Tanuki-Manga

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Manga

Umineko no Naku Koro ni Episode 1: Legend of the Golden Witch

Osiemnaście owieczek na wyspie odciętej od świata. Co zrobią, gdy pojawi się zły wilk? Sterta złota, rodzinne sekrety i brutalne morderstwa, czyli przepis na rozrywkę dla trochę większych dzieci.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: blue

Recenzja / Opis

Rodzina Ushiromiya to jeszcze jeden z tych obrzydliwie bogatych klanów, na dodatek będący w posiadaniu własnej wyspy – Rokkenjima, na której ma miejsce rodzinne spotkanie. Pod pozorem zacieśniania rodzinnych więzi dorośli członkowie rodziny chcą tak naprawdę rozstrzygnąć delikatną sprawę. A mianowicie: kto stanie się głową rodu po śmierci Kinzou Ushiromiyi (który, tak na marginesie, jeszcze żyje)? Na wyspie w sumie znalazło się osiemnaście osób: starsze pokolenie – sępy niecierpliwie wyczekujące spadku, dzieci – Maria, Jessica, Battler oraz George, służba, lekarz i sam Kinzou.

Nad wyspą rozpętuje się burza, która odcina ją od świata zewnętrznego. Te warunki pogodowe tworzą świetną „okazję”, a jak to mówią – okazja czyni złodzieja. Tym razem stworzyła mordercę. Nim jeszcze goście postawili stopy na wyspie, zaczęły się pojawiać niepomyślne znaki: uszkodzona naskalna świątynia, cisza zamiast krzyku mew. Zła aura nie mijała, czaiła się gdzieś, podsycana żywym w umysłach służby widmem Beatrice, legendarnej złotej wiedźmy Rokkenjimy, mającej ponoć służyć Kinzou od początków tworzenia jego prywatnego finansowego imperium. Pogłoski mówią, iż dała mu dziesięć ton złota. Jednak nic nie ma za darmo – Kinzou związał się z nią kontraktem, który musi zostać wypełniony. O tym właśnie cała familia dowiaduje się po kolacji, kiedy to najmłodsza członkini rodziny, Maria, odczytuje list, który – jak sama twierdzi – dostała od złotej wiedzmy Beatrice we własnej osobie. Nietrudno sobie wyobrazić reakcję zebranych na te słowa. Nie wierzą wprawdzie w bajkę o wiedźmie, ale treść listu sama w sobie jest niepokojąca i trudno ją ignorować. Przekazana wiadomość zachęca do rozwiązania epitafium, które widnieje pod portretem tajemniczej wiedźmy. Jeśli uda się odnaleźć złoto, Beatrice zrezygnuje ze swych praw do majątku, jednakże nim to się stanie, będzie ona sukcesywnie przejmować dobra rodziny. Wszyscy czują, że coś złego wisi w powietrzu, jednak w pełni zdają sobie sprawę z zagrożenia, gdy pojawiają się pierwsze trupy. Każda z tych zbrodni została dokonana w sposób niemalże niemożliwy dla człowieka, łączy je natomiast duże okrucieństwo i motywy okultystyczne. To nie są zwykłe zabójstwa, ale raczej ofiary z ludzi.

Fabuła z początkowej sielanki szybko i zgrabnie przechodzi w kryminał i horror. Jako kryminał tytuł się jak najbardziej sprawdza. Zmiany podejrzanego potrafią zaskakiwać, czuć też napięcie: kto i kiedy zginie? Częste zwroty akcji wcale mi nie przeszkadzały, gdyż zostały zręcznie zastosowane i co najważniejsze, elegancko rozmieszczone w poszczególnych tomach. Tytuł ten nie jest natomiast typowym horrorem. Zawiera jego elementy, które niewątpliwie miały przestraszyć pozostałych przy życiu bohaterów, a także czytelnika. To, czy takie coś może naprawdę przestraszyć współczesnego odbiorcę, to sprawa wątpliwa, zwłaszcza przy dzisiejszych sieczkowatych horrorach. Jednakże momentami, podczas czytania późno w nocy, ciarki potrafiły przejść mi po plecach. Liczba wątków pobocznych została zredukowana do niezbędnego minimum, co wyszło mandze na dobre, gdyż nic zbędnego nie zaciemnia głównego wątku, czyli czystego survivalu naszych owieczek. Najważniejsze pytania w tym momencie to: Kto zabija? Jak dokonuje tych mordów? I przede wszystkim – jak doczekać żywym krzyku mew i tym samym szansy ucieczki? Fabuła od pierwszego zmierzchu dostaje prawdziwego „kopa” i idzie wartko, rozwiązaniem zagadki zajmuje się cała rodzina, chociaż to Battler gra pierwsze skrzypce w tej potyczce z nieznanym wrogiem. Często stawia się on w sytuacji zabójcy i stara się odtworzyć jego tok rozumowania. Równocześnie robi, co może, by zapanować nad rozhisteryzowana rodziną, której członkowie kierując się naturalnym ludzkim odruchem, zaczynają podejrzewać siebie nawzajem

Pojawiające się symbole okultystyczne nie dziwią, skoro główna podejrzana nie jest człowiekiem, a głowa rodziny miała dość ekscentryczne, mroczne hobby. Zresztą morderca w miejscach zbrodni czy listach umieszcza dziwne znaki – talizmany, których znaczenie jest ważne dla lepszego zrozumienia zasad, do jakich się on stosuje.

Postaci, jak już wcześniej wspomniałam, nie jest mało, co zdecydowanie utrudnia lepsze ich poznanie, niemniej nie odbiera przyjemności czytania. Najważniejszą rolę odgrywa młodsze pokolenie rodziny Ushiromiya. Spośród nich najbardziej wyróżnia się Battler – domorosły detektyw, który mimo ponurych okoliczności nie traci naiwności i wiary w niewinność bliskich mu ludzi, nawet jeśli jest w tym trochę hipokryzji. Jego tok rozumowania z jednej strony wydawał mi się słuszny, jednak z drugiej strony można było w nim wyczuć desperację w łączeniu często sprzecznych faktów w logiczną całość.

Jego przeciwieństwo stanowi dziewięcioletnia Maria, której wiara w siły nadprzyrodzone jest aż za duża jak na jej wiek. Zazwyczaj w tym wieku dzieci za wszelka cenę chcą wydawać się bardziej dorosłe, a Maria zachowuje się czasem jak trzylatka zafascynowana wiedźmami do tego stopnia, że stają się one sensem jej życia. Można powiedzieć, że posiada fachową wiedzę w zakresie okultyzmu, która okazuje się niezbędna dla początkowego zrozumienia sytuacji, a także toku myślenia przestępcy. Nie mogłam polubić tej postaci, mam jednak dziwne przeczucie, że nie o to chodziło. Jej istnienie miało na celu podkreślenie mrocznej wymowy utworu – tym samym staje się ona jedną z ważniejszych postaci w tej odsłonie świata Umineko. Mnie bardziej denerwowała niż przerażała i cały czas miałam ochotę nią potrząsnąć, nawet jeśli jej zachowanie wynikało ze złych relacji z matką. Właśnie to popchnęło dziewczynkę do poszukiwaniu idealnej krainy, jej własnej utopii, co szło w parze z wyobcowaniem i brakiem zrozumienia nie tylko przez rówieśników, ale i przez najbliższych. Trochę mnie dziwił stosunek innych bohaterów do Marii – na wyspie szaleje morderca, a tuż pod ich nosem znajduje się dziewczynka, która zachowuje się, jakby została opętana. Rozumiem, że początkowo przymykano na to oko, ale ile można ignorować tak poważny symptom? Tylko Maria chodziła z radosna miną, mówiąc, że to Beatrice, jej ukochana Beatrice robi to wszystko. Nie przejmowała się widokiem kolejnych zwłok, które były dla niej po prostu ciekawostką. Ja się pytam, a gdzie te dziecinne ideały? Gdzie pojęcie granicy dobra i zła? Bo ta mała ma to kompletnie wypaczone, choć może ją tłumaczyć wiara, że później wszyscy zostaną wskrzeszeni przez wiedźmę, więc śmierć nie jest końcem.

Teraz parę słów o pozostałych postaciach. Dorośli są dumni, chciwi i dbają przede wszystkim o swoją prywatę, ale nawet oni w obliczu takiej tragedii są w stanie wykrzesać ogromne pokłady siły. Służba? Cóż, wierzą oni w Beatrice, ale żyją z przekonaniem, że są meblami, które nie maja prawa stać się ludźmi. W miarę rozwoju fabuły widać jednak, że w jednym z nich – Kanonie – narasta złość i niezgoda na to, co się dzieje. Zaczyna mieć dość bycia marionetką. O mordercy wiemy, że jest osobą inteligentną, lubiącą się bawić, dziecinną, która nie zna i nie rozumie słowa szacunek, ale ma potrzebę udowadniania swojej wyższości, co umożliwia Battlerowi podpuszczanie go.

Długo zastanawiałam się nad oceną jaką mogę wystawić grafice. Ostatecznie daję 6. Dlaczego miałam problem? Cóż, na pierwsze strony zareagowałam mniej więcej tak: „Co to za pokraki, gdzie projekty postaci znane z serii telewizyjnej?”. Jednak z czasem widać, że grafik zaczął lepiej radzić sobie z postaciami, choć zdarzały mu się ciągle pojedyncze kiksy. Raz nie mogłam po prostu napatrzeć się na rysunek danego bohatera: dynamika, idealne wycieniowanie, by dosłownie na następnej stronie znowu zobaczyć pokrzywione, paskudne rysy Za to rozmiary biustu płci pięknej na pewno miały umilić lekturę męskiej części odbiorców. Początkowo wydawało mi się, że jest tu zbyt dużo czerni, która ma na siłę nadawać mroczności utworowi i parę razy ocierała się o tandetę, po prostu wołając: jestem mangą z dreszczykiem! Z czasem jednak to uczucie minęło i poddałam się nastrojowi. W oczy rzuca się brak tła, które pojawia się rzadko i zazwyczaj nie wygląda ciekawie. Przeważnie ogranicza się do zarysów przedmiotów, choć parę razy artysta mnie zaskoczył, np. szczegółowo ukazując wnętrze gabinetu Kinzou, co było niezbędne, biorąc pod uwagę osobliwe wyposażenie tego pomieszczenia. Ten brak tła można wyjaśnić na dwa sposoby: pierwszy to goniące terminy, które kazały zmieścić się w czasie, natomiast drugi i według mnie bardziej prawdopodobny, to celowe założenie. Manga ma pokazać zachowania ludzi wobec tragedii, ich walkę o życie. Aby czytelnika nic nie rozpraszało i mógł skupić się na bohaterach, pominięto zbędne tło. Sama mimika postaci jest prawidłowo oddana, często nawet przerysowana, widać po nich rozpacz, złość, strach, furię. Przemoc nie jest łagodzona w żaden sposób, miejsca morderstw i ciała zostały narysowane bardzo szczegółowo i bez żadnej cenzury – pokazywane są na przykład zmasakrowane twarze. Jednak daleko tym rysunkom do realizmu, są one raczej fantazją, wizją rysownika, a nie studium ludzkiej fizjologii. To wszystko razem, poczynając od kolorystyki, a na ukazaniu przemocy skończywszy powoduje, że odradzam ten tytuł osobom zbyt wrażliwym.

Umineko no Naku Koro ni Episode 1: Legend of The Golden Witch nie rozwiązało dręczącej czytelnika zagadki, jednak nie to było celem tego tytułu. Miał on przedstawić czytelnikowi bohaterów, przynajmniej z imienia i nazwiska, a także pokazać relacje i zależności między nimi oraz konwencję świata przedstawionego. Zabawne jest dla mnie to, że chociaż historia tu zaprezentowana nie różni się od tego, co widziałam na ekranie telewizora, odebrałam ją zupełnie inaczej, zrobiła na mnie lepsze wrażenie. Ilość zjawisk nadprzyrodzonych jest znikoma więc to mamy do czynienia z niemal czystym gatunkowo kryminałem. Polecić go mogę wszystkim miłośnikom historii z dreszczykiem, z wieloma niewiadomymi. Osoby znające serial anime mogą potraktować ten tytuł jako ciekawostkę bądź przypomnienie. Wszystko to, co polubili w serii telewizyjnej, zostało zachowane, chociaż niestety pozostały również te same wady. Ci, którzy zastanawiają się nad zapoznaniem się ze światem Umineko, mogą zacząć swoją przygodę od tej mangi.

blue, 20 września 2011

Technikalia

Rodzaj
Wydawca (oryginalny): Square Enix
Autor: Kei Natsumi, Ryuukishi07

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Podyskutuj o Umineko no Naku Koro ni na forum Kotatsu Nieoficjalny pl