Rewolucja według Ludwika
Recenzja
Jak się okazuje król‑ojciec nie jest królem tylko z nazwy, gdyż knuje jak na prawdziwego władcę przystało. Podczas gdy Ludwik podróżuje w poszukiwaniu odpowiedniej żony, jego ojciec kombinuje, jakby tu pozbyć się niepokornego synalka, zamieniając go na lepszy model – a o ten akurat nietrudno, zwłaszcza kiedy ma się na boku kochankę i nieślubne dziecko. Chociaż wszyscy wokół, pomni Ludwiczkowego charakterku, doradzają królowi, by przemyślał decyzję, on uparcie trwa przy swoim postanowieniu. Naturalnie śliczniusi Juliusz (bo tak ma na imię przyrodni brat Ludwika) i jego niezbyt słodka mamusia Petronela, której bardzo źle z oczu patrzy, są zadowoleni z takiego obrotu sprawy i na wszelkie sposoby starają się przypodobać królowi. W tym czasie zupełnie nieświadomy intrygi Ludwik wraz z wiernym sługą Wilhelmem przemierza dalekie krainy tropem miseczek większych niż E, w poszukiwaniu kobiety idealnej…
Tym razem „miłosne” przygody głównego bohatera sponsoruje literka „W” jak „wieża”, gdyż aż dwie kandydatki do jego serca (chociaż lepiej pasowałoby łóżko) zamieszkują to cudo architektury obronnej. Pierwszą z nich jest Roszpunka – piękna, nieszczęśliwa i niewinna dziewi… wróć. Nieco egoistyczna, bardzo głodna i znerwicowana panna, będąca w toksycznym związku z niejakim księciem Silviem (takim tam pozbawionym charakteru maminsynkiem). Druga to Malena – księżniczka zamknięta za karę przez ojca na siedem długich lat. Cóż, dziewuszka miała pecha, bo zakochała się w niewłaściwym księciu. Przekonana, że to Ludwik jest jej ukochanym, wraz ze służącą podąża jego śladem, gdy tymczasem bohater otrzymuje propozycję poślubienia swojej kuzynki. I to bynajmniej nie jest koniec listy pięknych kandydatek na królową, ponieważ oprócz wyżej wspomnianych Lui spotka na swojej drodze niejaką Katherin (acz nie będzie wtedy do końca sobą) oraz dwie Albertiny, choć tylko jedna nich będzie prawdziwą arystokratką. Naturalnie nie zabraknie zboczonej wiedźmy Dorothei (tym razem w wersji meido) i zabójczego Czerwonego Kapturka!
W tomie drugim wspaniale widać, że Kaori Yuki ma znacznie lepszy pomysł na fabułę niż tylko odcinanie kuponów od twórczości braci Grimm. Oprócz podlanych czarnym humorem smutnych historii rozpuszczonych jak dziadowski bicz pannic, otrzymujemy także zalążek wątku głównego. Intryga króla‑ojca wydaje się czymś więcej niż tylko dodatkiem do miłosnych perypetii Ludwika. Patrząc zaś na księcia Ludwika i Petronelę, wyraźnie widać, że naszego uroczego utracjusza czeka trudna przeprawa. Zresztą końcówka tomu sugeruje, że dalsza podróż pełna będzie niebezpieczeństw dużo groźniejszych niż stadko nawiedzonych, psychopatycznych lub tylko głupich królewskich córeczek. Bowiem wszystko wskazuje na to, że wycieczka krajoznawcza (ze wskazaniem na okolice damskiej klatki piersiowej) powoli zmienia się w polowanie.
Po drugim tomie naszła mnie także pewna refleksja dotycząca żeńskiej obsady. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że wszystkie śliczne kandydatki na żonę zostały wycięte od jednej sztancy, ale kolejne historie udowadniają, że jest inaczej. Co prawda nie uświadczymy tu postaci o kryształowych sercach, ale też trudno uznać wykreowane przez autorkę księżniczki za całkowicie złe i zepsute. Owszem, trafiają się i takie, lecz większość bohaterek pod maską obojętności i twardą skorupą skrywa samotność oraz cierpienie. Życie arystokratki, nawet opływającej w luksusy, rzadko bywa usłane różami, acz w takim ujęciu z pewnością bliższe jest stanowi faktycznemu niż w baśniowych oryginałach. Jednak chwała mangaczce za to, że nie wpadła na pomysł, aby zrobić z Rewolucji według Ludwika dramat (co w przypadku Kaori Yuki wcale nie jest oczywiste), ponieważ ilość traum i makabry byłaby trudna do zniesienia. Natomiast wydumane problemy bogatych i pięknych ludzi znakomicie wypadają w groteskowym wydaniu – odpowiednio doprawione mroczną komedią.
Wydanie jak zwykle prezentuje się bardzo dobrze. Jakość druku i ogólne niezwykle pozytywne wrażenie, kiedy przegląda lub czyta się tomik świadczy o tym, jak profesjonalnie J.P.Fantastica podchodzi do tej publikacji. Jednak tym, co wzbudza mój absolutny zachwyt, jest naturalnie tłumaczenie, niesamowicie zabawne, pełne nawiązań i „kultowych” tekstów w stylu Bo to zła kobieta była…. Bogowie, tutaj nawet suchary i przedwieczne cytaty wykopane z dna oceanu idealnie pasują do przedstawionej sytuacji! Co więcej, będąc Polką, nie odczuwam dysonansu między tym, co widzę, a co słyszę – nic tu nie zgrzyta, nie jest zbyt współczesne lub hermetyczne. Poza tym w omawianej części pojawia się szalenie przydatny dodatek, a mianowicie Akademia braci Grimm, czyli krótkie streszczenia baśni, z których Kaori Yuki zaczerpnęła motywy. Użyteczny o tyle, że nie każdy zna twórczość Jakuba i Wilhelma Grimmów, a nawet jeśli, nie musi kojarzyć wszystkich ich utworów (ja na przykład dopiero z komiksu dowiedziałam się o istnieniu Dziewicy Maleny). O ile komiks ustrzegł się błędów w tekście, chochlik drukarski spłatał wydawnictwu dwa figle; po pierwsze, imię i nazwisko autorki na obwolucie jest praktycznie niewidoczne i trzeba mocno wytężyć wzrok, by dostrzec zarys szarych liter, niemalże całkowicie zlewających się z tłem. Tyle dobrze, że problem nie pojawia się na grzbiecie, gdzie literki są idealnie czarne. Druga usterka znajduje się na stronie 104, w kwestii wypowiadanej przez Dorotheę zlały się literki „i” oraz „e”, przez co wydaje się, że wiedźma mówi Poznaj moc wedźmej magii… zamiast wiedźmiej. Podobnie jak w tomie pierwszym, tak i tu nie zabrakło marginesów, numeracji stron ani spisu treści. Tomik kończy stopka redakcyjna, a kilka stron wcześniej znajdziecie krótkie posłowie mangaczki.
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | J.P.Fantastica | 4.2014 |
2 | Tom 2 | J.P.Fantastica | 8.2014 |
3 | Tom 3 | J.P.Fantastica | 1.2015 |
4 | Tom 4 | J.P.Fantastica | 4.2015 |