Akira
Recenzja
Tokio, rok 2019. Świat powoli podnosi się ze zniszczeń wywołanych trzecią wojną światową, a w stolicy Japonii trwają przygotowania do igrzysk olimpijskich. Wydaje się zresztą, że miasto wyszło z wojennej zawieruchy obronną ręką – o przeszłości przypomina głównie wielki krater, natomiast większym problemem wydaje się stan gospodarki i społeczeństwa. Na tle tego świata poznajemy grupkę nastolatków powiązanych przynależnością do gangu motocyklowego. Nieszczęśni, nie wiedzą jeszcze, że przyjdzie im drogo zapłacić za beztroskie zabawy na tokijskich ulicach…
Przedstawienie fabuły tomików Akiry, jakkolwiek oczywiście możliwe, napotyka na zgotowaną przez polskiego wydawcę przeszkodę – otóż JPF podzielił zawartość sześciu oryginalnych tomów na dziewiętnaście, przy okazji rozrywając fabularną spójność poszczególnych części. Znakomicie widać to właśnie w pierwszym tomie, którego ostatnia strona ewidentnie rozpoczyna nowy wątek. Dla kogoś, kto ma wszystkie części, nie jest to problem, ale przypuszczam, że swego czasu musiało być nielicho irytujące. Fabuła pierwszego tomu polskiego wydania skupia się na dwóch epizodach. Pierwszym z nich jest tytułowy Wypadek Tetsuo, czyli zderzenie jadącego na motocyklu Tetsuo z tajemniczą osobą – ni to dzieckiem, ni to staruszkiem. Tajemnicza osoba po chwili znika bez śladu, ale dla Tetsuo wypadek kończy się pobytem w szpitalu i początkiem naprawdę poważnych kłopotów. Drugi wątek dotyczy poznania przez przywódcę gangu, Kanedę, grupy dysydentów i spotkania z tajemniczą osobą, która spowodowała wypadek: należącym do armii esperem o imieniu Takashi. Na skutek działań dysydentów, chcących przejąć Takashiego, armii chcącej go odzyskać i Kanedy, który chce mu zwyczajnie nakopać, dochodzi do prawdziwej bitwy, z której jednak udaje się umknąć zarówno dysydentom, jak i Kanedzie. Od scenariusza jednak uciec się nie da…
Pomiędzy owymi epizodami poznajemy codzienne życie bohaterów (głównie szkołę) i początek rozgrywek politycznych związanych z programem wyszukiwania i kontrolowania esperów. Co ciekawe, przedstawione wyżej wydarzenia obejmują około jednej trzeciej fabuły adaptacji filmowej. Najwyraźniej Katsuhiro Otomo wziął sobie do serca pojawiające się niekiedy głosy o zbyt rozwleczonej fabule komiksu i solidnie ją skrócił, moim zdaniem bez większej szkody dla adaptacji.
Wypadek Tetsuo wydany został bez fajerwerków, ale solidnie i bez większych błędów. Pierwsze wrażenie niestety nie jest najlepsze – ciemna i niewyraźna ilustracja na okładce nie budzi zachwytu. Niestety, jest ona dziełem polskiego wydawcy, który wzorem TM‑Semic i serii Top Manga, na okładkę wrzucił losowy kadr z mangi, co było zabiegiem nieuniknionym po podzieleniu oryginalnych tomów. Dalej, cóż, też nie jest za dobrze – mianowicie dostajemy osiem kolorowych stron (w 1999 r. niebywały luksus), szkoda tylko, że wydrukowanych na zwykłym żółtym papierze… Na szczęście to, co naprawdę istotne w wydaniu, czyli sam komiks, prezentuje się bardzo dobrze. Uznanie budzi zastosowany przez JPF format B5 – to już naprawdę spory kawałek papieru, pozwalający zarówno na wygodną lekturę, jak i na zastosowanie wszystkich zabiegów poligraficznych sprawiających, że z drukarni wychodzi „normalny” komiks. Z błędów, oprócz tych nieszczęsnych okładek, irytuje brak numeracji stron – tym bardziej, że miejsca na cyferki było pod dostatkiem. Do pozostałych elementów nie mam zastrzeżeń; gruby, matowy papier z wiekiem nieco pożółkł, ale w żaden sposób nie przeszkadza to w czytaniu, tekturowa okładka nieco gorzej wytrzymała próbę czasu, i mimo że komiks przechowywany był w dobrych warunkach, zaczęła się nieco strzępić. Na uwagę zasługuje fakt, że mimo lustrzanego odbicia treści (Akirę czytamy od lewej do prawej) nie widać żadnych związanych z tym problemów, z wyjątkiem rzecz jasna powszechnej leworęczności, na którą jednak dosyć szybko przestaje się zwracać uwagę.
Tłumaczenie Rafała Rzepki trudno mi ocenić bez znajomości oryginału. Porównując je z tłumaczeniem z wydania amerykańskiego, widać istotne różnice – ale które jest wierniejsze, tego nie potrafię stwierdzić. Zastrzeżenie za to mam do stylistyki: język, jakim posługują się bohaterowie, nieszczególnie przystaje do ich środowiska i zachowania (przypominam – nastolatków z marginesu społecznego). Jedno „kuźwa” na początku tomiku wywołuje pobłażliwy uśmiech – grzeczna ta młodzież, chociaż niby takie łobuzy! Omawiając przekład, warto zwrócić uwagę na przetłumaczenie wszystkich onomatopei i większości napisów, co ciekawe poprzez zastąpienie oryginałów, a nie przez proste nałożenie tekstu czy też wydrukowanie obok, jak to jest obecnie praktykowane. Większy niż w innych mangach format wyeliminował problemy związane ze zbyt małą czy ściśniętą czcionką (powszechne niestety w ostatnich mangach z JPF), i chociaż można mieć zastrzeżenia do estetyki rozmieszczenia tekstu w dymkach, to w gruncie rzeczy jest to drobiazg. Innych problemów z redakcją czy korektą nie zauważyłem.
Zaryzykuję przypuszczenie, że gdyby premiera Akiry nastąpiła kilka lat później, komiks ten zostałby wydany w serii JPF Deluxe; jakością wydania pierwszy tom nie ustępuje, a miejscami nawet przewyższa o trzy lata późniejszą mangę Ghost in the Shell. Zbliża się Gwiazdka, i kto wie, może kompletne wydanie Akiry byłoby niezłym prezentem dla osoby, dla której liczy się także jakość wydania komiksu?