Akira
Recenzja
Jak można było się spodziewać, próba pokazania kto tu rządzi kończy się porażką Kanedy i jego sojuszników. Tetsuo jednak też solidnie obrywa i zapewne manga w ten czy inny sposób skończyłaby się w tym miejscu, gdyby nie interwencja armii, która zgarnia całe towarzystwo i mimo wszystko zapewnia potrzebującym podstawową pomoc medyczną.
Po dosyć burzliwym tomie 3, w Planie starca akcja wyraźnie zwalnia. Nieco więcej stron poświęconych zostaje na politykę, dzięki czemu dowiadujemy się, że za poznanymi wcześniej dysydentami stoi również esper, mianowicie oznaczona numerem 19 Miyako. Główni bohaterowie – Kaneda, Kei i Tetsuo – trafiają w opiekuńcze ramiona wojska, co przynajmniej na jakiś czas zmusza ich do porzucenia dotychczasowych planów. „Na jakiś czas” w tym przypadku oznacza jednak „na kilkadziesiąt stron” – już w jednej trzeciej tomu walka wybucha na nowo. Tym razem jednak inicjatorami są nie Tetsuo czy Kaneda, a troje wojskowych esperów, którym najwyraźniej znudziła się rola biernych obserwatorów…
W czwartym tomie polskiego wydania fabuły mangi i adaptacji filmowej rozchodzą się już całkowicie. W filmie pojawiają się jeszcze niektóre rekwizyty (np. działko laserowe Kanedy czy peleryna Tetsuo) z pierwowzoru, ale dalsze wydarzenia w mandze pójdą już zupełnie innym torem. A trzeba podkreślić, że to jeszcze początek serii; jeżeli komuś świat i postacie Akiry przypadły do gustu, komiks powinien dostarczyć mu więcej rozrywki, aniżeli film.
Wydanie Planu starca jakością jest bardzo zbliżone do poprzedniego tomu, z jednym istotnym wyjątkiem – na początku otrzymujemy siedem kolorowych stron. Cztery z nich zostały poświęcone na streszczenie dotychczasowej fabuły i bardzo skrótowe przedstawienie postaci, pozostałe trzy to już sam komiks. Osobom zaciekawionym, skąd akurat w 4. tomie taki bonus wyjaśniam, że z oryginału – polski Plan starca zawiera początek japońskiego 2. tomu, ten zaś (jak zresztą wszystkie tomy oryginalnego wydania) rozpoczynał się kolorem. Inaczej niż w 1. tomie, kolorowe strony wydane zostały na dobrym kredowym papierze, coraz bardziej zbliżając Akirę do serii JPF Deluxe. Dosyć udaną obwolutę ozdabiają Kaneda z działkiem laserowym i wyjątkowo mroczny (że mu ledwie twarz widać) Tetsuo. Dodatków zbyt wiele nie znajdziemy – trzy strony reklam, jakiś tekst po japońsku (zapewne streszczenie 3. tomu) i apel wydawnictwa o wzięcie udziału w ankiecie.
Pewne zastrzeżenia można mieć do strony redakcyjnej wydania. Wydawałoby się, że po trzech tomach wydawnictwo będzie potrafiło prawidłowo wstawiać tekst w dymki, ale nic z tego – mimo że miejsca nie brakuje, nadal są z tym problemy. W niektórych kadrach wypowiadane przez bohaterów kwestie nie bardzo odpowiadają sytuacji – trudno jednak powiedzieć, czy to wina tłumacza, przestawienia dymków, czy może niezręczności w oryginale. Na stronie 26. aż prosi się o wytłumaczenie w przypisie, kim był Leibniz i co to takiego ta „harmonie preetabile”; zaserwowane przez wydawcę wyjaśnienie (cytując w całości: „préétabile/leibnitz/monado/yoteichouwa”) raczej nic nikomu nie powie… Nie są to może błędy tego kalibru, co spotykane we współcześnie wydanych mangach, ale jednak irytują, tym bardziej, że przynajmniej części z nich można było uniknąć.