Usagi Yojimbo
Recenzja
Na okładce Kręgów – szóstego tom serii Usagi Yojimbo – wita nas szczerzący się, jasnozielony Jei. Niestety, przy całym talencie Stana Sakai, autor ten nie radzi sobie najlepiej z kolorowymi ilustracjami, czego efektem są okładki takie jak recenzowanego tomu. Oczywiście „nie radzi sobie najlepiej” to rzecz względna; „porażki” Stana Sakai byłyby sukcesem niejednego pośledniejszego rysownika.
No cóż, okładka okładką, dalej jest już zdecydowanie lepiej. Tomik tradycyjnie otwiera przedmowa, tym razem autorstwa Jeffa Smitha, amerykańskiego twórcy komiksów (za oceanem popularnego i wielokrotnie nagradzanego, u nas raczej nieznanego). Również tradycyjnie Jeff Smith chwali Stana Sakai, tym razem za sprawność w wykorzystaniu motywu „powrotu do domu”. Chyba trochę na wyrost, bo akurat 6. tom, jakkolwiek solidny, nie prezentuje jednak najwyższego poziomu – ot, przyzwoite dzieło znakomitego twórcy.
O ile poprzedni tom nawiązywał do japońskich zwyczajów i popkultury, w Kręgach autor sięgnął do mitologii i religii, zapełniając karty komiksu duchami, upiorami i diabłami. Temat ów jednak nie został potraktowany zbyt poważnie, a youkai posłużyły za paliwo do niezbyt skomplikowanych historyjek przygodowych z elementami grozy. Taki charakter noszą Most i Yurei; w Córce księcia Stan Sakai już zupełnie popuścił wodzy fantazji i dostajemy zjawy, potwory morskie, diabły w ilości kilkudziesięciu tysięcy sztuk i na koniec księżniczkę do uratowania. Niezbyt to może pasuje do w sumie dosyć poważnej serii, ale ma o tyle usprawiedliwienie, że ostatecznie okazuje się baśnią opowiadaną dzieciom przez Usagiego.
W opozycji do w miarę lekkich historii o duchach pozostaje Pojedynek – realistyczny, krótki (dwadzieścia stron), ale bardzo sprawnie napisany rozdział. Autor zazwyczaj pomija konsekwencje szermierczych sukcesów głównego bohatera – ot, przeciwnik ginie, koniec historii. W Pojedynku te konsekwencje zostały ukazane w całej ponurej okazałości, uwidaczniając przy okazji ciekawą skazę charakteru Usagiego – pewną bezrefleksyjność. Albowiem bohater owszem, niechętny jest walce i zabijaniu, ale gdy przyjdzie już co do czego, nie widać po nim wyrzutów sumienia i raczej nie zaprząta sobie głowy rosnącym licznikiem trupów.
W ostatniej opowieści, tytułowych Kręgach, Stan Sakai rozgrywa właśnie ów wspomniany na wstępie motyw „powrotu do domu”. Po latach tułaczki Usagi dochodzi do wniosku, że raczej nic mu już nie grozi ze strony Hikiji (o zemście na zabójcy swego pana nasz bohater już raczej nie myśli – jeszcze jedna oznaka postępującej przemiany), postanawia więc wrócić do rodzinnej wioski i osiąść w niej już na stałe. Oczywiście nie okazuje się to takie proste. Na Usagiego czekają stare nierozwiązane problemy osobiste, a jakby tego było mało, w ślad za bohaterem podąża nowy, bardzo groźny wróg – obłąkany włócznik Jei. Kręgi cierpią na podobny problem jak Samotny Cap i Koźlę w poprzednim tomie. Autor miał dobry pomysł, ale na zbyt małej ilości stron spróbował upchać zbyt wiele – wątek obyczajowy, rozbójników, Jeia, mistrza Katsuichiego i problem szkoły Dogora… W nowszych, grubszych tomikach wychodzi to całkiem nieźle, w nieco starszych Kręgach – nie tak dobrze.
Ostatnie tomy Usagiego z wydawnictwa Mandragora prezentowały już poziom w niczym nie odbiegający od późniejszych tomików wydawanych przez Egmont. Tak do strony redakcyjnej, jak i technicznej wydania nie mam prawie żadnych zastrzeżeń – w swojej klasie jest bardzo dobre, w zupełności warte 16,90 zł, jakie w 2005 r. za nie zapłaciłem. Przy dokładnej lekturze na potrzeby recenzji udało mi się znaleźć kilka nieprzetłumaczonych onomatopei, ale czytelnikowi niezwracającemu uwagi na takie drobiazgi nie powinno to przeszkadzać.
Ostatnia strona tomiku przeznaczona została na zapowiedź siódmego, a zarazem ostatniego wydanego przez Mandragorę tomu z cyklu o Usagim.