprawnie). Bo uważam, że wątek Jacka był naprawdę fantastycznie poprowadzony i nawet nie tak głupi pod względem psychologicznym (poznanie jego historii bardzo zgrabnie wytłumaczyło jego charakter). Bo podobało mi się, że bohaterowie często zmieniają ubrania i fryzury (a to drugie to w mangach rzadkość), czasami nawet drastycznie, a mimo to zawsze są rozpoznawalni. Bo polubiłam Jacka i Dorothy. Bo w końcu kilka razy w trakcie czytania miałam przyjemne ciarki na plecach (tak, mam ciągoty sadystyczne, przyznaję się bez bicia).
    I zgadzam się z recenzentem, że w przypadku tej mangi warto zasięgnąć jak największej ilości opinii. To wyjątkowo nierówna pozycja i bardzo łatwo może zirytować, jak i bardzo się spodobać. Sama proponuję czytać ją bez nastawiania się na coś wybitnego, bo najlepiej sprawdza się w roli bezpretensjonalnego czytadła w przerwie między naprawdę dobrymi seriami. Ot, taki ładnie narysowany odmóżdżacz.
  • Avatar
    Pazuzu 8.09.2013 21:04
    Re: Jest warte ??
    Komentarz do recenzji "Doubt"
    Czyli nie jestem geniuszem, że wpałdam na to tak w połowie pierwszego tomu? *wzdech*
    Sama dobrze się bawiłam na Doubt, i nie żałuję, że go kupowałam, ale też raczej nie polecam. Przekombinowane, wątpliwe psychologicznie, naciągane logicznie… ale rysunki niezłe. I klimat przez pierwsze trzy tomy też niczego sobie. Ale co kto lubi.
  • Avatar
    M
    Pazuzu 24.08.2013 23:05
    Komentarz do recenzji "Ścieżki Młodości"
    Waneko dzisiaj zapowiedziało, że wyda tę mangę w przyszłym roku. Niestety jeszcze nie wiadomo kiedy dokładnie.
  • Avatar
    Pazuzu 17.08.2013 22:06
    Komentarz do recenzji "Monster"
    Jakoś nie miałam takich problemów z „cegłami”, a „Uzumaki” mimo kilkokrotnego przeczytania i pożyczania nadal wygląda jak nowe (a przecież to też ma trzysta stron plus).
    Z resztą, jakby mieli wydać na papierze toaletowym w rozmiarze pół tomika to i tak kupię. Po prostu nie przepuszczę tak dobrej mangi.
  • Avatar
    Pazuzu 10.08.2013 13:51
    Re: Polskie wydanie
    Komentarz do recenzji "Rewolucja według Ludwika"
    Jeżeli wyjdzie, to naprawdę się ucieszę. Jak pisałam niżej, moja ulubiona manga Kaori Yuki.

    A dwa dni temu martwiłam się, że poza MegaManga i pojedynczymi tytułami nie ma na rynku mang dla mnie.
  • Avatar
    M
    Pazuzu 10.08.2013 13:47
    Wydanie polskie
    Komentarz do recenzji "Silver Spoon"
    Wczoraj Waneko zapowiedziało, że wyda Silver Spoon w grudniu. Całość ma mieć większy format, jak Dogs czy NHK, oraz standardową cenę 19,90.
    Ponoć całość ma się zamknąć w 10­‑12 tomach, obecnie wydane jest 8.
    Nie wiem jak inni, ale ja się bardzo cieszę.
  • Avatar
    M
    Pazuzu 30.07.2013 17:58
    Pierwsze koty za płoty
    Komentarz do recenzji "Ty i Ja Etc."
    Od razu czuć, że to pierwsza manga autorki. Cztery historyjki na pięć są boleśnie sztampowe i przewidywalne. Mangaczka pojechała po najbardziej oklepanych schematach i stworzyła opowiastki co prawda sympatyczne, ale niczym nie zaskakujące. Każdy kto przeczytał w życiu choć kilka one shotów yaoi nie znajdzie tu nic, czego wcześniej by nie czytał. Widać, że autorka po prostu bała się eksperymentować i postawiła na sprawdzone rozwiązania. Jedyną historyjką która, w moim odczuciu, wybija się poza przeciętność jest opowiastka druga, „Korowód kwitnących wiśni”. Mamy tu zaznaczony dość ciekawy problem i nietypową parę bohaterów oraz w miarę realistyczne, choć jak zawsze cukierkowe, zakończenie  kliknij: ukryte . Co prawda mam wrażenie, że nie został wykorzystany w pełni potencjał drzemiący w tym pomyśle, ale i tak na tle pozostałych wyraźnie się wybija i pokazuje, że mangaczka ma szansę na zostanie czymś więcej, niż zwykłym chałturnikiem jakich na mangowym rynku sporo.
    Postaci są szczerze powiedziawszy, trochę nijakie i bardzo typowe. Ale co zdecydowanie mi się spodobało nie został zachowany podział na wiotkich uke i męskich seme. Właściwie tylko w środkowym epizodzie można wskazać jaką kto pełni rolę w związku, w pozostałych nie jest to takie oczywiste i chwała za to. Nie zmienia to faktu, że postacie są zbiorem najpopularniejszych schematów z obowiązkową nieumiejętnością wyrażania uczuć. Ale nie irytują i za to plus. Trochę ponad przeciętność wybija się główny bohater z drugiej historii (znowu), bo nieczęsto w mangach z gatunku BL spotykamy babiarza i podrywacza  kliknij: ukryte . Nie powiem, miła odmiana. Podsumowując za postacie daję mały plusik.
    Inna sprawa ma się z kreską. W recenzji tomiku wspomniano o nadużywaniu rastrów. Ja muszę wspomnieć o pewnej sztywności i surowości rysunku, po której widać brak wyrobienia. W niektórych ujęciach postacie mają dziwne proporcje, albo krzywe twarze. Zwłaszcza widać to w ujęciach „z góry” czy „trzy czwarte”. Tła praktycznie nie istnieją, a jeżeli już to są szczątkowe i sztampowe jak wszystko. Jakieś szafki, płyty boiska, ledwie zaznaczone ściany. Ale ogólnie nie jest źle. Przynajmniej postacie różnią się wyglądem i wyglądają na facetów, a to dla mnie zawsze plus.
    Co do jakości wydania również muszę trochę ponarzekać. Studio JG rozpieściło mnie poprzednimi wydaniami, o rewelacyjnej „Opowieści Panny Młodej” nie wspominając, tak więc spodziewałam się porządnie wydanego tomiku. Dostałam co prawda dobrej jakości papier, ostry druk i solidne klejenie, ale już numeracja stron prawie się nie pojawia, co czyni korzystanie z spisu treści problematycznym, a czcionka często wydawała mi się zbyt mała w stosunku do dymków, co owocuje wrażeniem braku wykończenia tomiku. Jakby wkleili tekst, ale zabrakło czasu na jego obrobienie. Raził również brak wyraźniejszych stron tytułowych rozdziałów, ale to już wina autorki, a nie wydawnictwa.
    Tak więc ponarzekałam sobie, ponarzekałam, ale z ręką na sercu całkiem nieźle bawiłam się na tej mandze. Nauczona doświadczeniem yaoistki i innymi debiutanckimi mangami jakie czytałam, nie spodziewałam się niczego specjalnego. Tak więc nie rozczarowało mnie to, że manga jest przeciętna, sztampowa i wtórna. Za to czytała się całkiem miło i szybko, nie posiadała jakiś rażących błędów, ani nie wywoływała zgrzytania zębami. A to przecież też jest pewne osiągnięcie. Postacie dały się lubić, co ważne; kreska ani razu nie spadła poniżej pewnego poziomu, a z tym bywa różnie w debiutach, a całość skutecznie umiliła mi wieczór. Całość oceniłabym na 5/10, ale za drugą historyjkę podniosę ocenę do 6/10. Tak na zachętę.
  • Avatar
    Pazuzu 22.07.2013 19:40
    Komentarz do recenzji "Mój drogi bracie..."
    A mojemu plebejskiemu gustowi bardziej odpowiadają nowe okładki. Poprzednie, choć niewątpliwie eleganckie, wydawały mi się jakieś takie niedokończone. Te są może i bardziej typowe, ale na szczęście daleko im do infantylności. I podoba mi się dobór kolorów z przodu obwolut. Jest naprawdę klimatyczny. Unowocześnia starą kreskę.
    A co do gimbaza, to mam wrażenie, że seria Mega Manga ze względu na dobór tytułów i ceny nie jest przeznaczona dla nich. Może poza tytułami Ito, bo jak wiadomo nic tak nie przyciąga nieletnich jak tabliczka „tylko dla dorosłych”.
  • Avatar
    Pazuzu 30.05.2013 18:29
    Komentarz do recenzji "Mój drogi bracie..."
    Osobiście nie jestem przekonana do tych okładek. Niby eleganckie, stylowe i subtelne, ale czegoś mi w nich brakuje. Może innego tła? Albo zmienionej typografii? A może idzie o to, że delikatny kwiatowy wzór jest przytłoczony przez ciężkie sylwetki i w efekcie znika? Nie, zdecydowanie nie jestem zachwycona.
    Ale bardzo się cieszę, że wydadzą właśnie ten tytuł.
  • Avatar
    M
    Pazuzu 28.04.2013 17:54
    Nic specjalnego
    Komentarz do recenzji "Gyo"
    Do zakupu Gyo zachęciło mnie Uzumaki – solidna opowieść grozy którą pochłonęłam za jednym posiedzeniem. Spodziewałam się więc czegoś na podobnym poziomie. Może trochę bardziej obrzydliwego. Nie ukrywam, że widziałam jakiś czas temu anime i choć nie przeraziło mnie, uważam je za dostatecznie dobre by sięgnąć po pierwowzór. I co dostałam? Ano nieszczególnie straszny horror, który próbuje być obrzydliwy i za bardzo mu to nie wychodzi. Albo ja mam kamienny żołądek, bo jadłam w trakcie czytania i zero sensacji.
    Kaori działała mi na nerwy, cały czas się zastanawiałam, dlaczego główny bohater nie rzucił jej w diabły gdy zaczęła stroić fochy i krzyczeć na niego zupełnie bez powodu. Miałam wrażenie, że dziewczyna nie umie normalnie rozmawiać, tylko krzyczy albo stroi fochy. Naprawdę, największą zagadką Gyo było dla mnie to, jakim cudem Tadashi nadal z nią jest. Nie wiem, może cierpi na jakąś odmianę masochizmu? Inne postacie w porządku, wypadły całkiem przekonywująco w świecie chaosu i postępującego szaleństwa.
    Fabuła, jak to w horrorach, naciągana i idiotyczna, ale poprowadzona sprawnie i dość wciągająca. Dość powiedzieć, że przeczytałam mangę w pół dnia zaniedbując naukę, czego pewnie będę niedługo żałowała. Zakończenie trochę niedopracowane – czytając je miałam wrażenie, że autora goniły terminy i zabrakło mu czasu by całość logicznie i porządnie zwieńczyć. Trochę szkoda.
    Trudno ocenić mi kreskę. Z jednej strony lubię styl Junji Itou – nie sposób odmówić mu sprawności w rysowaniu obrzydliwości i wykrzywionych w strachu twarzy. Z drugiej niektóre jego pomysły były po prostu śmieszne – jak czołg ostrzeliwujący rybę na odnóżach, czy  kliknij: ukryte  Ja rozumiem, jaka idea mu przyświecała, ale przez cały czas zastanawiałam się, co by powiedział Freud na takie umieszczenie rur? I obsesyjne zachowanie Tadashiego? Psychoanalityk mógł by z Gyo wyciągnąć naprawdę ciekawe wnioski.
    Dodatkowe historyjki były nierówne – pierwsza idiotyczna i zupełnie nie logiczna, druga za to wyśmienita.
    Podsumowując cały tomik chciałam wystawić ocenę 5, bo nie było to nic wybitnego, ale też czytałam głupsze rzeczy, ale… ale wieczorem, kiedy kładłam się spać cały czas miałam przed oczami odnóża z ich więźniami. I czułam się naprawdę nieswojo. I za to daję 6, z nieśmiałą rekomendacją.
  • Avatar
    M
    Pazuzu 28.04.2013 17:23
    Wzbudza emocje
    Komentarz do recenzji "Anagram"
    Powinnam zacząć od tego, że generalnie mangi nie wzbudzają we mnie większych emocji. Mam na myśli, że się nie wzruszam, nie płaczę, nie wzdrygam się ze strachu, ani nie przejmuję śmiercią postaci. Czytam z zainteresowaniem (większym lub mniejszym), ale jakiś głębokich uczuć nie doświadczam. Może jestem nie czuła, ale tak to już jest i tego nie zmienię. Dlaczego o tym piszę? Bo Anagram należy do rzadkich przypadków, że „coś” poczułam w trakcie czytania.
    Była to przemożna irytacja na główną bohaterkę i potrzeba nakopania jej, może nawet ze skutkiem śmiertelnym. Boże, jak ja tą kobietę znielubiłam. Emo nastolatka, która, cytując recenzję innej mangi Hanami, dobra jest tylko u użalaniu się nad sobą. Miała trudne dzieciństwo i to staje się idealną wymówką, by nie robić ze swoim życiem nic. Tylko stoi i płacze nad sobą, a autorka na siłę próbuje zmusić nas byśmy jej współczuli. Nie cierpię takich postaci i takiego podejścia do nich. Bohaterowie męscy też dużo lepsi nie byli, zamiast trzepnąć tą, jak jej tam, Satsuki, i kazać jej wziąć się w garść czy rzucić ją w cholerę jeszcze podjudzali jej użalanie się nad sobą. Zdecydowanie za postaci daję minus.
    Narracja też nie jest wybitna – jest rwana i dość chaotyczna. Utrudnia odbiór dość prostej fabułki. Zdecydowanie autorka próbowała wepchnąć zbyt długi okres czasu w jeden tomik – w efekcie trzykrotnie mamy ten sam schemat – bohaterka poznaje faceta, bohaterka zaczyna przywiązywać się do faceta, bohaterka wycofuje się rakiem bo przecież i tak będzie nieszczęśliwa. I zero refleksji, że tak naprawdę tylko wykorzystywała biednych kolesi. Może gdyby było więcej stron poznalibyśmy ją od innej, mniej jęcząco­‑rozczulającej się nad sobą strony, i w efekcie zyskałaby jakąkolwiek pozytywną cechę, ale autorka uznała, że tak jest dobrze i wyszło co wyszło.
    Kreska nie ratuje sprawy – jest bardzo uproszczona i wręcz uboga. Mało rastrów, tła są by były, dużo czerni i bieli. Normalnie to by mi nie przeszkadzało, ale tutaj jest dodatkiem do wątpliwej jakości historii i trochę razi. Choć muszę przyznać, że widywałam gorzej narysowane mangi. Za to muszę pochwalić okładkę – jest po prostu śliczna i to ona zachęciła mnie do sięgnięcia po ten tytuł.
    Hanami wypuściło kilka mang josei, czytałam albo wszystkie, albo większość z nich. Do każdej miałam jakieś zastrzeżenia, ale żadna z nich nie wywołała we mnie tylu negatywnych emocji co Anagram. Nie polecam tej mangi nikomu. No chyba, że ktoś chce poczytać o użalającej się nad sobą, niedojrzałej kobiecie która absolutnie nie może się zdecydować, czego chce od życia. Wtedy droga wolna.
  • Avatar
    M
    Pazuzu 14.04.2013 20:31
    Boże, ale to głupie
    Komentarz do recenzji "Szkarłatny kwiat"
    Jeszcze główne opowiadanie to pół biedy, choć rozłożyła mnie wielkość oczu i permanentny zez Yukihiro. Ma sporo stron, spokojne tempo i choć realizmu w nim tyle, co kot napłakał to da się jeszcze przeczytać z jaką taką przyjemnością. O ile człowiek nie zacznie się zastanawiać nad logiką monologów naszych bohaterów. Wbrew wszystkiemu polubiłam Kazumę – jest ładnie narysowany (najładniej z wszystkich postaci przewijających się przez tomik) i w miarę spójny. Trochę za bardzo łzawy jak na Yakuzę, ale może być. Jakoś się sprawdzał.
    Inną bajką są dodatkowe historyjki… ujmę to tak, na pierwszej z nich dostałam padaczki śmiechowej. Na drugiej się poryczałam, bynajmniej nie ze wzruszenia. Obie skojarzyły mi się z niemieckimi pornolami – jak w nich fabułka jak gumka od majtek i tylko po to by para zeszła się w łóżku (albo poza nim, w końcu to porno), postacie byle jak naszkicowane (zapomnijcie o psychologii, jest niepotrzebna) do tego garść wzruszeń i wiadro naiwności. Dialogi są wybitnie kretyńskie (rozmowa między studentami na chwilę „przed” była szczytem), ciąg przyczynowo skutkowy powala głupotą („próbowałeś mnie zabić, ale kochałeś mojego ojca, więc ci wybaczam i chodźmy do łóżka” – litości), patos wylewa się z kadrów i wali pięścią między oczy – patrzcie jakie to wzruszające, jak wiele przeciwności musieli przejść by się zejść itp. itd.
    Rysunkowo jest nieźle – może poza wspomnianym wyżej zezem i kolorową ilustracją w środku, która skojarzyła mi się z shotą (a to kiepska rekomendacja), fabularnie natomiast… Za to muszę pochwalić tłumaczenie – potoczne, płynne, po prostu dobre (podejrzewam, że dobre wrażenie głównej historii zawdzięczam głównie jemu).
    Czy polecam? Sama nie wiem. Może jak ktoś lubi momenty, a nie ma odwagi obejrzeć normalnego hentaia? Bo nic innego nie przychodzi mi do głowy. No, chyba, że ktoś chce się pośmiać. Albo, jak ja, przekonać się, że znaczna część yaoiek nie jest warta funta kłaków. Przysięgam, po „Szkarłatnym Kwiecie” trochę potrwa zanim kupię następną mangę yaoi. Po prostu moja cierpliwość do gatunku poważnie się nadwyrężyła.
  • Avatar
    M
    Pazuzu 19.03.2013 21:26
    Starzeję się
    Komentarz do recenzji "Morfina"
    I, co najgorsze, robię się sentymentalna, bo „Morfina” całkiem mi się spodobała. Nie jest to dzieło wybitne, ale solidne i wcale nie tak bardzo emo jak się spodziewałam. Dylematy bohaterki, jej fatalizm nie wydały mi się tak bardzo naciągane jak podejrzewałam, po przeczytaniu recenzji, że będą. Nie drażniła mnie też jej pełna rezygnacji postawa. Wręcz przeciwnie – rozumiałam ją i nawet jej współczułam (a to u mnie rzadkość), a jej ambiwalentny stosunek do byłego chłopaka wydawał mi się naturalny i interesujący. Naprawdę byłam ciekawa jak się ich wzajemna relacja potoczy i muszę przyznać, że jej rozwój i kulminacja spodobały mi się. Były logiczne i naturalne. Ale, by nie popadać w zachwyt, muszę wlać trochę dziegciu do całego tego miodu – mimo wszystko całość była mocno naciągana i trochę zbytnio siląca się na wyciskanie łez oraz poruszanie czytelnikiem. Autorce chwilami zabrakło wyczucia i udany dramat kilka razy niebezpiecznie zbliżył się do melodramatu, a raz czy dwa razy nawet tą granicę przekroczył. Raziła też kreska, często gubiąca proporcje postaci (zwłaszcza na oddaleniach) oraz sprawiająca wrażenie uproszczonej. Tła były ubogie i nie rzucające się w oczy.
    Czy polecam „Morfinę”? Raczej tak, ale pod warunkiem odporności na tanie wyciskanie łez. Ja dałam 6/10 i jestem zadowolona z spędzonego z tym tytułem czasu. A jeszcze bardziej cieszy mnie to, że wypożyczyłam ją z biblioteki i nie musiałam, za nią płacić. Bo chyba jednak nie jest warta tak dużych pieniędzy.
  • Avatar
    M
    Pazuzu 19.03.2013 21:10
    Zaskoczenie
    Komentarz do recenzji "Zoo zimą"
    W odróżnieniu od recenzenta do „Zoo zimą” podeszłam bez większych nadziei. Po przejechaniu się na „Ratowniku” (komiksie wychwalanym, choć dla mnie co najwyżej przeciętnym) i „Księdze wiatru” (mandze bardzo średniej, chwilami wręcz słabej) nie dawałam pracy Jirou Taniguchiego większego kredytu zaufania – mówiąc krótko, spodziewałam się pozycji solidnej warsztatowo (choć bez przebłysków) i co najwyżej poprawnej pod względem fabularnym.
    I się rozczarowałam, bo „Zoo zimą” spodobało mi się bardziej niż wymienione wyżej tytuły razem wzięte. Nie wiem dla czego, ale wciągnęła mnie ta nudnawa, spokojna historia początkującego mangaki. Chyba się naprawdę zestarzałam, bo obiektywnie patrząc w tym komiksie nic się nie dzieje. Bohater chodzi, gada, rysuje, czasem wypije coś mocniejszego i tak naprawdę nic z tego nie wynika, a ja nie mogłam się oderwać. Było w tej zwyczajności coś ujmującego, przykuwającego uwagę, jakieś wrażenie (pewnie dzięki temu, że jest to produkt na poły autobiograficzny), że postacie naprawdę żyją i przeżywają realne problemy. I to mnie z szczętem ujęło. Nadal nie jest to manga wybitna, artystyczna i och, ach, ale bardzo solidne, by nie powiedzieć, po prostu dobre czytadło obyczajowe, z niegłupim i nie narzucającym się morałem.
    Polecam ludziom starszym, którym niestraszne jest ślimacze tempo wydarzeń i czytanie o niczym. A dla osób zainteresowanych jak wygląda praca mangaki od kuchni jest to pozycja wręcz obowiązkowa. Ja daję solidne 7/10 i pierwszy raz w najmniejszym nawet stopniu nie żałuję, że skusiłam się na dzieło Jirou Taniguchiego.
  • Avatar
    M
    Pazuzu 19.02.2013 22:24
    Jakuza zdrową tkanką narodu Japońskiego
    Komentarz do recenzji "Japan"
    Po przeczytaniu Japan doszłam do wniosku, że prawdzimymi facetami i najzdrowszą tkanką narodu Japońskiego (jak to się ładnie za poprzedniego ustroju powiadało) jest wytatułowany Jakuza. Im większy i bardziej karciasty (od karku) tym lepiej. Naprawdę, wszyscy inni to zdrajce i tchórze, a cały niedobry świat tylko czeka by biednym japońcom dobrać się do skóry. Aż im współczuję… A tak na serio. Japan to genialny przykład niezamierzonej komedii. Miało być ponuro, mroczno, patetycznie i z przesłaniem, a wyszło kiczowato, krwiście w stylu lat 90tych i VHS'ów i kretyńsko. Do licha jest nawet Chrystus (chwała Bogu nie tylko ja miałam takie skojarzenia) i nowy mesjasz, i gang motocyklowy, i dzielna kobieta (nawet dwie), i przemiana z mięczaka w prawdziwego twardziela, i przemowy, i Bóg raczy wiedzieć co jeszcze. I jak łatwo się dowiedzieć za dużo tego. Zabrakło wyczucia by zrobić z tego pożądny postapokaliptyczny komiks – mówiąc krócej autorzy przedobrzyli i zrobili parodię. I jako niezamierzoną komedię polecam.
    Inaczej, zwłaszcza jak zacząć się zastanawiać, to tytuł będzie zupełnie niestrawny. 4/10